Pochłonięty przez wir walki, całkowicie w niej zatracony. Huk wystrzałów z karabinów maszynowych mieszał się ze szczękiem stali, wrzaskami konających. To nie wojna, bitwa też nie, a masakra w najczystszej postaci. Najgorsze było to, że ilekroć spoglądałem na jeden z budynków, już nie widziałem tego ostrego błysku broni palnej należącej do ciemnowłosej istotki. Musiała być na dole, wśród tych wszystkich ludzi. Już nie wiadomo kto dla kogo kim był- wrogiem, czy przyjacielem? Pociski czasami trafiały w naszych. Bratobójstwo, cisnęło mi się na twarz, cholerne bratobójstwo. Jak Kain i Abel. Powaliłem kolejnego z dzikusów, przez ułamek sekundy czując dziwną satysfakcję tym, że konał w cierpieniu. Czyżbym podświadomie mścił się za krzywdę bliskiej mi osoby? I wtedy zobaczyłem ją, prawie wpadłem. Ta odwróciła się szybko, chcąc ugodzić mnie krótkim ostrzem. Sparowałem cios z iście grobową miną. Pozostałem niewzruszony nawet wtedy, kiedy przytuliła się do mnie, lekko uderzając orężem o moje udo. Dopiero, kiedy poczułem przyjemne ciepło bijące od niej, tak bardzo różniące się od panującego skwaru, powróciłem na Ziemię. Wolną ręką włożyłem miecz do pochwy, nie zważając na panujący wokół szał. Po prostu przyciągnąłem ją do siebie, jak najbliżej. Delikatnie założyłem zagubiony pukiel jej włosów za ucho, napawając się ich miękkością. Znów powróciły tamte dziwne żądze, teraz będące bardziej naturalne. Pragnąłem przylgnąć do jej pełnych ust, zabrać ją stąd gdzieś daleko, gdzie bylibyśmy tylko my. Nasza dwójka. W myślach skarciłem się za tak irracjonalne pomysły.
- Już jestem- wyszeptałem tak, by mogła usłyszeć mnie pomimo wrzasków innych- spokojnie. Od teraz już zawsze będę przy tobie...
<Kath? Romansidło. I nie, Hae nie daje o sobie znać.>