Czując dziwną magię rozchodzącą się w moim ciele, otworzyłam oczy, chwytając przypadkową osobę za kurtkę. Podniosłam głowę, a tą ofiarą okazała się Katherine. Dźwignęłam się na rękach, czując, że mogę wstać i popatrzyłam na dziewczynę.
- Kath..? Co ty tu robisz? - zapytałam cicho.
Brunetka pomogła mi wstać, chwytając w pasie, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Spojrzałam na nogi. Nie było tam plamy krwi, po moim ciele również nie spływała, co mogło oznaczać tylko jedno. Ten chłopak... Blondyn o imieniu Rob, też tutaj był. Wszyscy tutaj byli? Jak to? Na szczęście nie musiałam długo czekać na odpowiedź snajpera.
- Jeff, on to wszystko wymyślił.
W tamtym momencie potrząsnęłam mocno głową, jeżeli on to wszystko zorganizował, dlaczego go tutaj nie ma? Czyżby on... NIE!
- Zostaw mnie! Gdzie on jest?! - zapytałam wyszarpując się z kamiennego uścisku Nif.
Ta wskazała ręką na wyjście z jaskini. Przecież on by po prostu nie odszedł... Jeżeli on zrobi to o czym myślę, to nie będę miała dla kogo żyć... Rzuciłam się pędem w stronę wyjścia, starając się przy tym stratować jak najmniej swoich. Przepychałam się między ludźmi szepcząc tylko ciche "przepraszam", oraz starając się ukryć nagromadzone w moich oczach łzy. Wybiegając na zewnątrz, wiedziałam gdzie mam się udać... Urwisko... Bez zastanowienia pobiegłam w stronę, gdzie najpewniej znajdował się chłopak. W tamtym momencie zrozumiałam jak mi na nim zależy. Przecież gdyby nie on, już bym dawno nie żyła. Wybiegłam z lasu na polanę, na której krańcu siedział dobrze znany mi brunet,
- Jeff! - krzyknęłam, zatrzymując się około pięciu metrów od niego.
Chłopak tylko odwrócił głowę w moją stronę, a już po chwili wstał, bacznie obserwując wyrwę w ziemi. Westchnęłam cicho, wiedząc, że najpewniej nie będę w stanie go od tego odpędzić...
- Ciekawe jakie to uczucie... - powiedział cicho, wpatrując się w rów.
Zbliżyłam się o jeden krok, wiedząc, że to może zmusić go do skoku ale postanowiłam, że nie pozwolę mu na to, choćbym miała poświęcić wszystko. Tak, był tego wart i doskonale wiem co do niego czułam.
- Jeżeli je poczujesz, to ja tuż po tobie - odparłam cicho opuszczając głowę.
- Ty? Nie... Ty musisz żyć by...
- Ty też musisz! - krzyknęłam zduszając jęk - Gdyby nie ty, umarłabym już parę razy. Gdybyś się na niego nie rzucił... Nie byłoby mnie...Sama nie wiem jak ci to wszystko powiedzieć....
Ten pochylił się delikatnie nad urwiskiem, lecz po chwili powrócił do poprzedniej pozycji, dzięki czemu odetchnęłam.
- Wiem, że najpewniej mówię to już za późno i to niczego nie zmieni.... ale.... za bardzo mi na tobie zależy, by pozwolić ci na.. eh... Przepraszam, że przeżyłeś przeze mnie tyle przykrości, przepraszam za to z całego serca - jęknęłam - jeżeli ci chociaż trochę zależy na tym wszystkim... Nie skacz... I chciałabym żebyś wiedział jedną rzecz...
Ten odwrócił się, posyłając mi pytające spojrzenie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Kocham Cię - westchnęłam starając się nie uronić łez.
<Jeff?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz