niedziela, 3 kwietnia 2016

Od Cookie C.D Laura

Kościół... Dawno już o tym nie słyszałem. Ale takie pytanie. Czy tam będą się modlić inni ludzie, skoro jest tak niebezpiecznie na świecie czy to może jakaś pułapka na mnie albo jej kryjówka? Nie mam pojęcia. Na tym świecie najlepiej mnie przyjaciół niż wrogów, więc muszę mieć na nią oko.... Odpowiedziałem:
-Ta.. Słyszałem już o takim czymś. Nawet tam byłem, ale to wieki temu.
-Ech.. No widzisz. Musimy tam iść!
-Dlaczego?
-Bo.. Bo nie ważne.
-Okej? A co z twoim psem?
-No trudno. Muszę go znaleźć. Mam nadzieję, że może po drodze go poszukamy.
-Dobrze.
I po tym ruszyłem za nią w kierunku "kościoła". Tak naprawdę, staram się być dla niej miłym.. Bo wiecie.. Sam w takim lesie, gdzie mieszkam, robi się nudno. Nikogo się nie ma.. Same zwierzęta wokół mnie. Może nie będzie z nią tak źle...

<Laura?>

E: Od Reik'a Cd James'a

Ah... jesień... dni stają się krótsze i zimniejsze a zleceń przybywa. Wstałem z łóżka, podszedłem powolnym krokiem do szafy i wyciągnąłem z niej kamizelkę kuloodporną, czarną bluzę, dżinsy i buty do biegania. Ehh... zlecenie samo się nie wykona...-Pomyślałem. Jakie zlecenie dostałem tym razem? Zabić kilka piekielnych ogarów i przynieść zleceniodawcą truciznę z ich ogonów. Wiedziałem gdzie ich szukać ale potrzebowałem ludzi żeby je zabić więc poszedłem do bazy po moich dwóch przyjaciół, Marka i Zon'a. Musiałem szybko się uporać z tym zleceniem żeby zdążyć na imprezę organizowaną na jakiejś polanie.
-Jest sprawa-Powiedziałem.
-Jaka?
-Dostałem zlecenie na kilka piekielnych ogarów i potrzebuje pomocy.
-A co z tego będziemy mieli?
-50%
-Dobra, wchodzimy w to.
Po kilkunastu minutach szukania Marek powiedział:
-O k.rwa... chyba zapomniałem zabrać amunicji...
-Ale z ciebie cwel! Ha ha ha! O kurna... ze mnie też. Ja też zapomniałem amunicji.-Odezwał się Zon.
-Co za idioci... K.urwa!-Powiedziałem po czym ściągnąłem spodnie.
-Reik, co ty robisz?!
-Lepiej od razu zapnijcie mnie w d.pe, bo ja też zapomniałem...
Nagle usłyszeliśmy głośny krzyk.
-Słyszeliście to? To chyba jakieś sto metrów od nas...
Po chwili zobaczyliśmy kilkanaście poparzeńców i kilka piekielnych ogarów biegnących w naszym kierunku. Podciągnąłem spodnie i zacząłem biec.
-Uciekać!-Krzyknąłem
Poparzeńcy i ogary nie przestawały nas gonić. Nagle usłyszałem głośną muzykę i zacząłem biec w jej kierunku. Jeżeli tam jest impreza to jestem uratowany-Pomyślałem. Po paru sekundach byłem już prawie na miejscu. Przede mną stały krzaki, przebiegłem przez nie i wpadłem prosto na Sakurę. Na mnie wpadł poparzeniec a na poparzeńca Zon.

<Ktoś?>

Od Suzu

Machałem beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był porośnięty lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał się zwyczajną rośliną. Zacząłem rozmyślać jak to jest nią być. Tak naprawdę to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok niego przechodzi jakieś żywe stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje korzenie na powierzchnie, łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją. Polubiłem ten kwiat.
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! – krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj się! – powtórzyłam i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.

<Kto chce popisać z Suzu?>

Suzu

Imię: Suzu
Pseudonim: Niektórzy go nazywają Su, ale starzy „przyjaciele” Rei
Płeć: Mężczyzna, chociaż urodę ma kobiecą
Wiek: 19 lat
Przynależność: Wolny strzelec
Stanowisko: Działa na własną rękę i wszystko robi sam
Charakter: Suzu sam z siebie to bardzo ciekawa bestyjka. Został wychowany przez bestie i w ogóle nie ma w nim krzty moralności ani zahamowań, nie wie co to współczucie czy litość, nie rozumie uczuć i nie umie ich okazywać. Jest dość uprzejmy i miły, chociaż również bardzo dziwny, czego nie można mu odjąć i takie mają o nim zdanie wszyscy. Nie da się rozgryźć co mu chodzi po głowie, mimo iż często myśli na głos i mówi sam do siebie, co świadczy o jego rozlicznych problemach z psychiką, które można wymieniać godzinami. Potrafi kogoś zranić i nawet tego nie zauważy, nie wie co to empatia, czy co to znaczy komuś współczuć. Jest samowystarczalny i pewny siebie, przy tym bardzo bezpośredni i zawsze wali prosto z mostu nie zastanawiając się nad tym wcześniej, przez co może wydać się wręcz prostacki, ale co zrobić. Jest wyjątkowo inteligentny i sprytny, mimo pozorów bardzo dużo myśli, mimo iż z reguły są to wizje poćwiartowanych stworzeń i osób jakie ma przed oczami, to jednak jest nieprzeciętnej inteligencji. Wydaje się być dziecinny, na przykład mając stosy pluszaków czy piżamę Pikachu, albo oglądając kreskówki, jednak cała ta dziecinność ma korzenie w tym, że nigdy nie miał dzieciństwa, więc dopiero je przeżywa. Dużo pyta i szuka odpowiedzi na swoje pytania, przy czym jest bardzo uparty i zawsze dostaje to czego chce, nie umie przegrywać i potrafi być mściwy, chociaż to raczej rzadko. Sporym błędem byłoby nie wspomnienie o jego nieprzewidywalności i częstych zmianach nastroju. Wydaje się być trochę straszny, zwłaszcza kiedy wlepia w ciebie te swoje wielkie oczy i zaczyna gadać, jak to na przykład zaszyje ci powieki, jednak trzeba go spróbować zrozumieć. Podświadomie szuka uwagi i akceptacji, mimo iż nie umie tego pokazać ani powiedzieć, samemu nie zdając sobie z tego sprawy. Wciąż ma destrukcyjne odruchy, lubi sobie poszaleć rozwalając samochody i budynki oraz demolować sklepy, rozkosznie się przy tym śmiejąc. Dodatkowo często widać, że się nudzi i ciężko skupić jego uwagę, bardzo łatwo się rozprasza i ma swego rodzaju ADHD, nie umie usiedzieć w jednym miejscu długo, zwłaszcza kiedy ma się to odbyć w ciszy. Straszna z niego gaduła, chociaż sam ma tendencję do uciszania innych i zarzucania im gadulstwa, potoki słów same wylewają się z jego ust, a on nawet nad tym nie panuje, robi to nawet gdy jest sam, zwyczajnie rozmawiając wtedy sam ze sobą, zwracając się do siebie w drugiej osobie, zdarza mu się także opowiadać o sobie w osobie trzeciej. Należy do ludzi spostrzegawczych i z wysoką zdolnością dedukcji oraz łączenia faktów. Do tego zawsze ma dobry humor, a z jego twarzy nie schodzi delikatnie psychiczny, figlarny uśmieszek, będący wręcz zacieszny, przy czym może on być odstraszający i nieco przerażający, na przykład w środku nocy. Trzeba dodać, że jest bardzo otwarty, nie ma problemów z mówieniem o sobie i jest skory opowiedzieć całą swoją, bardzo traumatyczną, historię komuś zupełnie obcemu. Ma luźny stosunek do życia, nie boi się umrzeć i jest dosłownie wariatem, robi głupie rzeczy, które mogą się dla niego bardzo źle skończyć niemalże non stop, łażenie po parapetach na czternastym piętrze, otwieranie drzwi pędzącego auta nie mając zapiętych pasów, drażnienie ujadających stworzeń czy wyskakiwanie pod przejeżdżające tiry to dla niego rozrywki niższego sortu, w trakcie kiedy wielu zeszłoby na zawał od samego patrzenia. Reasumując - trzeba mieć do niego dużo cierpliwości.
Głos: KLIK
Motto: "Strach może być twoim najlepszym przyjacielem lub twoim najgorszym wrogiem"
Magiczna zdolność: Teleportacja
Orientacja: Biseksualna
Zauroczenie: Kocha swoje noże
Partner: Uwaga, bo kogoś znajdzie… jeśli wpierw go nie poćwiartuje
Potomstwo: ---
Rodzina: Mamusia została zabita, jak inni, więc już nikogo nie ma
Historia: Jest to jego wielka tajemnica, której nikomu nie zdradził. Jednak powiem wam, że jest dosyć ciekawa. Wiecie gdzie się wychowywał? Na ziemi porośniętej bestiami, które przyjęły go jak syna. A to, że zrobiły z niego maszynę do zabijania, to już inna historia
Lubi: Jedyne co uwielbia to zabawę
Nie lubi: Nie wie czego. Chyba nie lubi się nudzić i być głodnym
Inne zdjęcia: 
Prowadzący: Pandemonium.
Statystyki: 
  • Inteligencja: 10
  • Szybkość:140
  • Zręczność: 160
  • Wytrzymałość: 150
  • Siła: 140

E: Od Jamesa - CD. Sakury

Coraz chłodniejsze dni, czerwonopomarańczowe oraz znacznie krótsza doba zwiastowały koniec lata. Nadchodziła moja ulubiona pora roku - jesień. Szedłem powoli przez las podziwiając widoki. Kierowałem się w stronę polany, miała się tam odbyć zabawa kończąca najcieplejszą porę roku. Był to jeden z nielicznych dni, w których każda grupa zakopywała topór wojenny. Przyznam, że nie przepadam za tłumami ludzi, jednak taka okazja może się nie powtórzyć. Wszedłem na polanę. Aktualnie było na niej mało osób, ale zapewne zmieni się to z biegiem czasu. Każda postać krzątała się po terenie łąki i starała się wykonać swoją pracę jak najlepiej. Podobało mi się to zorganizowanie, więc postanowiłem się przyłączyć. Problemem było to, że nie wiedziałem co mam robić. Rozejrzałem się spokojnie po polanie, a nuż znajdę kogoś kto mi pomorze. Zlokalizowałem jakąś kobietę, najwyraźniej ona wydawała polecenia, a nawet jeśli nie - wygląda jakby wiedziała co robić. Podszedłem wolnym krokiem w jej kierunku.
- A ja czym mam się zająć? - zapytałem dosyć cicho, by nie zwracać zbyt na siebie uwagi.
- Jeżeli chcesz, to pomóż chłopakom przy muzyce - stwierdziła dziewczyna - bo nie za bardzo sobie z tym radzą - dodała szeptem.
Spojrzałem w tamtą stronę i kiwnąłem na zgodę. Szepnąłem coś w stylu "dziękuję" i odszedłem. Podszedłem do chłopaków, którzy roznosili głośniki po różnych częściach polany. Zaproponowałem im pomoc i bez większego namysłu zgodzili się. Nie dziwie się, głośników było dosyć sporo. Podniosłem jeden i zamontowałem na wskazanym statywie. Szybko uporaliśmy się z robotą. Później odbyła się próba, czy działają jak należy. Na szczęście każdy był w dobrym stanie i działał idealnie. Polana była już przystrojona i pojawiło się na niej coraz więcej osób. Widok tak wesołej gromady zmusił mnie do uśmiechu. Spojrzałem na mężczyzn, którzy roznosili ze mną głośnik.
- To już koniec - powiedział jeden - Dobra robota.
- W czym teraz trzeba jeszcze pomóc? - zapytał drugi
Niestety jeszcze nie poznałem ich imion oraz każdy mi się mylił, jednak pomimo to starałem się być "w temacie".
- Może przydało by się przygotować coś do jedzenia? - zaproponował jeszcze inny. Mimo wszystko to doby pomysł, stoły stojące po drugiej stronie polany były właściwie mało zapełnione.
<Ktoś?>

Od Kim - Cd. Zero

Ten sen, zupełnie inny niż każdej nocy. Nie koszmar, nic strasznego. Nie przeszłość, nic z tych rzeczy. Coś zupełnie innego, przepełnionego szczęśliwymi barwami przyszłości? Tak to właśnie to. Z udziałem nie jednej ale trzech postaci, tak bardzo do nas podobnych. Nagle sen przerwało mi coś, na rodzaj dzwonka. Boże czyżbym znowu zapomniała wyłączyć tego głupiego budzika?! Nie otwierając oczu sięgnęłam ręką daleko w lewą stronę, lecz nie wyczułam stolika. Czyjeś mocne ramiona, przyciągnęły mnie do siebie, nie dopuszczając na zbytnie oddalenie. Złapałam za koszulkę mężczyzny i z grymasem na twarzy, wtuliłam się w jego tors.
- Zero wyłącz ten budzik... - jęknęłam.
Ten zaśmiał się pod nosem i przytulił mnie mocniej.
- To na śniadanie - odparł roześmiany.
Otworzyłam zaspane oczy, po czym podniosłam głowę wyżej i uśmiechnęłam się do niego. Jak znajdę tego kto włączył ten głupi alarm, to obiecuje, że powiem tej osobie otwarcie, co o tym sądzę. Podniosłam się nieco wyżej i pocałowałam bruneta w policzek.
- Dzień dobry tak w ogóle - powiedziałam.
- Dzień dobry.
Usiadłam na łóżku, a po chwili poczułam jak Zero obejmuje mnie w pasie i wciąga pod kołdrę, wtulając głowę w moje włosy.
- Jeszcze pięć minutek - szepnął.
Splotłam nasze palce i masowałam delikatnie jego przedramię, sama patrząc na krajobraz za oknem. Lato chyliło się ku końcowi, ustępując miejsca malowniczej jesieni. Skupiłam się na spokojnym oddechu ukochanego. Po chwili poczułam jednak, że ma zamiar wstać. Usiadłam obok niego na łóżku, cały czas trzymając go za rękę, by po chwili złożyć delikatny pocałunek na jego ustach.
- Musze iść do siebie się ubrać, poczekasz na mnie? - zapytałam.
< Zero? >

Od Katherine Cd Leon

Gest chłopaka zdziwił mnie jeszcze bardziej niż jego słowa. Nie, nie byłam na niego zła, wręcz przeciwnie. Pragnęłam tego od dłuższego czasu, tylko bałam się, że to zrobię w nieodpowiednim czasie. Przeniosłam rękę z jego karku, wplatając ją w jego aksamitne włosy. Rozchyliłam delikatnie wargi, pozwalając na pogłębienie tej delikatnej pieszczoty. Sama zaczęłam oddawać pocałunki, chcąc oddać w nich wszystko co do niego czuję, chociaż to było tak trudne do określenia. Każda sekunda spędzona przy tym chłopaku, sprawia, że zakochiwałam się w nim coraz bardziej ale w środku czułam, że znam go już na wylot. To było zarazem tak dziwne, a jednak przyjemne. Poczułam jak jego silne ramiona obejmują mnie mocniej, by już po chwili podnieść mnie na jego wysokość. Zaśmiałam się cicho i odsunęłam od jego ust nieznacznie. Objęłam go mocniej i przytuliłam, jakbym chciała by już nigdy nie był ode mnie dalej. Czułam jego subtelny oddech na mojej szyi, co bardzo mnie uspokajało, a zarazem przyprawiało o przyjemne dreszcze. Nikomu jeszcze nie pozwoliłam na tak wiele ale czułam, że przy nim nigdy, niczego nie pożałuje. Po chwili Leo przerzucił mnie przez ramię i zaczął iść.
- Co ty robisz? - zaśmiałam się głośno.
- Nie sądzisz, że trzeba wracać? - zapytał, przyśpieszając kroku.
- No tak ale to ja będę pierwsza! - odparłam, starając się wyrwać.
Po paru sekundach zorientowałam się jednak, że to nie ma sensu i przestałam. Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam delikatnie. W tamtym momencie zauważyłam, jak wielki był ogrom strat przeciwnika, a o dziwo nie widziałam poległych żołnierzy. Tak, było wielu rannych ale czyżby obyło się bez śmiertelnych ofiar? To jest bardzo możliwe. Po chwili pole bitwy zniknęło za budynkiem, wraz z chęcią walki. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam łaskotać blondyna. Z początku starał się nie okazywać, że to go rozśmieszało ale po chwili nie wytrzymał. Postawił mnie na ziemi i już po chwili położył mnie na ziemię, zaczynając torturować łaskotaniem. Udało mi się jedynie wyciągnąć spod pleców przeszkadzającą Berrette.
- Nie, przestań! - krzyknęłam.
Ten nie zaprzestając czynności, pochylił się i pocałował mnie w nos. Nie mogąc przestać się śmiać, zaczęłam mu odwdzięczać się tym samym. Po chwili jednak nie wytrzymałam i owinęłam go rękoma i mocno przytuliłam.
- Starczy! - zaśmiałam się jeszcze raz.
<Leo?>

E: Sakura - Cd. Tenebris ( kto teraz?)

Zimny powiew wiatru, jak zawsze co roku, zwiastował nadejście jesieni. Na polanie jak zawsze nie było prawie nikogo, tylko garstka tych którzy byli w stanie poświęcić swój prywatny czas na przygotowania. Z rozmyślania wyrwał mnie dość donośny głos, jakieś dziewczyny. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam brunetkę, podnoszącą głos na ludzi z Shadow. Chociaż dzisiaj to nie ja musiałam się wydzierać na młodzież, lecz to co po chwili się stało trochę mnie zdenerwowało. Niski blondyn obraził dziewczynę, paroma niestosownymi słowami. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę, znanych mi ludzi i stanęłam przy nich. Zrzuciłam delikatnie kaptur z głowy i spojrzałam na nich z niedowierzaniem.
- Co to miało być? -zapytałam.
- Dowódco ona nie jest od nas - usprawiedliwił się blondyn, po czym odwrócił się do mnie tyłem.
Złapałam go za ramię i zmusiłam, by odwrócił się do mnie przodem.
- Dzisiaj mnie to zupełnie nie obchodzi, zachowuj się - powiedziałam cicho.
Odwróciłam się na pięcie, po czym podeszłam do dziewczyny. Złapałam za drugie lampki, które leżały na stole i zaczęłam je rozplątywać. Było mi wstyd, za moich ludzi ale nie poradzę nic na to, że każdemu potrafi tutaj nieźle odbić.
- Przepraszam za nich - zwróciłam się do dziewczyny.
- Niewychowane dzieci i tyle - odparła wzruszając ramionami.
- Tak w ogóle Sak jestem - przedstawiłam się, wyciągając do niej rękę.
- Tenebris.
Tene uścisnęła moją dłoń, po czym skierowała się do jednego z drzew, by przystroić je w kolorowe światełka. Pozostawiłam jej na stole rozwiązane lampki, po czym odwróciłam się w drugą stronę. Kolejne osoby chcące pomóc, pojawiały się w dość zaskakującym tempie. Warczenie silnika, zwiastowało przyjazd ciężarówki z napitkami. Ta pojawiła się na polanie, już po paru sekundach. Zebrałam paru ludzi i podbiegłam do auta. Złapałam za pierwszą skrzynkę i starałam się ją wyciągnąć, co w końcu mi się udało. Podałam ją kolejnej osobie i tak zaczęła przechodzić z rąk do rąk.
- A ja czym mam się zająć? - usłyszałam dość cichy głos.
Nie mogłam go rozpoznać ale aktualnie to nie za bardzo mi przeszkadzało. Odwróciłam się w stronę osoby która była zainteresowana pomocą i uśmiechnęłam się do niej serdecznie, przerywając wcześniej wykonywaną czynność.
- Jeżeli chcesz, to pomóż chłopakom przy muzyce - stwierdziłam - bo nie za bardzo sobie z tym radzą - dodałam szeptem.
< Kto teraz hmm? >

Od Zera - Cd. Kimberly

Uśmiechnąłem się pod nosem na samą myśl o tym, jak moje zachowanie różniło się co do Kimberly i innych osób. Przyznaję, że pierwszy raz pozwoliłem dotykać się kobiecie w sposób, jakim były pocałunki w okolicy szyi. Może to dlatego, że ufałem jej na tyle, by otworzyć się, a także pozwolić jej przekraczać wszelkie granice dotyczące mojej osoby. Miałem szczerą nadzieję, że dotrzyma danej mi obietnicy. Nie chciałem wyobrażać sobie świata bez tej delikatnej, kruchej istotki. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, uniemożliwiając dalsze "zabawy". Mimo wszystko godzina nie wydawała się już aż tak młoda, a ja sam powoli zaczynałem odczuwać skutki przemęczenia walką. Jeszcze zdołałem odnaleźć po omacku kołdrę, bo wcześniej musiała się zsunąć, przykrywając nią naszą dwójkę. Ponowne uniesienie kącików ust spowodowane było tym, że dziewczyna wtuliła się we mnie tak, jak w pluszowego misia. Urocza, pomyślałem.
- Dobranoc, Kim- wyszeptałem.
- Dobranoc...
Po chwili jej oddech stał się spokojny, tak różny od tego sprzed kilku minut. Sam zamknąłem oczy, oddając się rozkoszy snu. Jednak w przeciwieństwie do mojej towarzyszki, jak zawsze pozostałem czujny i wrażliwy na każdy z podejrzanych dźwięków. Kwestia przyzwyczajenia z czasów, kiedy jeszcze Blood Masters nie miało stałej siedziby, a każda noc mogła być tą ostatnią.

<Kim? Dwa razy przysnęłam, temu krótkie. Wybacz ;-;>

Od Leona - Cd. Katherine

Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele jedynie pod wpływem jej dotyku, a także słów. Nie sądziłem, że dałbym radę przywiązać się do dziewczyny innej niż Sakura, która w sumie była dla mnie przyszywaną siostrą, a jednak udało się. Lecz znajomość moja i Katherine była inna, dążyła do czegoś zupełnie odmiennego niż przyjaźń. Wiedziałem to już od czasu tej pierwszej wizji, a teraz wszystko tak naprawdę ułożyło się w spójną całość. Także to, jak się o nią martwiłem, jak bałem się stracenia tej ciemnowłosej istoty. Nie wiem, czy można było mówić tu od razu o miłości, ale zauroczenie chyba powinno być najlepszym z dostępnych określeń stanu, w jakim aktualnie się znajdowałem. Ta niepisana przysięga pomiędzy nami zawarta była dla mnie bardzo ważna, napawała nową nadzieją. Nadzieją na coś innego niż życie "bo trzeba" i ciągłe myślenie o tym, co straciłem. Nie, teraz mogłem skupić się całkowicie na jednej, jedynej osobie. Uniosłem kąciki ust, kiedy swoim ciepłym oddechem muskała skórę mojej twarzy. Rozpierały mnie uczucia trudne do określenia, takie, które ni jak nie miały swojej nazwy i nie podpinały się pod żadne z tych szeroko znanych. Miałem ochotę na wiele. Na to, by zaszyć się z nią w jakimś malutkim domku, gdzie szczęśliwie spędzilibyśmy resztę swojego życia, z dala od zgiełku grupy. A jednak nie mogłem tego zrobić. Ani ja, ani ona. Zamiast tego odważyłem się na coś z goła innego, na pewno dużo mniejszego, ale też o wadze większej niż ucieczka. To maleńkie coś mogło zaważyć na naszej znajomości, zmienić zupełnie jej bieg, a nawet zniszczyć ją doszczętnie, nie pozostawiając śladu po tej pięknej atmosferze panującej między mną, a tą drobniutką dziewczyną o duszy wojowniczki.
 - Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy- wyszeptałem wprost do jej ucha.
Obejmując ją, zmniejszyłem dystans pomiędzy nami do niezbędnego minimum, jakie stanowiły ubrania. Uwielbiałem czuć ciepło od niej bijące, wydawało się ono takie znajome, lecz obce i kuszące do bliższego poznania. Miękkość jasnej skóry, tak bardzo kontrastującej z kruczymi włosami, doprowadzała mnie do szaleństwa. Pragnąłem mieć ją przez cały czas przy sobie, na wyciągnięcie ręki. Musnąłem najpierw kącik jej ust, by zaraz potem przenieść się na wargi. Najpierw delikatnie ich dotykając, by z każdą sekundą pogłębiać pocałunek. Mogła mnie za to strzelić w pysk, nie obraziłbym się za to. Przecież naruszyłem święte granice osobiste jej osoby. Nie żałowałem tego ani nie będę żałował w przyszłości.

<Katherine? Ojć... chyba przegięłam...>