Patrzyłem jak ogromna bestia wchodzi na polanę. Musiałem przyznać, że zawsze fascynowały mnie te ogromne stworzenia. Były duże, piękne i silne, posiadały praktycznie wszystko. Mutant, zaczaił się na wielobendra, co wyglądało dosyć śmiesznie, jakby kot bawił się z myszką. Ruszył. Najpierw powoli, by po chwili rozpędzić się i stratować wszystko co znalazło się na jego drodze. Patrzyłem zafascynowany jak ciało wielobendra zostaje rozerwane na strzępy. Do jego wnętrza dostał się jad, a ciało wypalało się od środka z sekundy na sekundę. Po skończonym posiłku, a raczej zabawie, stworzenie skierowało swój wzrok na nas. Miałem nadzieję, że nie wyglądamy zbyt smakowicie, i chyba miałem racje, bo odwrócił się. Odetchnąłem z ulgą, ale wtedy stało się coś czego nie przewidziałem.
- Kuro? - warknąłem i patrzyłem z wielkimi oczyma, jak ogar zbliża się do czarnej kupy futra.
- Nienawidzę tego sierściucha - warknąłem i odsunąłem os siebie Sakurę - zaraz wracam nie ruszaj się - pogłaskałem ją lekko po policzku.
- Ale...!
- Nie ma żadnego "ale". Jak się stąd ruszysz, to się obrażę - uśmiechnąłem się lekko i pognałem w stronę kota. Ukryłem się w krzakach, tak, by potwór nie zobaczył mnie od razu. Chciałem chyba po prostu mieć nikłą nadzieję, że zaraz się odwróci i odpuści, ale na to się nie zapowiadało. Wziąłem w dłoń większy kamień i rzuciłem nim w cielsko ogara. Zdezorientowany spojrzał na mnie, a po chwili wydał ryk, który raczej nie znaczył nic dobrego. Chwyciłem kota za sierść i nie zastanawiając się dłużej pognałem co sił przed siebie, całkiem w inna stronę niż znajdowała się Sakura. Na szczęście, mutant pobiegł za mną, więc dziewczyna miała trochę czasu na wzięcie nóg za pas i ucieczkę stąd. Spróbowałem obliczyć ile ma czasu, zanim stworzenie nie rozszarpie mnie na kawałki i nie zawróci, ale trudno jest obliczać i równocześnie uciekać, więc skupiłem się bardziej na tym drugim. Gdzie byłbym bezpieczny... Woda! Ogary na pewno nie lubią wody! Tylko morze jest tak chol*rnie daleko, a mi zaczyna brakować sił. Ale czego się nie robi, żeby przeżyć! No już Jeff, rusz dupsko i do boju! Biegłem dobre 10minut, na najwyższych obrotach, aż w końcu zobaczyłem z daleka upragnioną plaże, a za nią ocean. Pewnie i tam nie będę do końca bezpieczny, albo zje mnie jakiś morski potwór, albo zamarznę, gdyż woda jeszcze się dobrze nie ociepliła. Ewentualnie utonę z wyczerpania. Żadna opcja mi się zbytnio nie podobała, więc miałem nadzieję, że mutant szybko odpuści. Wbiegłem szybko do wody z kotem trzymającym się kurczowo mojego ramienia. Zadziałało, potów został na brzegu rycząc wściekle. Mijały jednak minuty, a on nie odpuszczał i chodził w tę i z powrotem.
- Idź już sobie ty wielka kupo... Czegoś tam - warknąłem, czując jak moje ciało, powoli łapią drgawki. A żeby było śmieszniej, ogar zatrzymał się, wziął oddech o po chwili zobaczyłem jak zbliża się do mnie potężna kula ognia. Super. Lepiej być nie mogło. Zanurkowałem najgłębiej jak się w tym krótkim czasie dało, jednak i tak odczułem poparzenia na skórze. Wypłynąłem na powierzchnię i syknąłem z bólu. Bardzo bolało mnie ramię, byłem wyczerpany, ale przecież trzeba też znaleźć dobre strony, przynajmniej było mi ciepło!
< Sakura? Brak weny .-. )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz