niedziela, 20 marca 2016

Od Cookie C.D Laura



Chwyciłem szybko ją za rękę. Wiedziałem co w takiej sytuacji zrobić. Lecz nie mogę robić tego często. To jest sytuacja awaryjna! Więc pobiegłem koło lasu, lecz nie wbiegłem do niego... Biegliśmy dalej, a oni dalej nas ścigali! Kiedy zobaczyłem zakręt, szybko pobiegłem. (Za zakrętem) Wepchałem ją do krzaków, a sam stanąłem przed drzewem z uśmiechem. Moje oczy zmieniły się na żółte. Zapytała się mnie szeptem:
-Co ty robisz?! Przecież cię zobaczą!
-Nie bój się. Ukryj się dobrze w krzakach.
Posłuchała mnie i się ukryła. A ja stałem. Po prostu. gdy oni wbiegli na zakręt przebiegli koło mnie i biegli dalej, myśląc, że my też biegniemy. Laura wyszła z krzaków i zapytała:
-Jak ty to zrobiłeś? Przecież na pewno cię widzieli, ponieważ ja sama ciebie widziałam z krzaków!?
-No właśnie tylko ty.
-Ale jak to?
-Po prostu mam tak zbudowane ciało. Specjalnie zrobiłem tak, aby inni mnie nie widzieli, a ty mogłaś mnie zobaczyć w akcji.
-Wow. Nie spodziewałam się tego po ciebie. - uśmiechnęła się.
Gdy wilki już pobiegły dalej, wyruszyliśmy w inną stronę niż oni...

<Laura ?>

Od Echo CD James



Stałam nad podnoszącym się z ziemi chłopakiem. Miał kilka ran, widocznie przytrafiła mu się podobna sytuacja jak mnie. Podniósł wzrok na mnie. Miałam ranę na policzku z której wciąż kapała krew i kilka ugryzień i zadrapań. James chyba dopiero teraz to zauważył, kiedy staliśmy już w świetle ogniska.
- Siadaj - westchnęłam lekko siadając przy ognisku. Chłopak zrobił to samo.
- No więc - zaczęłam - poszłam po ptaka, który okazał się być dość sporą sową. Jednak nie tylko ja się nią zainteresowałam. Na miejscu natknęłam się na Jeleniołaka. Zaczęłam walkę, ale z widzącym w ciemnościach mutantem nie miałam szans, więc uciekłam z zestrzelonym ptakiem. Gonił mnie dłuższy czas, jednak widząc światło ogniska wycofał się. Zdążyłam tylko wyciągnąć z ptaka strzałę i wrzucić na ognisko, po tym przyszedłeś ty.
Odwróciłam wzrok od ogniska w które cały ten czas byłam wgapiona i spojrzałam na chłopaka. Nastała cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Jest ich tu za dużo, musimy dziś spać na jakimś wyższym drzewie, a z samego rana idziemy dalej. Oby ten twój domek był tego warty...
- ...Ośle - dodałam po chwili. Chłopak spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się najcieplej jak potrafiłam.

<James?>

Od Kimberly Cd Zero

Nie liczyłam ile czasu Zero spędził w łazience ale w porównaniu do walki, okres ten był niezauważalny. W pewnym momencie, drzwi uchyliły się a w nich ukazał się znana mi osoba. Podeszłam do niego powoli i przytuliłam delikatnie. Poczułam jednak, że mężczyzna podtyka mi coś pod nos. Odsunęłam się trochę i ujrzałam w jego rękach bluzkę.
- Chyba teraz twoja kolej co? - zaśmiał się.
Chwyciłam delikatnie za ubranie i uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję - odparłam, całując go w policzek.
Wyminęłam go szybko i zniknęłam w łazience. Cały ten stres dzisiejszego dnia, spłynął razem ze spokojnym strumieniem wody spod prysznica. Nie wiedziałam co czeka nas jutro, lecz zupełnie się tym nie przejmowałam. Ustałam przed lustrem, po czym popatrzyłam na siebie uważnie. Ta sama twarz, te same włosy, tylko teraz jestem szczęśliwa, mam dla kogo żyć... Otworzyłam drzwi, zgaszając przy tym światło. Rozejrzałam się po sypialni, starając się odnaleźć obiekt moich uczuć. Zero leżał już pod kołdrą z zamkniętymi oczami. Wyglądał tak łagodnie... Podeszłam powolnym krokiem, po czym usiadłam na skrawku łóżka. Sekundę później poczułam, że chłopak obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc się obok ukochanego. Wplotłam delikatnie palce w jego mokre włosy, skupiając się na jego spokojnym oddechu. Uniosłam głowę nieco wyżej, by ujrzeć jego oczy. Patrzył na mnie ze spokojem, jakimś uczuciem...  Gdybym go straciła... W tej bitwie... Gdyby mnie zostawił... Gdyby zniknął, nie udałoby mi się pozbierać...
- Zero... - szepnęłam.
- Tak?
- Dziękuję...Za wszystko... Za to, że jesteś...- jęknęłam opierając swoje czoło o jego.
<Zero?>

Od Sakury - Cd. Jeff

Popatrzyłam na prowizorycznie opatrzony brzuch, przez co zauważyłam zieloną roślinę, pod skrawkiem materiału. Znałam to ziele, lecznicze, skąd on je znał, jak? Nie rozumiałam jego zachowania. Nie mogłam go rozgryźć. Najpierw porzuca mnie na pastwę Mutantów a teraz leczy?
- Spokojnie rozumiem przecież - powiedziałam cicho - skąd znasz to ziele?
- A czy to ważne?
Uśmiechnęłam się delikatnie, by minimalnie przekonać go do mojej osoby, chociaż wiem, że to może być na prawdę duży wyczyn.
- Doświadczenie - odparł po chwili ciszy.
Szczerze? Może mnie nienawidzić, może mną gardzić ale nic nie opisze teraz mojej wdzięczności. Tak zostawił mnie na pastwę tych zmutowanych zwierząt ale ni zrobił tego ponownie. Właśnie za to byłam mu wdzięczna, za to, że mnie nie zostawił, lecz podejrzewam, że bardzo chętnie by to zrobił. Liczy się gest... To, że uratował mi życie chociaż mógł sobie po prostu pójść. 
- Ja..- jęknęłam cicho.
Chłopak zwrócił wtedy głowę w moją stronę i popatrzył pytająco. Nie sądziłam, że dojdzie do takiej sytuacji... Walki o życie...
- Chciałabym ci podziękować... Sakura jestem...
< Jeff? >

Od Jamesa c.d Echo

- Oczywiście - uśmiechając się zabrałem się do roboty. Ogień potrafiłem już rozpalić, a pułapki do mój "talent". Chociaż większym talentem będzie w nie wpadanie. Podchodziłem do drzew i krzaków pętając je linami. Pułapki zastawione, ogień wesoło tańczy w palenisku, teraz wystarczy czekać na Echo, która już dosyć długo nie wraca. Usiadłem na ziemi i oparłem się plecami o pobliskie drzewo. Ogień widziałem trochę zza moich butów. Mruknąłem z zadowolenia. Było przyjemnie ciepło, ale miłą atmosferę przerwało burczenie w moim brzuchu.
- Gdzie ona się szlaja? - mruknąłem do siebie wstawiając z pozycji leżącej. Po cichym westchnięciu, założyłem pochwę z mieczem i postanowiłem iść poszukać Echo. Nie wiem czy to było dobre wyjście, ale nie mogę siedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Oddalając się trochę od obozu (Na tyle, bym jeszcze widział płomienie ognia) zacząłem wołać dziewczynę. Odpowiadała mi tylko głucha cisza.
- Echo... To nie jest śmieszne, chodź... - powiedziałem słysząc w krzakach szelest. Odwróciłem się, ale nie ujrzałem sylwetki dziewczyny. Nawet jasne światło płomieni gdzieś mi zniknęło. Zgubiłem się dosyć szybko. Zacząłem iść drogą, którą przyszedłem. Nagle poczułem za sobą czyjś oddech. Zapaliłem zapalniczkę (Znalazłem ją niedawno w swoim bucie. Kto normalny chowa tam zapalniczki?!) a za mną stał...No kto inny jak jakiś mutant. Czekała mnie dosyć ciekawa walka w ciemności, bo skończyło się paliwo zasilające moją zapalniczkę. Wyciągnąłem miecz, ale czułem, że ta walka będzie ciężka. Jeżeli odwrócę jego uwagę to może uda mi się uciec? Nie zdążyłem dokończyć myśli, a potwór przywalił mi, a ja wpadłem na drzewo. Opadłem ciężko na ziemię. W ciemności ciężko będzie się poruszać, ale pozostaje mi bieganie na oślep. Od razu rzuciłem się do ucieczki. Po kilku minutach biegu ujrzałem w oddali światło. Nasz obóz. Omijając pułapki przedarłem się przez krzaki. Wpadłem do obozu przewracając się i upadając.
- James? Gdzie byłeś? - usłyszałem głoś Echo
- Nie chcesz wiedzieć... - wstałem otrzepując się z ziemi. Wszystko mnie bolało i trochę krwawiłem. - Gdzie byłaś tak długo? Trochę się martwiłem...
<Echo?>

Piękno- najlepsza z masek

Imię: Pochodzi ono od łacińskiego słowa tenebrarum- ciemność. Jeden z naukowców przekształcił je w Tenebris, tworząc tym samym imię, które odzwierciedla to, jaka jest jego właścicielka.
Pseudonim: Wymyśl coś, tylko najpierw zbliż się do niej emocjonalnie i uważaj, żeby cię przy okazji nie zjadła.
Płeć: Według rządowych danych, pochodzących z laboratorium w którym ją stworzono, fizycznie oraz psychicznie jest kobietą.
Wiek: Dokładnie osiemnaście lat temu gazety zaczęły donosić o powstaniu człowieka, bez potrzeby łączenia komórek osobników obu płci. Więc trzymajmy się tej osiemnastki. 
Przynależność: Dezerter? No cóż... Chyba tak, ponieważ pewnej nocy ulotniła się do Blood Masters i tam już została. Na jak długo? To już zależy od cierpliwości dowódcy.
Stanowisko: Ze względu na siłę, charakter, moc, a także naturalny głód cierpienia wielmożny Zero ochrzcił ją mianem zabójcy oraz omegi.
Charakter: Z charakteru można łatwo porównać ją do potwora z tych lepszej jakości horrorów. O tak, tak, Tenebris mimo słodkiego wyglądu, posiada nieciekawy charakter i bardzo trudno jest znieść jej obecność. Już sam obojętny, wręcz znudzony wyraz oczy powinien zapalać czerwoną lampkę w głowach innych, inaczej mogli bardzo zawieść się na tej, sprawiającej pozory uroczej, istotce. Przez lata życia w odosobnieniu, sterylnych warunkach laboratorium, z dala od świata zewnętrznego, powoli wyzbyła się podstawowych uczuć do osób dopiero co poznanych. Zachowuje się obojętnie, często nawet ignoruje drugą osobę, jeśli nie przypadnie jej do gustu. Mówi tonem beznamiętnym, wręcz wrogim, stosując przy tym słowa świadczące o tym, że w jej mniemaniu jest na innym poziomie niż jej rozmówca. Mimo wszystko stara się utrzymywać neutralną pozycję, aż do ewentualnej potyczki słownej, w którą najczęściej nie ma ochoty się wdawać i w takich sytuacjach po prostu odchodzi. Bez słowa pożegnania, bez ciętej riposty. Z honorem i nienaruszonym ego. Nie stara się ukrywać swojego obrzydzenia, czy nawet ewentualnej pogardy- jest szczera, aż do bólu i właśnie dlatego większość osób woli omijać ją szerokim łukiem. Jest osobą typowo aspołeczną, znoszącą obecność tylko i wyłącznie najbliższych jej osób, w tym przypadku względnie nikogo takiego już nie ma. Świadomie stroni od kontaktów z innymi, unika według niej niewłaściwego towarzystwa. Wie o tym, co jest dla niej najlepsze, jest niezależna i świadoma swoich możliwości. A jednak można zaobserwować u niej bardzo dużą nieśmiałość i tendencję do szybkiego zawstydzania się, zwłaszcza w rozmowach (o ile do jakichś dojdzie) z płcią przeciwną. Warto wspomnieć również o jej umiejętnościach aktorskich. Posiada je, to fakt. Potrafi ona przybierać różne maski, także zmieniać je w iście zastraszającym tempie- miła, słodka, a zaraz potem zabójcza. Na początku osoba jej emanuje spokojem oraz wrogością, jednak zmienia się to, jeśli komuś uda się ją bliżej poznać. A, co może być nieco zaskakujące, zaufanie jej można bardzo łatwo zdobyć. Co prawda nadal będzie wiecznie czujna, co jest spowodowane wcześniejszymi doświadczeniami, ale nie powinno to przeszkadzać w normalnych kontaktach z nią. Jeszcze lepiej sprawa ma się do tych, których choćby przelotnie poznała na statku- tych akceptuje od chwili wymienienia pierwszych słów. Staje się wtedy osobą odmienioną, pełną życia i pozytywów. Miła Tene? Tak, nawet bardzo. Ze znajomymi lubi pożartować, pośmiać się, oczywiście wszystko z umiarem. Jeśli sytuacja by tego wymagała- robi się poważna oraz powraca opanowanie. Zdolna jest do największych poświęceń związanych z jej osobą, może nawet zaryzykować życiem, byleby ocalić istotę, na której jej zależy. Stratę przyjmie z należytym szacunkiem oraz spokojem, bez zbędnych lamentów. Ot odszedł, już przecież nie wróci, nie ma nad czym rozpaczać. Może zajmijmy się teraz tematem uczuć głębszych, a mianowicie miłości. W swoim długim życiu otrzymała ją jedynie od panny Jaśmin. Nie od tych, którzy dali jej życie, nie od reszty naukowców, czy potencjalnych partnerów (których było wiele), a właśnie od tamtej zimnej istoty. Zakochanie się jest wiec nieznanym dla niej stanem, wręcz niemożliwym i nieistniejącym. Jak można łatwo wywnioskować- nie jest tak łatwo zdobyć jej serce, a wręcz wymaga to kolosalnego wysiłku i długiego czasu spędzonego z ciemnowłosą. Nawet wtedy nie należy wymagać od niej względów, przecież miłość jest jak gra w ciemno, prawda? A może teraz coś o tym, w czym panna się specjalizuje? Walka, czyż nie? W potyczkach również w Tenebris wstępuje istny diabeł, zaś kobieta staje się maszyną mordu gotową zniszczyć wszystko to, co stanie jej na przeszkodzie do osiągnięcia upragnionego celu. Psychopatka, chora sadystka- to tylko mały odsetek z określeń jej podczas pojedynków. Honor jest pojęciem jej nieznanym, potrafi stosować szereg wybitnych kłamstw, blefów i oszukańczych ruchów. U niej nie ma czegoś takiego jak planowanie, działa na żywioł, wybierając najodpowiedniejsze dla niej opcje, wszystko byleby wyjść zwycięsko. Nie patrzy nawet na osoby będące po jej stronie- działa nie zważając na nic i nikogo. Wręcz czerpie przyjemność z cierpienia swojej ofiary (bo najczęściej przeciwnikiem nazwać nie można). Często też traci wewnętrzne zahamowania, dążąc do usunięcia niechcianego obiektu. Mimo wszystko jej ruchy zgrywają się ze sobą, a poczynania mają w sobie widoczne cechy inteligentnego postępowania.  
Głos: IA
Motto: ,,Rzeczywistość to coś, co nie znika, kiedy przestaje się w to wierzyć." Philip K. Dick
Magiczna zdolność: Ciemność jest niebezpieczna, nocni łowcy niosą śmierć. Ta z pozoru niewinna istotka potrafi samym dotykiem doprowadzić co zniszczenia czyjegoś ciała. Jak? Modyfikacje genetyczne doprowadziły do powstania chyba najbardziej niebezpiecznej z umiejętności- poprzez kontakt fizyczny może ,,podarować" celowi martwicę komórek, która w zastraszającym tempie rozprzestrzeni się po całym organizmie, doprowadzając do zgonu. Działa to też w drugą stronę- może przywrócić zniszczone komórki do stanu sprzed użycia mocy.
Orientacja: Cóż... Pociąg seksualny to u niej zagadnienie czysto teoretyczne. Przyjmijmy jednak, że jest heteroseksualna.
Zauroczenie: Może ktoś jest, może go nie ma. Chociaż wątpię, żeby odważyła się powiedzieć o tym komukolwiek. Zwłaszcza, że znajomych ni jak nie posiada.
Partner: Ona i znalezienie drugiej połówki? A co dopiero związanie się z kimś? No błagam, nie rozśmieszaj mnie.
Potomstwo: I tu chyba nie będziesz zaskoczony, bowiem nie posiada ona potomstwa. Nie wiadomo też, czy jednostka ta może się swobodnie rozmnażać.
Rodzina: Kilku naukowców... Czy można nazwać ich rodziną? No i jeszcze Jaśmin- kobieta, która udawała, że jest jej matką.
Historia: Jej historia jest całkiem inna, niż reszty osób, wręcz nierealna. Usiądź wygodnie i wsłuchaj się w moje słowa. Śmiało, popatrz, przejrzyj te wszystkie artykuły, może pomogą w zrozumieniu tej przedziwnej panienki- mówiła kobieta o imieniu Jaśmin.
"PRZEŁOM W DZIEDZINIE BIOLOGII!
Naukowcy działający w ramach międzynarodowego eksperymentu "Iskra" stworzyli żywego, w pełni zdolnego do funkcjonowania człowieka. "Złożono" go, a raczej ją od podstaw, nie używając przy tym komórek rozrodczych, a łącząc podstawowe składniki w spójną całość. Zaskakujący jest fakt, że najbardziej widocznymi cechami naturalnymi u niej są siła oraz inteligencja. Czyżby nie było to przypadkiem? K. K. Lorre (główny naukowiec projektu) twierdzi, że Tenebris została wprost stworzona do walki."
- Byłam dla niej jak taka matka- tłumaczyła- dbałam o nią, od początku wychowywałam na swoje podobieństwo. Widziałam, jak cierpiała przez te wszystkie eksperymenty na niej, podłączanie do aparatury... Codzienne badania, po ukończeniu przez nią lat dziesięciu nieustanne treningi fizyczne, umysłowe towarzyszyły jej od najmłodszych lat- uderzyła pięścią w stół, aż jasnowłosego przeszły ciarki- nie miała dzieciństwa. Dorosła zbyt szybko. Zniszczyli ją. Zabili od środka, zanim jeszcze zdążyła rozkwitnąć. Swoją moc odkryła nie na statku, a na Starej Ziemi, podczas "zabawy" z wojskowymi. Czterech rosłych, zwalistych mężczyzn. Uratowano tylko jednego. Pewnie już o tym wiedziałeś, głośno o tym było, moja mała Tenebris zabiła ich nieświadomie, jeszcze nad tym nie panowała. Najbardziej przerażający był czas, w jakim martwica zmiotła ich nędzne byty. Trzy minuty, trzy ciała bez widocznych obrażeń. Tylko martwe komórki. Wewnątrz i na zewnątrz. Ciała czarne, miejscami pożółkłe, lała się z nich ropa. Cierpieli. Bardzo. Ale należało im się. Powinna wybić wszystkich tych, którzy zadali jej ból. A jednak trafiła razem ze mną na statek, gdzie mogła powoli nauczyć się żyć wśród rówieśników. Zawsze wycofywała się ze wszystkich znajomości, była nieśmiała, zamknięta w sobie, opryskliwa. I taka już została.
Kobieta o krwistych oczach wstała, kierując się do wyjścia. Niech sobie wszystko ułoży w głowie, pomyślała Jaśmin.
Lubi: Noc | Rozgwieżdżone niebo | Chłód | Deszcz | Ryzyko | Błękit | Zapach morza
Nie lubi: Burzy | Wścibskich osób | Tłumu
Inne zdjęcia: |X| |X| |X| |X| 
Inne informacje: 
  • Jest pierwszym człowiekiem całkowicie "z próbówki". Stworzono, a raczej wyhodowano ją w ramach projektu "Iskra". Od początku miała być jednostką przeznaczoną jedynie do walki, stąd też wykształciła się u niej ogromna siła (jak na kobietę) oraz inteligencja godna geniusza.
  • Ma nietypową odmianę heterochromii. Otóż jej tęczówki są niebieskie, tak jasne, że prawie białe, do tego upstrzone ciemnofioletowymi plamkami skupiającymi się głównie w pobliżu źrenicy.
  • Uwielbia gryzonie. Na Starej Ziemi posiadała małą, czarną myszkę o wdzięcznym imieniu Węgielek.
  • W walce wszystko może służyć jej za broń. Dosłownie. Nawet wykałaczką potrafiłaby się obronić albo kogoś mocno pokiereszować.
Prowadzący: Korra10 | moonwilczycaksiezyca@gmail.com

Statystyki:
  • Inteligencja: 185
  • Szybkość: 85
  • Zręczność: 92
  • Wytrzymałość: 97
  • Siła: 141

Od Jeff'a cd. Sakura


Patrzyłem na głęboką ranę dziewczyny. Nie chciałem żeby do tego doszło. Usprawiedliwiałem swoje zachowanie tym, że sama zmusiła mnie do wykonania tej misji. Bez słowa podszedłem do niej i wziąłem na ręce, widząc, że nie da rady iść o własnych siłach. To nie tak, że czułem się w jakiś sposób winny czy zobowiązany, po prostu miałem taki kaprys i tyle. Na szczęście dziewczyna była lekka, a z powodu dosyć dużej ilości straconej krwi - zbyt zmęczona by protestować. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale nawet nie myślałem o tym zbytnio. Gdzie szedłem? Sam nie wiedziałem, szukałem po prostu jakiegoś dobrego miejsca do schronienia. W nocy, zwierzęta wychodziły na polowanie, co nie skończyło by się dla nas dobrze. Albo raczej dla niej, bo rzuciłbym dziewczynę na pożarcie, sam ratując się ucieczką. Na szczęście, nie było potrzeby porzucać dziewczynę, bo kilka metrów przede mną była jaskinia. Wszedłem do niej ostrożnie, rozglądając się za jej mieszkańcem. Na szczęście, nikogo w niej nie było. Oparłem dziewczynę o ścianę jaskini, a następnie zdjąłem z siebie koszulę i rozerwałem ją na mniej więcej równe paski tworzące prowizoryczny bandaż, nie zapominając o zapięciu szczelnie bluzy, żeby dziewczyna nie pomyślała sobie czegoś dziwnego. Jednak zanim na jakąś ranę dam opatrunek, należało by jakoś je opatrzyć... Nie znałem się zbytnio na ziołach leczniczych, jednak zanim weszliśmy do jaskini, widziałem pewną roślinę, którą niegdyś wykorzystywałem do leczenia niewielkich ran po bójce. Wyszedłem więc powoli i zerwałem kilka liści, kalecząc się przy tym lekko place, o jej ostre kolce, których nie było widać przez ich mały rozmiar. Gdy wróciłem, dziewczyna zasnęła wycieńczona minionymi wydarzeniami. Może to i lepiej, przynajmniej nie będzie się wiercić ani nie poczuje bólu. Odsłoniłem jej nieco brzuch i przyłożyłem zioło, obwinąłem pociętą koszulą, a następnie zrobiłem tak z pozostałymi ranami. Po skończonym zabiegu usiadłem po drugiej stronie i z braku lepszych rzeczy do roboty, zacząłem się jej przyglądać. Miała długie, czerwone włosy, sięgające gdzieś do końca pleców. Była szczupła i raczej chuchro z niego, więc zaczęło mnie zastanawiać, jak taka krucha istota przeszła szkolenie, a na dodatek została przywódcą. Wiedziałem, że nie mogę zasnąć, że muszę trzymać wartę, bo nikt inny za mnie tego nie zrobi. Tak więc, siedziałem w tej pozycji do rana, dziewczyna w między czasie nie obudziła się ani razu, zrobiła to dopiero przy pierwszych promieniach słońca. Otworzyła powoli oczy i jęknęła cicho trzymając się za brzuch. Poczuwszy prowizoryczny opatrunek, którego nie było zanim zasnęła, otworzyła szerzej oczy i od razu rzuciła na niego okiem. Przypatrywałem się jej z niewielkim uśmieszkiem, który natychmiast znikł, gdy skierowała wzrok na mnie.
- Oprócz opatrzenia cię nic ci nie zrobiłem. Nie jestem zboczeńcem - Mruknąłem zniesmaczony, przenikającym mnie wzrokiem dziewczyny.
< Sakura? >

Od Sakury - Cd. Jeff

Gdy niedawno poznany chłopak zostawił mnie samą, z gromadą Myszoczłeków, moje zdziwienie było nie do opisania. Nie wiem czy on coś do mnie miał, czy po prostu nie znosił towarzystwa. Powinnam się dowiedzieć, oczywiście jeżeli będzie mi to dane.
- Cholera - jęknęłam pod nosem, sięgając rękoma do sztyletów, przymocowanych na plecach.
Szybkim ruchem wyciągnęłam je z pochwy i przygotowałam się na atak, a raczej na istną katastrofę. Jeden z mutantów rzucił się na mnie z pazurami, by po chwili wylądować na ziemi z odciętą głową. Drugi natomiast, niespodziewanie przywarł mnie do ziemi, wbijając ostre kły w okolice karku. Pisnęłam cicho, starając się go od siebie odepchnąć, lecz to miało o wiele gorsze skutki. Zwierze, bo jak inaczej można nazwać tą kreaturę, rozkrwawiło mi pazurami cały brzuch. Kolejne machnięcie sztyletem miało, jeszcze bardziej opłakane skutki. Ból przeszywający moje ciało, krzyki, pisk...  Po pewnym czasie udało mi się zrzucić z siebie okropne stworzenie. Złapałam z pistolet i w ostatniej chwili strzeliłam w człekokształtnego. Wstanie okazało się większym problemem niż odepchnięcie przeciwnika. Złapałam się za konar drzewa i ruszyłam w stronę, gdzie ostatni raz widziałam chłopaka. Pomoc była teraz mi bardzo potrzebna. Drapieżniki na pewno ruszą moim tropem, wyczuwając świeżą krew, kapiącą na letnią roślinność. Po pewnym czasie dostrzegłam znajomego bruneta. Podeszłam do drzewa i ustałam dość wyprostowana. 
- Yo, co tam? - zapytał.
W tamtym momencie kolana same się pode mną ugięły, a ja bezwładnie upadłam na ziemię, przyciskając najbardziej krwawiącą ranę na szyi. 
- Pytasz serio? - jęknęłam - Dlaczego...?
Wypowiadanie słów było dla mnie nie lada wyczynem. Chłopak wtedy popatrzył na mnie zdziwiony. Tak. Nie było widać ran przez kolor mojego stroju. Opuściłam rękę, by pokazać co się stało przez to, że mnie zostawić.
- Co ja ci zrobiłam? - zapytałam cicho.
< Jeff? >

Od Jeff'a cd Sakura


Spojrzałem zirytowany na dziewczynę, po czym mój wzrok powędrował na trzymaną przez nią kartkę. Już czułem, że ten dzień nie będzie miły. Przeczesałem palcami grzywkę i wziąłem do rąk dokument.
- A co jeśli nie zamierzam wykonywać tej misji? - Spytałem lekceważąco i rzuciłem okiem na kartkę. Z tego co zrozumiałem, miałem tylko iść na północny-zachód zbadać tamtejsze tereny. Zadanie z pozoru proste, jednak trzeba pamiętać o czających się na każdym kroku mutantach.
- Oczywiście, możesz nie wykonać tego polecenia. Zostaniesz wtedy tylko surowo ukarany - Powiedziała to tak, że po plecach przeszły mnie ciarki. Eh, czyli jednak będę musiał się trochę wysilić. Zostawiłem kotkę i wstałem hamując się od wypowiedzenia rzeki przekleństw wyrażających jak bardzo nie podoba mi się jej pomysł. Ruszyłem przed siebie a - ku mojemu zdziwieniu - dziewczyna ruszyła za mną.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - mruknąłem. Co dziwne, towarzystwo dziewczyny nie przeszkadzało mi tak bardzo, ale przecież nie mogłem jej o tym powiedzieć.
- Muszę dopilnować, czy przypadkiem nie postanowisz uciąć sobie gdzieś drzemki zamiast zwiedzania terenów. Cisnęło mi się na usta pytanie, czy w takim razie nie może sama wykonać tej misji, skoro i tak idzie w tamte strony, ale postanowiłem nie przeginać struny. Szedłem więc pośród zarośniętych i zdziczałych uliczek jakiegoś opuszczonego miasta, dopóki nie zobaczyłem w oddali myszoczłeki. W mojej głowie zakwitł iście genialny plan. Zaatakuje te dzikie, zmutowane stworzenia, przekieruje je na dziewczynę, a ta zajęta walką nie zauważy, że sobie idę. Jak pomyślałem - tak zrobiłem. Wyjąłem jeden ze sztyletów i ledwo widocznym gestem rzuciłem nim w mutanta. Nie trzeba było długo czekać, żeby grupa przedstawicieli tego gatunku zaczęła biec w naszą stronę. Wycofałem się lekko za dziewczynę, by nie mogła mnie dostrzec i już po chwili biegłem przez zielone lasy w stronę - ja myślałem - powinno być obozowisko. Jak bardzo się pomyliłem. Po godzinie marszu stwierdziłem, że zupełnie nie wiem gdzie jestem, a co gorsza, słońce chowało się już za horyzont. Genialnie. W końcu, zmęczony ciągłym chodzeniem, wdrapałem się na drzewo i zacząłem obserwować otoczenie. Niestety, wokół były tyko drzewa i ani jednego promyku palącego się ogniska. Już miałem schodzić, gdy zauważyłem pod drzewem nikogo innego jak dziewczynę, którą zostawiłem na pastwę losu Myszoczłeków. Wlepiała we mnie swoje złoto-pomarańczowe oczy. Przeczuwałem, że nie skończy się to dla mnie dobrze, jednak zszedłem z drzewa i jak gdyby nigdy nic powiedziałem
- Yo, co tam?
< Sakura? >

Od Megan

Brooklyn, ale ten czas leci, jeszcze niedawno kiedy byłam jeszcze tylko niewinnym małym pisklakiem chodziłam tymi ulicami, kupowałam słodycze w tych zawalonych już sklepikach i bawiłam się w tych już radioaktywnych parkach. Wszystkie domy i budynki były zawalone, cuchnęło śmiercią. Na ulicach roiło się od szkieletów, wpół zjedzonych przez kruki. W powietrzu było tyle piasku i pyłu ze nie dało się oddychać. W końcu stanęłam pod jednym z zawalonych domów: 17 Blueberry mój dom... tyle wspomnień, mam wrażenie że te wesołe czasy były tylko piękny snem, westchnęłam i poszłam dalej. Jak na ironie losu jedynym miejscem które wyglądało jak zawsze był cmentarz... spacerowałam po tych wszystkich grobach niewinnych ludzi, aż zatrzymałam się przy jednym "Artur Winner" braciszku... przy kucnęłam koło jego grobu, gdybyś wiedział przez co ja przechodzę... po policzku popłynęła mi łza. Minęło już 3 miesiące od tego jak ludzie pięknie mi wysłali jego głowę na patyku, żadnego współczucia... miał tylko 6 lat... Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać na dobre. Nagle usłyszałam za sobą kroki.
- Płakanie nad zmarłymi ich nie wskrzesi - usłyszałam za swoimi plecami łagodny męski głos odwróciłam się szybko wyjmując mój pistolet.

Ktoś?

Megan

Imię: Megan
Pseudonim: Jest znana jako "black wings", Dla przyjaciół Meg/Meguś a jeśli chcesz się z nią droczyć to Kruczek albo Zimny Cukiereczek .
Płeć: kobieta
Wiek: 20 lat
Przynależność: Wolny strzelec
Stanowisko: Jest wszystkim po trochu
Charakter: Megan da się opisać w cztery słowach: Opryskliwa, zimna, niezależna, zbyt pewna siebie. To nie to , że nie lubi zasad ale po prostu zawsze ma takie uczucie ze musi zrobić wszystko co zabronione by istnieć, bo przecież jak Meg by powiedziała " zakazane owoce są zawsze najlepsze ". Na pierwszy rzut oka jest twarda i zimna. Wydaje się ironiczna i niedostępna. Powtarza, że uczucia to słabość, lecz gdzieś w głębi jej duszy jest wrażliwa osoba (ale to naprawdę w głębokiej głębi). Czasami bywa zbyt pewna siebie, no w sumie nie czasami... i zwykle jest typowym samotnikiem, jest miła tylko z swoimi naprawdę bliskimi osobami (naprawdę , naprawdę bliskimi). Kiedy wyznaczy sobie jakiś cel jedynym sposobem by ją zatrzymać jest ją zabić (ale szybciej ona cię zabije).To wszystko ją zmieniło i nauczyło ją ze nikomu nie można ufać, dlatego nie ma dużo znajomych. Ale w gruncie rzeczy, może nawet nie świadomie szuka kogoś kto będzie mógł ja zrozumieć, kogoś kto powiedział jej żeby wstała i walczyła, szuka powodu do życia...
Głos: Avril Lavigne
Motto: "Nigdy nie mów że nie uda ci się jeśli nawet nie spróbowałeś"
Magiczna zdolność: Kiedy tylko zamknie oczy i o nich pomyśli, pojawiają się na jej plecach jej czarne krucze skrzydła. Jeśli nadużyje swojej mocy może mieć sny o przyszłości /przeszłości (głównie sny o tym kto może zginąć).
Orientacja: hetero
Zauroczenie: Secret
Partner: Jeśli już to historia tylko jednej nocy , ale może kiedyś...
Potomstwo: Ha ha ha a to dobre.
Rodzina: Dawno zginęła...
Historia: Mało jest do opowiadania, najpierw jej życie jest ociekające szczęściem żyje spokojnie z jej szczęśliwą rodzinką a nazajutrz staje się zwierzyną doświadczalna, machiną do zabijania. Najpierw odeszli jej rodzice zarażeni przez poparzeńca potem "miłość jej życia" oddała życie żeby ją ratować przed piekielnym ogarem. Została sama z swoim 6 letnim braciszkiem. Dali ją do Blood Masterów ale potem kiedy ludzie zabili jej braciszka, przeniosła całą winę na jednostki i stała się Wolnym Strzelcem.
Lubi: Latać//Samotność//Pokera//Książki
Nie lubi: snobów//chciwości//Kiedy ktoś ją nie słucha //Kiedy widzi pary które się całują i którzy mówią że znaleźli " miłość i życia " (to dlatego że im zazdrości)
Inne: 
  • Zawsze nosi na swojej szyi medalion w którym jest zdjęcie jej braciszka 
  • Na nadgarstkach ma dużo ran po cięciach 
  • Ma tatuaże na szyi 
Inne zdjęcia:
Prowadzący: Ringo.no.kokoro

Statystyki: 
  • Inteligencja: 150
  • Szybkość: 125
  • Zręczność: 100
  • Wytrzymałość: 100
  • Siła: 125

Od Echo CD James

Całą drogę pozostawałam w ciszy. Co było takiego w tym miejscu do którego idziemy? Może po prostu to pułapka, albo dotrzemy tam, i nic nie znajdziemy. Przeszliśmy dopiero połowę drogi, ale sumienie nie pozwalało mi go zostawić. A może to nie sumienie? Nie wiedziałam co trzyma mnie przy tym chłopaku, ale nie było to sumienie. Współczucie? Czy może fakt, że jest on jednym z grupy moich bardzo nielicznych przyjaciół? Właściwie to oba naraz.
- Jak ja dawno nic nie jadłem! - przerwał mi moje rozmyślania. Westchnęłam i rozejrzałam się. Było już ciemno, zwierzęta na które zawsze poluje, wychodzą wcześnie rano. Teraz można było liczyć jedynie na niewielkie gryzonie i te gatunki ptaków które polują nocą. Jak na zawołanie dojrzałam coś przelatującego kawałek dalej od nas. Rozłożyłam łuk i wycelowałam. Puściłam cięciwę. Szczęście mi sprzyjało, strzała wbiła się w zwierze i spadła razem z nim na ziemię.
- Pójdę po to, spadło trochę daleko więc jak mnie nie będzie rozpal ognisko i zacznij zastawiać pułapki, okej?

<James? Sorki, że dopiero teraz odpisuje>