poniedziałek, 14 marca 2016

Od Echo CD James

Podałam chłopakowi rękę. Było mi teraz strasznie głupio. Chciał mnie kulturalnie obudzić a ja zamiast ziewnięciem przywitałam go lewym sierpowym. James podał mi rękę a ja pomogłam mu wstać.
- Przepraszam - powiedziałam drapiąc się za głową - takie przyzwyczajenie.
- Nic się nie stało tylko.. Trochę boli.
Spojrzałam w stronę rozpalonego ogniska.
- Śniadanie?
- Tak, w końcu muszę ci się jakoś odwdzięczyć - powiedział i uśmiechnął się. Odwzajemniłam to również uśmiechem i usiedliśmy razem z Jamesem przy ognisku. Wiewórki dopiekały się jeszcze a ja chciałam jakoś zacząć rozmowę. Chłopak mnie jednak uprzedził.
- Może.. Powiesz coś o sobie? -spytał niepewnie. Uśmiechnęłam się lekko i postanowiłam udzielić odpowiedzi.
- No cóż, zacznijmy od tego, że nie mam na imię Echo. Po prostu nie lubię imienia, i wymyśliłam nowe. Nie zadaję się zbytnio z innymi ludźmi, nikt mnie praktycznie nie lubi...
- Do teraz - szturchnął mnie przyjacielsko w ramię. Zaśmiałam się cicho.
- No aaa, jak masz naprawdę na imię?
- Jak wytrzymasz ze mną jeszcze trochę dłużej, to może kiedyś poznasz odpowiedź - uśmiechnęłam się. Po chwili postanowiłam zacząć jeść gotowe już śniadanie.
- Hmm.. Mamy możliwość ruszyć do tej góry zaraz po śniadaniu, albo jeszcze zaczekać, aż tyłek przestanie cię boleć, no ale to twój wybór, po prostu jeśli zostaniemy tu dłużej, mogą się tym miejscem zainteresować mutanty...
<James?>

Od Kim - Cd. Zera

To co się tutaj działo. Kilka sekund które odebrało mi mowę. Widziałam wściekłość w jego oczach, to jak się zwracał do młodzika. Pewnie osoba na moim miejscu zostawiłaby go i zniknęła na zawsze. Ja nie miałam tego w planach, mogłam się domyślać co przeszedł w życiu. Obchodziło mnie to kim jestem w jego oczach. Jak on mnie traktuje. Te jedno zdanie, parę słów gdy powiedział, że jestem jego, przełamały moje zdziwienie jego zachowaniem. Zarzucając sobie jego broń na plecy, podbiegłam ustałam tuż przed nim. Unikał mojego wzroku, jakby bał się odrzucenia. Położyłam dłoń na jego policzku, zmuszając do tego by na mnie spojrzał.
- Rozumiem jeżeli ty... - zaczął.
- Nie kończ - przerwałam mu - Nic nie zmieni tego, co do ciebie czuję...
- Przecież moje zachowanie?
- A jak mnie traktujesz? - zapytałam uśmiechając się.
Zero uśmiechnął się delikatnie i chcąc mnie pocałować, podniósł delikatnie do góry. Zanim to jednak zrobił, odezwałam się.
- Twoja?
- Tylko moja - odparł.
Złączyłam nasze usta w pocałunku, czując ciepło rozchodzące się po całym ciele. Gdy mężczyzna postawił mnie na ziemi, splotłam nasze dłonie i pociągnęłam go delikatnie, w kierunku jego pokoju.
- Chodź. Chyba czas odpocząć - uśmiechnęłam się, wtulając w jego bok.
<Zero? Ajj *^*>

Od Zera - Cd. Kim

Zacięta walka, zmęczenie- to wszystko jakby skumulowało się we mnie, kiedy wracałem do budynku. Z niesmakiem odrzuciłem nitkę skóry jednego z poparzeńców, który śmiał rzucić się na mnie i... nie ukrywajmy, że gdyby nie ochraniacze, to wyzionąłbym ducha. Na całe szczęście chyba obyło się bez zadrapań i ran, bo o środki do dezynfekcji tego typu urazów było tu trudno. To nie baza Cieni, tu nie dostarczano nam z Góry potrzebnych medykamentów. Z rozmachem otworzyłem drzwi, zatrzymując się na środku hallu. Kim... Wyrwała się jednemu z młodszych, z dzieciaków Delt i rzuciła na mnie, obdarzając pocałunkiem. Odwzajemniłem go bez chwili zawahania, jednocześnie wypuszczając Hecate z prawej ręki. Objąłem dziewczynę w talii, by przypadkiem nie wylądowała na kafelkowej podłodze, a szczeniakowi rzuciłem spojrzenie mówiące ,,Matka cię nie pozna". Ten, jakby zaalarmowany, powoli zaczął wycofywać się wgłąb jednego z kilkunastu korytarzy. Postawiłem Kimberly na podłodze i ruszyłem za blondynem, szybko go doganiając. Bez większego namysłu złapałem go za gardło, unosząc kilkadziesiąt centymetrów w górę, by móc swobodnie spojrzeć mu w oczy.
- Gwałty są zakazane. Dotykanie kobiet bez pozwolenia również. A zwłaszcza kładzenie brudnych łapsk na ciele MOJEJ KIMBERLY!- mówiłem oschłym, wręcz drwiącym tonem- Rozumiesz, czy mam ci to przeliterować, Omego?!
- O... Omego...?- wychrypiał
- Jesteś robalem, zasługujesz jedynie na to stanowisko- odparłem
- Aaron!- jakaś kobieta wrzasnęła
Przeniosłem wzrok z nastolatka na jasnowłosą Deltę. Rzuciłem dzieciaka w jej stronę, upadł idealnie pod nogami swojej matki. Już nic nie mówiłem. Milczenie w tej sytuacji uważałem za najlepsze z możliwych wyjść. W końcu... I tak już wyszedłem na potwora, zaś kochana przeze mnie osoba zapewne odwróci się ode mnie.

<Kim? No cóż... Potwór...>

Od Katherine Cd Leon

Wmawiałam sobie jego słowa. Chowając je głęboko w sercu. Złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek, który tak długo chciał wyrwać się z moich ust. Zarumieniłam się delikatnie, lecz zaczęłam unikać jego wzroku. Taki drobny gest... A jednak... Po chwili usłyszałam zgraję dzikusów.
- Zbliżają się...- jęknęłam.
- Powinniśmy stąd uciekać - powiedział.
Nie, nie możemy stąd uciec. Dzięki temu nie grozi nam dezercja. Może uda nam się nie dopuścić gości do naszej drużyny.
- Nie... - szepnęłam.
- Co? - zapytał z lekka zdziwiony.
- Sakura i reszta... Oni potrzebują naszej pomocy....
Wtedy zrozumiał. Niechętnie wyplątałam się z jego uścisku i zaczęłam szukać urządzenia do kontaktowania się z dowódcą. Po chwili słuchawka była już w moim uchu.
- Sakura - powiedziałam.
- Boże Nif co z wami?!
- Od Południa idzie cała zgraja, osłaniamy was....
Wtedy zapadła cisza. Jakby coś się stało, najpewniej za bardzo była zajęta walką. Ustałam obok Leona i zdjęłam Berrette z pleców. Trzymałam ją mocno w rękach, podając mu pistolet. Jedną dłonią, splotłam jego palce ze swoimi i uśmiechnęłam się lekko, zbliżając do jego ucha.
- Razem? - zapytałam, ponownie składając na jego policzku pocałunek.
< Leo?>

Od Sakury Cd Jeff

Cała ta sytuacja była zbyt dziwna. Najpierw chłopak starał się mnie unikać, a zaraz po tym zajął się czarnym kudłaczem. Kojarzyłam go z widzenia. Był jednym z pierwszych w mojej drużynie ale kto by pomyślał, że nie raczy ze mną porozmawiać. Moim priorytetem było poznanie ludzi z drużyny, by umieć z nimi rozmawiać w sposób jaki do nich dotrze. Podeszłam powolnym krokiem do chłopaka i ukucnęłam przy nim. Uśmiech... Tak nagle?
- Zajęty tak? - zapytałam.
- Jak widać.
- Rozumiem.
- A co cię to? - odparł bardziej agresywnie, patrząc na mnie kątem oka.
- No co, już normalnie nie da się z wami rozmawiać? - zaśmiałam się głośno.
Ten tylko przewrócił oczami i wrócił do chwilowo przerwanej czynności. Czyli jednak nie przepadał za towarzystwem i myślał, że zasady go nie dotyczą. Osobiście nie toleruję takiego zachowania, wręcz przeciwnie doprowadza mnie do lekkiej gorączki. Wpadłam na pewien pomysł, by go z lekka opanować. Szarpnęłam go delikatnie za ramię po czym zaśmiałam się szyderczo.
- Misja dla ciebie - rzekłam, podając mu kartę do podpisu.
< Jeff? >

Od Leona - Cd. Katherine

Łzy w jej oczach, jeszcze bardziej smutny wyraz niż na początku naszej znajomości. W tej chwili czułem do niej przywiązanie, mające swoje źródło gdzieś bardzo głęboko we mnie, jakby było ono zakorzenione, wręcz naturalne. Oczywiście, że nie miałem zamiaru rozdzielać naszej dwójki, choćbym musiał zapłacić za to wiele, a w najgorszym przypadku zapewniłbym jej bezpieczeństwo i pogodził się z okrutnym losem. Nawet nie zdziwiłoby mnie, gdyby Sakura zechciała skazać moją osobę za jawny akt dezercji... Wygnanie? Może jednak rozstrzelanie? Skazanie na łaskę i niełaskę tamtej drugiej grupy? Jednego jestem pewien- całą winę wezmę na siebie, w końcu to ja podjąłem decyzję o ucieczce. Będę bronił Katherine do samego końca, aż zabraknie mi tchu. Zdobyłem się na uśmiech.
- Obiecuję. Nawet gdyby Sakura miałaby mnie powiesić... Co i tak już pewnie planuje zrobić...- zaśmiałem się cicho
Oj tak, już widzę kipiącą złością "siostrzyczkę" i mnie w pierwszej, poważnej kłótni. A była ona nieunikniona, no chyba, że naprawdę zostałbym jednym ze zdrajców i dołączył do Blood Masters- społeczności buntowniczej, zrzeszającej osoby takie jak ja i wiele innych. Delikatnie założyłem niesforny, ciemny pukiel włosów za ucho Nifenye, napawają się ich miękkością.
- Będzie dobrze... Przysięgam.

<Kath?>

Od Kim - Cd. Zero

- Obiecaj, że....że wrócisz - jęknęłam.
- Nigdy cię nie zostawię, pamiętasz? - zapytał szeptem.
Jeden krótki pocałunek i mój ukochany zniknął za drzwiami. Nienawidziłam się żegnać i nigdy nie wychodziło mi to na dobre. Wiele emocji w tej chwili opanowywało mój umysł. Od wściekłości, że nie mogę przy nim być, po rozpacz... A co jak go stracę? Jak nie wróci? Czas dłużył mi się jak nigdy. Postanowiłam jednak, że nie będę czekać w nieskończoność. Gdy na zegarku wybiła czwarta wybiegłam z pokoju ukochanego, uzbrojona jedynie w nóż. To musi mi wystarczyć. Skręciłam w korytarz przed wyjściem z kwatery, gdy złapał mnie nieznajomy chłopak. Bez namysłu w obronie wyrwałam rękę i machnęłam mu nożem przed nosem.
- Kimcia spokojnie- rzekł blondyn.
- Czego?
- Chodź do mnie.. Pogadamy..
- Przepraszam ciebie bardzo, o czym?
- No... - nic nie powiedział tylko przyciągnął mnie do siebie szybkim ruchem.
Byłam zbyt mała by go pokonać. W tym momencie błagałam by w drzwiach pojawił się Zero. Wspomnienie gwałtu ojca, przyprawiało mnie o łzy, które napłynęły mi w tech chwili do oczu. Starałam się wyszarpać, lecz nie dawałam rady. Usłyszałam głośne otwieranie drzwi, odwróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam Zera... Przeżył! Wrócił! Przeznaczyłam całą siłę na wyrwanie się z uścisku chłopaka. Udało mi się od razu, a już po chwili, wskoczyłam na ukochanego, owijając go nogami w pasie i całując. Nie mogłam się oprzeć, to było automatyczne. Jakbym nie widziała go od wielu tygodni. Ta tęsknota... Żądza...Kochałam go... Był dla mnie najważniejszy...
<Zero?>

Od Jamesa c.d Echo

Powoli zaczynałem kończyć ostatnią pułapkę. Jeszcze tylko tutaj dowiązać.
- Gotowe! - odezwałem się do dziewczyny, która już przygotowywała kolacje
- Dobrze, nie łaź tak blisko nich, bo nie mam zamiaru cię znowu ściągać - zaśmiała się, a ja i tak zrobiłem jak kazała. Podszedłem do ciepłego ogniska i usiadłem niedaleko. Płomienie rozświetlały ciemny las. Coraz bardziej chciało mi się spać, ale myśl, że jutro czeka nas wyprawa, spędzała mi sen z powiek. Kolacja w końcu była gotowa. Ze smakiem zabrałem się za jedzenie. Mimo odrazy, która powstała przez to, że jem wiewiórkę. W końcu najadłem się do syta, przy okazji nawet nie zapomniałem podziękować Echo. Nadeszła pora snu. Dowiązaliśmy się tak jak wcześniej do drzewa i bez problemu usnąłem. O wschodzie obudził mnie dźwięk pękającej gałązki. Zeskoczyłem z drzewa i zauważyłem, że do kilku pułapek złapały się wiewiórki. Ucieszyłem się, bo mogłem zrewanżować się Echo. Nie chciałem być jej dłużny. Odciąłem martwe zwierzęta i kopiując wczorajsze ruchy Echo, przygotowałem je do upieczenia. O dziwo to było bardzo łatwe. Zostawiłem mięso w ognisku i spojrzałem w stronę góry. Wydawała się być bardzo daleko. Nawet nie wydawało.. Ona była bardzo daleko. Podróż zajmie kilka dni. Westchnąłem i spojrzałem na śniadanie. Nadal nie było gotowe, ale wypadało by obudzić dziewczynę. Wspiąłem się na gałąź, która sąsiadowała z gałęzią, na której spała Echo.
- Echo.. Echo.. Wstawaj.. - szepnąłem do niej, nie chciałem być głośno, jeszcze się przestraszy i spadnie z drzewa. Jedna osoba z amnezją wystarczy. Dziewczyna nieprzytomnie otworzyła oczy, a ja się uśmiechnąłem. Właściwie spodziewałem się innej reakcji, niż ta która nastąpiła. Dziewczyna wystraszyła się mnie i zrobiła zamaszysty ruch ręką. Zsunąłem się z gałęzi, podczas robienia uniku. Zacząłem spadać w dół, przez chwilę miałem wrażanie Déjà vu, jednak tym razem nie spadłem na głowę. Po chwili dziewczyna zeskoczyła z drzewa, a ja z pozycji siedzącej położyłem się rozkładając ręce na boki.
- Wybacz! Coś się stało? - Echo wolnym krokiem podeszła do mnie. Ja głośno wypuściłem z płuc powietrze.
- Boli mnie tylna część ciała...
<Echo? >

Od Katherine Cd Leon

Poczułam jak chłopak delikatnie opad na ziemię. Wdzięczność... Tak... Gdyby nie on kim bym teraz była? A raczej gdzie bym była? I dlaczego myślałam o nim w tamtej chwili? Sama nie wiem. Jakieś uczucie, zwiększało się w moim sercu coraz bardziej. Spokojną zadumę, przerwał mi głos w słuchawce.
- Nif do cholery! - wydarła się Sakura - gdzie ty jesteś?!
Najwidoczniej i Leon to usłyszał, gdyż poruszył się delikatnie po czym spojrzał na mnie. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy. Ścisnęłam delikatnie dłoń na bluzce chłopaka, by mocniej wtulić się w jego tors. Słyszałam jego ciężki oddech, przyśpieszone bicie serca. Tyle dla mnie ryzykował. Gniew Sakury, kara za dezercje... Nie musiał... Więc dlaczego?
- Leo... - jęknęłam.
- Spokojnie - odparł aksamitnym głosem, mocniej mnie obejmując.
- KATHERINE!!! - ponownie wydarł się dowódca.
Nie wytrzymałam tego. Wyjęłam słuchawkę z ucha, po czym odrzuciłam ją jak najdalej od siebie. Gdyby ona wiedziała co się stało.... Wtedy zrozumiałam wszystko. Jak mi na nim zależało, ile mu zawdzięczam... To, że potrzebowałam mieć go obok.... Wspięłam się wyżej, by popatrzeć w jego krwiste oczy. W moich nadal widać były łzy ale nie przejmowałam się tym ani trochę.
- Obiecaj... Obiecaj, że nie pozwolisz nas więcej rozdzielisz... - powiedziałam zrozpaczona.
< Leo? >

Od Colette

Jak zwykle, po odwaleniu swoich codziennych obowiązków, siedziałam w domu. Zbliżał się wieczór. Czytałam jakąś książkę, którą niedawno znalazłam na dwudziestej trzeciej przecznicy. Dzień jak, co dzień, choć nie do końca. Wszytko tylko wydawało się być rutyną, kiedy usłyszałam czyjeś kroki i kaszlnięcie. "O chol.era" - pomyślałam. Naprawdę nie lubię mieć do czynienia z plugastwem tego świata w czasie wolnym.
Wyjrzałam przez okno, jak gdyby nigdy nic. Z mojego fotela miałam dobry widok na ulicę. Ktoś tam szedł. Na dwóch nogach. Niedobrze. Osoba ta nie poruszała się jak poparzeniec. W przeciwieństwie do poparzeńców, ruchy tego ktosia były płynne. Mała ulga, ale nie do końca. To musiał być człowiek.
Udając, że nic się nie dzieje zajęłam się lekturą, coby się nie rzucać w oczy. Zwykła procedura: "człowiek".
Nagle usłyszałam szczekanie.
- Chol.era jasna! - tym razem powiedziałam to na głos.
Jest tylko jedno szczekające coś w okolicy i tylko jedno coś na co takie szczekające coś mogłoby szczekać. Słowem mówiąc, Adel zaczął szarżować na przechodnia.
Szybko wybiegłam przez ogród na ulicę. Nie miałam, żadnego planu.
- Adel! - zaczęłam krzyczeć do jeleniołaka. Przechodzień dopiero teraz mnie zauważył. Nie przejęłam się tym tak od razu i w kółko wołałam zwierzę, bądź co bądź to mój jedyny przyjaciel, z którym rozmawiam. Bez niego zwariuję.
Adel dopiero za dziesiątym zawołaniem stracił zainteresowanie człowiekiem i wrócił do mnie. Dopiero teraz do mnie dotarło, że znajduję się w ciemnej dupie, bez broni, całkowicie odsłonięta.

<Ktoś?>

Od Cookie C.D Laura

Bałem się. Bo ja lubię zwierzęta, a ja go prawie skrzywdziłem. Miałem kilka sekund na zejście z drzewa. Dziewczyna była zdezorientowana, ponieważ nie wiedziała, gdzie jestem. Nie widziałem jej twarzy, ale widzę, że bardzo lubi psy. Zeskoczyłem z drzewa. Za mną spadły wiewiórki. Ona wyłoniła się za kaptura. Była ładna nie powiem, lecz nie byłem tak jak inni faceci. Powiedziałem do niej:
-Hej.. Sorki, że w ciebie strze..
-Sorki?! Tylko tyle? O mało mnie nie zabiłeś! - wtrąciła się
-Okej uspokój się. Ja też się boje i strzała zeszła mi z cięciwy i tak to się stało.
-Co tu robią te wiewiórki i czemu zmieniłeś kolor oczu z zielonego na niebieski?!
-To moje życie! Po za tym zwierzęta mnie lubią. A oczy.. Ech nie ważne same się zmieniają po..moich...
-Uczuciach i emocjach? - zapytała.
-Tak. - odpowiedziałem zawstydzony.
-Nie martw się. Jesteś miły gość. Ohh bym zapomniała. Nazywam się Laura.
-Hej - podałem jej dłoń.
-No to co idziemy ?
-No w sumie i tak nie mam nic innego do roboty.
Poszliśmy razem przez las. Jej pies uśmiechnął się do mnie. Byłem bardzo zadowolony z nowych przyjaciół. Może nie muszę być już samotny ?

<Laura xd ?>