Czując dziwną magię rozchodzącą się w moim ciele, otworzyłam oczy, chwytając przypadkową osobę za kurtkę. Podniosłam głowę, a tą ofiarą okazała się Katherine. Dźwignęłam się na rękach, czując, że mogę wstać i popatrzyłam na dziewczynę.
- Kath..? Co ty tu robisz? - zapytałam cicho.
Brunetka pomogła mi wstać, chwytając w pasie, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Spojrzałam na nogi. Nie było tam plamy krwi, po moim ciele również nie spływała, co mogło oznaczać tylko jedno. Ten chłopak... Blondyn o imieniu Rob, też tutaj był. Wszyscy tutaj byli? Jak to? Na szczęście nie musiałam długo czekać na odpowiedź snajpera.
- Jeff, on to wszystko wymyślił.
W tamtym momencie potrząsnęłam mocno głową, jeżeli on to wszystko zorganizował, dlaczego go tutaj nie ma? Czyżby on... NIE!
- Zostaw mnie! Gdzie on jest?! - zapytałam wyszarpując się z kamiennego uścisku Nif.
Ta wskazała ręką na wyjście z jaskini. Przecież on by po prostu nie odszedł... Jeżeli on zrobi to o czym myślę, to nie będę miała dla kogo żyć... Rzuciłam się pędem w stronę wyjścia, starając się przy tym stratować jak najmniej swoich. Przepychałam się między ludźmi szepcząc tylko ciche "przepraszam", oraz starając się ukryć nagromadzone w moich oczach łzy. Wybiegając na zewnątrz, wiedziałam gdzie mam się udać... Urwisko... Bez zastanowienia pobiegłam w stronę, gdzie najpewniej znajdował się chłopak. W tamtym momencie zrozumiałam jak mi na nim zależy. Przecież gdyby nie on, już bym dawno nie żyła. Wybiegłam z lasu na polanę, na której krańcu siedział dobrze znany mi brunet,
- Jeff! - krzyknęłam, zatrzymując się około pięciu metrów od niego.
Chłopak tylko odwrócił głowę w moją stronę, a już po chwili wstał, bacznie obserwując wyrwę w ziemi. Westchnęłam cicho, wiedząc, że najpewniej nie będę w stanie go od tego odpędzić...
- Ciekawe jakie to uczucie... - powiedział cicho, wpatrując się w rów.
Zbliżyłam się o jeden krok, wiedząc, że to może zmusić go do skoku ale postanowiłam, że nie pozwolę mu na to, choćbym miała poświęcić wszystko. Tak, był tego wart i doskonale wiem co do niego czułam.
- Jeżeli je poczujesz, to ja tuż po tobie - odparłam cicho opuszczając głowę.
- Ty? Nie... Ty musisz żyć by...
- Ty też musisz! - krzyknęłam zduszając jęk - Gdyby nie ty, umarłabym już parę razy. Gdybyś się na niego nie rzucił... Nie byłoby mnie...Sama nie wiem jak ci to wszystko powiedzieć....
Ten pochylił się delikatnie nad urwiskiem, lecz po chwili powrócił do poprzedniej pozycji, dzięki czemu odetchnęłam.
- Wiem, że najpewniej mówię to już za późno i to niczego nie zmieni.... ale.... za bardzo mi na tobie zależy, by pozwolić ci na.. eh... Przepraszam, że przeżyłeś przeze mnie tyle przykrości, przepraszam za to z całego serca - jęknęłam - jeżeli ci chociaż trochę zależy na tym wszystkim... Nie skacz... I chciałabym żebyś wiedział jedną rzecz...
Ten odwrócił się, posyłając mi pytające spojrzenie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Kocham Cię - westchnęłam starając się nie uronić łez.
<Jeff?>
niedziela, 10 kwietnia 2016
Od Jeff'a Cd Sakura
Upadłem na ziemie, trzymając się za głowę i sycząc z bólu. Czy oni myślą, że za każdym razem mogą mnie bić w głowę?!
- To boli do cholery! - warknąłem i wyjąłem z kieszeni dwa noże motylkowe. dwa, cztery... jest ich sześciu. Będzie ciężko, ale powinienem dać radę. Podrzuciłem broń w rękach otwierając ją przy tym i przygotowując do ataku. Dwa dzikusy rzuciły się na mnie z dzikimi okrzykami. Pierwszemu podciąłem nogę, przez co upadł z głuchym jękiem, drugiemu wbiłem nóż w brzuch. Odruchowo się złapał za zranione miejsce, dzięki czemu mogłem spokojnie go dobić. Następni rzucali się na oślep, licząc tylko na przewagę liczebną. To był ich największy błąd. Kilka tępych ostrzy trafiło mnie, jednak starałem się nie zwracać na to uwagi. Ich chaotyczne ruchy, był może i trudne do przewidzenia, jednak łatwo było to wykorzystać przeciwko nim. W końcu, gdy ostatni osobnik padł na ziemię, odetchnąłem głęboko i trzymając się za krwawiące ramię usiadłem pod drzewem. Wiedziałem, że muszę iść przed siebie, jednak po prostu nie mogłem. Musiałem odpocząć. Usłyszałem trzask gałęzi i odruchowo wyciągnąłem przed siebie nóż. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem w oddali biegnącego Kuro, a za nim kilka osób z Shadow Hunters. Dziewczyna o czarnych włosach podeszła i kucnęła koło mnie pytając, czy wszystko w porządku.
- Tak - mruknąłem wstając powoli i ukrywając pod rękę niewielkie rany. Ta jednak nie dała się nabrać i spróbowała mi je opatrzyć.
- Zostaw - warknąłem i odsunąłem się znacznie. - Powiedziałem, że nic mi nie jest - Odwróciłem się i zacząłem szukać śladów, którędy mogli pójść tamci ludzie, razem z Sakurą. Czy ta dziewczyna zawsze musi pakować się w jakieś kłopoty!? A może to ja je tak przyciągam... Nie zdziwiłbym się w każdym razie gdyby tak było. Od zawsze prześladował mnie pech. Kuro zamiauczał głośno, więc podszedłem do niego. Znalazł trop.
- Dobry kotek - pogłaskałem go za uchem i zdałem się na jego nos. Grupa widząc, że wiem gdzie iść, od razu skierowała się za mną. Po kilkunastu minutach drogi, znaleźliśmy się na terenie wroga. Skryłem się za większym kamieniem i obserwowałem.
- Jest środek dnia, nie ma mowy abyśmy prześlizgnęli się niepostrzeżeni. - mruknąłem do chłopaka za sobą.
- Czyli wbijamy się na chama? - stwierdził z szerokim uśmiechem. Widocznie podobała mu się wizja rozróby. Właściwie, mi też nie przeszkadzał ten pomysł.
- Czy wy w ogóle myślicie? - spytała z politowaniem czarnowłosa dziewczyna. - Nie wiemy ilu ich tam jest, czy są uzbrojeni, a nawet gdzie znajduje się Sakura, a wy chcecie tak po prostu tam wbić? - przyłożyła dłoń do skroni i westchnęła.
- Z drugiej strony, nie możemy czekać do nocy, nie wiadomo co będą chcieli zrobić z dowódcą... - kontynuowała z poważną miną.
- Czyli rozróba? - zaśmiał się chłopak.
- Mam lepszy plan - westchnąłem i zacząłem wszystko dokładnie omawiać. W skrócie, chodziło o to, że jedna osoba posłuży jako przynęta. Wybiegnie i skieruje oddziały dzikusów jak najdalej stąd, a wtedy my wydostaniemy Sakurę. Oczywiście nie mogłem zagwarantować, że przynęta przeżyje, jednak jakoś mało mnie obchodziło życie inne niż moje. Ustaliliśmy, że przynętą zostanie czerwonowłosy chłopak, który był najszybszy z naszej piątki. Wybiegł z naszej kryjówki i rzucił w stronę dzikusów granat oślepiający. Podziałało, rozwścieczył ich tym i gdy tylko znów zaczęli widzieć, pobiegli za chłopakiem. Przynajmniej się do czegoś przydał. Razem z grupką ludzi pobiegłem w stronę największego z namiotów. Oczywiście, nie mogło pójść tak gładko. Niestety, nie wszyscy pobiegli za czerwonowłosym, garstka dzikusów z dzikim okrzykiem zaczęła biec w naszą stronę, wymachując maczetami i innymi broniami. Rozdzieliliśmy się i każdy pobiegł w inną stronę. Tak mieliśmy większe szanse na przeżycie. Miałem szczęście, za mną pobiegło tylko dwoje ludzi. Facet i kobieta. Wbiegłem dalej w las, by mieć więcej przestrzeni. Nie przewidziałem jednak, że niedaleko znajduje się naprawdę stroma skarpa. W ostatniej chwili wyhamowałem. Wyjąłem nóż i przybrałem obronną pozę. Chłopak ruszył na mnie z rozpędu, próbując mnie zepchnąć, jednak udało mi się zrobić unik, i wbić mu nóż w plecy, przez co dzikus sam spadł, uderzając z głuchym jękiem o ostre skały. Umarł - to było pewne. Jego towarzyszka wydała bliżej nieokreślony okrzyk rozpaczy. Z żądzą mordu w oczach rzuciła się na mnie z tasakiem. Nie powiem, krzepy to jej nie brakowało. Z trudnością unikałem jej ostrego i ciężkiego ostrza. W pewnym momencie jednak potknąłem się o wystający korzeń i jak długi poleciałem do tyłu, a mój nóż odleciał kilka metrów dalej. No to po mnie - pomyślałem, widząc jak wściekła kobieta zbliża się do mnie z drącymi rękoma. Zamachnęła się, jednak w ostatniej chwili zawahała się i zatrzymała. Zabij albo zostań zabitym - zasada, którą wszyscy przez cały czas mi wpajali do głowy. Wykorzystałem moment zawahanie dzikuski i podciąłem jej nogi, przez co straciła równowagę i zaczęła spadać w stronę skarpy. W dosłownie ostatniej chwili złapała się kamienia. Wstałem i podszedłem do niej. Patrzyła na mnie błagalnie, wystarczyło wyciągnąć tylko rękę... Niestety, w tym świecie prawo życia mają tylko silni. Zgniotłem jej rękę butem, dopóki nie usłyszałem cichego dźwięku łamania kości. Spadła z wrzaskiem, a jej ciało po chwili uderzyło z impetem o skały. Tuż obok jej partnera. Splunąłem i podniosłem z ziemi nóż. Nie ma czasu użalać się nad słabymi. Ruszyłem w stronę obozowiska, nie oglądając się za siebie. Już po chwili widać było namioty. Gdy dotarłem w końcu do tego, w którym jak myślałem była Sakura, przygotowałem nóż i wszedłem ostrożnie. W namiocie nie było nikogo. Warknąłem pod nosem i wyszedłem gwałtownie z pomieszczenia. Musieli ją gdzieś przenieść. Dawno nie byłem tak zdenerwowany. Szedłem przed siebie, nie wiedziałem gdzie. Prowadziło mnie przeczucie. Miałem serdecznie dosyć tego świata. Na każdym kroku czaiło się niebezpieczeństwo. Nie mogłem nawet ochronić ważnych dla mnie osób... Usłyszałem za sobą trzask gałęzi. Odwróciłem się, jednak dostrzegłem Kuro. No tak, ten sierściuch nie opuszczał mnie na krok. Podniosłem go i posadziłem sobie na ramieniu. Po kilkunastu minutach znalazłem się przed niewielką jaskinią, z której usłyszeć można było krótką rozmowę. Właściwie to było chyba tylko kilka słów, jednak usłyszałem głos Sakury. Tak, to była na pewno ona. Uniosłem nóż i wszedłem z poważną miną do jaskini. Dziewczyna leżała nieprzytomna na ziemi, a nad nią stał wysoki mężczyzna. Nie zauważył mnie. Zacząłem się skradać, by po chwili przyłożyć mężczyźnie nóż do gardła.
- Co do...
- Jeszcze jedno słowo, a możesz pożegnać się z głową - szepnąłem mu do ucha, tnąc lekko jego skórę. Z rany wypłynęła stróżka krwi. Wtedy do jaskini weszło kilka innych członków grupy. Odrzuciłem mężczyznę w ich stronę i zlizałem krew z ostrza.
- Jesteś obrzydliwy - stwierdziłem odkładając nóż. Ukląkłem przy dziewczynie i uniosłem lekko jej głowę. Nie otwierała oczu, widocznie dość mocno musiano ją uderzyć. Musnąłem ustami jej czoła i szepnąłem do ucha:
- To pożegnanie, księżniczko - ułożyłem ją znów na podłodze, by po chwili zajął się nią ktoś z Shadow. Ponieważ zrobiło się zamieszanie, z jaskini wyszedłem niepostrzeżony przez nikogo, prócz Kuro, który naturalnie wybiegł za mną.
- Wracaj, nie mam już jedzenia, którym mógłbym cię karmić - pogłaskałem go po pyszczku i znów ruszyłem w drogę. Zirytowany stwierdziłem, że kot idzie za mną.
- Powiedziałem wracaj - warknąłem ostro. Kot miauknął cicho ale usłuchał. Chciałem być teraz sam. Wiedziałem, że od mojego przybycia, dziewczyna wpadała cały czas w kłopoty. Czemu więc tak ciężko było mi pogodzić się z odejściem? Tak ciężko mi się szło... A jakby tego było mało zaczął padać deszcz, a niebo rozświetlały pojedyncze błyski. Świat musi mnie naprawdę nienawidzić. Nie mam pojęcia jak długo tak szedłem, jednak gdy znów spojrzałem w niebo, świeciły na nim gwiazdy. Tak będzie lepiej - myślałem by dodać sobie otuchy. Zatrzymałem się nad skarpą, a przed moimi oczami od razu pojawił się obraz leżącej koło siebie nieżywej pary. Tutaj jednak, na samym dole było morze. Usiadłem na końcu urwiska i spojrzałem przed siebie. Deszcze przestał padać a księżyc pięknie oświetlał tafle wody.
- W taką piękną noc, nawet przyjemnie byłoby umrzeć - szepnąłem do siebie i zamknąłem oczy.
< Sakura? >
- To boli do cholery! - warknąłem i wyjąłem z kieszeni dwa noże motylkowe. dwa, cztery... jest ich sześciu. Będzie ciężko, ale powinienem dać radę. Podrzuciłem broń w rękach otwierając ją przy tym i przygotowując do ataku. Dwa dzikusy rzuciły się na mnie z dzikimi okrzykami. Pierwszemu podciąłem nogę, przez co upadł z głuchym jękiem, drugiemu wbiłem nóż w brzuch. Odruchowo się złapał za zranione miejsce, dzięki czemu mogłem spokojnie go dobić. Następni rzucali się na oślep, licząc tylko na przewagę liczebną. To był ich największy błąd. Kilka tępych ostrzy trafiło mnie, jednak starałem się nie zwracać na to uwagi. Ich chaotyczne ruchy, był może i trudne do przewidzenia, jednak łatwo było to wykorzystać przeciwko nim. W końcu, gdy ostatni osobnik padł na ziemię, odetchnąłem głęboko i trzymając się za krwawiące ramię usiadłem pod drzewem. Wiedziałem, że muszę iść przed siebie, jednak po prostu nie mogłem. Musiałem odpocząć. Usłyszałem trzask gałęzi i odruchowo wyciągnąłem przed siebie nóż. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem w oddali biegnącego Kuro, a za nim kilka osób z Shadow Hunters. Dziewczyna o czarnych włosach podeszła i kucnęła koło mnie pytając, czy wszystko w porządku.
- Tak - mruknąłem wstając powoli i ukrywając pod rękę niewielkie rany. Ta jednak nie dała się nabrać i spróbowała mi je opatrzyć.
- Zostaw - warknąłem i odsunąłem się znacznie. - Powiedziałem, że nic mi nie jest - Odwróciłem się i zacząłem szukać śladów, którędy mogli pójść tamci ludzie, razem z Sakurą. Czy ta dziewczyna zawsze musi pakować się w jakieś kłopoty!? A może to ja je tak przyciągam... Nie zdziwiłbym się w każdym razie gdyby tak było. Od zawsze prześladował mnie pech. Kuro zamiauczał głośno, więc podszedłem do niego. Znalazł trop.
- Dobry kotek - pogłaskałem go za uchem i zdałem się na jego nos. Grupa widząc, że wiem gdzie iść, od razu skierowała się za mną. Po kilkunastu minutach drogi, znaleźliśmy się na terenie wroga. Skryłem się za większym kamieniem i obserwowałem.
- Jest środek dnia, nie ma mowy abyśmy prześlizgnęli się niepostrzeżeni. - mruknąłem do chłopaka za sobą.
- Czyli wbijamy się na chama? - stwierdził z szerokim uśmiechem. Widocznie podobała mu się wizja rozróby. Właściwie, mi też nie przeszkadzał ten pomysł.
- Czy wy w ogóle myślicie? - spytała z politowaniem czarnowłosa dziewczyna. - Nie wiemy ilu ich tam jest, czy są uzbrojeni, a nawet gdzie znajduje się Sakura, a wy chcecie tak po prostu tam wbić? - przyłożyła dłoń do skroni i westchnęła.
- Z drugiej strony, nie możemy czekać do nocy, nie wiadomo co będą chcieli zrobić z dowódcą... - kontynuowała z poważną miną.
- Czyli rozróba? - zaśmiał się chłopak.
- Mam lepszy plan - westchnąłem i zacząłem wszystko dokładnie omawiać. W skrócie, chodziło o to, że jedna osoba posłuży jako przynęta. Wybiegnie i skieruje oddziały dzikusów jak najdalej stąd, a wtedy my wydostaniemy Sakurę. Oczywiście nie mogłem zagwarantować, że przynęta przeżyje, jednak jakoś mało mnie obchodziło życie inne niż moje. Ustaliliśmy, że przynętą zostanie czerwonowłosy chłopak, który był najszybszy z naszej piątki. Wybiegł z naszej kryjówki i rzucił w stronę dzikusów granat oślepiający. Podziałało, rozwścieczył ich tym i gdy tylko znów zaczęli widzieć, pobiegli za chłopakiem. Przynajmniej się do czegoś przydał. Razem z grupką ludzi pobiegłem w stronę największego z namiotów. Oczywiście, nie mogło pójść tak gładko. Niestety, nie wszyscy pobiegli za czerwonowłosym, garstka dzikusów z dzikim okrzykiem zaczęła biec w naszą stronę, wymachując maczetami i innymi broniami. Rozdzieliliśmy się i każdy pobiegł w inną stronę. Tak mieliśmy większe szanse na przeżycie. Miałem szczęście, za mną pobiegło tylko dwoje ludzi. Facet i kobieta. Wbiegłem dalej w las, by mieć więcej przestrzeni. Nie przewidziałem jednak, że niedaleko znajduje się naprawdę stroma skarpa. W ostatniej chwili wyhamowałem. Wyjąłem nóż i przybrałem obronną pozę. Chłopak ruszył na mnie z rozpędu, próbując mnie zepchnąć, jednak udało mi się zrobić unik, i wbić mu nóż w plecy, przez co dzikus sam spadł, uderzając z głuchym jękiem o ostre skały. Umarł - to było pewne. Jego towarzyszka wydała bliżej nieokreślony okrzyk rozpaczy. Z żądzą mordu w oczach rzuciła się na mnie z tasakiem. Nie powiem, krzepy to jej nie brakowało. Z trudnością unikałem jej ostrego i ciężkiego ostrza. W pewnym momencie jednak potknąłem się o wystający korzeń i jak długi poleciałem do tyłu, a mój nóż odleciał kilka metrów dalej. No to po mnie - pomyślałem, widząc jak wściekła kobieta zbliża się do mnie z drącymi rękoma. Zamachnęła się, jednak w ostatniej chwili zawahała się i zatrzymała. Zabij albo zostań zabitym - zasada, którą wszyscy przez cały czas mi wpajali do głowy. Wykorzystałem moment zawahanie dzikuski i podciąłem jej nogi, przez co straciła równowagę i zaczęła spadać w stronę skarpy. W dosłownie ostatniej chwili złapała się kamienia. Wstałem i podszedłem do niej. Patrzyła na mnie błagalnie, wystarczyło wyciągnąć tylko rękę... Niestety, w tym świecie prawo życia mają tylko silni. Zgniotłem jej rękę butem, dopóki nie usłyszałem cichego dźwięku łamania kości. Spadła z wrzaskiem, a jej ciało po chwili uderzyło z impetem o skały. Tuż obok jej partnera. Splunąłem i podniosłem z ziemi nóż. Nie ma czasu użalać się nad słabymi. Ruszyłem w stronę obozowiska, nie oglądając się za siebie. Już po chwili widać było namioty. Gdy dotarłem w końcu do tego, w którym jak myślałem była Sakura, przygotowałem nóż i wszedłem ostrożnie. W namiocie nie było nikogo. Warknąłem pod nosem i wyszedłem gwałtownie z pomieszczenia. Musieli ją gdzieś przenieść. Dawno nie byłem tak zdenerwowany. Szedłem przed siebie, nie wiedziałem gdzie. Prowadziło mnie przeczucie. Miałem serdecznie dosyć tego świata. Na każdym kroku czaiło się niebezpieczeństwo. Nie mogłem nawet ochronić ważnych dla mnie osób... Usłyszałem za sobą trzask gałęzi. Odwróciłem się, jednak dostrzegłem Kuro. No tak, ten sierściuch nie opuszczał mnie na krok. Podniosłem go i posadziłem sobie na ramieniu. Po kilkunastu minutach znalazłem się przed niewielką jaskinią, z której usłyszeć można było krótką rozmowę. Właściwie to było chyba tylko kilka słów, jednak usłyszałem głos Sakury. Tak, to była na pewno ona. Uniosłem nóż i wszedłem z poważną miną do jaskini. Dziewczyna leżała nieprzytomna na ziemi, a nad nią stał wysoki mężczyzna. Nie zauważył mnie. Zacząłem się skradać, by po chwili przyłożyć mężczyźnie nóż do gardła.
- Co do...
- Jeszcze jedno słowo, a możesz pożegnać się z głową - szepnąłem mu do ucha, tnąc lekko jego skórę. Z rany wypłynęła stróżka krwi. Wtedy do jaskini weszło kilka innych członków grupy. Odrzuciłem mężczyznę w ich stronę i zlizałem krew z ostrza.
- Jesteś obrzydliwy - stwierdziłem odkładając nóż. Ukląkłem przy dziewczynie i uniosłem lekko jej głowę. Nie otwierała oczu, widocznie dość mocno musiano ją uderzyć. Musnąłem ustami jej czoła i szepnąłem do ucha:
- To pożegnanie, księżniczko - ułożyłem ją znów na podłodze, by po chwili zajął się nią ktoś z Shadow. Ponieważ zrobiło się zamieszanie, z jaskini wyszedłem niepostrzeżony przez nikogo, prócz Kuro, który naturalnie wybiegł za mną.
- Wracaj, nie mam już jedzenia, którym mógłbym cię karmić - pogłaskałem go po pyszczku i znów ruszyłem w drogę. Zirytowany stwierdziłem, że kot idzie za mną.
- Powiedziałem wracaj - warknąłem ostro. Kot miauknął cicho ale usłuchał. Chciałem być teraz sam. Wiedziałem, że od mojego przybycia, dziewczyna wpadała cały czas w kłopoty. Czemu więc tak ciężko było mi pogodzić się z odejściem? Tak ciężko mi się szło... A jakby tego było mało zaczął padać deszcz, a niebo rozświetlały pojedyncze błyski. Świat musi mnie naprawdę nienawidzić. Nie mam pojęcia jak długo tak szedłem, jednak gdy znów spojrzałem w niebo, świeciły na nim gwiazdy. Tak będzie lepiej - myślałem by dodać sobie otuchy. Zatrzymałem się nad skarpą, a przed moimi oczami od razu pojawił się obraz leżącej koło siebie nieżywej pary. Tutaj jednak, na samym dole było morze. Usiadłem na końcu urwiska i spojrzałem przed siebie. Deszcze przestał padać a księżyc pięknie oświetlał tafle wody.
- W taką piękną noc, nawet przyjemnie byłoby umrzeć - szepnąłem do siebie i zamknąłem oczy.
< Sakura? >
E: od Jeff'a - cd. Kimberly
Nienawidziłem tańczyć, uważałem to za szczyt debilizmu i głupoty ludzkiej. Ale dobrze, skoro sprawia im to przyjemność niech tańczą, tylko czemu zmuszają do tego też mnie? Sam nie wiem czemu dałem się namówić Sakurze na wspólny taniec. Właściwie to nie wiem nawet czemu tu przyszedłem. Mogłem sobie teraz siedzieć w pokoju rozkoszując się ciszą i spokojem. Po chwili wszyscy wymienili się partnerkami i partnerami. Zobaczyłem, że moją tymczasową partnerką miała być drobna, białowłosa dziewczyna. Musiałem przyznać - brzydka to ona nie była. Można rzec... słodka. Przybrałem obojętną minę i podałem jej dłoń. Wszyscy znów zaczęli tańczyć, i mimo, że tak bardzo nienawidziłem tego robić , to jednak musiałem przyznać, że byłem dobrym tancerzem. Oczywiście dużo zależało też od mojego humoru. Podczas gdy byłem nie w sosie, potrafiłem być naprawdę nieznośny, a osoba tańcząca ze mną najczęściej wtedy lądowała w błocie. Na szczęście, dzisiaj nie miałem zamiaru nikogo denerwować, a przyznać musiałem, że dziewczyna też nie ruszała się najgorzej. Jednak nie mogłem się powstrzymać od "przypadkowego" podkładania jej czasem nogi, przez co o mało nie lądowała na ziemi. W końcu piosenka dobiegła końca, a ja mogłem wreszcie zaszyć się w najciemniejszym zakątku tego miejsca. W tym wypadku było to miejsce gdzie znajdowało się nagłośnienie. Prawda - było głośno, było nawet bardzo głośno, jednak dało się znieść. Usiadłem pod drzewem i obserwowałem ludzi bawiących się na parkiecie.Wszyscy dobrze się bawili i nie zwracali uwagi, z których są grup. Było to bynajmniej dziwne. Chociaż, jakby się nad tym głębiej zastanowić, wszyscy tutaj zebrani jesteśmy ludźmi. Wszyscy jesteśmy tacy sami, mimo różnego wyglądu i charakteru. Podczas gdy ja siedziałem i rozmyślałem, na moje ramie wdrapała się ta mała, czarna kulka, którą ostatnimi czasy przygarnąłem. Nie dane mi jednak było siedzieć w spokoju, po chwili usłyszałem czyjś irytujący głos.
- Oo, kotek! Mogę pogłaskać? - zmrużyłem oczy i przyjrzałem się osobie stojącej przede mną. W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami, o mało nie strącając przy tym kota z ramienia.
< Kto teraz? >
- Oo, kotek! Mogę pogłaskać? - zmrużyłem oczy i przyjrzałem się osobie stojącej przede mną. W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami, o mało nie strącając przy tym kota z ramienia.
< Kto teraz? >
E: Od Kimberly - Cd. Rose
Głośny krzyk, nieznajomej osoby oderwał mnie od wcześniej wykonywanej czynności. Rzuciłam trzymany w ręce kabel i spojrzałam na pogrążony w półmroku las. Sylwetka dziewczyny, mknącej w naszą stronę z każdą chwilą była coraz większa. Odgłosy znanego zwierzęcia przyprawiły mnie o dreszcze.
- Muzyka! - wydarł się Zero stojący tuż obok mnie.
W tamtym momencie do moich uszu dotarła głośna melodia. Ustałam pewnie na nogach, gdy zorientowałam się, że zwierze nie zaprzestaje pogoni.
- Głuche - powiedziałam sama do siebie.
Wysunęłam się przed szereg obserwujących, uważnie śledząc zwierze wzrokiem. Zaczęłam podchodzić w kierunku lasu, razem z wysoką dziewczyną o rudych włosach. Jeżeli ruszyła za mną, musiało to oznaczać, że goniona osoba była od niej. Jednym gestem ręki, zebrałam wszystkie cienie w wielką ścianę. Przesunęłam rękę tak, że osłona padła tuż za nogami dziewczyny, odcinając zwierzęciu dostęp do ofiary. Prawą ręką zebrałam cień wielkiego mutanta, skupiając się na owinięciu go jego własną bronią.
- Kim! - krzyknął Zero, gdy zwierzę zaczęło biec wprost na mnie.
Zdjęłam zaklęcie z lewej ręki, sprawiając, że cienie powróciły do właścicieli, a skupiłam się na zbliżającym zwierzęciu. Gdy szara chmura owinęła zwierzę, skupiłam palce w pięść, sprawiając, że drapieżnik upadł na ziemię, wijąc się w spazmach bólu. Ścisnęłam rękę mocniej, odcinając mu dopływ krwi, co sprawiło, że ten opadł bezwładnie na ziemię.Opuściłam rękę, zdejmując zaklęcie. Odwróciłam się w drugą stronę, szukając wzrokiem dziewczyny, która uciekała przed zwierzęciem. Siedziała już przy niej Ruda, podając wodę. W tamtej sekundzie, poczułam jak z mojego ciała wyparowuje cała adrenalina. Wzięłam głęboki wdech, uważnie obserwując, jak dziewczyna wstaje i uśmiecha się do mnie serdecznie. Odwzajemniłam się jej tym samym. Pukanie w mikrofon, sprawiło jednak, że moja uwaga skupiła się na mówcy, którym okazała się brunetka z Shadow Hunters.
- Wszyscy mnie słyszą? -zapytała uważnie obserwując tłum.
Machnęłam ręką na znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a ona sama uśmiechnęła się i powróciła do mówienia.
- Witamy wszystkich na corocznej imprezie związanej z nadejściem wiosny!
W tym momencie rozbrzmiewały głośne brawa i okrzyki. Zobaczyłam, że obok mnie stają dwie dziewczyny. Jedna dobrze mi znana - dowódca Cieni, druga natomiast była wolnym strzelcem z którą udało mi się wcześniej zamienić parę słów, mianowicie Laura.
- Dziewczyny! - krzyknęła brunetka z estrady, wskazując na nas ręką.
- Do nas mówisz?! - zapytała ze śmiechem Sakura, opierając się o mnie ramieniem.
Zaśmiałam się cicho i skrzyżowałam ręce na piersi, oczekując na to co się teraz stanie.
- Oddaje wam parkiet! - w tym momencie tak jakby wszyscy się rozeszli a my zostałyśmy we trzy.
Po jednej stronie ustawiły się tylko dziewczyny, natomiast po drugiej mężczyźni. Zaśmiałam się cicho, przybijając piątkę z dziewczynami, odwracając się tyłem do drugiej płci. W tym momencie do naszych uszu dotarła znana wszystkim piosenka " Can't Hold Us". Gdy rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki, odwróciłyśmy się szybko robiąc obrót. Parę mocnych i subtelnych tupnięć nogą, które były nam tak dobrze znane i piosenka nabrała tempa. Parę skomplikowanych kroków do przodu i ustawienie się w linii sprawiło, że naprzeciwko nas pojawiło się trzech mężczyzn. Na uderzenie w muzyce ustałyśmy na poprzednich miejscach i pomachałyśmy do mężczyzn, szybkim ruchem ręki. Oni natomiast bez zastanowienia, podeszli do nas łapiąc w pasie. Silne ramiona Zera, podniosły mnie wysoko pozwalając na chwilę odpoczynku. Gdy ustałam na ziemi, złapałam partnera za ręką, mijając go tak samo, jak Sakura która tańczyła z Jeffem. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i pozwoliłam ukochanemu na obrót którym cofnęłyśmy się do reszty dziewczyn. Parę z nich, tak jak i reszty dołączyło do nas. Wszystko powtarzało się w określonej sekwencji, co sprawiało, że wszyscy tańczyli w tym samym tempie. Odwróciłam się do Laury, która partnerowała Reikowi i przyjrzałam się im uważnie. Przyznam większość, na prawdę umiała dobrze tańczyć. Gdy wszyscy znaleźli się na parkiecie, zmieniliśmy kroki, pozwalając partnerom na trochę żywszy taniec. W jednym kroku, pozwoliłam sobie na delikatnie muśnięcie, Zera wargami. Przyznam, tańczyłam z nim pierwszy raz ale zaimponował mi tym, że na prawdę umiał się ruszać. Złapałam go mocniej za rękę, wiedząc, że w tej chwili, każda z nas, musiała z obrotem zejść na ziemię. Przetańczyliśmy dopiero połowę melodii, lecz mimo to każdy był już trochę zmęczony. Poczułam, jak partner podciąga mnie do góry i puszcza moją rękę, pozwalając wszystkim na zrobienie chwilowej wymiany partnerów, przez co moim chwilowym partnerem okazał się Jeff.
<Kto teraz?<
- Muzyka! - wydarł się Zero stojący tuż obok mnie.
W tamtym momencie do moich uszu dotarła głośna melodia. Ustałam pewnie na nogach, gdy zorientowałam się, że zwierze nie zaprzestaje pogoni.
- Głuche - powiedziałam sama do siebie.
Wysunęłam się przed szereg obserwujących, uważnie śledząc zwierze wzrokiem. Zaczęłam podchodzić w kierunku lasu, razem z wysoką dziewczyną o rudych włosach. Jeżeli ruszyła za mną, musiało to oznaczać, że goniona osoba była od niej. Jednym gestem ręki, zebrałam wszystkie cienie w wielką ścianę. Przesunęłam rękę tak, że osłona padła tuż za nogami dziewczyny, odcinając zwierzęciu dostęp do ofiary. Prawą ręką zebrałam cień wielkiego mutanta, skupiając się na owinięciu go jego własną bronią.
- Kim! - krzyknął Zero, gdy zwierzę zaczęło biec wprost na mnie.
Zdjęłam zaklęcie z lewej ręki, sprawiając, że cienie powróciły do właścicieli, a skupiłam się na zbliżającym zwierzęciu. Gdy szara chmura owinęła zwierzę, skupiłam palce w pięść, sprawiając, że drapieżnik upadł na ziemię, wijąc się w spazmach bólu. Ścisnęłam rękę mocniej, odcinając mu dopływ krwi, co sprawiło, że ten opadł bezwładnie na ziemię.Opuściłam rękę, zdejmując zaklęcie. Odwróciłam się w drugą stronę, szukając wzrokiem dziewczyny, która uciekała przed zwierzęciem. Siedziała już przy niej Ruda, podając wodę. W tamtej sekundzie, poczułam jak z mojego ciała wyparowuje cała adrenalina. Wzięłam głęboki wdech, uważnie obserwując, jak dziewczyna wstaje i uśmiecha się do mnie serdecznie. Odwzajemniłam się jej tym samym. Pukanie w mikrofon, sprawiło jednak, że moja uwaga skupiła się na mówcy, którym okazała się brunetka z Shadow Hunters.
- Wszyscy mnie słyszą? -zapytała uważnie obserwując tłum.
Machnęłam ręką na znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a ona sama uśmiechnęła się i powróciła do mówienia.
- Witamy wszystkich na corocznej imprezie związanej z nadejściem wiosny!
W tym momencie rozbrzmiewały głośne brawa i okrzyki. Zobaczyłam, że obok mnie stają dwie dziewczyny. Jedna dobrze mi znana - dowódca Cieni, druga natomiast była wolnym strzelcem z którą udało mi się wcześniej zamienić parę słów, mianowicie Laura.
- Dziewczyny! - krzyknęła brunetka z estrady, wskazując na nas ręką.
- Do nas mówisz?! - zapytała ze śmiechem Sakura, opierając się o mnie ramieniem.
Zaśmiałam się cicho i skrzyżowałam ręce na piersi, oczekując na to co się teraz stanie.
- Oddaje wam parkiet! - w tym momencie tak jakby wszyscy się rozeszli a my zostałyśmy we trzy.
Po jednej stronie ustawiły się tylko dziewczyny, natomiast po drugiej mężczyźni. Zaśmiałam się cicho, przybijając piątkę z dziewczynami, odwracając się tyłem do drugiej płci. W tym momencie do naszych uszu dotarła znana wszystkim piosenka " Can't Hold Us". Gdy rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki, odwróciłyśmy się szybko robiąc obrót. Parę mocnych i subtelnych tupnięć nogą, które były nam tak dobrze znane i piosenka nabrała tempa. Parę skomplikowanych kroków do przodu i ustawienie się w linii sprawiło, że naprzeciwko nas pojawiło się trzech mężczyzn. Na uderzenie w muzyce ustałyśmy na poprzednich miejscach i pomachałyśmy do mężczyzn, szybkim ruchem ręki. Oni natomiast bez zastanowienia, podeszli do nas łapiąc w pasie. Silne ramiona Zera, podniosły mnie wysoko pozwalając na chwilę odpoczynku. Gdy ustałam na ziemi, złapałam partnera za ręką, mijając go tak samo, jak Sakura która tańczyła z Jeffem. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i pozwoliłam ukochanemu na obrót którym cofnęłyśmy się do reszty dziewczyn. Parę z nich, tak jak i reszty dołączyło do nas. Wszystko powtarzało się w określonej sekwencji, co sprawiało, że wszyscy tańczyli w tym samym tempie. Odwróciłam się do Laury, która partnerowała Reikowi i przyjrzałam się im uważnie. Przyznam większość, na prawdę umiała dobrze tańczyć. Gdy wszyscy znaleźli się na parkiecie, zmieniliśmy kroki, pozwalając partnerom na trochę żywszy taniec. W jednym kroku, pozwoliłam sobie na delikatnie muśnięcie, Zera wargami. Przyznam, tańczyłam z nim pierwszy raz ale zaimponował mi tym, że na prawdę umiał się ruszać. Złapałam go mocniej za rękę, wiedząc, że w tej chwili, każda z nas, musiała z obrotem zejść na ziemię. Przetańczyliśmy dopiero połowę melodii, lecz mimo to każdy był już trochę zmęczony. Poczułam, jak partner podciąga mnie do góry i puszcza moją rękę, pozwalając wszystkim na zrobienie chwilowej wymiany partnerów, przez co moim chwilowym partnerem okazał się Jeff.
<Kto teraz?<
Od Sakury Cd Reik
Obudziło mnie delikatne szturchnięcie i czyjś znajomy głos. Podniosłam głowę, otwierając oczy, przez co dostrzegłam wysokiego bruneta, patrzącego wprost na mnie.
- Cześć Jeff - powiedziałam cicho.
- Hej, co ty tu tak siedzisz? - zapytał wskazując na niedawno poznanego mężczyznę.
- Został ranny na naszych terenach, wiesz jaka jestem - zaśmiałam się, wstając.
Odwróciłam się do najprawdopodobniej wolnego strzelca, po czym odezwałam się szybko:
- Witaj, zaraz do ciebie wrócimy.
Pociągnęłam Jeffa za rękaw, wyprowadzając z sali. Ustałam opierając się przy ścianie, gdy ten zadał mi pytanie, o pochodzeniu mężczyzny. Wyjaśniłam mu wszystko co się wczoraj wydarzyło, łącznie z tym, że nic o nim nie wiem. Bałam się trochę czy nie jest przypadkiem jakimś szpiegiem ale postanowiłam tak nie myśleć.
- Zostaniesz ze mną? Wiesz wole no nie... - jęknęłam.
- Pewnie, wiem przecież - odparł szybko, uśmiechając się do mnie szeroko.
Przytuliłam go delikatnie, po czym powróciłam do rannego, stając przy jego łóżku.
- A więc, powiesz kim jesteś? - zapytałam, stając prosto, natomiast mój towarzysz położył ręce na ramie łóżka.
< Reik? >
- Cześć Jeff - powiedziałam cicho.
- Hej, co ty tu tak siedzisz? - zapytał wskazując na niedawno poznanego mężczyznę.
- Został ranny na naszych terenach, wiesz jaka jestem - zaśmiałam się, wstając.
Odwróciłam się do najprawdopodobniej wolnego strzelca, po czym odezwałam się szybko:
- Witaj, zaraz do ciebie wrócimy.
Pociągnęłam Jeffa za rękaw, wyprowadzając z sali. Ustałam opierając się przy ścianie, gdy ten zadał mi pytanie, o pochodzeniu mężczyzny. Wyjaśniłam mu wszystko co się wczoraj wydarzyło, łącznie z tym, że nic o nim nie wiem. Bałam się trochę czy nie jest przypadkiem jakimś szpiegiem ale postanowiłam tak nie myśleć.
- Zostaniesz ze mną? Wiesz wole no nie... - jęknęłam.
- Pewnie, wiem przecież - odparł szybko, uśmiechając się do mnie szeroko.
Przytuliłam go delikatnie, po czym powróciłam do rannego, stając przy jego łóżku.
- A więc, powiesz kim jesteś? - zapytałam, stając prosto, natomiast mój towarzysz położył ręce na ramie łóżka.
< Reik? >
Od Leona - Cd. Katherine
Ten nagły ruch prawie zwalił mnie z nóg, dosłownie. Nie byłem przyzwyczajony do czułości, zwłaszcza ze strony dziewcząt innych niż Sakura. Zwłaszcza tak niespodziewanych. Na ułamek sekundy cały zesztywniałem, równie szybko rozluźniając mięśnie, pewny o braku wroga w pobliżu. Ponownie wszystkie moje myśli pognały w stronę Katherine. Czy to, co do niej czułem można było nazwać miłością? Czy jedynie chwilowym zauroczeniem, które niedługo mogło rozpłynąć się? Zniknąć tak, jakby nigdy nie istniało? Jeśli tak, to chciałem wykorzystać każdą dana mi chwilę bliskości z tą dziewczyną. Bałem się odrzucenia? Oczywiście, byłbym głupcem, gdybym myślał, że taka istota jak ta dama mogłaby zechcieć wieczne dziecko. Chłopaka, którego większość osób po prostu wolała unikać, z lęku przed tym, że mógłby niechcący kogoś uszkodzić. Miałem problemy z kontrolowaniem swojej siły, to fakt. Jednak znikały one w obecności ciemnowłosej.
Uśmiechnąłem się tak niewinnie, jak młodzik, który coś zrobił i nie chciał się przyznać. Starałem się wykrzesać z siebie całą delikatność, która gdzieś tam wewnątrz drzemała. Przy okazji pomyślałem sobie o tych wszystkich gapiach i o tym, jak musieliśmy wyglądać. Ona- leżąca w trawie i przytulająca się do mnie. Ja- stojący nad nią na czworaka, prawie, że przygniatający jej osobę. Taki wielki, w porównaniu do swojej towarzyszki. Podniosłem się do siadu, ciągnąc dziewczynę za sobą, by finalnie znalazła się na moich kolanach.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- wyszeptałem jej wprost do ucha.- Już jestem grzeczny, widzisz?
To powiedziawszy, z nadmierną delikatnością ułożyłem dłonie na jej talii, jednocześnie rozkoszując się wzajemną bliskością. Może byłem głupcem, może poniosła mnie odwaga szaleńca, sam nie wiem. Po prostu, kiedy chciałem przyciągnąć ją do siebie- moje ręce od niechcenia wsunęły się pod jej koszulkę, pozwalając na dotknięcie miękkiej, skóry, którą porównać można było jedynie do jedwabiu. Udając, że zrobiłem to zupełnie przypadkowo, zmniejszyłem odległość nas dzielącą do niezbędnego minimum, ani na sekundę nie wycofując się spod jej ubrania. Po prostu czucie ciepła bijącego od Katherine, jej słodkiego zapachu, teraz jeszcze dotykanie skóry... To wszystko stało się dla mnie najlepszym ze wszystkich afrodyzjaków.
- Nawrzeszcz na mnie, jeśli chcesz, ale wiedz, że za tobą szaleję- powiedziałem cicho.
Po raz kolejny tego dnia musnąłem jej usta swoimi, by zaraz potem złożyć na nich prawdziwy pocałunek. Delikatny, przepełniony uczuciami, tym wszystkim, co we mnie siedziało i jej dotyczyło. Szaleństwo? Jeśli tak, to tylko dla Kath zarezerwowana została ta normalna część mnie. Nikt inny nie miał do niej dostępu.
<Kath? Reszty odpisek nie ma. Ale za to jest ta, taka dłuższa. Wybacz mi, kochana, ale jest po 3, kiedy to kończę...>
Subskrybuj:
Posty (Atom)