środa, 27 kwietnia 2016

Od Jeff'a cd. Sakura

Patrzyłem jak ogromna bestia wchodzi na polanę. Musiałem przyznać, że zawsze fascynowały mnie te ogromne stworzenia. Były duże, piękne i silne, posiadały praktycznie wszystko. Mutant, zaczaił się na wielobendra, co wyglądało dosyć śmiesznie, jakby kot bawił się z myszką. Ruszył. Najpierw powoli, by po chwili rozpędzić się i stratować wszystko co znalazło się na jego drodze. Patrzyłem zafascynowany jak ciało wielobendra zostaje rozerwane na strzępy. Do jego wnętrza dostał się jad, a ciało wypalało się od środka z sekundy na sekundę. Po skończonym posiłku, a raczej zabawie, stworzenie skierowało swój wzrok na nas. Miałem nadzieję, że nie wyglądamy zbyt smakowicie, i chyba miałem racje, bo odwrócił się. Odetchnąłem z ulgą, ale wtedy stało się coś czego nie przewidziałem.
- Kuro? - warknąłem i patrzyłem z wielkimi oczyma, jak ogar zbliża się do czarnej kupy futra.
- Nienawidzę tego sierściucha - warknąłem i odsunąłem os siebie Sakurę - zaraz wracam nie ruszaj się - pogłaskałem ją lekko po policzku.
- Ale...!
- Nie ma żadnego "ale". Jak się stąd ruszysz, to się obrażę - uśmiechnąłem się lekko i pognałem w stronę kota. Ukryłem się w krzakach, tak, by potwór nie zobaczył mnie od razu. Chciałem chyba po prostu mieć nikłą nadzieję, że zaraz się odwróci i odpuści, ale na to się nie zapowiadało. Wziąłem w dłoń większy kamień i rzuciłem nim w cielsko ogara. Zdezorientowany spojrzał na mnie, a po chwili wydał ryk, który raczej nie znaczył nic dobrego. Chwyciłem kota za sierść i nie zastanawiając się dłużej pognałem co sił przed siebie, całkiem w inna stronę niż znajdowała się Sakura. Na szczęście, mutant pobiegł za mną, więc dziewczyna miała trochę czasu na wzięcie nóg za pas i ucieczkę stąd. Spróbowałem obliczyć ile ma czasu, zanim stworzenie nie rozszarpie mnie na kawałki i nie zawróci, ale trudno jest obliczać i równocześnie uciekać, więc skupiłem się bardziej na tym drugim. Gdzie byłbym bezpieczny... Woda! Ogary na pewno nie lubią wody! Tylko morze jest tak chol*rnie daleko, a mi zaczyna brakować sił. Ale czego się nie robi, żeby przeżyć! No już Jeff, rusz dupsko i do boju! Biegłem dobre 10minut, na najwyższych obrotach, aż w końcu zobaczyłem z daleka upragnioną plaże, a za nią ocean. Pewnie i tam nie będę do końca bezpieczny, albo zje mnie jakiś morski potwór, albo zamarznę, gdyż woda jeszcze się dobrze nie ociepliła. Ewentualnie utonę z wyczerpania. Żadna opcja mi się zbytnio nie podobała, więc miałem nadzieję, że mutant szybko odpuści. Wbiegłem szybko do wody z kotem trzymającym się kurczowo mojego ramienia. Zadziałało, potów został na brzegu rycząc wściekle. Mijały jednak minuty, a on nie odpuszczał i chodził w tę i z powrotem.
- Idź już sobie ty wielka kupo... Czegoś tam - warknąłem, czując jak moje ciało, powoli łapią drgawki. A żeby było śmieszniej, ogar zatrzymał się, wziął oddech o po chwili zobaczyłem jak zbliża się do mnie potężna kula ognia. Super. Lepiej być nie mogło. Zanurkowałem najgłębiej jak się w tym krótkim czasie dało, jednak i tak odczułem poparzenia na skórze. Wypłynąłem na powierzchnię i syknąłem z bólu. Bardzo bolało mnie ramię, byłem wyczerpany, ale przecież trzeba też znaleźć dobre strony, przynajmniej było mi ciepło!
< Sakura? Brak weny .-. )

Od Jamesa c.d Nei

Szedłem spokojnie przez las. Oczywiście Echo towarzyszyła mi. Mieliśmy iść na polowanie. Trochę świeżego mięsa się przyda. Z głodu nie umieramy, ale nigdy jedzenia nie jest za dużo. Nagle przed nas wyskoczyła jakaś dziewczyna. Nie to, że się jej przestraszyłem, ale jak ktoś wyskakuje nie wiadomo skąd, to mam prawo się przestraszać. Echo też wyglądała na zdziwioną. Postać wyciągnęła nóż. Sytuacja nie była za bardzo niebezpieczna. Nas jest dwoje, a ona jedna.
- Uważaj, bo się tym skrzywdzisz... - mruknąłem - Nie umiesz się normalnie przywitać?
Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną. Nie zaprzeczę, czasem nie jestem miły.
- Jestem James - wyciągnąłem do niej rękę na przywitanie.
Nie miałem wrogich zamiarów, Echo prawdopodobnie też. W razie, gdyby ona nas zaatakowała, będziemy musieli walczyć. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
<Nei?>

Od Jamesa c.d Echo

- Cieszę się, że nic ci nie jest - uśmiechnąłem się i podałem kubek.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziała dziewczyna. Echo była już spokojniejsza. Widziałem to po jej oczach. Nie mogłem sobie wyobrazić, co by było, gdybym przyszedł później. Na szczęście nic jej nie jest. Spojrzałem na notatnik, który miała ze sobą dziewczyna.
- Mogę zobaczyć? - zapytałem biorąc go do ręki.
- No dobrze... - zgodziła się. Zajrzałem do zeszytu.
- Bardzo ładne - przyznałem. Prace Echo były śliczne i staranne. - Ja również lubię rysować, ale nie miałem na razie czasu.
- Dziękuję - powiedziała dumnie. Chciałem ją w jakiś sposób pocieszyć.
- Może jesteś głodna? - wstałem z kanapy. - Z chęcią przygotuję coś do jedzenia. Co powiesz na jakieś mięso?
- W sumie mogłabym coś zjeść...
- Posiedź tutaj, ja zajmę się resztą - zapewniłem i ruszyłem w stronę "kuchni". Wyjąłem trochę przypraw i wyszedłem na chwilę na dwór. Jakoś muszę załatwić mięso. Na szczęście jakieś zwierze złapało się w jedną z moich pułapek. Dobiłem je i wróciłem do domu. Echo siedziała na kanapie. Roznieciłem ognisko i z powrotem usiadłem obok dziewczyny.
- Jestem strasznie głodny... - mruknąłem - Czemu pieczenie zawsze trwa tak długo?!
<Echo? >

wtorek, 26 kwietnia 2016

Od Nei

Chodziłam gdzieś w lesie. Było cicho i jak na razie spokojnie. Nic jeszcze nie spaliłam, a moja dusza była spokojna. Reik był zajęty, więc mogę pobyć sama.
Nie wiedząc doszłam do punktu wyjścia. Stałam przed jakimś domem. To nie był mój dom. Po chwili zobaczyłam jakąś dziewczynę z facetem. Natychmiast zaczęłam ich śledzić. Nie słyszeli mnie, a bynajmniej tak mi się wydawało. Skoczyłam przed nimi z kapturem na głowie i sztyletami w rękach. Nie odzywałam się i jak na razie nie będę.

(Echo albo James?)

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Od Kimberly - Cd. Zero

Zerknęłam na siwego mężczyznę, biorąc kolejną łyżkę zupy do buzi. To co działo się dookoła, jakoś nie za bardzo mnie obchodziło, gdyż byłam zajęta trawieniem jego słów. Wtedy przeniosłam wzrok na Zera, który akurat trzymał się za głowę. Przełknęłam to co miałam w ustach, po czym odstawiłam pusty kawałek, trochę dalej.
- Co to miało znaczyć? -zapytałam cicho.
- Na pewno nie kłamał - powiedział staruszek.
Zero zerknął na mnie spomiędzy palców, jakby chciał mi coś powiedzieć. Już ja znałam ten wzrok za dobrze, on znowu myśli, że ja nie pójdę z nim tam, to się grubo myli. Pochyliłam się do tyłu, opierając plecy na krześle.
- Idę z tobą - stwierdziłam.
- Kim, wiesz co o tym sądzę - odpowiedział cicho, łapiąc mnie za rękę.
Mój wzrok znowu spoczął na starszym mężczyznie, który właśnie wtedy, dotykał mojego ramienia, z dość dziwnym wyrazem twarzy. Po chwili usiadł jednak wyprostowany i popatrzył na Zera.
- Siłę w rękach to dziewczę ma - szepną - i zwycięstwo pewnie da...
- Popieram! - odparłam szybko - chociaż jeszcze wierzy w moją nadprzyrodzoną siłę - zaśmiałam się.
- Sam nie wiem... - jęknął Zero.
Chwyciłam go mocniej za rękę, uśmiechając się przy tym wesoło. Ten popatrzył na mnie błagalnie, jakby prosił bym tego nie robiła, lecz ja wiedziałam czego chcę. Musiałam z nim jechać, musiałam wiedzieć ze wszystko jest dobrze. Ten westchnął cicho, by po chwili wrócić do spożywania mlecznej zupy. Rozejrzałam się wtedy bardziej po sali, było tam wiele różnorodnych osób. Od młodzieży, po dzieci, dorosłych i tych zupełnie starszych. Czyli tyle lat minęło od tej katastrofy? Już parę pokoleń zdążyło zamieszkać te tereny. Gdy ukochany przeze mnie brunet, zakończył jedzenie, znowu na mnie spojrzał, wtedy nie wytrzymałam. Wstałam i popatrzyłam na niego.
- Ty we mnie wątpisz - powiedziałam - no nie spodziewałam się! Widzisz te mięśnie? To sama siła, nie skóra i kości, nie, nie, nie. Jeszcze byś się zdziwił co te muły potrafią.
- Przegięłaś - odparł ze śmiechem, wstając.
Usłyszałam głośny pisk, ktoś ewidentnie dusił się ze śmiechu. Spojrzałam w tamtą stronę, a moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna, która zabiła zwiadowcę. Nagle poczułam, że silne ramiona Zera odrywają moje nogi od podłogi.
- Puszczaj mnie!
Ten tylko przyśpieszył kroku i postawił mnie dopiero, po tym jak wyszliśmy z jadalni. Uniemożliwił mi ucieczkę, przygniatając delikatnie do ściany, by już po chwili zapytać:
- Po co ty to robisz?
- Jadę i tyle - jęknęłam.
- Kimi prosiłem cię...
Owinęłam go rękoma, po czym wtuliłam mocno w jego tors.
- Proszę cię... Ja chcę wiedzieć co się dzieję,,, Nie chce siedzieć tak jak wtedy z poparzeńcami... - jęknęłam.
<Zero?>

niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Zera - Cd. Kimberly

  Przybrałem swój "naturalny", neutralny wyraz twarzy i kiwnąłem głową na przywitanie zebranym. Jakieś dzieci weszły na ławkę, dziko machać rączkami w stronę moją oraz Kimberly. Przez to spotkały się z burą od rodziców, co uważałem za kompletną głupotę. Przecież to dobrze, że maluchy wiedziały co to szacunek, lecz bez krzty strachu potrafiły się przywitać z dowódcą. Tak powinien postępować każdy, ale oczywiście woleli chować urazę i brnąć dalej przez życie, mając na ogonie "tego złego". Nie cierpiałem takich osób, przyprawiały mnie o zniesmaczenie. Ruszyłem wraz z moją ukochaną do jedynego wolnego stolika, gdzie czekał już starszy ode mnie mężczyzna, energicznie stukając łyżeczką o filiżankę. Im bliżej byłem, tym mogłem ujrzeć więcej szczegółów jegomościa, do pewnego czasu jedynego zaufanego. Laurenty, bo tak właśnie miał na imię, należał do starszyzny. Siwy staruszek, którego twarz zawsze zdobił tęskny uśmiech. Przeżył tę całą masakrę, nie wyściubiając nosa z więzienia, aż do czasu przybycia na ziemię Grupy Alpha- pierwszej fali. Fali, w której szeregach znajdował się mój opiekun. Odsunąłem krzesło, na którym zasiadła Kimberly, wciąż spoglądająca na brodatego dziadka.
- Jedz, dziecko- odezwał się do niej, jednocześnie przysuwając miseczkę z płatkami śniadaniowymi- Nie wiem czy je lubisz, ale dzisiaj mieli tylko to i kanapki z rybą. 
- Dziękuję...
- A ty- tu zwrócił się do mnie- musisz dołączyć do oddziału na północy. W kościach czuję, że jest źle. Czeka nas wojna, mój chłopcze.
Usiadłem, opierając ręce o stół.
- Wiesz, że stary Laurenty nigdy się nie myli w takich sprawach- kontynuował.- Cienie się zbliżają, dzicy wychodzą z kryjówek, zwierzęta strzygą uszami i czmychają tam, gdzie jest bezpiecznie. Wojna, Zero...
- Nie wierzę, że Sakura mogłaby być aż tak głupia i rzucać nam wyzwanie. Ta dziewczyna ma wszystkie klepki na miejscu. Już prędzej ja...
Drzwi otworzyły się z hukiem, zwiadowca wpadł do pomieszczenia cały blady na twarzy.
- Śnieżni na wschodzie!- wrzasnął, by potem paść martwy na podłogę.
A kto stał za jego śmiercią? Czarnowłosa, drobna dziewczyna pochyliła się nad trupem, w buzi mając jeszcze kawałek kanapki.
- Amij ie, jem...- wybuczała, wracając na swoje miejsce.
Wtedy też zaliczyłem przysłowiowego facepalma. Wariatka, trup, Śnieżni... Czy to śniadanie może być jeszcze ciekawsze?

<Kim? A tu mnie głupawka wzięła. Tene wyautowała krzykacza :')>

Od Leona - Cd. Katherine

  Czy powiedziałbym jej o tym, gdzie zmierzałem? I tak by tego nie pojęła, nie pojęłaby mojej logiki, więc wolałem milczeć. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jak powtarza po raz kolejny to samo pytanie- Gdzie idziemy?- zaś widok lekkich zmarszczek, które pojawiły się na jej czole jedynie dodał uroku całej tej sytuacji.
- Daleko- odparłem po chwili.- Więcej nie powiem. A teraz cichutko, bo jeszcze dzicy nas usłyszą.
W odpowiedzi jedynie pokiwała głową. To prawda. Centrum było miejscem, w którym znajdowało się największe ze skupisk "jaskiniowców", a ja nie miałem aktualnie humoru ani ochoty na walkę z nimi. Chciałem tylko w spokoju dojść do, chyba, jedynego miejsca wolnego od tego całego syfu przyniesionego przez apokalipsę. Tego, w którym człowiek tak naprawdę może zaznać spokoju, odprężyć się, zapomnieć o wszystkim. Przybliżyłem dziewczynę bliżej siebie, mocniej ją trzymając i wtedy też przeskoczyłem przez sporą kupę gruzu. Lądując na bruku, wzbiłem sporą chmurę pyłu, popiołu i Bóg sam jeden nie wie czego jeszcze. Na samą myśl o tym, że mogły to być pozostałości ludzkie, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jednak brnąłem dalej, zapuszczając się w głąb tego, co jeszcze niedawno ochrzczono mianem metropolii. Jeszcze kawałek...
- Zamknij oczka- wyszeptałem.
Przeszedłem przez wyrwę w ścianie zdezelowanego bloku, kiedy doszedł mnie zapach jesieni. Słońca chowającego się za horyzontem, wysuszonych liści, grzybów, starej trawy... Ostatni krok, a raczej zeskoczenie z resztek okna i... Postawiłem ciemnowłosą istotkę.
- Już mogę otworzyć?- zapytała ze zniecierpliwieniem.
Objąłem ją od tyłu, ponownie zmniejszając dystans dzielący nasze ciała. Mruknąłem w odpowiedzi, uśmiechając się nieznacznie. Oto staliśmy na łące. Terenie ogrodzonym białym, obdrapanym płotkiem, który chronił to miejsce przed intruzami. Po prawej las, szum poruszających się gałęzi drzew, po lewej coś zupełnie innego- niewielki domek z bali. Jakoby nietknięty przez czas, zupełnie nieświadomy tego, co działo się wokół.
- Katherine...- zacząłem cicho- Jeśli się zgodzisz... Jeśli mnie pokochasz... Jeśli to wszystko. Ten bałagan końca zostanie uprzątnięty... Obiecuję, że tu zamieszkamy. W tamtym domku. Tylko my, nikt więcej. Przysięgam ci to...

<Kath? Diam... Musiałam. Nie bij ;-;>

Od Sakury Cd Jeff

Popatrzyłam na chłopaka i uśmiechnęłam się delikatnie. To miejsce na prawdę zapierało dech w piersi. Ten spokój zwierząt, przypominał mi dawne czasu, gdy Ziemia była jeszcze bezpieczna i pełna śmiechu ludzi na ulicach. Zajęłam miejsce obok Jeffa i spojrzałam w dal. W tamtej chwili przypomniało mi się pytanie chłopaka.
- Czy mi się podoba? - powtórzyłam pytanie.
Oparłam się o tors ukochanego i chwyciłam go delikatnie za rękę, splatając nasze palce.
- To miejsce jest przepiękne - szepnęłam.
Poczułam jak Jeff mnie obejmuje i mocniej przytula. Tutaj było tak inaczej, niż u nas w mieście. Panowała tutaj taka harmonia, mimo tak wielu gatunków, przeróżnych mutantów. A w Brooklynie? Ludzie mimo swojego podobieństwa i tak myśleli tylko o wylewie krwi, podbiciu kolejnych terenów. Zwierzęta były bardziej ludzkie, od przedstawicieli ludzkiego gatunku, to prawie niemożliwe. Kto by pomyślał, że przez parę lat świat zmieni się nie do poznania i, że to właśnie ludzie będą musieli walczyć o przetrwanie. Cichy świergot ptaków przypominał wiosnę, mimo tego, że panowała jesień. Kwiaty na drzewie dopełniały cały krajobraz, dając poczucie wolności i spokoju. Wsłuchiwałam się w spokojny oddech Jeffa, w jego bicie serca, które biło dla mnie... Kto by pomyślał, że odnajdę tutaj takie szczęście, mimo tych wszystkich przeszkód, wszystkich trudności jaki zgotował mi a raczej nam los. Odnalazłam coś, czego niektórzy nie mogą znaleźć przez całe życie - prawdziwą miłość. Zrozumienie drugiej osoby i bezpieczeństwo, o które ciężko w tym świecie. Oparłam głowę o podbródek Jeffa, po czym zamknęłam oczy, łącząc wszystkie dźwięki, panujące dookoła. Gdy nagle usłyszałam coś niepokojącego, wycie... Ogary? Czyżby?O tej porze to niemożliwe. Jednak kolejny taki odgłos, sprawił, że się przestraszyłam.
- Jeff...
- Słyszę - szepnął mi do ucha.
Sama nie wiedziałam, co mam robić. Czy powinniśmy uciekać i modlić się by nas nie dopadły, czy po prostu zostać w miejscu i przyglądać się ich polowaniu.
- Ja sama nie wiem.. - powiedziałam ale Jeff zakrył mi usta ręką.
- Wszystko będzie dobrze... Przeczekamy to... Tylko spokojnie...
W tamtym momencie ujrzałam wielkie zwierzę po drugiej stronie polany, uważnie obserwujące wielkiego wielobandera po lewej stronie. Złapałam za pistolet i gdy już miałam go przeładować Jeff powstrzymał mnie, mocniejszym przytuleniem.
- Ciii, nie mogą nas usłyszeć, broń to ostateczność - szepnął.
Pokiwałam głową, na znak, że rozumiem i zamknęłam oczy, wtulając się bardziej w chłopaka. Czekałam po prostu na to co się stanie.
<Jeff?>

sobota, 23 kwietnia 2016

Od Jeff'a cd. Sakura

Patrzyłem spod zmrużonych oczu na kota. Mimo, że tak bardzo uwielbiałem te delikatne stworzenia, to było coś, co kochałem bardziej. Trzymałem to właśnie na rękach, a czarna kupa futra, ciągle mi przeszkadzała. Nadal trzymając dziewczynę, wziąłem jednym ruchem kocura i postawiłem na ramieniu.
- Kompania gotowa? No to w drogę! - Zachichotałem i otworzyłem okno, spoglądając w dół. Było niziutko, więc bez problemu przez nie wyszedłem i skierowałem się w stronę lasu.
- Czy ty nie wiesz do czego służą drzwi? - spytała z politowaniem Sakura, na co tylko się uśmiechnąłem.
- Tak jest o wiele ciekawiej i prościej - Na te słowa, dziewczyna westchnęła, jednak nie mogła ukryć szerokiego uśmiechu, który po chwili ozdobił jej twarz. Gdy dotarliśmy do lasu, postawiłem dziewczynę na ziemi i złapałem ją za rękę.
- Zamknij oczy - wyszczerzyłem zęby w złowieszczym uśmiechu.
- Po co?
- Zobaczysz - przybrałem tajemniczy wyraz twarzy, a dziewczyna z lekkim wahaniem zamknęła oczy, łapiąc mnie przy tym mocniej za rękę.
- Jak wpadnę na jakieś drzewo, to nie daruje! - powiedziała, puszczając mnie na chwilę i pokiwała palcem. Niestety, machała zupełnie w drugą stronę, niż znajdowałem się ja, ale to nic. Zaśmiałem się cicho i złapałem ją znowu za rękę, prowadząc w dobrze mi znane miejsce. Gdy po raz drugi przybyłem na tą planetę, chciałem pozwiedzać tereny i znalazłem bardzo ciekawe miejsce, do którego zwykłem chodzić w tamtym czasie. Było dosyć daleko, jednak znałem idealne skróty. Przez krzaki. No cóż, Sak, chyba nie będzie zadowolona z tego pomysłu, ale trudno. Podniosłem ją delikatnie i po chwili kontynuowałem marsz, z dziewczyną na rękach. Otworzyła lekko oczy zdezorientowana brakiem gruntu pod nogami. Zmarszczyłem brwi w sztucznej złości.
- Nie kazałem otwierać ci oczu - mruknąłem z udawaną irytacja.
- Nie mówiłeś, że nagle mnie weźmiesz
- Zamykaj oczy, albo cię puszczę - zagroziłem uśmiechając się szeroko. Ta jak na zawołanie zamknęła powieki i na wszelki wypadek chwyciła mnie mocniej. Zachichotałem cicho. Byliśmy już prawie na miejscu. Odstawiłem dziewczynę na nogi i przytuliłem lekko, dając znak, że może otworzyć oczy. Miejsce, w którym byliśmy było naprawdę piękne. Słońce grzało, mimo, że powoli już zachodziło za horyzont. Byliśmy na polanie, na której stało kilka dzikich zwierząt, które jednak niezbyt się nami przejmowały. Skubały spokojnie trawę, nie zwracając uwagę na otoczenie.
- Na randkowanie ci się zebrało? - zażartowała i śmiejąc się cicho, rozejrzała się dookoła.
- Może - wyszczerzyłem się lekko i przeczesałem włosy, tak jak miałem w zwyczaju. Obróciłem lekko dziewczynę i wskazałem na piękne, duże drzewo. Uśmiechnąłem się szeroko, drzewo na które patrzyliśmy, to Sakura, która miała przepiękne różowe kwiatki, a ich płatki wirowały dookoła nas.
- Podoba ci się? - szepnąłem jej do ucha i skierowałem się w stronę drzewa, siadając pod nim i klepiąc miejsce koło siebie, dając znak dziewczynie, że chciałbym żeby usiadła obok mnie.
< Sakura? Randka pod Sakurą? xd )

piątek, 22 kwietnia 2016

Od Echo CD James

Pokiwałam głową nieprzytomnie. Puściłam chłopaka i wstałam. Ręce mi się trzęsły. Przecież gdyby go tutaj nie było, już byłoby po mnie. James podał mi mój zeszyt i ołówek. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w stronę domu.
- Dziękuję, znaczy, wiesz, za uratowanie mi życia - podrapałam się po głowie.
- Nie ma za co - uśmiechnął się. Ręce w końcu przestawały mi się trząść, a psychika wracała do normalnego stanu. Obejrzałam się w stronę klifu. Jedno jest pewne - więcej tam nie podejdę. Weszliśmy do domu, usiadłam na kanapie.
- Chcesz herbaty? - zapytał. Pokiwałam głową. James zaczął przygotowywać herbatę a ja siedziałam po prostu na kanapie patrząc za okno. Dzień mimo wszystko był całkiem ładny. James przysiadł się obok mnie na kanapie.

<James? Brak weny :/ >

środa, 20 kwietnia 2016

Od Sakury Cd Jeff

Zdziwiła mnie reakcja Jeffa, lecz mimo wszystko postanowiłam, że będę stać przy swoim. Odwróciłam się gwałtownie i zmusiłam chłopaka by na mnie spojrzał. Położyłam dłonie na policzkach ukochanego, by już po chwili spojrzeć głęboko w jego oczy. Na początku myślałam, że go rozszarpie, za takie myślenie. Po chwili postanowiłam jednak, że powiem mu wszystko na spokojnie.
- Kocham Cię rozumiesz? - szepnęłam - chce żebyś został, chce żebyś patrzył i nie chce cię stracić...
Wtedy chyba wszystko zrozumiał, gdyż na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Znowu poczułam jak jego ramiona, przyciągają mnie i zamykają w żelaznym uścisku, jakbym miała zaraz uciec. Położyłam głowę na jego klatce, a ręce przeniosłam na szyję, delikatnie muskając ją opuszkami palców. Poczułam jego oddech na twarzy, przez co zamknęłam oczy. Staliśmy tak przez chwilę, lecz po paru minutach Jeff przeniósł swoją dłoń na mój kark, co sprawiło, że podniosłam głowę.
- Ty też mnie nie zostawiaj - jęknęła cicho.
- Nigdy - odpowiedział i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
Oddałam go z równym entuzjazmem, by już po chwili pozwolić mu na pogłębienie pieszczoty. Myślałam, że eksploduje gdy usłyszałam otwieranie drzwi, lecz moje przerażenie sięgnęło zenitu gdy usłyszałam głośne miałknięcie. Z przerażenia wskoczyłam na Jeffa i prosząc tylko by mnie nie upuścił, czekałam na rozwój wydarzeń. Ten zaśmiał się cicho i chwycił mnie mocniej.
- On nas prześladuje - jęknęłam, kładąc głowę na ramieniu bruneta.
<Jeff?>

Od Jeff'a - Cd. Sakura

Pukanie do drzwi mocno mnie zirytowało, jednak gdy okazało się, że to ten sam chłopak co wcześniej, to pomyślałem, że go zaraz rozszarpie. Zmierzyłem go morderczym spojrzeniem, jednak zaraz się opanowałem i bardziej skupiłem się na szyi dziewczyny, chuchając na nią co chwila. Gdy niechciany gość wreszcie wyszedł, Sakura znów zwróciła całą swoją uwagę na mnie.
- Jeff - szepnęła. Nie podobało mi się, że znowu chce przerwać, jednak mruknąłem cicho, dając znak, że może kontynuować.
-Czy to... Co mówiłeś wczoraj jak zasypiałam... Na prawdę mnie kochasz? - Spytała spokojnie. Uniosłem lekko głowę i spojrzałem dziewczynie po raz kolejny głęboko w oczy. Domyślałem się, że wtedy tylko udawała i naprawdę nie spała, jednak nie sądziłem, że będzie pytać o coś takiego. Myślałem, że to oczywiste.
- To chyba ja powinienem się pytać o to, czy mnie naprawdę kochasz. Komuś takiemu jak ja, nawet nie śniło się, że będzie mu dane być z taką cudowną dziewczyną. Wiem, że nie zasługuje nawet, na to, by patrzeć na ciebie, jednak jeśli zechcesz... - odwróciłem głowę, nie mogąc się opanować. Targały mną najróżniejsze emocje. Wziąłem głęboki oddech i dokończyłem.
- Jeśli chcesz... To... To będę naprawdę szczęśliwy - westchnąłem głęboko i znów schowałem głowę w jej włosy. Czułem się niczym struś, chowający głowę w piasek, gdy tylko miał się zmierzyć z uczuciami. Ale co poradzić, taki właśnie jestem. Na co dzień wredny dla wszystkich ( No, może teraz prawie wszystkich ), bawiący się uczuciami innych, a jak przyjdzie co do czego, to chowam głowę w piasek. W tym wypadku piasek zastępowały mi długie włosy dziewczyny, ale nie ważne. Czekałem, na to co powie Sakura.
< Sakura? >

wtorek, 19 kwietnia 2016

Od Sakury Cd Jeff

Gdy jego wargi musnęły moje usta, po całym moim ciele rozeszła się fala gorąca. Przymknęłam oczy i odwzajemniłam pocałunek mężczyzny. Odsunęłam się od niego nieznacznie i popatrzyłam w oczy. Położyłam rękę na jego policzku i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie stracisz - szpenęłam.
Poczułam jak silne ramiona Jeffa, obejmują moje ciało i zmniejszają dystans między naszą dwójką. Kolejny subtelny pocałunek, wywołał u mnie kolejne miłe doznania. Nie napierając, oddawałam każdy pocałunek bruneta. Nie zwracałam uwagi, na to co dzieję się dookoła, do czasu, gdy nie usłyszałam cichego pukania do drzwi. Odsunęłam się od ukochanego, próbując wstać. Jakie było moje zdziwienie, gdy poczułam jak Jeff staje za mną  i idzie ze mną w stronę drzwi, nie wypuszczając z rąk.
- Mówiłem, że jak złapię to nie puszczę - szepnął mi na ucho.
Uśmiechnęłam się pod nosem i będąc przy drzwiach, wypowiedziałam tylko jedno słowo:
- Proszę.
Poczułam jak mężczyzna stojący za mną, chowa twarz w moich włosach, układając ją na moim ramieniu. Brunet wchodzący przez drzwi, spojrzał na nas zdezorientowany, na co ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Generale Sakuro, ja po te dokumenty, które przyniosłem wczoraj rano - mówiąc to, przeniósł wzrok na Jeffa i zestresował się lekko.
- Zielona teczka na biurku - odpowiedziałam, lecz było mi bardzo trudno opanować śmiech gdyż, Jeff chuchał mi na szyję.
Uważnie obserwowałam chłopaka, pozwalając sobię na krótką podróż po jego wspomnieniach z wczoraj. To on wczoraj zwalił ten klaser. W tamtym momencie przypomniały mi się słowa ukochanego. Pomasowałam jego przedramiona, czując jak obdarza moją szyję delikatnymi pocałunkami.
- Dziękuję i miłego dnia - rzekł chłopak na odchodne, całe szczęście był tam wniosek o nowe drzwi dla bruneta.
Słysząc zamykające się wrota, oparłam się o Jeffa i skupiłam na jego subtelnych pocałunkach.
- Jeff - powiedziałam cicho.
Ten nie przerywając czynności, mruknął tylko cicho jak kot, co oznaczało, że mam mówić dalej. Chciałam potwierdzenia wczorajszych słów, chciałam to usłyszeć tak wprost.
- Czy to... Co mówiłeś wczoraj jak zasypiałam... Na prawdę mnie kochasz?-  zapytałam spokojnie.
<Jeff?>

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Od Jeffa - Cd. Sakury

Muszę przyznać, gdy Sakura się wahała, naprawdę byłem zestresowany. Bałem się, że wszystko zepsułem, że nie odwzajemni mojego uczucia i odejdzie. Jednak gdy usłyszałem te dwa słowa, mój świat obrócił się o 360 stopni. Przytuliłem mocno, siedzącą na moich kolanach dziewczynę. Tak bardzo mi na niej zależało, tak bardzo bałem się, że ją stracę... Ze zdziwieniem stwierdziłem, że coś mokrego spływa mi po policzkach. Otworzyłem szerzej oczy. Łzy? Kiedy ostatnio czułem ten słony smak? Nie pamiętam sam... Teraz jednak, nie mogłem zahamować łez spływających po moich policzkach. Łez szczęścia. Śmieszne uczucie, trzymać w objęciach cały swój świat. Czułem, jak wszystkie złe chwile spływają ze mnie razem ze łzami. Właśnie tego brakowało mi przez te wszystkie lata. To dla tego, nigdy nie mogłem zaznać szczęścia, cały czas męczyły mnie wizje z przeszłości. Teraz czułem się prawdziwie szczęśliwy. Nie mogłem okazać słowami jak bardzo byłem wdzięczny dziewczynie, za to, co dla mnie zrobiła. Mimo, że ja cały czas tylko utrudniałem jej życie, to ona ciągle przy mnie była. Mimo, że tyle rzeczy zrobiłem źle, to ona zawsze znajdowała w tym dobrą stronę. Złapałem ją delikatnie za głowę i przyłożyłem swoje czoło do jej. Mimo, że moa duma krzyczała, żebym odwrócił głowę, starł łzy o odsunął się natychmiast, to ignorowałem ją. Ten jeden, jedyny raz, chciałem pozwolić sobie na tą chwilę słabości. Spojrzałem Sakurze głęboko w oczy. Ciekawe czy czuła to co ja... A może to sen? rzeczywistość nie jest tak piękna... Jednak, nawet jeśli to sen, to chce w nim pozostać jak najdłużej.
- Nie chcę cie stracić - szepnąłem, muskając lekko jej usta swoimi.
< Sakura? >

Od Sakury - Cd. Jeff

Najpierw do moich uszu dobiegły słowa chłopaka, potem dopiero jego oddech, muskający skórę na mojej szyi. Z początku nie myślałam, że pyta na prawdę, po tym żarcie przed chwilą nie rozróżniałam prawdy, od żartu. Wplotłam palce w jego włosy i pociągnęłam za nie delikatnie, by ujrzeć jego twarz.
- Odpowiesz czy mam zacząć łaskotać? -  zapytał z lekkim uśmiechem, znowu unikając mojego wzroku.
To był sygnał, który dawał mi zawsze gdy mówił prawdę. Dlatego gdy stał nad klifem wiedziałam, że kłamię. Dlatego teraz wiem, że pyta na prawdę. Moje serce przyśpieszyło rytm, chcąc wyskoczyć z mojej piersi. Wiedziałam czego chciałam, wiedziałam co do niego czuję ale kto wie czy się uda? Ja wiem, musi się udać. Podniosłam się do siadu, czym zmusiłam Jeffa, by posadził mnie na kolanach. Chwyciłam go delikatnie za podbródek, zmuszając do tego by na mnie spojrzał. Tyle uczuć, tyle myśli, skłaniało mnie do jednej odpowiedzi.
- J-ja... - jęknęłam nie mogąc się wysłowić.
Sama nie wiedziałam, czemu wypowiedź mi się urwała. Może to stres, może zbytnie emocje? Nie wiem. Sakura skup się i przełam, powiedź mu prawdę, powiedź to co powinnaś. Wzięłam mocny wdech, a przy wydechu, słowa same wybiegły z moich ust:
- Zgadzam się.
Ten popatrzył na mnie, jakby nie rozumiał o co chodzi. Nie zważając na nic, zarzuciłam mu ręce na szyje i zamknęłam w uścisku, rozkoszując się jego ciepłem.
- Zgadzam się... - powtórzyłam cicho, by zapewnić go o mojej pewności - więc łaskocz ile chcesz - dokończyłam ze śmiechem, by lekko rozluźnić atmosferę.
<Jeff?*^*>

Od Jeff'a cd. Sakura

- Dzień dobry - odpowiedziałem przeciągając się lekko. Widząc, że dziewczyna minimalnie się odsunęła, złapałem ją mocniej w pasie i przewróciłem, przygniatając swoim ciężarem. Nie lubiłem spać na siedząco, jedyne o czym marzyłem, to pozostać w tej pozycji chociaż na chwilę. Dziewczyna jednak powoli zaczynała się dusić.
- Jeff... Ciężki jesteś - wysapała spode mnie chichocząc. Odsunąłem się lekko, dając jej możliwość oddychania, jednak nadal trzymałem w żelaznym uścisku. Czułem od niej kojące ciepło... Leżeliśmy tak jeszcze chwilę, dopóki Sakura nie przerwała ciszy.
- Chyba pora już wstawać - wyszeptała, posyłając mi ciepły uśmiech.
- Złapałem cię i teraz nie wypuszczę tak łatwo - mruknąłem jej do ucha i zacząłem łaskotać. Dziewczyna zaczęła się wić i wymachiwać nogami, ledwo łapiąc oddech.
- P-przestań p-proszę! - wyjąkała próbując zepchnąć mnie na podłogę. Na szczęście miałem przewagę, złapałem ją jedną ręką za nadgarstki i kontynuowałem gilgotanie. Po chwili przestałem dając dziewczynie czas na złapanie oddechu.
- Przestanę, pod jednym warunkiem - uśmiechnąłem się szeroko
- Znowu jakieś warunki? - jęknęła udając zrozpaczoną - a nie możesz mi tak po prostu odpuścić?
- Nie. Ale spokojnie, tym razem to będzie coś innego niż poprzednim razem
- Już się boję... - pokręciła ze zrezygnowaniem głową
- Uznam to za tak - zaśmiałem się - A więc będziesz moją służącą! - patrzyłem na zmieniające się po kolei emocje na twarzy dziewczyny. Od kompletnego niezrozumienia po szok i niedowierzanie. Zachichotałem, czując na sobie wzrok dziewczyny.
- Jakieś rozkazy? - uśmiechnęła się z udawanym grymasem. Udawałem, że głęboko rozważam możliwe opcje, po czym puściłem w końcu jej nadgarstki i wtopiłem twarz w jej włosy, chuchając jej lekko na szyje.
- Zostań moją dziewczyną - szepnąłem.
< Sakura? >////< <

niedziela, 17 kwietnia 2016

Event: Kolejna informacja

Zostałam poproszona przez Moon, o poinformowaniu was, o małych zmianach dotyczących Eventu. Każdy z was, na pewno czytał posta o przedłużeniu tego wydarzenia, nie mylę się prawda?
A więc, od tej pory jest możliwość, pisania opowiadań związanych z imprezą, do określonej postaci. Mianowicie, każdy z was może pisać opowiadanie z kim się podoba, główną zasadą jest jednak to, że opowiadanie ma być ściśle związane z "Powitaniem Jesieni". Przypominam, że zakończenie eventu odbędzie się 29 kwietnia. 
No to chyba tyle i zapraszamy do pisania!
~Sakura i Moon

Od Katherine - Cd. Elandiel

Popatrzyłam na dziewczynę, uważnie się jej przyglądając. Może nie wyglądała, na typową osobę, która może własnymi rękoma roznieść wszystko dookoła ale pamiętaj Kath, pozory mogą mylić, a ty nic o niej nie wiesz. Wolny strzelec. Tego jestem pewna, gdyż nigdy jej nie widziałam na zebraniu i na tym kończy się moja wiedza o niej. No dobra jeszcze imię ale to jest prawie nic. Zarzuciłam snajperkę na plecy i zaczęłam rozmyślać nad oddaniem jej pistoletu, amunicji, czegokolwiek. Wiem, to mógł być duży błąd ale kto wie czy tak przypadkiem nie zdobędę sojusznika w tym niebezpiecznym świecie?
- Ty nie jesteś od Zera prawda? - zapytałam.
- Chyba kpisz! - zaśmiała się.
- Wolałam się upewnić - odparłam cicho, dalej myśląc czy chce zrobić dobrze.
Westchnęłam cicho, wpatrując się w pasek od Barretty. A może tak pomóc? Sama nie wiem. Po chwili wpadłam na pewien pomysł. Wyciągnęłam jeden pistolet z pochwy i podałam go dziewczynie, może to jest błąd ale czuje, że można jej zaufać.
- Trzymaj - powiedziałam.
Ta popatrzyła na mnie zdziwiona, jakby nie rozumiała o co chodzi. Włożyłam jej broń do ręki i popatrzyłam na nią.
- Nie jestem mistrzem w walce pistoletem, wole długi dystans. Bierz - zaśmiałam się, by trochę rozluźnić atmosferę.
<El?>

Od Sakury - Cd. Jeff

Spokojny sen, zaburzył dość głośny odgłos, uderzającego o ziemię segregatora. Nie wiedziałam co się dzieję ale doszłam do wniosku, że nie muszę otwierać nawet oczu, gdyż poczułam rękę Jeffa, delikatnie muskającą moje ramie. Usłyszałam ciche zamykanie drzwi i głos chłopaka, który zaczął odbijać się echem w mojej głowie. Te dwa słowa, wypowiedziane tak cicho, były dla mnie idealnie słyszalne. Czyli on na prawdę odwzajemniał uczucia? W tamtej chwili poczułam ciepło, rozchodzące się po całym ciele. Uśmiechnęłam się pod nosem i nie poruszając się nawet o milimetr, zamknęłam oczy, oddając się ponownie krainie morfeusza.
~~~~
Zbudziły mnie, pierwsze promienie słońca, wpadające przez okno. Przespałam noc bez koszmarów? Ani jednego zbudzenia? To prawie niemożliwe. Podniosłam głowę wyżej, a moim oczom ukazał się znany mi brunet. Zaśmiałam się widząc jego włosy w dużym nieładzie, po czym popatrzyłam na nasze splecione dłonie. Ten widok, przywołał wczorajsze słowa chłopaka. Uśmiechnęłam się pod nosem i starałam się wyplątać z jego uścisku, lecz to było niemożliwe. Mimo, że spał, trzymał mnie bardzo mocno w pasie i najwyraźniej nie miał ochoty mnie puścić. Ułożyłam się wygodnie, na jego torsie i wsłuchiwałam w spokojne bicie serca Jeffa. Uspokajało mnie. Po pewnym czasie poczułam, że chłopak się obudził, gdyż zaczął się kręcić. Zaśmiałam się cicho i podniosłam głowę, by po chwili złożyć w kąciku jego ust delikatny pocałunek.
- Dzień dobry - powiedziałam, odsuwając się minimalnie.
<Jeff?>

Od Jeff'a cd. Sakura

Mimo zapewnień dziewczyny, w końcu i tak zasnęła wtulona w mój tors. Należała jej się odrobina odpoczynku. Patrzyłem na jej spokojną twarz, unoszącą się spokojnie klatkę piersiową i piękne, długie włosy. Bałem się choćby ruszyć, by nie obudzić dziewczyny.
- Dobranoc, księżniczko - mruknąłem cicho, by jej nie obudzić. Ten widok był naprawdę uroczy. Oparłem głowę o oparcie kanapy i przymknąłem oczy. Również byłem zmęczony i nie dało się tego ukryć. Ziewnąłem cicho, i gdy już miałem odpłynąć do krainy morfeusza, wszedł do pokoju wysoki brunet. Miał na oko 17 lat.
- Puka się - warknąłem na chłopaka, który spojrzał na mnie zmieszany.
- Znaczy... bo ja... dokumenty... - szepnął zestresowany. Nowy. Przeczesałem dłonią grzywkę i odparłem już milej widząc teczkę z dokumentami w jego ręce.
- Zostaw na biurku
- T-tak - podbiegł do biurka, zrzucając przy tym przez przypadek jeden z segregatorów. Przewróciłem oczami, ale nie skomentowałem tego. W końcu chłopak wyszedł, zamykając przy tym drzwi. Czy oni nie mają serca? Zatrudniać dzieci? Zmarszczyłem lekko brwi i spojrzałem na Sakurę. Widząc, że się nie obudziła, odprężyłem się i znów oparłem głowę na oparciu.
- Kocham cię - szepnąłem. Nie wiem co mnie tknęło. Poczułem chyba większą swobodę wiedząc, że śpi. Uśmiechnąłem się pod nosem i zamknąłem oczy. Ciekawe co robi Kuro...
< Sakura? >

sobota, 16 kwietnia 2016

Vladimir

Imię: Vladimir
Pseudonim: Vlad
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19 lat
Przynależność: Wolny strzelec
Stanowisko: ---
Charakter: Charakter Vladimir'a jest zmienny. Dla jednych jest miły a dla drugich nie. Jest dość brutalny i nie hamuje się w piciu alkoholu, kiedy tylko może próbuje zachęcić kogoś do napicia się z nim. Praktycznie zawsze ma we krwi jakieś pół promila, wypił w życiu tyle alkoholu że pijany jest dopiero wtedy kiedy ma jakieś osiem promili we krwi więc jeżeli ma we krwi np. trzy promile to jest jeszcze trzeźwy.
Głos: KLIK
Motto: ---
Magiczna zdolność: Im więcej wypije wódki (lub po prostu wypije coś czym można się upić) jego siła i wytrzymałość zwiększają się.
Orientacja: Heteroseksualna
Zauroczenie: Wszyscy i wszystko (Głównie po pijaku)
Partner: ---
Potomstwo: Pff, nigdy.
Rodzina:
  • Brat - Ivan | Stan - Wiecznie najebany
  • Brat - Kir | Stan - Zaginął podczas jednej z wielogodzinnych libacji
Historia: Pewnego dnia kiedy ziemia była jeszcze normalna wybrał się ze swoimi braćmi do klubu. Strasznie się upił i urwał mu się film. Kiedy się obudził leżał na ziemi a świat dookoła niego był zniszczony.
Lubi: Alkohol, kobiety, alkohol, imprezy, dubstep, alkohol, taniec, broń, alkohol, czołgi, mówiłem już o alkoholu?
Nie lubi: Wody, spokoju, braku alkoholu.
Inne zdjęcia: ---
Prowadzący: Reik
Inne:
  • Jest Rosjaninem
  • Kiedyś był królem dużej Mafii w Moskwie
  • W piwnicy pod swoim domem produkuje duże ilości alkoholu

Statystyki:
  • Inteligencja: 80
  • Szybkość: 100
  • Zręczność: 70
  • Wytrzymałość: 125
  • Siła: 200

Od Sakury - Cd. Jeff

Złapałam kolejne papiery z podłogi i z impetem wrzuciłam je do szafki. Przyznam, nie często widywałam tutaj taki rozgardiasz ale dzisiaj pobił wszystko. Popatrzyłam na chłopaka i w odpowiedzi rzuciłam szybkie:
- Chwilka.
Ten rozłożył się na kanapie, po czym podał mi klaser. Ostatnio miałam tyle dokumentów do wypisania, że nie miałam ochoty przebywać w tym pokoju. Z każdą chwilą marzyłam by wyrwać się z niego i nie wrócić. Po paru minutach pokój był względnie uporządkowany. Usiadłam obok Jeffa i oparłam głowę o jego ramię, wpatrując się w widok za oknem.
- To jak? - zapytał.
- Nie ma misji, dokumenty pokończyłam prawie - jęknęłam - możemy się nudzić ile wlezie.
Ten zaśmiał się cicho pod nosem i już po chwili objął ramieniem. Uśmiechnęłam się pod nosem, z nadzieją, że Kuro nie zrobi nam nagłego nalotu. Na szczęście tak się nie zdarzyło. Przyznam kotek był słodki ale jak się uczepił to nie było jak od niego uciec. Złapałam Jeffa za rękę, po czym zamknęłam oczy. Marzyłam o krótkim odpoczynku, w jego ramionach, gdyż od wczoraj nie zmrużyłam oka, co na prawdę nie było dla mnie naturalne. Czułam, że chłopak mnie obserwuje, przez co mocniej wtuliłam głowę w jego tors. Słońce chyliło się ku zachodowi, ukazując ostatnie światło tego dnia.
- Zasypiasz? - zapytał cicho.
- Wcale nie... -zaśmiałam się cicho, czując, że zaraz odpłynę do krainy snu.
<Jeff?>

Od Jeff'a cd. Sakura


- Zostajemy - mruknąłem zamykając oczy i rozkoszując się ciepłem ręki dziewczyny. Po chwili jednak usłyszałem głośne miauknięcie. Łupnąłem okiem na czarną kulkę, która patrzyła na mnie z rozbawieniem.
- Jednak idziemy - warknąłem podnosząc się i pomagając wstać dziewczynie. Ta w odpowiedzi zachichotała cicho i wstała. Gdy wyszliśmy, a raczej przecisnęliśmy się przez drzwi stojące w przejściu, zaczęliśmy iść przed siebie.
- To gdzie idziemy? - spytała Sakura patrząc na mnie ciekawsko.
- Jak to gdzie? Do ciebie - Zachichotałem, łapiąc ją za rękę.
- Do mnie? - zdziwiła się lekko
- A masz coś przeciwko?
- Nie, nie - zaśmiała się cicho i ruszyliśmy w stronę jej lokum. Były w miarę blisko, więc już po chwili otworzyła drzwi i weszliśmy do pokoju.
- Witam w moich skromnych progach - zaśmiała się, chowając jakieś dokumenty leżące wcześniej na biurku, do szafki. Rozejrzałem się dyskretnie. Ile tu było papierów. No cóż, tak właśnie wygląda pokój generała. Usiadłem, a raczej rozwaliłem się na kanapie, patrząc na dziewczynę spod przymrużonych oczu.
- To co robimy? - spytałem, ziewając przeciągle. Właściwie, zacząłem się zastanawiać, czy jako przywódca Shadow Hunters, Sakura nie ma jakichś obowiązków.
< Sakura? >

Od Katherine Cd Rose

Uśmiechnęłam się lekko do dziewczyny ale moja mina zrzedła, gdy okazało się, że to ja miałam zadać jej pierwsze pytanie. Bałam się czy przypadkiem swoją częstą natarczywością, nie przesadzę ale jak coś, później będę się tym martwić. Właściwie taka rozmowa sprawi, że poznamy się od razu i to wcale nie tak słabo.
- Hmm no to... Ile masz lat oo? - zapytałam szybko z lekkim uśmiechem.
- Dwadzieścia jeden, wiec odpowiedź na to samo.
- Dwadzieścia, no młodsza jestem - zaśmiałam się - jakie stanowisko przydzieliła ci Sakurcia?
- Mi? Jeszcze nie mam tak za bardzo stanowiska, a ty?
- Ja jestem ta która całą noc i często w dzień, czatuje i pilnuje wszystkich!
- Nie rozumiem...
- Jestem snajperem - odparłam - te strzały co budzą w nocy to niestety ja...
- Oj - zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się do niej i oparłam o siedzenie, lecz po chwili zaniepokoił mnie ruch w krzakach. Złapałam Barrette i odbezpieczyłam broń. Spojrzałam kątem oba na siedzącą, koło mnie brunetkę, nie wydawała się być wystraszona, raczej zaskoczona tym co się dzieję.
- Jeżeli to coś wyjdzie, nie wyskakuj na nie tylko zatkaj uszy - powiedziałam cicho, podnosząc broń - a teraz rzuć tam tym.
Podałam jej dość duży kamień i uśmiechnęłam delikatnie.
<Rose?>

Od Rose

Leżałam na łóżku w swoim pokoju. Spojrzałam na zegar, który właśnie wskazywał godzinę 6:00. Na dworze panował półmrok, gdyż pomimo, iż słońce właśnie wschodziło, zakrywały je szare chmury, nie przepuszczając jego złotych promieni. Powoli podniosłam się z łóżka, starając się ułożyć wszystko w głowie. Ubrałam się w tępie błyskawicznym, po czym ponownie powędrowałam do mego, niewielkiego pokoiku. Otworzyłam okno na oścież i usiadłam na parapecie, znajdującym się po zewnętrznej stronie budynku. Spojrzałam z wysokości na zniszczone miasto, skąpane we mgle. Moje mieszkanie było jednym z najmniejszych znajdujących się w tym wieżowcu, ale jako jedyne znajdowało się na ostatnim piętrze tego właśnie budynku. Z chęcią zgodziłam się na nie, ponieważ nie potrzebuję większego metrażu, a mieszkanie na takiej wysokości zachęciło mnie do takiego wyboru bardziej, niż cokolwiek innego. Nagle zobaczyłam na dole jakąś postać. Wychyliłam się, by lepiej się przyjrzeć, ale przez moją nie uwagę, straciłam równowagę i runęłam w dół. Byłam przerażona, jak chyba każdy w takiej sytuacji. Wiedziałam, że najpewniej zaraz umrę. Po paru sekundach od ziemi dzieliło mnie tylko kilka metrów. Wtedy poczułam lądowanie. Nie było ono jednak takie, jakie się spodziewałam. Myślałam, że uderzę o twarde podłoże, które akurat tu stanowił beton, poczuję przez około sekundę okropny ból, a potem już zobaczę tylko ciemność. Zamiast tego, poczułam jak ktoś delikatnie stawiał mnie na ziemi. Spojrzałam w górę, by następnie przenieść wzrok na osobę, która właśnie uratowała mi życie. No nieźle. Przeżyłam upadek z... 50? 60 piętra? Nawet nie wiem, ale coś koło tego. Dziś jest pewne, że szczęście, to ja miałam.
- Czy to aby mądre, skakać sobie z okna ostatniego piętra wieżowca? - spytała nadal nie znana mi postać.
- Po pierwsze, nie skoczyłam, a po drugie, miałam plan awaryjny - odparłam.
- Jaki niby?
- No cóż, gdybym spadła i się zabiła, to powróciłabym tu jako duch albo wampir - wzruszyłam ramionami. -Trzeba mieć jakieś plany, nie?
<Ktoś?>

piątek, 15 kwietnia 2016

Event: Informacja

Otóż, ze względu na to, że od poniedziałku są testy i wiadomo, trzeba powtarzać, finał eventu został przełożony na inny termin. Jestem organizatorką, mam takie prawo, bo szkoła niby jest ważna i takie tam inne pierdoły. Więc czas jest do... 29 kwietnia. Tak, w luj długo po tym zapierdzielu, ale myślę, że tak będzie najlepiej.

Tenebris

Od Jamesa c.d Echo

Wyszedłem jak codziennie pozastawiać pułapki. Najwyraźniej stary ja zapomniał zdjąć rozkładające się ciała zwierzyny. Z obrzydzeniem się tego pozbyłem.
- Śmierdzi.. - mruczałem do siebie, wracając do domu.
Spojrzałem w stronę urwiska. Echo? Co ona tam robi? Może pójdę do niej? Znałem idealną drogę na skróty! Zacząłem powoli iść w górę. Miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem... Byłem już kawałek za dziewczyną. Dopiero teraz przypomniałem coś sobie - przecież to urwisko jest niebezpieczne. Zacząłem biec. Echo zbliżyła się do krawędzi. Dopiero teraz usłyszałem niepokojący dźwięk. Przyśpieszyłem, łapiąc dziewczynę za nadgarstek. Klif zaczął się kruszyć i osuwać. Przysunąłem dziewczynę do siebie. Zdążyłem. Przez chwilę nawet nie mogłem się odezwać. Echo przytuliła się do mnie. Łapała powietrze. Była przerażona. Ja nie miałem jak oddychać. Nie zaprzeczę, że dziewczyna jest silna.
- S-spokojnie - pogłaskałem ją po głowie - Już dobrze...
Moje słowa chyba za bardzo do niej nie dotarły. Patrzyła przed siebie. Nie wiedziałem co robić. Byłem w ogromnym szoku. Za pewnie w mniejszym niż ona, ale gdybym nie zdążył? Gdybym przyszedł minutę później? Wolę nie myśleć co by się stało...
- Echo... - szepnąłem do niej - Już w porządku, wracajmy do domu...
Sam przytuliłem się do niej. Cieszę się, że dziewczynie nic nie jest.
<Echo?>

Od Sakury - Cd. Jeff'a

Zaśmiałam się głośno, słysząc jak Jeff obmyśla plan życia kotka. Położyłam się obok chłopaka i opierając głowę na ręcę, zerknęłam na Kuro.
- No zobacz jak on na ciebie patrzy - powiedziałam, wskazując na małą, puchatą kulkę ręką.
- A ty chcesz mu odebrać marzenia o byciu tatą... - westchnęłam, opadając na kanapę.
- Ja mu dam marzenia - odparł z uśmiechem.
- No ale zobacz, może chce mieć żonę i troje dzieci. Do tego dom z wielkim ogrodem i basanem. A co powiesz jeżeli będzie chciał ratować świat przed złem. Ty chcesz mu to wszystko odebrać? - zapytałam szybko.
Widząc, że Jeff patrzy na mnie dziwnym wzrokiem odwróciłam się tyłem z tekstem:
- Nie. Ja już się nie odzywam.
Chłopak zaśmiał się głośno, a raczej zaczął się po prostu dusić ze śmiechu. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam się w strone bruneta, kładąc głowę na jego ramieniu. Jego mina była nie do opisania, gdy między naszą dwójkę wcisnął się czarny kocurek. Pogłaskałam go po łebku, a ten zaczął cicho mruczeć. Zauważyłam też, że chłopak dość bacznie mi się przygląda. Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się do niego szczerze, na co on odpowiedział tym samym. Położyłam rękę na jego policzku, by już po chwili masować kciukiem jeszcze nie do końca zagojoną ranę. Cieszyłam się, że udało się nam normalnie porozmawiać. To było na prawdę miłe uczucie, móc znowu znaleźć się przy nim.
- Idziemy gdzieś czy zostajemy? - zapytałam cicho, nie spuszczając chłopaka z oczu.
<Jeff?>

czwartek, 14 kwietnia 2016

Od Jeff'a cd. Sakura

Zabrałem rękę dziewczyny ze swojej bluzki i zaplątałem w swoje palce, przybliżając ją tym samym do siebie.
- Obiecuje - szepnąłem jej do ucha - To co, idziemy do mnie, zanim zbierze się widowisko? - uśmiechnąłem się lekko. Dziewczyna kiwnęła głową, zgadzając się i ruszyliśmy przed siebie. Po chwili, wszedłem do pokoju wzdychając ciężko.
- No tak, tylko te drzwi - spojrzałem na wyrwane zawiasy. Potwór, to nie był człowiek tylko potwór...
- Załatwi się - zachichotała dziewczyna, rozsiadając się przy tym na kanapie. Podniosłem drzwi i stawiłem je w przejściu, żeby jako tako zasłaniały wnętrze pokoju. Przeszedłem przez pomieszczenie, a mój wzrok powędrował na rozbite szkło w wykładzinie. Wypadało by to posprzątać. Wziąłem z kuchni szufelkę i zacząłem zmiatać. Spojrzałem na Sakurę, która patrzyła się właśnie na krajobrazy za oknem. Tak pochłonęło mnie patrzenie w jej stronę, że nie zauważyłem ostrzejszego kawałku i rozciąłem sobie palec. Syknąłem pod nosem i zlizałem krew. Poczułem ten specyficzny, metaliczny smak.Wyrzuciłem stłuczone szkło i położyłem się obok Sakury, przymykając oczy. Obok mnie, zaraz położył się czarny kocur i zaczął głośno mruczeć.
- Może zbuduje mu budę? Jeszcze chwila, a wejdzie mi na głowę - mruknąłem, wyjmując z buzi czarny, krótki włos, który nie wiadomo kiedy się tam znalazł.
- I od razu ogolimy na łyso i wykastrujemy - warknąłem, a kot jakby przeczuwając co się święci prychnął i zszedł z kanapy.
< Sakura? >

Od Echo CD James

Podrapałam się po głowie. To ja jestem taka leniwa czy to on zawsze wstaje przede mną? Przeciągnęłam się z głuchym ziewnięciem i posłusznie usiadłam. Dzisiaj nie będę się z nim kłócić, nie mam na to ani siły, ani ochoty. Chłopak podał śniadanie i uśmiechnęłam się do niego biorąc się za jedzenie. Po skończonym posiłku usiadłam gdzieś na parapecie w domu podczas gdy James poszedł zastawić kilka pułapek i zaczęłam grzebać w moim plecaku. Z dna wykopałam gruby zeszyt z kartkami bez linii, którego ja używałam jednocześnie jako album, i jako szkicownik. Znalazłam jeszcze w mniejszej kieszeni plecaka niewielkie pudełko w którym znajdowało się kilka ołówków, kredki w kilku podstawowych kolorach, zestaw farb wraz z pędzelkiem, no i oczywiście nie mogło też tam zabraknąć gumki i temperówki. Rozejrzałam się i spojrzałam za okno. James jeszcze nie wracał. Postanowiłam się więc przejść i uwiecznić na jednym z mych obrazków element tutejszego krajobrazu. Wzięłam zeszyt i ołówek po czym wyszłam z domu.
*******
Przechadzałam się niedaleko domu. Nic specjalnie nie przykuło mojej uwagi. Drzewa, kamienie, trawa, więcej kamieni... Góry. Po prostu zwyczajne góry. Z ręki wypadł mi ołówek którym ciągle się do tej chwili bawiłam przekręcając go w dłoni. Schyliłam się aby go podnieść. Wtedy dopiero zauważyłam na wprost siebie klif. Jestem aż tak ślepa, żeby nie zauważyć klifu z 10 metrów? Widok z niego musiał być niesamowity. Odłożyłam więc zeszyt na ziemię i zaczęłam podchodzić bliżej. Byłam już kilka kroków od krawędzi i miałam zamiar się właśnie zatrzymać. Stawiając jednak kolejny krok poczułam, że ziemia pod moimi stopami się zapada. Krzyknęłam głośno sądząc, że za kilka sekund spotkam się ze śmiercią, jednak spadając poczułam jak ktoś złapał mnie za nadgarstek. Przerażona spojrzałam w górę. Do dziś nie wiem jak on to robi, że zawsze jest tam gdzie trzeba, wtedy kiedy trzeba.
- James? C-co ty tu... - mój głos drżał. Chłopak wciągnął mnie na górę.
- Szedłem właśnie do domu kiedy... - nie dokończył bo cały czas się trzęsąc przytuliłam się do niego. Mój umysł nadal był gdzieś tam na dole, odczuwając wrażenie spadania, bycia kilka sekund od śmierci. Chyba właśnie nabawiłam się lęku wysokości. Gdy w końcu wróciłam na ziemię i zorientowałam się co właśnie zrobiłam zarumieniłam się, jednak ze strachu moje ręce nie pozwalały mi zwolnić uścisku. Chłopak chyba był w podobnym szoku do mnie, tym lepiej, może nie zapadnę się pod ziemię. Echo ty kretynko, co ty najlepszego robisz?!

<James? xd>

środa, 13 kwietnia 2016

Od Jamesa c.d Echo

Zapaliłem lampkę. Echo spała, więc nie chciałem jej budzić. Podszedłem wolnym korkiem do biurka, gdzie leżał mój notes. Przeczytałem kilka ostatnich wpisów. Wywnioskowałem z nich, że dziewczyna była dla mnie kimś bardzo ważnym. O dach domu stukały krople wody. Co jakiś czas było szukać huk zwiastujący burze. Pioruny biły. Robiło się nieciekawie. Za każdym razem, gdy grom uderzał o ziemię dziewczyna wzdrygała się. Czyżby bała się burzy? Właściwie to oczywiste. Byłem głody i cały czas zastanawiałem się co mam teraz zrobić. Nie mogę po prostu powiedzieć, by sobie poszła. Ja nie chcę by sobie szła. Nie wiem dlaczego. Nawet nie wiem kiedy usnąłem. Rano obudziły mnie promienie słońca. Echo jeszcze spała. Zapaliłem ognisko, by przyrządzić herbatę. Z mojego dziennika dowiedziałem się o tym wszystkim co dla mnie ta dziewczyna zrobiła. Chcę się jej odwdzięczyć. Nie wydaje się, żeby miała gdzieś dom. Może została by tutaj? Może jestem trochę aspołeczny, ale z jej towarzystwa bardzo bym się cieszył. Echo niedługo po tym się obudziła.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się - Zrobiłem śniadanie, siadaj.
<Echo?>

Od Sakury Cd Jeff

Westchnęłam cicho, słysząc to jak chłopak mnie przeprasza. Poza tym uśmiechnęłam się sama do siebie, słysząc wypowiedziane przez niego imię kotka. Położyłam delikatnie dłoń na policzku mężczyny i zmusiłam by spojrzał na mnie, gdyż od dłuższego czasu unikał mojego zwroku. Cieszyłam się, że  zrozumiał, że przeprosił.
- Jest dobrze, tylko obiecaj mi jedną rzecz - szepnęłam.
Zaśmiałam się wypowiadając to zdanie, gdyż lekkie zmieszanie chłopaka to spowodowało. Uśmiechnął się delikatnie, przez co odważyłam się po chwili mówić dalej. Objęłam chłopaka z dość dużą subtelnością i już po chwili wtulałam głowę w jego ramię,  skupiając wzrok na kotku, a słuch na spokojnym oddechu bruneta.
- A więc, obiecaj, że nigdy więcej nam tego nie zrobisz... - powiedziałam spokojnie.
- Nam? - zapytał.
Wskazałam ręką na kotka, co wywołało na twarzy Jeffa lekki uśmiech i pozwoliło mi bardziej skupić się na tym, co dzieje się do okoła nas. Nie chciałam się już z nim kłócić, nie licząc tego, że bardzo chciałam, by nie powtórzył tego z eliksirem, oraz sytuacją nad klifem. Chwyciłam go zdesperowanie na bluzkę, zduszając jęk który chciał wyrwać się z mojej piersi.
- Obiecaj - szepnęłam, przyglądając się Jeffowi.
<Jeff?>

Od Rose Cd Katherine

Westchnęłam cicho, błądząc wzrokiem po szarym, zalanym deszczem parku.
- No cóż, zaczął się nie najlepiej... - mruknęłam.
- A co się stało? - zapytała Kath, z lekką troską w głosie.
- Em... Nieważne. Może... pogadajmy lepiej o tobie, co? Ja nie jestem zbyt interesującą personą, więc... - spojrzałam na nią mrużąc powieki.
Podciągnęłam nogi do siebie, a brodę położyłam na kolanach.
- Nieeee... - odparła przedłużając ostatnią głoskę.
- Pf... no to może... - zamyśliłam się. - Będziemy na zmianę zadawać sobie różne pytania, co ty na to? - zaproponowałam po chwili ciszy.
- No dobra.
- Ty pierwsze pytanie - oświadczyłam.
<Kath?>

Od Jeffa Cd Sakura


Stałem tak dłuższą chwilę. Ciekawe czym mnie jeszcze tak kobieta zaskoczy? Podszedłem do niej zirytowany.Wziąłem, chociaż bardziej pasowało by "szarpnąłem" dziewczynę za rękę i wskazałem na opatrunek owinięty wokół niej.
- To jest nic? Nikt ci niby przy mnie nie zrobił krzywdy? Więc co robi tu ten bandaż?! - Nieco za mocno ścisnąłem ją za rękę, przez co syknęła cicho.
- Jeff, to boli - jęknęła. Natychmiast rozluźniłem uścisk. Zwyczajnie nie kontrolowałem swoich nerwów. Wziąłem głęboki oddech i lekko ją przytuliłem. Jedną ręką wziąłem w palce jej kosmyk i roztarłem w dłoniach. Czułem, jakby ta krucha istota miała zaraz rozpaść się w moich rękach. Sakura nic nie mówiła, stała cały czas ze zwieszoną głową. Chciałem ją przeprosić, ale te słowa tak bardzo nie chciały mi przejść przez gardło. Szczerze mówiąc, nigdy tego nie robiłem - nigdy nie czułem potrzeby kogoś przepraszać. Wziąłem głęboki wdech i wypuściłem powietrze ze świstem. Położyłem głowę na jej ramieniu.
- Ja ten... prze... przepraszam... - Wyszeptałem w jej ramię. Sam nie wiedziałem czy to słyszała, jednak nie miałem ochoty sprawdzać. Po chwili poczułem, jak coś ostrego wbija mi się w nogi, potem przechodzi na plecy, a następnie na ramię.
- Kuro - warknąłem zirytowany i spojrzałem na kota. Miauknął smutno i otarł się o mnie głową.
- Tak, tak, ciebie też przepraszam - mruknąłem głaszcząc kota za uchem. Szczerze, cieszyłem się, że przerwał tą narastającą ciszę, którą było już przez chwilę czuć w powietrzu. Nie odwracałem jednak głowy do dziewczyny, nie wiem czemu. Nie wiedziałem jak zareaguje?
< Sakura? >

wtorek, 12 kwietnia 2016

Od Katherine - Cd. Rose

Postać dziewczyny przykuła moją uwagę. Znałam ją, to pewne. Dopiero co szłam na pozycję, a ona przerwała moje skupienie. Ruszyłam za nią spokojnym krokiem, skupiając na każdym kroku. Podchodząc coraz bliżej, zauważyłam, że jest ona z Shadow. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc tą dziewczynę, gdyż od dość długiego czasu nie miałam styczności z innymi dziewczynami, niż z Sak. Przyjaciele byli tutaj rzadkością, a co dopiero mówić o kimś z kim da się porozmawiać. No dobra nie brakowało mi towarzystwa ale zawsze lubiłam nowe znajomości. Weszłam za brązowowłosą do altany, by już po chwili usiąść obok niej, opierając sobie broń o nogę.
- Witaj - powiedziałam z lekkim uśmiechem - Kath.
- Rose - odparła cicho.
Uśmiechnęłam się do niej serdecznie, by po chwili oprzeć się i odważyć się na zadanie jej pytania:
- Jak ci mija dzień? - zapytałam, nie puszczając broni z ręki.
Wiem, że może wyglądało to bardzo desperacko ale każdy tutaj wiedział, że bez broni zginie, bez umiejętności ktoś go przerośnie i zmiesza z błotem, niestety dosłownie.  Widziałam, że dziewczyna się zamyśliła, przez co szturchnęłam ją delikatnie łokciem śmiejąc się przy tym.
- No mów mi!
< Rose?>

Od Rose

Powoli otworzyłam oczy, zalane łzami. Kolejny koszmar, rozgrywający najstraszniejsze sceny z mojej przeszłości. Tak... od kilku nocy takie właśnie sny nie dają mi spokoju. Wbiłam wzrok w okno. Zanosiło się na deszcz, a może nawet na burzę. Pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki, odprężający prysznic i ubrałam się, czyli po prostu codzienna ranna toaleta. Następnie skierowałam się do kuchni, by zjeść śniadanie. Uznałam, że musli z jogurtem mi wystarczy. I tak nie miałam apetytu. Ubrałam się w tępie błyskawicznym, po czym wyszłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Zbiegłam po schodach, wychodząc na dwór. Spacerowałam zupełnie pustymi uliczkami. Nagle z nieba zaczęły zlatywać pojedyncze krople. Najpierw małe, potem większe, aż po chwili rozpętała się prawdziwa ulewa. Pobiegłam do miejsca, które kiedyś było parkiem. Co dziwne, to miejcse przetrwało niemalże bez uszczerbku. Stała tam nawet stara altana. Dzięki temu, iż została niedawno wyremontowana, stanowiła idealne schronienie przed deszczem. Wbiegłam do niej i usiadłam na jednej z ławek, obserwując to, co działo się poza altaną. W pewnym momencie moją uwagę przykuła jakaś postać, wchodząca do altany.
<Ktoś?>

Od Sakury - Cd. Jeff

Widząc go w zupełnie innych humorze, jakby mnie olśniło. Przynajmniej wydawało mi się, że tak jest. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się serdecznie, chociaż sprawiało mi to wielki ból. Wyczułam od niego znajomą woń, jakby jakiegoś dziwnego eliksiru. Kwaśny zapach, jakby niezapominajek ale jednak...
- Zapraszam - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Puściłam chłopaka przodem, wskazując na krzesło. Gdy ten przechodził obok mnie obojętnie, poczułam w sercu dziwne ukucie... Jakby coś za bardzo mnie raniło .Rzuciłam parę dokumentów na stół, podając mu przy tym długopis.
- A to po co? - zapytał.
- Potrzebuje opisu zdarzenia i szkód, a i podpis.
Odwróciłam się tyłem do chłopaka zduszając łzy, mimo wszystko to było zbyt trudne. Podeszłam do barku, otwierając go delikatnie. A gdyby tak podać mu odtrutkę? Może to nie jest zły pomysł, przecież do doby, po wzięciu Amnezji można było jej zapobiec.
- Chcesz się czegoś napić?
- Wody chętnie - powiedział cicho.
Otworzyłam fiolkę, ostrożnie wlewając jej zawartość, po czym wlałam do środka. Podałam chłopakowi szklankę, starając się jej nie upuścić, gdyż przebywanie w takiej sytuacji, po tym wszystkim było dla mnie za trudno. Jeff, bez zastanowienia wypił jej zawartość, dzięki czemu po jakiś pięciu minutach zaczął się dziwne zachowywać. Otworzyłam okno, gdyż wolałam by nie było widać, spływającego po mym czole, potu. Tak, dobrze wiedziałam, że gdy staliśmy nad przepaścią, po prostu kłamał mi w żywe oczy.... Więc postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę.
- Sakura? - zapytał nagle zdezorientowany.
Odwróciłam się szybko w jego stronę, starając ponownie nie uronić łez.
- A teraz ładnie powiesz mi wszystko - powiedziałam cicho.
- O co ci chodzi? - zapytał.
Podeszłam do niego, kładąc ręce na biurku, by po chwili się nad nim pochylić. Obiecuje sobie, że jeżeli mi nie odpowie, to po prostu skocze z tego okna jak gdyby nigdy nic...
- Dlaczego kłamałeś..?
- Kiedy?
- Nad przepaścią, dobrze wiem, że nie mówiłeś tam prawdy. Za co te kłamstwa?! Za to, że mi na tobie zależy? Za to, że kocham cię takim jakim jesteś?! - mówiłam nie mogąc się uspokoić.
W tamtym momencie, chyba do niego dotarło, gdyż z poważnej miny, zszedł na tą zwykłą, którą obdarzał mnie przez te wszystkie dni.
- Nie obchodzi mnie to co się ze mną dzieję, bo przy tobie jakoś nikt mi nie zrobił krzywdy a bardzo dobrze wiesz co działo się ze mną kiedyś.... Wole zginąć przy tobie, niż zdechnąć w samotności ze złamanym sercem.... - jęknęłam, opuszczając głowę.
<Jeff?>

Od Jeff'a - Cd. Sakura

W pokoju było już naprawdę dużo dymu. Chciałem sięgnąć po następnego papierosa, gdy z zirytowaniem stwierdziłem, że wypaliłem już całą paczkę. Genialnie k*rwa! Rzuciłem pustym opakowaniem o ścianę i oparłem głowę o drzwi. Jestem idiotą. Usłyszałem pukanie do drzwi, jednak nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Może jak udam, że mnie nie ma, to odejdzie? Pomyliłem się tak bardzo, że po chwili leżałem po drugiej stronie pokoju z nosem w wykładzinie. Wstałem z mordem w oczach. Przede mną stał wysoki, białowłosy chłopak, uśmiechając się miło. Czy to jest w ogóle człowiek...?
- Czego? - warknąłem.
- Co zrobiłeś Sak? - Zupełnie zignorował moje pytanie, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Prychnąłem u uśmiechnąłem się złośliwie.
- Nie twoja sprawa. A co, przyszła się już pożalić? - chłopakowi zszedł uśmiech z twarzy, a ja nie wiadomo kiedy znów wylądowałem na ziemi. Wyszedł, a ja opuściłem głowę. Czy to naprawdę możliwe, by jednak kobieta tak bardzo namąciła mi w głowie? Co się stało z dawnym mną? Wyjąłem z barku szczelnie zamknięte, szare pudełko. Otworzyłem je delikatnie, uważając by nie zepsuć tego co było w środku. A mianowicie mała fiolka z szaro-niebieskim płynem. Jakie działanie miała ta fiolka? Można rzec, że wywoływała amnezję, jednak to ty decydowałeś ile chcesz zapomnieć. Istniało ryzyko, że płyn się nie przyjmie i spowoduje trwałe uszkodzenia mózgu. Jeśli nie umrzesz to do końca życia zostaniesz "rośliną". Jakie były szanse na powodzenie? 50% - uda się albo nie uda. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie chwilę, gdy byliśmy z Sakurą w lesie. Wtedy również straciłem pamięć. Wyjąłem korek z fiolki i powąchałem. Ironia, pachniała niezapominajkami. Przymknąłem oczy i wypiłem całą zawartość buteleczki. Przez chwilę nic się nie działo, lecz po chwili upadłem na podłogę. Fiolka wypadła mi z rąk rozbijając się na tysiące kawałków. Złapałem się za głowę, czując w niej ogromny ból. Po chwili straciłem przytomność. Nie wiedziałem ile tak leżałem, jednak gdy się ocknąłem, zegar wybijał drugą. Pomasowałem obolały kark i wstałem powoli. Co to ja miałem zrobić... Sam nie wiedziałem. Wyszedłem z pokoju, patrząc ze zdziwieniem na wyważone drzwi. Szedłem korytarzem dopóki nie spotkałem czerwonowłosej dziewczyny. Widziałem ją na apelu - był to nasz kapitan. Jak ona miała na imię? Um... Sakura? Jakoś tak.
- Potrzebuje nowych drzwi - mruknąłem do niej przeczesując ręką włosy. Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie.
- Mam coś na twarzy, czy co? - warknąłem zirytowany. Nie lubiłem jak ktoś się na mnie gapił.
< Sakura? >

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Od Katherine - Cd. Leon

Oddałam pocałunek blondyna z pełnym oddaniem, jakby miał mi zaraz umknąć. Powtórzyłam sobie jego słowa w głowie, przez co uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdy ten odsunął się ode mnie odrobinę, podniosłam się do pozycji klęczącej i pochyliłam nad nim. Położyłam obydwie dłonie na policzkach Lea i uśmiechnęłam do niego, patrząc w jego krwistoczerwone oczy. Było w nich, tyle uczuć, tyle tajemnic których nie było mi dane jeszcze poznać ale kto wie? Musnęłam delikatnie wargi mężczyzny który był w tej chwili tylko dla mnie. Nawet nie na chwilę, tak na dłużej... Poczułam jak jego ręce wędrują po moich plecach, zmniejszając odległość między naszą dwójką.
- Nigdy tego nie zrobię - powiedziałam cicho, odsuwając się od jego ust na parę centymetrów.
- Nawet jeśli to...
W tym momencie przerwałam mu wypowiedź, składając na jego ustach kolejny delikatny pocałunek. Nie wiem jak opisać to co w tej chwili czuję. Jakaś wewnętrzna żądza przejmowała nade mną kontrolę, jakby chciała zawładnąć mną w całości. Bliskość tego mężczyzny, to jak delikatnie mnie dotykał, każde subtelne zetknięcie naszych skór, sprawiało, że przez moje ciało przechodził dziwny impuls. W pewnej chwili, gdy pocałunki stały się coraz bardziej namiętne, zastanawiałam się nad tym co myślą ludzie przechodzący obok naszej dwójki. Dla nas to chyba nie było jednak ważne. Poczułam, że chłopak wstaje, utrzymując mnie dalej na rękach. Odsunęłam się od jego ust i pozwoliłam sobie na to, by położyć głowę na jego ramieniu i zamknąć oczy. Moje ręce, przewędrowały jednak na jego kark, by mieć poczucie, że nie grozi mi upadek. Wiedziałam jednak, że przy nim nic się nie stanie.
- Gdzie idziemy? - zapytałam, gdy ten zaczął iść do centrum miasta.
- Tajemnica - zaśmiał się cicho.
Złapałam go jedną ręką za bluzkę i pociągnęłam delikatnie, muskając go warkami w kark.
- Mi nie powiesz? - zaśmiałam się, nie odsuwając się od niego.
< Leo? >

Od Sakury - Cd. Jeff

Układając sobie jego wypowiedź w całość, moje serce rozsypało się na miliard małych kawałków. Złapałam się za głowę, starając nie upaść, co niestety mi się nie udało. Nogi same się pode mną ugięły, powodując swobodny upadek na ziemię.
- Tutaj jest! - usłyszałam znajomy głos dziewczyny, która ledwo co wypuściła mnie wcześniej z jaskini.
Podniosłam się delikatnie na rękach, ocierając łzy by nie było po mnie niczego widać. Poczułam jak czyjeś silne ramiona podnoszą mnie do góry. Uniosłam głowę i zobaczyłam Lea. W tamtym momencie rozkleiłam się bardziej, niż przy Jeffie. Złapałam go mocno za bluzkę i wtuliłam w podbródek, zduszając jęk.
- Kto z nią był? - zapytał blondyn, spoglądając na Katherine.
- Biegła do Jeffa, więcej nie wiem...
- Jak go znajdę...
W tamtym momencie ucichł, gdyż dziewczyna uderzyła go delikatnie bronią w bok. Brunetka ruszyła przodem, uważnie obserwując teren, natomiast ja wylądowałam w ramionach Leona. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć... Może powinnam słuchać ludzi którzy tyle razy wmawiali mi, że do niczego się nie nadaję, jestem beznadziejna i powinnam umrzeć? To chyba była najlepsza opcja, chociaż nie czułabym tego co w tej chwili. A może by tak poświęcić się pracy i stać zimną suką? Właściwie to też nie jest głupie... Droga minęła w ekspresowym tempie, jakbym nawet nie wyszła od siebie z pokoju. Ciepła pościel, zdawała się teraz być dla mnie największą karą... Ciche miauczenie kota siedzącego obok sprawiło, że do moich oczu napłynęły łzy. Jak on się tutaj znalazł? Tak nagle? Złapałam zwierzątko z dość dużą delikatnością i posadziłam sobie na kolanach.
- Wychodzę - powiedział Leon zamykając drzwi.
Doskonale wiedziałam gdzie idzie, gdyż Nif pobladła jak nigdy. Czy on na prawdę musiał do niego iść? Odchyliłam kołdrę, by już po chwili wsadzić kotka pod nią i przykryć. Wstałam chwiejąc się na nogach.
- Sak usiądź... - powiedziała dziewczyna.
- Nie chce rozumiesz?! - krzyknęłam - Przepraszam....
Wszystkie emocje targały mną od środka, podeszłam do biurka, skupiając się na leżących tam dokumentach. Złapałam za parę kartek, starając się odczytać z nich parę słów, lecz szkliste oczy mi na to nie pozwoliły. Odrzuciłam kartki daleko w kąt, zduszając jęk który chciał się wyrwać z moich ust, na wspomnienie słów Jeffa. Oparłam się o ścianę koło okna i zsunęłam po niej powoli, upadając z dużym bólem na ziemię. Nie powiem, przy tym co przeżywał mój świat wewnętrzny, ból fizyczny prawie nie istniał. Nifenye podbiegła do mnie, prowadząc do łóżka. Usiadłam na nim niechętnie wpatrując się w okno. A gdyby tak skoczyć jak wyjdzie? Nie będzie bolało? Sak przestań... Nie myśl tak jak kiedyś... Przestań.... Położyłam się na pościeli, przytulając czarną kuleczkę do siebie. Odrzucałam każdą rzecz którą proponowała mi Nif, za każdym razem przepraszając. Nie radziłam sobie, już.... Więc co to będzie jutro? Gdy zostanę sama? Nie wiem... Usłyszałam otwieranie drzwi, lecz nie przeszkadzało mi zupełnie to, że może to osoba która nie powinna przyjść, która byłaby w stanie nas zabić? Może byłoby lepiej? Zdusiłam ponownie jęk, nie patrząc w kierunku drzwi.
< Jeff? >

Od Jeff'a cd. Sakura

Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw... Jednak, mimo, że odwzajemniałem jej uczucia, o ile było prawdziwe, to nie mogłem ich w tym momencie pokazać. Wiedziałem, że w tym wypadku nie mogłem też skoczyć bo prawdopodobnie - ona zrobiłaby to samo. Zakryłem twarz ręką próbując się uspokoić. Po chwili przeczesałem dłonią włosy i uśmiechnąłem się pogardliwie.
- Hah, i co teraz, powinniśmy wpaść sobie w ramiona? - prychnąłem. Dziewczyna jakby zdezorientowała się i spojrzała na mnie jakby nic nie rozumiejąc.
- Co ty cobie myślałaś? Że zakocham się w kimś takim jak ty? Popatrz tylko na siebie - Kolejne słowa sprawiały mi coraz więcej bólu i wbijały się w moje serce jak igły. Wytrwale jednak kontynuowałem.
- Nie powiem, było dosyć zabawnie. Tyle razy mogłem cię zabić, sam nie wiem czemu tego nie zrobiłem. Może dla tego, że byłaś ciekawą zabawką? Ale znudziłaś mi się już - zaśmiałem się mrużąc oczy. Dziewczyna milczała.
- Gdybyś widziała swoją minę gdy udawałem, że chce skoczyć - odwróciłem głowę, udając, że nie mogę wytrzymać ze śmiechu. Tak na prawdę, nie mogłem dłużej już na nią patrzeć. Piekły mnie oczy, jednak po chwili podszedłem do dziewczyny i wziąłem jej kosmyk.
- Żegnaj - szepnąłem jej do ucha i odszedłem. Nie patrzyłem już na nią, nie miałem już sił. Wiedziałem, że swoimi słowami bardzo ją zraniłem, jednak mnie też to bardzo bolało... Nawet nie wiedziała jak bardzo... Po około godzinie byłem znów w swoim pokoju. Gdy tylko zamknąłem drzwi, zsunąłem się po nich i usiadłem. Śmiało mogłem stwierdzić, że był to najgorszy dzień w moim życiu. Wyjąłem z kieszeni papierosa i zapaliłem go, zaciągając się głęboko dymem. Nienawidziłem palić, dym drażnił mnie w płuca. Jednak czasem trzeba. Wypuściłem dym z ust i patrzyłem jak roznosi się po pokoju.
< Sakura? >

Od Echo CD James

Posłałam mu pytające spojrzenie. Podrapałam się za głową i westchnęłam. No dobra, niech już mu będzie.
- Herbaty - odparłam z przymusu. Chłopak zaczął przygotowywanie ciepłego napoju. Spojrzałam za okno. Niebo przysłaniały ciemne chmury. Zanosiło się na to, że będzie padać. Świetnie, czyli gorzej być nie może. Jednak, najgorzej też nie było. Towarzystwo chłopaka napełniało mnie niewytłumaczalnym spokojem. Nie potrafię wyjaśnić pochodzenia tego uczucia, skąd się wzięło, i jakie mam do tego podstawy. Jednak przy nim czułam się... Bezpiecznie. Zanim się obejrzałam James podał mi kubek z gorącą herbatą. Bez słowa zaczęłam pić. Spoglądałam za okno na spadające z nieba, jak na razie pojedyncze krople deszczu. Panowała cisza. Nie dziwię się. Teraz, to nie ma nawet o czym pogadać. James nie ma pojęcia kim jestem, więc nie mam zamiaru go męczyć tłumaczeniem tego co się działo. Może by nie uwierzył, a nawet jeśli, nie mam na to wszystko siły. To była męcząca i długa podróż. Krople wody uderzały o szybę. Postanowiłam zapewnić sobie odrobinę rozrywki i pobawić się deszczem. Przymrużyłam oczy wpatrując się za okno. Krople wody w niedalekim zasięgu ode mnie, najpierw zwalniały a później zatrzymywały się. Po chwili spadły na ziemię rozchlapując się na wszystkie strony. Gdy skończyłam pić herbatę, oparłam głowę o oparcie kanapy i po prostu wpatrywałam się za okno. Nagle usłyszałam grzmot i momentalnie podskoczyłam do góry. Mój oddech był nierówny. Po chwili się jednak uspokoiłam i znów oparłam o kanapę. No tak, zapomniałam. Przecież ja się boję burzy... Nie chciałam sprawiać chłopakowi więcej kłopotów. To trochę krępujące, że nie pamięta mnie, a ja przez to jakby, władowałam się z butami do jego życia. Nim się obejrzałam, zasnęłam na kanapie.

<James? Echo bidna się boi piorunów :c>

niedziela, 10 kwietnia 2016

Od Sakury Cd Jeff

Czując dziwną magię rozchodzącą się w moim ciele, otworzyłam oczy, chwytając przypadkową osobę za kurtkę. Podniosłam głowę, a tą ofiarą okazała się Katherine. Dźwignęłam się na rękach, czując, że mogę wstać i popatrzyłam na dziewczynę.
- Kath..? Co ty tu robisz? - zapytałam cicho.
Brunetka pomogła mi wstać, chwytając w pasie, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Spojrzałam na nogi. Nie było tam plamy krwi, po moim ciele również nie spływała, co mogło oznaczać tylko jedno. Ten chłopak... Blondyn o imieniu Rob, też tutaj był. Wszyscy tutaj byli? Jak to? Na szczęście nie musiałam długo czekać na odpowiedź snajpera.
- Jeff, on to wszystko wymyślił.
W tamtym momencie potrząsnęłam mocno głową, jeżeli on to wszystko zorganizował, dlaczego go tutaj nie ma? Czyżby on... NIE!
- Zostaw mnie! Gdzie on jest?! - zapytałam wyszarpując się z kamiennego uścisku Nif.
Ta wskazała ręką na wyjście z jaskini. Przecież on by po prostu nie odszedł... Jeżeli on zrobi to o czym myślę, to nie będę miała dla kogo żyć... Rzuciłam się pędem w stronę wyjścia, starając się przy tym stratować jak najmniej swoich. Przepychałam się między ludźmi szepcząc tylko ciche "przepraszam", oraz starając się ukryć nagromadzone w moich oczach łzy. Wybiegając na zewnątrz, wiedziałam gdzie mam się udać... Urwisko... Bez zastanowienia pobiegłam w stronę, gdzie najpewniej znajdował się chłopak. W tamtym momencie zrozumiałam jak mi na nim zależy. Przecież gdyby nie on, już bym dawno nie żyła. Wybiegłam z lasu na polanę, na której krańcu siedział dobrze znany mi brunet,
- Jeff! - krzyknęłam, zatrzymując się około pięciu metrów od niego.
Chłopak tylko odwrócił głowę w moją stronę, a już po chwili wstał, bacznie obserwując wyrwę w ziemi. Westchnęłam cicho, wiedząc, że najpewniej nie będę w stanie go od tego odpędzić...
- Ciekawe jakie to uczucie... - powiedział cicho, wpatrując się w rów.
Zbliżyłam się o jeden krok, wiedząc, że to może zmusić go do skoku ale postanowiłam, że nie pozwolę mu na to, choćbym miała poświęcić wszystko. Tak, był tego wart i doskonale wiem co do niego czułam.
- Jeżeli je poczujesz, to ja tuż po tobie - odparłam cicho opuszczając głowę.
- Ty? Nie... Ty musisz żyć by...
- Ty też musisz! - krzyknęłam zduszając jęk - Gdyby nie ty, umarłabym już parę razy. Gdybyś się na niego nie rzucił... Nie byłoby mnie...Sama nie wiem jak ci to wszystko powiedzieć....
Ten pochylił się delikatnie nad urwiskiem, lecz po chwili powrócił do poprzedniej pozycji, dzięki czemu odetchnęłam.
- Wiem, że najpewniej mówię to już za późno i to niczego nie zmieni.... ale.... za bardzo mi na tobie zależy, by pozwolić ci na.. eh... Przepraszam, że przeżyłeś przeze mnie tyle przykrości, przepraszam za to z całego serca - jęknęłam - jeżeli ci chociaż trochę zależy na tym wszystkim... Nie skacz... I chciałabym żebyś wiedział jedną rzecz...
Ten odwrócił się, posyłając mi pytające spojrzenie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Kocham Cię - westchnęłam starając się nie uronić łez.
<Jeff?>

Od Jeff'a Cd Sakura

Upadłem na ziemie, trzymając się za głowę i sycząc z bólu. Czy oni myślą, że za każdym razem mogą mnie bić w głowę?!
- To boli do cholery! - warknąłem i wyjąłem z kieszeni dwa noże motylkowe. dwa, cztery... jest ich sześciu. Będzie ciężko, ale powinienem dać radę. Podrzuciłem broń w rękach otwierając ją przy tym i przygotowując do ataku. Dwa dzikusy rzuciły się na mnie z dzikimi okrzykami. Pierwszemu podciąłem nogę, przez co upadł z głuchym jękiem, drugiemu wbiłem nóż w brzuch. Odruchowo się złapał za zranione miejsce, dzięki czemu mogłem spokojnie go dobić. Następni rzucali się na oślep, licząc tylko na przewagę liczebną. To był ich największy błąd. Kilka tępych ostrzy trafiło mnie, jednak starałem się nie zwracać na to uwagi. Ich chaotyczne ruchy, był może i trudne do przewidzenia, jednak łatwo było to wykorzystać przeciwko nim. W końcu, gdy ostatni osobnik padł na ziemię, odetchnąłem głęboko i trzymając się za krwawiące ramię usiadłem pod drzewem. Wiedziałem, że muszę iść przed siebie, jednak po prostu nie mogłem. Musiałem odpocząć. Usłyszałem trzask gałęzi i odruchowo wyciągnąłem przed siebie nóż. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem w oddali biegnącego Kuro, a za nim kilka osób z Shadow Hunters. Dziewczyna o czarnych włosach podeszła i kucnęła koło mnie pytając, czy wszystko w porządku.
- Tak - mruknąłem wstając powoli i ukrywając pod rękę niewielkie rany. Ta jednak nie dała się nabrać i spróbowała mi je opatrzyć.
- Zostaw - warknąłem i odsunąłem się znacznie. - Powiedziałem, że nic mi nie jest - Odwróciłem się i zacząłem szukać śladów, którędy mogli pójść tamci ludzie, razem z Sakurą. Czy ta dziewczyna zawsze musi pakować się w jakieś kłopoty!? A może to ja je tak przyciągam... Nie zdziwiłbym się w każdym razie gdyby tak było. Od zawsze prześladował mnie pech. Kuro zamiauczał głośno, więc podszedłem do niego. Znalazł trop.
- Dobry kotek - pogłaskałem go za uchem i zdałem się na jego nos. Grupa widząc, że wiem gdzie iść, od razu skierowała się za mną. Po kilkunastu minutach drogi, znaleźliśmy się na terenie wroga. Skryłem się za większym kamieniem i obserwowałem.
- Jest środek dnia, nie ma mowy abyśmy prześlizgnęli się niepostrzeżeni. - mruknąłem do chłopaka za sobą.
- Czyli wbijamy się na chama? - stwierdził z szerokim uśmiechem. Widocznie podobała mu się wizja rozróby. Właściwie, mi też nie przeszkadzał ten pomysł.
- Czy wy w ogóle myślicie? - spytała z politowaniem czarnowłosa dziewczyna. - Nie wiemy ilu ich tam jest, czy są uzbrojeni, a nawet gdzie znajduje się Sakura, a wy chcecie tak po prostu tam wbić? - przyłożyła dłoń do skroni i westchnęła.
- Z drugiej strony, nie możemy czekać do nocy, nie wiadomo co będą chcieli zrobić z dowódcą... - kontynuowała z poważną miną.
- Czyli rozróba? - zaśmiał się chłopak.
- Mam lepszy plan - westchnąłem i zacząłem wszystko dokładnie omawiać. W skrócie, chodziło o to, że jedna osoba posłuży jako przynęta. Wybiegnie i skieruje oddziały dzikusów jak najdalej stąd, a wtedy my wydostaniemy Sakurę. Oczywiście nie mogłem zagwarantować, że przynęta przeżyje, jednak jakoś mało mnie obchodziło życie inne niż moje. Ustaliliśmy, że przynętą zostanie czerwonowłosy chłopak, który był najszybszy z naszej piątki. Wybiegł z naszej kryjówki i rzucił w stronę dzikusów granat oślepiający. Podziałało, rozwścieczył ich tym i gdy tylko znów zaczęli widzieć, pobiegli za chłopakiem. Przynajmniej się do czegoś przydał. Razem z grupką ludzi pobiegłem w stronę największego z namiotów. Oczywiście, nie mogło pójść tak gładko. Niestety, nie wszyscy pobiegli za czerwonowłosym, garstka dzikusów z dzikim okrzykiem zaczęła biec w naszą stronę, wymachując maczetami i innymi broniami. Rozdzieliliśmy się i każdy pobiegł w inną stronę. Tak mieliśmy większe szanse na przeżycie. Miałem szczęście, za mną pobiegło tylko dwoje ludzi. Facet i kobieta. Wbiegłem dalej w las, by mieć więcej przestrzeni. Nie przewidziałem jednak, że niedaleko znajduje się naprawdę stroma skarpa. W ostatniej chwili wyhamowałem. Wyjąłem nóż i przybrałem obronną pozę. Chłopak ruszył na mnie z rozpędu, próbując mnie zepchnąć, jednak udało mi się zrobić unik, i wbić mu nóż w plecy, przez co dzikus sam spadł, uderzając z głuchym jękiem o ostre skały. Umarł - to było pewne. Jego towarzyszka wydała bliżej nieokreślony okrzyk rozpaczy. Z żądzą mordu w oczach rzuciła się na mnie z tasakiem. Nie powiem, krzepy to jej nie brakowało. Z trudnością unikałem jej ostrego i ciężkiego ostrza. W pewnym momencie jednak potknąłem się o wystający korzeń i jak długi poleciałem do tyłu, a mój nóż odleciał kilka metrów dalej. No to po mnie - pomyślałem, widząc jak wściekła kobieta zbliża się do mnie z drącymi rękoma. Zamachnęła się, jednak w ostatniej chwili zawahała się i zatrzymała. Zabij albo zostań zabitym - zasada, którą wszyscy przez cały czas mi wpajali do głowy. Wykorzystałem moment zawahanie dzikuski i podciąłem jej nogi, przez co straciła równowagę i zaczęła spadać w stronę skarpy. W dosłownie ostatniej chwili złapała się kamienia. Wstałem i podszedłem do niej. Patrzyła na mnie błagalnie, wystarczyło wyciągnąć tylko rękę... Niestety, w tym świecie prawo życia mają tylko silni. Zgniotłem jej rękę butem, dopóki nie usłyszałem cichego dźwięku łamania kości. Spadła z wrzaskiem, a jej ciało po chwili uderzyło z impetem o skały. Tuż obok jej partnera. Splunąłem i podniosłem z ziemi nóż. Nie ma czasu użalać się nad słabymi. Ruszyłem w stronę obozowiska, nie oglądając się za siebie. Już po chwili widać było namioty. Gdy dotarłem w końcu do tego, w którym jak myślałem była Sakura, przygotowałem nóż i wszedłem ostrożnie. W namiocie nie było nikogo. Warknąłem pod nosem i wyszedłem gwałtownie z pomieszczenia. Musieli ją gdzieś przenieść. Dawno nie byłem tak zdenerwowany. Szedłem przed siebie, nie wiedziałem gdzie. Prowadziło mnie przeczucie. Miałem serdecznie dosyć tego świata. Na każdym kroku czaiło się niebezpieczeństwo. Nie mogłem nawet ochronić ważnych dla mnie osób... Usłyszałem za sobą trzask gałęzi. Odwróciłem się, jednak dostrzegłem Kuro. No tak, ten sierściuch nie opuszczał mnie na krok. Podniosłem go i posadziłem sobie na ramieniu. Po kilkunastu minutach znalazłem się przed niewielką jaskinią, z której usłyszeć można było krótką rozmowę. Właściwie to było chyba tylko kilka słów, jednak usłyszałem głos Sakury. Tak, to była na pewno ona. Uniosłem nóż i wszedłem z poważną miną do jaskini. Dziewczyna leżała nieprzytomna na ziemi, a nad nią stał wysoki mężczyzna. Nie zauważył mnie. Zacząłem się skradać, by po chwili przyłożyć mężczyźnie nóż do gardła.
- Co do...
- Jeszcze jedno słowo, a możesz pożegnać się z głową - szepnąłem mu do ucha, tnąc lekko jego skórę. Z rany wypłynęła stróżka krwi. Wtedy do jaskini weszło kilka innych członków grupy. Odrzuciłem mężczyznę w ich stronę i zlizałem krew z ostrza.
- Jesteś obrzydliwy - stwierdziłem odkładając nóż. Ukląkłem przy dziewczynie i uniosłem lekko jej głowę. Nie otwierała oczu, widocznie dość mocno musiano ją uderzyć. Musnąłem ustami jej czoła i szepnąłem do ucha:
- To pożegnanie, księżniczko - ułożyłem ją znów na podłodze, by po chwili zajął się nią ktoś z Shadow. Ponieważ zrobiło się zamieszanie, z jaskini wyszedłem niepostrzeżony przez nikogo, prócz Kuro, który naturalnie wybiegł za mną.
- Wracaj, nie mam już jedzenia, którym mógłbym cię karmić - pogłaskałem go po pyszczku i znów ruszyłem w drogę. Zirytowany stwierdziłem, że kot idzie za mną.
- Powiedziałem wracaj - warknąłem ostro. Kot miauknął cicho ale usłuchał. Chciałem być teraz sam. Wiedziałem, że od mojego przybycia, dziewczyna wpadała cały czas w kłopoty. Czemu więc tak ciężko było mi pogodzić się z odejściem? Tak ciężko mi się szło... A jakby tego było mało zaczął padać deszcz, a niebo rozświetlały pojedyncze błyski. Świat musi mnie naprawdę nienawidzić. Nie mam pojęcia jak długo tak szedłem, jednak gdy znów spojrzałem w niebo, świeciły na nim gwiazdy. Tak będzie lepiej - myślałem by dodać sobie otuchy. Zatrzymałem się nad skarpą, a przed moimi oczami od razu pojawił się obraz leżącej koło siebie nieżywej pary. Tutaj jednak, na samym dole było morze. Usiadłem na końcu urwiska i spojrzałem przed siebie. Deszcze przestał padać a księżyc pięknie oświetlał tafle wody.
- W taką piękną noc, nawet przyjemnie byłoby umrzeć - szepnąłem do siebie i zamknąłem oczy.
< Sakura? >

E: od Jeff'a - cd. Kimberly

Nienawidziłem tańczyć, uważałem to za szczyt debilizmu i głupoty ludzkiej. Ale dobrze, skoro sprawia im to przyjemność niech tańczą, tylko czemu zmuszają do tego też mnie? Sam nie wiem czemu dałem się namówić Sakurze na wspólny taniec. Właściwie to nie wiem nawet czemu tu przyszedłem. Mogłem sobie teraz siedzieć w pokoju rozkoszując się ciszą i spokojem. Po chwili wszyscy wymienili się partnerkami i partnerami. Zobaczyłem, że moją tymczasową partnerką miała być drobna, białowłosa dziewczyna. Musiałem przyznać - brzydka to ona nie była. Można rzec... słodka. Przybrałem obojętną minę i podałem jej dłoń. Wszyscy znów zaczęli tańczyć, i mimo, że tak bardzo nienawidziłem tego robić , to jednak musiałem przyznać, że byłem dobrym tancerzem. Oczywiście dużo zależało też od mojego humoru. Podczas gdy byłem nie w sosie, potrafiłem być naprawdę nieznośny, a osoba tańcząca ze mną najczęściej wtedy lądowała w błocie. Na szczęście, dzisiaj nie miałem zamiaru nikogo denerwować, a przyznać musiałem, że dziewczyna też nie ruszała się najgorzej. Jednak nie mogłem się powstrzymać od "przypadkowego" podkładania jej czasem nogi, przez co o mało nie lądowała na ziemi. W końcu piosenka dobiegła końca, a ja mogłem wreszcie zaszyć się w najciemniejszym zakątku tego miejsca. W tym wypadku było to miejsce gdzie znajdowało się nagłośnienie. Prawda - było głośno, było nawet bardzo głośno, jednak dało się znieść. Usiadłem pod drzewem i obserwowałem ludzi bawiących się na parkiecie.Wszyscy dobrze się bawili i nie zwracali uwagi, z których są grup. Było to bynajmniej dziwne. Chociaż, jakby się nad tym głębiej zastanowić, wszyscy tutaj zebrani jesteśmy ludźmi. Wszyscy jesteśmy tacy sami, mimo różnego wyglądu i charakteru. Podczas gdy ja siedziałem i rozmyślałem, na moje ramie wdrapała się ta mała, czarna kulka, którą ostatnimi czasy przygarnąłem. Nie dane mi jednak było siedzieć w spokoju, po chwili usłyszałem czyjś irytujący głos.
- Oo, kotek! Mogę pogłaskać? - zmrużyłem oczy i przyjrzałem się osobie stojącej przede mną. W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami, o mało nie strącając przy tym kota z ramienia.
< Kto teraz? >

E: Od Kimberly - Cd. Rose

Głośny krzyk, nieznajomej osoby oderwał mnie od wcześniej wykonywanej czynności. Rzuciłam trzymany w ręce kabel i spojrzałam na pogrążony w półmroku las. Sylwetka dziewczyny, mknącej w naszą stronę z każdą chwilą była coraz większa. Odgłosy znanego zwierzęcia przyprawiły mnie o dreszcze.
- Muzyka! - wydarł się Zero stojący tuż obok mnie.
W tamtym momencie do moich uszu dotarła głośna melodia. Ustałam pewnie na nogach, gdy zorientowałam się, że zwierze nie zaprzestaje pogoni.
- Głuche - powiedziałam sama do siebie.
Wysunęłam się przed szereg obserwujących, uważnie śledząc zwierze wzrokiem. Zaczęłam podchodzić w kierunku lasu, razem z wysoką dziewczyną o rudych włosach. Jeżeli ruszyła za mną, musiało to oznaczać, że goniona osoba była od niej. Jednym gestem ręki, zebrałam wszystkie cienie w wielką ścianę. Przesunęłam rękę tak, że osłona padła tuż za nogami dziewczyny, odcinając zwierzęciu dostęp do ofiary. Prawą ręką zebrałam cień wielkiego mutanta, skupiając się na owinięciu go jego własną bronią.
- Kim! - krzyknął Zero, gdy zwierzę zaczęło biec wprost na mnie.
Zdjęłam zaklęcie z lewej ręki, sprawiając, że cienie powróciły do właścicieli, a skupiłam się na zbliżającym zwierzęciu. Gdy szara chmura owinęła zwierzę, skupiłam palce w pięść, sprawiając, że drapieżnik upadł na ziemię, wijąc się w spazmach bólu. Ścisnęłam rękę mocniej, odcinając mu dopływ krwi, co sprawiło, że ten opadł bezwładnie na ziemię.Opuściłam rękę, zdejmując zaklęcie. Odwróciłam się w drugą stronę, szukając wzrokiem dziewczyny, która uciekała przed zwierzęciem. Siedziała już przy niej Ruda, podając wodę. W tamtej sekundzie, poczułam jak z mojego ciała wyparowuje cała adrenalina. Wzięłam głęboki wdech, uważnie obserwując, jak dziewczyna wstaje i uśmiecha się do mnie serdecznie. Odwzajemniłam się jej tym samym. Pukanie w mikrofon, sprawiło jednak, że moja uwaga skupiła się na mówcy, którym okazała się brunetka z Shadow Hunters.
- Wszyscy mnie słyszą? -zapytała uważnie obserwując tłum.
Machnęłam ręką na znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a ona sama uśmiechnęła się i powróciła do mówienia.
- Witamy wszystkich na corocznej imprezie związanej z nadejściem wiosny!
W tym momencie rozbrzmiewały głośne brawa i okrzyki. Zobaczyłam, że obok mnie stają dwie dziewczyny. Jedna dobrze mi znana - dowódca Cieni, druga natomiast była wolnym strzelcem z którą udało mi się wcześniej zamienić parę słów, mianowicie Laura.
- Dziewczyny! - krzyknęła brunetka z estrady, wskazując na nas ręką.
- Do nas mówisz?! - zapytała ze śmiechem Sakura, opierając się o mnie ramieniem.
Zaśmiałam się cicho i skrzyżowałam ręce na piersi, oczekując na to co się teraz stanie.
- Oddaje wam parkiet! - w tym momencie tak jakby wszyscy się rozeszli a my zostałyśmy we trzy.
Po jednej stronie ustawiły się tylko dziewczyny, natomiast po drugiej mężczyźni. Zaśmiałam się cicho, przybijając piątkę z dziewczynami, odwracając się tyłem do drugiej płci. W tym momencie do naszych uszu dotarła znana wszystkim piosenka " Can't Hold Us". Gdy rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki, odwróciłyśmy się szybko robiąc obrót. Parę mocnych i subtelnych tupnięć nogą, które były nam tak dobrze znane i piosenka nabrała tempa. Parę skomplikowanych kroków do przodu i ustawienie się w linii sprawiło, że naprzeciwko nas pojawiło się trzech mężczyzn. Na uderzenie w muzyce ustałyśmy na poprzednich miejscach i pomachałyśmy do mężczyzn, szybkim ruchem ręki. Oni natomiast bez zastanowienia, podeszli do nas łapiąc w pasie. Silne ramiona Zera, podniosły mnie wysoko pozwalając na chwilę odpoczynku. Gdy ustałam na ziemi, złapałam partnera za ręką, mijając go tak samo, jak Sakura która tańczyła z Jeffem. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i pozwoliłam ukochanemu na obrót którym cofnęłyśmy się do reszty dziewczyn. Parę z nich, tak jak i reszty dołączyło do nas. Wszystko powtarzało się w określonej sekwencji, co sprawiało, że wszyscy tańczyli w tym samym tempie. Odwróciłam się do Laury, która partnerowała Reikowi i przyjrzałam się im uważnie. Przyznam większość, na prawdę umiała dobrze tańczyć. Gdy wszyscy znaleźli się na parkiecie, zmieniliśmy kroki, pozwalając partnerom na trochę żywszy taniec. W jednym kroku, pozwoliłam sobie na delikatnie muśnięcie, Zera wargami. Przyznam, tańczyłam z nim pierwszy raz ale zaimponował mi tym, że na prawdę umiał się ruszać. Złapałam go mocniej za rękę, wiedząc, że w tej chwili, każda z nas, musiała z obrotem zejść na ziemię. Przetańczyliśmy dopiero połowę melodii, lecz mimo to każdy był już trochę zmęczony. Poczułam, jak partner podciąga mnie do góry i puszcza moją rękę, pozwalając wszystkim na zrobienie chwilowej wymiany partnerów, przez co moim chwilowym partnerem okazał się Jeff.
<Kto teraz?<


Od Sakury Cd Reik

Obudziło mnie delikatne szturchnięcie i czyjś znajomy głos. Podniosłam głowę, otwierając oczy, przez co dostrzegłam wysokiego bruneta, patrzącego wprost na mnie.
- Cześć Jeff - powiedziałam cicho.
- Hej, co ty tu tak siedzisz? - zapytał wskazując na niedawno poznanego mężczyznę.
- Został ranny na naszych terenach, wiesz jaka jestem - zaśmiałam się, wstając.
Odwróciłam się do najprawdopodobniej wolnego strzelca, po czym odezwałam się szybko:
- Witaj, zaraz do ciebie wrócimy.
Pociągnęłam Jeffa za rękaw, wyprowadzając z sali. Ustałam opierając się przy ścianie, gdy ten zadał mi pytanie, o pochodzeniu mężczyzny. Wyjaśniłam mu wszystko co się wczoraj wydarzyło, łącznie z tym, że nic o nim nie wiem. Bałam się trochę czy nie jest przypadkiem jakimś szpiegiem ale postanowiłam tak nie myśleć.
- Zostaniesz ze mną? Wiesz wole no nie... - jęknęłam.
- Pewnie, wiem przecież - odparł szybko, uśmiechając się do mnie szeroko.
Przytuliłam go delikatnie, po czym powróciłam do rannego, stając przy jego łóżku.
- A więc, powiesz kim jesteś? - zapytałam, stając prosto,  natomiast mój towarzysz położył ręce na ramie łóżka.
< Reik? >

Od Leona - Cd. Katherine

   Ten nagły ruch prawie zwalił mnie z nóg, dosłownie. Nie byłem przyzwyczajony do czułości, zwłaszcza ze strony dziewcząt innych niż Sakura. Zwłaszcza tak niespodziewanych. Na ułamek sekundy cały zesztywniałem, równie szybko rozluźniając mięśnie, pewny o braku wroga w pobliżu. Ponownie wszystkie moje myśli pognały w stronę Katherine. Czy to, co do niej czułem można było nazwać miłością? Czy jedynie chwilowym zauroczeniem, które niedługo mogło rozpłynąć się? Zniknąć tak, jakby nigdy nie istniało? Jeśli tak, to chciałem wykorzystać każdą dana mi chwilę bliskości z tą dziewczyną. Bałem się odrzucenia? Oczywiście, byłbym głupcem, gdybym myślał, że taka istota jak ta dama mogłaby zechcieć wieczne dziecko. Chłopaka, którego większość osób po prostu wolała unikać, z lęku przed tym, że mógłby niechcący kogoś uszkodzić. Miałem problemy z kontrolowaniem swojej siły, to fakt. Jednak znikały one w obecności ciemnowłosej.
     Uśmiechnąłem się tak niewinnie, jak młodzik, który coś zrobił i nie chciał się przyznać. Starałem się wykrzesać z siebie całą delikatność, która gdzieś tam wewnątrz drzemała. Przy okazji pomyślałem sobie o tych wszystkich gapiach i o tym, jak musieliśmy wyglądać. Ona- leżąca w trawie i przytulająca się do mnie. Ja- stojący nad nią na czworaka, prawie, że przygniatający jej osobę. Taki wielki, w porównaniu do swojej towarzyszki. Podniosłem się do siadu, ciągnąc dziewczynę za sobą, by finalnie znalazła się na moich kolanach.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- wyszeptałem jej wprost do ucha.- Już jestem grzeczny, widzisz?
To powiedziawszy, z nadmierną delikatnością ułożyłem dłonie na jej talii, jednocześnie rozkoszując się wzajemną bliskością. Może byłem głupcem, może poniosła mnie odwaga szaleńca, sam nie wiem. Po prostu, kiedy chciałem przyciągnąć ją do siebie- moje ręce od niechcenia wsunęły się pod jej koszulkę, pozwalając na dotknięcie miękkiej, skóry, którą porównać można było jedynie do jedwabiu. Udając, że zrobiłem to zupełnie przypadkowo, zmniejszyłem odległość nas dzielącą do niezbędnego minimum, ani na sekundę nie wycofując się spod jej ubrania. Po prostu czucie ciepła bijącego od Katherine, jej słodkiego zapachu, teraz jeszcze dotykanie skóry... To wszystko stało się dla mnie najlepszym ze wszystkich afrodyzjaków.
- Nawrzeszcz na mnie, jeśli chcesz, ale wiedz, że za tobą szaleję- powiedziałem cicho.
     Po raz kolejny tego dnia musnąłem jej usta swoimi, by zaraz potem złożyć na nich prawdziwy pocałunek. Delikatny, przepełniony uczuciami, tym wszystkim, co we mnie siedziało i jej dotyczyło. Szaleństwo? Jeśli tak, to tylko dla Kath zarezerwowana została ta normalna część mnie. Nikt inny nie miał do niej dostępu.

<Kath? Reszty odpisek nie ma. Ale za to jest ta, taka dłuższa. Wybacz mi, kochana, ale jest po 3, kiedy to kończę...>

sobota, 9 kwietnia 2016

Od Sakury - Cd. Jeff

Gdy już miałam odpowiadać, ktoś zapukał do drzwi. Jeff od razu złapał za nóż i podszedł, do wielkich drzwi. Otworzył je z impetem a moim oczom ukazał się znajomy mężczyzna. Wstałam z krzesła, a ten podbiegł do mnie odpychając bruneta.
- Co się stało? - zapytałam Amindiego.
- Dzikusy poćwiartowały Archyego! Ledwo co żyje!
Na imię mojego prześladowcy, cofnęłam się gwałtownie.
- Sak? - zapytał Jeff.
- Wszystko dobrze - odparłam cicho.
Podeszłam do blondyna i spojrzałam na niego pytająco. Nie chciałam patrzeć na Archa ale jako przywódca nie miałam wyboru.
- Zaprowadza was! - krzyknął i rzucił się pędem.
Zaczęłam podążać za nim, łapiąc w drzwiach bruneta za rękę. Na miejscu znaleźliśmy się po dobrych dwóch minutach, lecz nikogo tam nie było. Wyciągnęłam nóż i przyłożyłam do szyi niewysokiego blondynka.
- To było kłamstwo?! - zapytałam.
- Nie!
- Jeszcze jedno słowo a przejże ci myśli do twojego porodu! On nie mógł zniknąć, więc powiedź jak to się stało!
- Ja nie!- w tym momencie w klatce chłopaka znalazła się strzała.
Złapałam go przed upadkiem, kładąc na ziemi.
- J-ja... On był... - jęknął zamykając oczy.
Wstałam na równe nogi i odeszłam od ciała mojego łucznika.
- Co tu się dzieję... - powiedziałam sama do siebie.
Dookoła nas pojawiła się cała grupa dzikusów, podtrzymująca ledwo co żywego stratega. Podchodząc do nas dość szybkim krokiem, bez problemu udało się im nas złapać. Popatrzyłam, na trzymanego przez przeciwników Jeffa, który starał się wyrwać.
- Zabawcie się... - jęknął mdlejący Archy.
W tamtym momencie, mocno szarpnęłam rękoma. Udało mi się na chwilę wyrwać z uścisku, lecz to było za mało by podnieść nóż i obronić się przed atakiem. Wiedziałam, że w tej chwili byłam im potrzebna tylko ja.
- Jeff!! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafię.
Ten podniósł głowę i popatrzył na mnie wystraszony, w moich oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam co stanie się, gdy zaniosą mnie do siedziby. Mimo wszystko Shadow zyskało dobrego dowódce, przecież Jeff był moim zastępcą.
- Nie daj się zabić! - wydarłam się.
W tym momencie zauważyłam, że jeden z mężczyzn podchodzi do chłopaka z mieczem.
- Zostaw go! Na mnie wam zależy!
W tamtym momencie uderzył, go w głowę sprawiając, że tamtej upadł na ziemię. Jęknęłam głośno, czując jak moje nogi zostają oderwane od podłoża a Jeff znika gdzieś za dzikusami. Mocne uderzenie w głowę...
***
Obudziłam się w nieznanej mi jaskini, jakby pełnej dziwnych przedmiotów... Starałam się podnieść na rękach, lecz to zdawało się niemożliwe. Poczułam mocne pieczenie na plecach, jakby ktoś przed chwilą zdzielił mnie batem. Moje nogi nie były w stanie wykonać żadnego ruchu.Plama krwi pod moim ciałem, oznaczała tylko jedno... Byłam tu jako zabawka... Boże by tylko Jeffowi nic nie było.... Nie chciałam by wylądował w tym miejscu, chciałam by był bezpieczny. Podniosłam głowę i ujrzałam w pełni funkcjonującego Archyego. Ukucnął obok mnie chwytając, za podbródek. 
- To jak? Teraz jesteśmy we dwoje? - zapytał oblizując się.
Jedynym, co byłam w stanie zrobić, było naplucie mu w oczy, co wykonałam. 
- Suka! - krzyknął.
W tym momencie poczułam mocne uderzenie w głowę i poczułam, że ponownie tracę przytomność
<Jeff?>.