niedziela, 13 marca 2016

Od Laury - Cd. Cookie

Przedzierałam się przez las, modląc, by nie natrafić na jakieś "całkiem niegroźne stworzenie", typu krwiożercza fretka. Diesel to co innego, miał wszystko w głębokim poważaniu i próbował zaliczyć każde drzewo, po kolei, jak leciało. Skaranie boskie z tym psem... Zatrzymałam się, a coś świsnęło dosłownie milimetr przed moją twarzą. Strzała. Szybko odpięłam sztylet z paska na udzie i zwróciłam się w stronę potencjalnego napastnika lub desperata, zależy. Mój towarzysz za to rzucił się do przodu, pazurami ryjąc korę, aż trzeszczało i ujadając głośno. Powolnym krokiem ruszyłam do przodu, niepewna tego, kogo tam ujrzę.
- Masz pięć sekund na ujawnienie się- powiedziałam z surowym opanowaniem, chociaż w środku wprost panikowałam ze strachu- Pięć... cztery...
- Najpierw zabierz psa!
Uf... Czyli jednak chyba to nikt groźny, skoro nie sprzątnął mojego bydlęcia. Gwizdnęłam cicho, na co zwierzak posłusznie zaprzestał urządzania koncertu, zajmując miejsce tuż przy mojej nodze. Nawet nie sięgał mi do kolana, a potrafił narobić tyle zamieszania. Pogłaskałam go za uchem.
- To co? Zejdziesz?

<Cookie?>

Od Zera - Cd. Kim

Zacisnąłem usta, nie wiedząc co miałbym powiedzieć. Na pewno nie pozwolę iść jej tam, na zewnątrz, gdzie czyha niebezpieczeństwo pokroju tych mutantów. Nie... Takie wypady obowiązkowe były jedynie dla dowódcy, a kobiety, chorzy lub słabi zawsze wtedy zostawali w środku, dbając o pomoc dla ewentualnych rannych. Tak było zawsze. To wbijał mi do głowy mój opiekun i miało zostać niezmienione. I nie, nie chodziło tu o dyskryminację, a o jak najmniejsze straty w ludziach. Wytrzymałem jej wzrok przepełniony żalem i obawami ziejącymi od dziewczyny.
- Wykluczone- oznajmiłem stanowczym tonem- Nie mogę poświecić kogoś, na kim mi zależy, rozumiesz?
- Skoro tak to dlaczego... Dlaczego chcesz, żeby ciebie zabrakło?!
Gwałtownym ruchem odsunęła się ode mnie, po policzkach spływały jej łzy. Sparaliżowało mnie. Jak ona mogła zarzucać coś takiego osobie odpowiedzialnej za wszystkich... Jak... Przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Nie chciałem, by myślała, że robiłem to bo chciałem ją opuścić.
- Kimberly, nigdy nie mów mi niczego takiego. To nie tak. Ja muszę, zrozum... Ale nie chcę żyć w świecie, w którym zabrakłoby cię. W świecie, w którym ważna dla mnie osoba zginęłaby właśnie przez mój nieudolny rozkaz.

<Kim?>

Od Leona - Cd. Kath

Stałem tak, patrząc na to, co zrobiłem swoimi własnymi rękami. Znów mnie poniosło, znów przestałem nad sobą panować, znów prawie kogoś zabiłem... Czy to świadczyło o moim szaleństwie, o które kilka osób mnie posądziło? Możliwe. A mimo to ona teraz była przy mnie, wtulając się w moje plecy, jakbym został do tego właśnie stworzony. Dłonią, brudną od krwi członka któregoś z Dzikich Plemion, zakryłem jej, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Tak, teraz zniknięcie stąd było jedynym i najlepszym wyjściem, nie chciałem narażać ją na kolejne tego typu sytuacje. Odwróciłem się, by móc spojrzeć na dziewczynę, aktualnie wyglądająca jak obraz nędzy i rozpaczy... Bez namysłu wziąłem ją na ręce, chociaż chyba sama mogła chodzić, to zapewne wolno, biorąc pod uwagę kulminację tego wszystkiego, co się jej stało. Nadal milcząc, truchtem wbiegłem w labirynt bardzo wąskich, pobocznych uliczek oraz gruzów, szkieletów niegdyś wysokich budynków. Próbowałem teraz słuchać wszystkich ze zmysłów, bo ci z plemienia cuchnęli byli bardzo łatwo wykrywalni i węchem, i słuchem, a co dopiero wzrokiem. Z każdą sekundą odgłosy szału bitewnego cichły, aż stały się prawie niesłyszalne, a przynajmniej część wywoływana przez tutejszych, bo dźwięki wystrzałów z broni palnej słychać było bardzo wyraźnie. Dopiero wtedy wszedłem do jednej ze zdezelowanych kamieniczek. Co prawda pozbawiona została pięter, a w dachu ziała gigantyczna dziura, ale zawsze to coś. Przynajmniej w pewnym stopniu nie widać było ani mnie, ani Kath, dla kogoś z ulicy. Oparłem się o obdrapaną ścianę, nadal kurczowo trzymając ciemnowłosą w rękach i powoli zjechałem na podłogę. Musiałem odsapnąć... Chociaż przez chwilę.

<Kath? Zdezerterowali :')>

Od Echo CD James

Spojrzałam w stronę góry w zamyśleniu. Niedługo zacznie się ściemniać. Ale czy warto pomagać temu chłopakowi? Wniknęłam na chwilę do jego myśli. Faktycznie nic nie pamiętał. Wzbudziło to we mnie dawno zapomniane uczucie, nazywane "współczuciem". Postanowiłam mu pomóc.
- No dobra - zaczęłam - pójdę znaleźć coś do jedzenia, zostaniemy tu na noc, a rano wyruszymy do tego domu.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Widocznie był usatysfakcjonowany moją wypowiedzią. Powoli zaczynałam go lubić.
- Zostań tu i pozakładaj trochę pułapek niedaleko ogniska, a ja pójdę po coś do jedzenia i nazbieram drewna na opał. Tylko znowu nie wpadnij we własną pułapkę Ośle - uśmiechnęłam się do niego. Rozłożyłam łuk i weszłam głębiej w las.
********
Zaczynało się ściemniać. Miałam zawieszony na ramię sznur z dość sporą ilością wcześniej upolowanych wiewiórek. Za mną latała dość spora ilość drewna. Mimo iż brzmi to absurdalnie, a w wyobraźni wygląda to dość śmiesznie, z moją mocą to możliwe. Ta tak zwana "telekineza", jest dość wygodna. Zauważyłam światło między drzewami, co oznaczało, że zbliżam się do ogniska.
- Uważaj! - usłyszałam gdzieś z boku. Zatrzymałam się i spojrzałam w stronę z której dochodził głos. Kawałek ode mnie stał James, zakładający kolejną pułapkę.
- Tam jest pułapka, nie wpadnij w nią znowu. Niezdaro - zaśmiał się. Odwzajemniłam się tym samym i przeszłam obok pułapki. Zrzuciłam z siebie sznur z wiewiórkami i usiadłam obok ogniska. Zaczęłam zajmować się przygotowaniem kolacji.

<James?>

Od Jeffa

Dzień był tak nieznośnie upalny, że od godziny siedziałem w cieniu drzew udając trupa. Nienawidziłem tej wielkiej gorącej kuli, która jakby się na mnie uwzięła i kierowała całą swoją ognistą moc prosto w moje, i tak już rozgrzane, ciało. Na szczęście udało mi się znaleźć rozłożyste, wysokie drzewo, które aż prosiło, by się pod nim położyć. Zapewniało idealną ochronę przed słońcem, więc bez większego namysłu, wdrapałem się na jedną z niższych gałęzi i przymknąłem oczy. Tak, tego mi było trzeba, chwila odpoczynku. Co z tego, że odpoczywałem już jakiś trzeci dzień, unikając przy tym ludzi jak ognia, by tylko nikt się mnie nie czepiał. Przeciągnąłem się delikatnie, uważając by przez przypadek nie spaść z gałęzi. Spod przymrużonych oczu, obserwowałem otaczający mnie świat. Ptaki siadały blisko mnie, nieświadome zagrożenia. Normalnie nie zwróciłbym na nie uwagi, jednak na mej nodze usiadł czarny, spory ptak. Jego dziób był ni to krótki, ni to długi, a gdy go otworzył by wydać z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, można było dostrzec w nim szereg ostrych zębów. Same szpony zadawał mi nie mały ból, zaciskając się mocno na kolanie. Wyciągnąłem w jego stronę rękę, którą ten potraktował jak atak i dziobnął. Cofnąłem ją natychmiast. Z niewielkiej rany płynęła strużka krwi.
- Przeklęty mutant - mruknąłem pod nosem, próbując zrzucić z siebie stworzenie. Szczerze ich nienawidziłem, potrafiły się tylko naprzykrzać człowiekowi. Niestety nie miałem tyle cierpliwości i nie zważając na ataki ptaka, złapałem go za nogi i przyciągnąłem bliżej twarzy, zachowując jednak nadal odpowiednią odległość, by przypadkiem nie stracić oka. Ten zaczął się wyrywać lekko raniąc mą dłoń, jednak nie dałem za wygraną. Zacząłem obdzierać z piór, sprawiając mu jak najwięcej bólu. Gdy skończyłem, ptak ledwo żył z bólu. Otworzyłem dłoń, przez co stworzenie upadło z cichym chrupnięciem na ziemię. To była tylko i wyłącznie jego wina, nie powinien tutaj przychodzić. Nieco zirytowany całą sytuacją spróbowałem zamknąć oczy i pomyśleć o czymś innym. Nie dane mi to jednak było, gdyż po chwili usłyszałem. irytujący głos
- A cóż to za nowa moda, ludzie na drzewach zaczęli sypiać? - wyśmiewał się. Spojrzałem w dół. Stał tam jakiś człowiek, nie znałem go, a przynajmniej nie kojarzyłem w pierwszej chwili. Wiedząc, że nie da mi spokoju, zeskoczyłem z drzewa i skierowałem swoją szanowną dupę na północ, zupełnie ignorując w ten sposób przybysza. Ten jednak jak cień podążał za mną, nie ważne gdzie skręciłem. Stanąłem i odwróciłem się po woli.
- Czego chcesz? - Spytałem znudzony. Niezbyt miałem ochotę, użerać się z kimś, ale równie bardzo nie miałem ochoty się w taki upał bić.
- Nudzę się - stwierdził po chwili namysłu. Popatrzyłem na człowieka, jakby był idiotą. W mojej głowie układał się już szereg dobrych wyzwisk, jednak gdy miałem już którąś powiedzieć, zamarłem. Kilka metrów stał nie nikt inny jak moja największa słabość - kotek. Podreptałem do niej i zacząłem miziać za uszkiem, na co stworzenie odpowiedziało głębokim mruczeniem. Cóż mogłem poradzić, koty lubiły mnie, a ja koty. Był to takie cudowne stworzenia o mięciutkich łapkach, długim ogonie i pięknych oczach. Natychmiast zapomniałem o człowieku, który nadal stał za mną ze zmieszaną miną. Nic nie mogłem na to poradzić, zbyt pochłonięty głaskaniem czarnego kota.
< Ktoś? >

Od Echo CD Sakura

Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam z ziemi łuk.
- A nie zabijecie mnie? - zapytałam podając dziewczynie rękę.
- Nie, dopóki nie wysadzisz miasta to nie - zaśmiała się. Mimo, że jest dość nerwowa, była dość miła. Spojrzałam w stronę końca zaminowanej ulicy. Właściwie da się tędy przejść? W zamyśleniu przeniosłam wzrok na Sakurę i złożyłam łuk. Myślę, że w mieście jest dość bezpiecznie. Mogłabym tu zostać na jakiś czas. Jednak skoro było tam tyle mutantów, nie wykluczone, że wróci ich więcej. Pewnie przyda im się dodatkowa para rąk.
- No dobra, więc co mam robić?

<Sakura? Sry za długość, brak weny co do tego opo>

Od Jamesa c.d Echo

Echo przecięła liny, a ja osunąłem się na ziemię. Nawet udało mi się spaść na nogi.
- Nie widzisz, że polowałem? - powiedziałem z uśmiechem patrząc na przypalający się kawałek mięsa. - To chyba już nie będzie dobre, nie?
- "Polowałeś?" Dla mnie to było włażenie we własne pułapki.
Nie odpowiedziałem, ale podszedłem do leżącego nieopodal miecza. Podniosłem go z ziemi i otrzepałem z błota. Później wróciłem do ogniska i dotknąłem lekko tego mięsa. Zamieniło się w popiół i zgasiło ognisko.
- Smacznego - powiedziała Echo, podchodząc do mnie
- Chyba nie jestem najlepszym kucharzem... - westchnąłem - No nic, poczekam jak coś złapie się w moje pułapki.
Uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- Najprędzej ty, Ośle - powiedziała śmiejąc się. Wstałem i schowałem miecz. Czas się stąd zbierać, a później iść na polowanie. Niestety nie pamiętam gdzie jestem, to, że się zgubię jest pewne. Spojrzałem w górę. Nad drzewami wznosiła się góra. Wtedy przed oczami pojawił się obrazek domku u podnóża gór. To wydaje się być tak daleko. Odwróciłem się, a Echo zdążyła ponownie rozpalić ognień. Poczułem coraz większy głód. Aż zaczęło mi burczeć w brzuchu. W takim stanie nie dam rady iść na większą wyprawę.
- Coś się stało? - zapytała dziewczyna podchodząc do mnie
- Nie, nie, nic... - uśmiechnąłem się niepewnie, ale brzuch znowu zaczął burczeć. Poczułem jak moje policzki robią się czerwone.
- Jesteś głodny, tak? - zaśmiała się
- No trochę, nie jadłem od wczoraj, albo i dłużej! Nie wiem, nie pamiętam...
- Jak to "Nie pamiętam"? - dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona przechylając głowę.
- Ciężko to wyjaśnić - wzruszyłem ramionami - Obudziłem się tutaj wczoraj. Nic nie pamiętam, ledwo znam swoje imię i istnienie prawdopodobieństwo, że to nie jest moje imię!
Echo przyjrzała mi się, jednak nic nie odpowiedziała. Podałem jej kartkę, którą znalazłem wcześniej.
- Nie za bardzo wiem co się tutaj dzieje - wytłumaczyłem - Wszystko jest dla mnie nowe, tak jakbym się dopiero urodził. Chciałbym sobie przypomnieć, ale to nie jest takie proste. Dlatego właśnie chcę iść tutaj.
Wskazałem obrazek domu, po czym spojrzałem na Echo, która najwyraźniej się nad czymś zastanawiała.
<Echo?>

Od Echo - Cd. James

Obserwowałam chłopaka już od jakiegoś czasu. Miałam iść na polowanie ale to wydawało się znacznie ciekawsze. Gdy wpadł we własną pułapkę nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Zwisał dwa metry nad ziemią cały związany. Najlepsze było to, że to on zastawił pułapkę. Wiedząc, że na pewno odkrył już moją obecność, wyszłam z krzaków nadal po cichu się śmiejąc.
- Brawo, Ośle - zaśmiałam się. Zatrzymałam się obok tlącego się nadal ogniska. Chłopak przewrócił oczami.
- Nie jestem osłem. Kim jesteś i co tu robisz?
Spojrzałam na chłopaka. Nie stanowił większego zagrożenia, więc pozwoliłam sobie na trochę milsze podejście. Chyba nie spodobało mu się jego nowe przezwisko którym go obdarzyłam.
- Jestem Echo - ukłoniłam się sarkastycznie - a przyszłam tu polować drogi ośle.
Zaśmiałam się ponownie. Chłopak zdawał się lekko uśmiechać.
- Ja, jak mi się zdaje, mam na imię James. Pomożesz mi?
Spojrzałam na niego kątem oka. Właściwie nie wydawał się zagrożeniem. Na wszelki wypadek jednak podniosłam myślami miecz, i rzuciłam go gdzieś na bok.
- Okej, mogę ci pomóc.
Ruszyłam spokojnym krokiem w stronę chłopaka. Po chwili jednak poczułam jak coś zaciska mi się na nodze. Zostałam wyrzucona kilka metrów w powietrze i po chwili tak samo jak on, wisiałam zawieszona za kostkę dwa metry nad ziemią. Chłopak wybuchnął śmiechem, a ja patrzyłam na niego krzywo. Po chwili jednak dałam za wygraną i też zaczęłam się śmiać.
- Nieźle, niezdaro.
- Cicho ośle - zaśmiałam się ponownie i wyjęłam nóż. Podciągnęłam się łapiąc gałęzi i przecięłam linę na kostce. Spadłam na ziemię. Po chwili podniosłam się z ziemi i znów ruszyłam w stronę chłopaka. Zaczęłam przecinać liny.
- A ty? Co tu robisz?

<James? Ośle? default smiley xd >

Od Sakury Cd Echo

W tej chwili, moje zdenerwowanie osiągnęło poziom maksymalny. Złapałam krótki nóż w palce i przyłożyłam dziewczynie do gardła, przed czym popchnęłam ją na budynek. Nie lubiłam, jak ktoś rządził się na moim terenie bez mojej zgody. Zwłaszcza jeżeli chodziło o zaminowaną ulicę.
- Zanim odpowiesz to dobrze się zastanów! - ryknęłam - Dlaczego?!
- Miałam dać im tak po prostu wbiec?
- Miałaś pozwolenie?!
- Ale przecież...
- Miałaś pozwolenie?! - przerwałam jej ponownie.
- Nie.
- No właśnie, więc następnym razem, tak chociaż z powodu szacunku innych mieszkających tutaj, zapytaj, dobrze? Lecz mimo wszystko dziękuję... - jęknęłam opuszczając nóż.
Zza rogu wybiegła Katherine, zmieniając pozycję. Wiedziałam, że nie zatrzymamy ich tak po prostu. Na szczęście, po drugiej stronie ulicy stała cała grupa Shadow. Odwróciłam się z uśmiechem do dziewczyny.
- Teraz za bardzo nie masz wyboru, więc... Walczysz z nami czy uciekasz? - zapytałam z lekkim uśmiechem, podając jej rękę.
< Echo?>