sobota, 19 marca 2016

Od Zera - Cd. Kimberly

Wewnątrz cały kipiałem ze złości, którą najchętniej wyładowałbym na owym, napalonym na kobietę, która była dla mnie wszystkim, młodziku. Owszem, Blood Masters było grupą, w której na pierwszy rzut oka nie istniały żadne zasady, lecz hierarchia stanowiła największą świętość. Co wyższy rangą zajął- ten niżej już nie mógł dotknąć. A ten ot tak zechciał posiąść, skrzywdzić moją Kimberly... Mój wcześniejszy szał widocznie ni jak go nie ruszył, młody odważył się przypałętać aż tutaj. Przysięgam, że jak go kiedyś dorwę, to wszystkie blond kudły powyrywam, no i "coś niecoś" również straci. Jak na razie odpuściłem, całkowicie zdając się na moją towarzyszkę. Wszedłem za nią do pokoju, od razu zamykając drzwi na klucz, żeby... jak on miał... Aaron nie wpadł na pomysł nocnego włamania, czy innego głupstwa.
- Idę się ogarnąć- mruknąłem, wyjmując czyste ubrania z niewielkiej szafki.- Jak coś, to pukaj, dobrze?
- Jasne.
Kiwnąłem głową, wchodząc do łazienki.

<Kim?>

Od Katherine - Cd. Leona

Rzeź była już na wykończeniu, lecz cały czas istniało ryzyko śmierci. Wsłuchiwałam się z słowa mężczyzny, by zachować je w pamięci na długi czas. Ta cicha przysięga, dodała mi sił. Wychiliłam delikatnie głowę, zza Leona, a to co zobaczyłam z lekka mnie zanikepokoiło. Przeciwnik zbliżał się wolnym krokiem do blondyna. Zauważyłam również, że i blondyn chwycił za broń. Wyminęłam go, a ten idąc w stronę drugiego przeciwnika, złapał mnie za rękę. Jakbym miała mu zaraz umknąć. Zacisnęłam swoją dłoń na jego i podeszłam do bruneta. Wymachnęłam mu nożem przed twarzą, by po chwili rozkrwawić mu brzuch, jednym szybkim cięciem. Poczułam jak Leo, ciągnie mnie za rękę, sprawiając tym zamianę miejsc. Stałam przed jego niedobitym celem. Był za daleko. Nie mogłam go dosięgnąć. Przerzuciłam sztylet w palcach i z impetem rzuciłam w szatyna. Wbił się idealnie w serce, przez co upadł od razu. Usłyszałam krzyk za plecami, przez co bez zastanowienia się odwróciłam. Blondyn, wbił miecz w klatkę piersiową przeciwnika. Jednym ruchem włożył miecz do pochwy i przyciągnął mnie jeszcze raz. Ostatni przeciwnicy padli, ostatnie sekundy bitwy właśnie się skończyły. Niewiele naszych padło, lecz mimo wszystko czułam ból w sercu. Popatrzyłam na zakrwawione ręce, przez co cały stres odszedł. Łzy szczęscia i rozpaczy same napłynęły mi do oczu. Wtuliłam się w chłopaka zduszając cichy jęk. Nie wiem, co zrobiłabym gdyby on zginął i nawet nie mam ochoty na ten temat myśleć. Ułożyłam policzek na jego klatce piersiowej, uważnie oglądając liczącą poległych Sakurę. Wszyscy wyglądali jakby walczyli wiele dni, może nawet tygodni ale wcale się nie dziwię. Po chwili na ulicy nie było nikogo innego, tylko zajmujący się zbieraniem zwłok ludzie, nie biorący udziału w bitwie. Każdy zostanie pochowany... Poczułam silne ramione, oplatające moje ciało. Podniosłam głowę i ujrzałam wpatrującego się w mnie Leona. Uśmiechnęłam się do niego i delikatnie wplotłam palce w jego włosy. Jego widok zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Chciałabym, żeby był przy mnie cały czas. Żebyśmy się nie rozdzielali.
- A ty? - zapytał, powracając do wypowiedzianego wcześniej zdania.
- Zawsze będę - szepnęłam, mocniej się w niego wtulając i opierając swoje czoło o jego.
<Leo?>