niedziela, 10 kwietnia 2016

Od Jeff'a Cd Sakura

Upadłem na ziemie, trzymając się za głowę i sycząc z bólu. Czy oni myślą, że za każdym razem mogą mnie bić w głowę?!
- To boli do cholery! - warknąłem i wyjąłem z kieszeni dwa noże motylkowe. dwa, cztery... jest ich sześciu. Będzie ciężko, ale powinienem dać radę. Podrzuciłem broń w rękach otwierając ją przy tym i przygotowując do ataku. Dwa dzikusy rzuciły się na mnie z dzikimi okrzykami. Pierwszemu podciąłem nogę, przez co upadł z głuchym jękiem, drugiemu wbiłem nóż w brzuch. Odruchowo się złapał za zranione miejsce, dzięki czemu mogłem spokojnie go dobić. Następni rzucali się na oślep, licząc tylko na przewagę liczebną. To był ich największy błąd. Kilka tępych ostrzy trafiło mnie, jednak starałem się nie zwracać na to uwagi. Ich chaotyczne ruchy, był może i trudne do przewidzenia, jednak łatwo było to wykorzystać przeciwko nim. W końcu, gdy ostatni osobnik padł na ziemię, odetchnąłem głęboko i trzymając się za krwawiące ramię usiadłem pod drzewem. Wiedziałem, że muszę iść przed siebie, jednak po prostu nie mogłem. Musiałem odpocząć. Usłyszałem trzask gałęzi i odruchowo wyciągnąłem przed siebie nóż. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem w oddali biegnącego Kuro, a za nim kilka osób z Shadow Hunters. Dziewczyna o czarnych włosach podeszła i kucnęła koło mnie pytając, czy wszystko w porządku.
- Tak - mruknąłem wstając powoli i ukrywając pod rękę niewielkie rany. Ta jednak nie dała się nabrać i spróbowała mi je opatrzyć.
- Zostaw - warknąłem i odsunąłem się znacznie. - Powiedziałem, że nic mi nie jest - Odwróciłem się i zacząłem szukać śladów, którędy mogli pójść tamci ludzie, razem z Sakurą. Czy ta dziewczyna zawsze musi pakować się w jakieś kłopoty!? A może to ja je tak przyciągam... Nie zdziwiłbym się w każdym razie gdyby tak było. Od zawsze prześladował mnie pech. Kuro zamiauczał głośno, więc podszedłem do niego. Znalazł trop.
- Dobry kotek - pogłaskałem go za uchem i zdałem się na jego nos. Grupa widząc, że wiem gdzie iść, od razu skierowała się za mną. Po kilkunastu minutach drogi, znaleźliśmy się na terenie wroga. Skryłem się za większym kamieniem i obserwowałem.
- Jest środek dnia, nie ma mowy abyśmy prześlizgnęli się niepostrzeżeni. - mruknąłem do chłopaka za sobą.
- Czyli wbijamy się na chama? - stwierdził z szerokim uśmiechem. Widocznie podobała mu się wizja rozróby. Właściwie, mi też nie przeszkadzał ten pomysł.
- Czy wy w ogóle myślicie? - spytała z politowaniem czarnowłosa dziewczyna. - Nie wiemy ilu ich tam jest, czy są uzbrojeni, a nawet gdzie znajduje się Sakura, a wy chcecie tak po prostu tam wbić? - przyłożyła dłoń do skroni i westchnęła.
- Z drugiej strony, nie możemy czekać do nocy, nie wiadomo co będą chcieli zrobić z dowódcą... - kontynuowała z poważną miną.
- Czyli rozróba? - zaśmiał się chłopak.
- Mam lepszy plan - westchnąłem i zacząłem wszystko dokładnie omawiać. W skrócie, chodziło o to, że jedna osoba posłuży jako przynęta. Wybiegnie i skieruje oddziały dzikusów jak najdalej stąd, a wtedy my wydostaniemy Sakurę. Oczywiście nie mogłem zagwarantować, że przynęta przeżyje, jednak jakoś mało mnie obchodziło życie inne niż moje. Ustaliliśmy, że przynętą zostanie czerwonowłosy chłopak, który był najszybszy z naszej piątki. Wybiegł z naszej kryjówki i rzucił w stronę dzikusów granat oślepiający. Podziałało, rozwścieczył ich tym i gdy tylko znów zaczęli widzieć, pobiegli za chłopakiem. Przynajmniej się do czegoś przydał. Razem z grupką ludzi pobiegłem w stronę największego z namiotów. Oczywiście, nie mogło pójść tak gładko. Niestety, nie wszyscy pobiegli za czerwonowłosym, garstka dzikusów z dzikim okrzykiem zaczęła biec w naszą stronę, wymachując maczetami i innymi broniami. Rozdzieliliśmy się i każdy pobiegł w inną stronę. Tak mieliśmy większe szanse na przeżycie. Miałem szczęście, za mną pobiegło tylko dwoje ludzi. Facet i kobieta. Wbiegłem dalej w las, by mieć więcej przestrzeni. Nie przewidziałem jednak, że niedaleko znajduje się naprawdę stroma skarpa. W ostatniej chwili wyhamowałem. Wyjąłem nóż i przybrałem obronną pozę. Chłopak ruszył na mnie z rozpędu, próbując mnie zepchnąć, jednak udało mi się zrobić unik, i wbić mu nóż w plecy, przez co dzikus sam spadł, uderzając z głuchym jękiem o ostre skały. Umarł - to było pewne. Jego towarzyszka wydała bliżej nieokreślony okrzyk rozpaczy. Z żądzą mordu w oczach rzuciła się na mnie z tasakiem. Nie powiem, krzepy to jej nie brakowało. Z trudnością unikałem jej ostrego i ciężkiego ostrza. W pewnym momencie jednak potknąłem się o wystający korzeń i jak długi poleciałem do tyłu, a mój nóż odleciał kilka metrów dalej. No to po mnie - pomyślałem, widząc jak wściekła kobieta zbliża się do mnie z drącymi rękoma. Zamachnęła się, jednak w ostatniej chwili zawahała się i zatrzymała. Zabij albo zostań zabitym - zasada, którą wszyscy przez cały czas mi wpajali do głowy. Wykorzystałem moment zawahanie dzikuski i podciąłem jej nogi, przez co straciła równowagę i zaczęła spadać w stronę skarpy. W dosłownie ostatniej chwili złapała się kamienia. Wstałem i podszedłem do niej. Patrzyła na mnie błagalnie, wystarczyło wyciągnąć tylko rękę... Niestety, w tym świecie prawo życia mają tylko silni. Zgniotłem jej rękę butem, dopóki nie usłyszałem cichego dźwięku łamania kości. Spadła z wrzaskiem, a jej ciało po chwili uderzyło z impetem o skały. Tuż obok jej partnera. Splunąłem i podniosłem z ziemi nóż. Nie ma czasu użalać się nad słabymi. Ruszyłem w stronę obozowiska, nie oglądając się za siebie. Już po chwili widać było namioty. Gdy dotarłem w końcu do tego, w którym jak myślałem była Sakura, przygotowałem nóż i wszedłem ostrożnie. W namiocie nie było nikogo. Warknąłem pod nosem i wyszedłem gwałtownie z pomieszczenia. Musieli ją gdzieś przenieść. Dawno nie byłem tak zdenerwowany. Szedłem przed siebie, nie wiedziałem gdzie. Prowadziło mnie przeczucie. Miałem serdecznie dosyć tego świata. Na każdym kroku czaiło się niebezpieczeństwo. Nie mogłem nawet ochronić ważnych dla mnie osób... Usłyszałem za sobą trzask gałęzi. Odwróciłem się, jednak dostrzegłem Kuro. No tak, ten sierściuch nie opuszczał mnie na krok. Podniosłem go i posadziłem sobie na ramieniu. Po kilkunastu minutach znalazłem się przed niewielką jaskinią, z której usłyszeć można było krótką rozmowę. Właściwie to było chyba tylko kilka słów, jednak usłyszałem głos Sakury. Tak, to była na pewno ona. Uniosłem nóż i wszedłem z poważną miną do jaskini. Dziewczyna leżała nieprzytomna na ziemi, a nad nią stał wysoki mężczyzna. Nie zauważył mnie. Zacząłem się skradać, by po chwili przyłożyć mężczyźnie nóż do gardła.
- Co do...
- Jeszcze jedno słowo, a możesz pożegnać się z głową - szepnąłem mu do ucha, tnąc lekko jego skórę. Z rany wypłynęła stróżka krwi. Wtedy do jaskini weszło kilka innych członków grupy. Odrzuciłem mężczyznę w ich stronę i zlizałem krew z ostrza.
- Jesteś obrzydliwy - stwierdziłem odkładając nóż. Ukląkłem przy dziewczynie i uniosłem lekko jej głowę. Nie otwierała oczu, widocznie dość mocno musiano ją uderzyć. Musnąłem ustami jej czoła i szepnąłem do ucha:
- To pożegnanie, księżniczko - ułożyłem ją znów na podłodze, by po chwili zajął się nią ktoś z Shadow. Ponieważ zrobiło się zamieszanie, z jaskini wyszedłem niepostrzeżony przez nikogo, prócz Kuro, który naturalnie wybiegł za mną.
- Wracaj, nie mam już jedzenia, którym mógłbym cię karmić - pogłaskałem go po pyszczku i znów ruszyłem w drogę. Zirytowany stwierdziłem, że kot idzie za mną.
- Powiedziałem wracaj - warknąłem ostro. Kot miauknął cicho ale usłuchał. Chciałem być teraz sam. Wiedziałem, że od mojego przybycia, dziewczyna wpadała cały czas w kłopoty. Czemu więc tak ciężko było mi pogodzić się z odejściem? Tak ciężko mi się szło... A jakby tego było mało zaczął padać deszcz, a niebo rozświetlały pojedyncze błyski. Świat musi mnie naprawdę nienawidzić. Nie mam pojęcia jak długo tak szedłem, jednak gdy znów spojrzałem w niebo, świeciły na nim gwiazdy. Tak będzie lepiej - myślałem by dodać sobie otuchy. Zatrzymałem się nad skarpą, a przed moimi oczami od razu pojawił się obraz leżącej koło siebie nieżywej pary. Tutaj jednak, na samym dole było morze. Usiadłem na końcu urwiska i spojrzałem przed siebie. Deszcze przestał padać a księżyc pięknie oświetlał tafle wody.
- W taką piękną noc, nawet przyjemnie byłoby umrzeć - szepnąłem do siebie i zamknąłem oczy.
< Sakura? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz