czwartek, 24 marca 2016

Od Jamesa c.d Echo

Zdążyłem już przeczytać cały dziennik, ale Echo nadal nie wracała. Dowiedziałem się, że czworo moich towarzyszy nie żyje na pewno, pierwszego zabił Jeleniołak, drugiego jakieś zielsko, trzeci zachorował na nieznaną nam grypę, a czwarty zginął w mojej obronie podczas ataku dzikusów. Piąty towarzysz pewnego dnia zniknął. Było też opisane, jak uczyłem się robić pułapki, gotowałem lub wymyślałem sztuki walki. Dowiedziałem się też o mojej mocy. Była to iluzja, którą najwyraźniej kiedyś używałem często. Wiele śmiesznych i pozytywnych momentów przyćmiewała moja około miesięczna choroba - ta sama na co zginął mój trzeci towarzysz. Ja na szczęście wyzdrowiałem, ale przez jakiś czas ktoś inny prowadził dziennik. Mimo, że wiele się dowiedziałem, to nadal nie to czego szukałem, wspomnienia nie wróciły.
***
Zaczęło się już ściemniać, dziewczyna nadal nie wracała. Zacząłem się martwić. Może mnie oszukała? Nie wróci?
- Nie.. Echo nie jest taka, musiało się coś stać - mruknąłem do siebie po jakimś czasie. Wziąłem mój miecz, trochę zapasów, dolałem benzyny do zapalniczki i wziąłem, Bogu dzięki, że to mam - kompas! Przełamując strach wyszedłem z bezpiecznego schronienia.
- Echo! - może mnie usłyszy, ale odpowiadała tylko cisza. - Echo...
Poszedłem w stronę lasu. Coraz bardziej zaczynałem wierzyć, że mnie oszukała, jednak mała iskierka nadziei kazała iść dalej. Idąc przez małą polankę nagle się potknąłem - łuk! Łuk Echo! Co on tutaj robi? Podniosłem go z ziemi. "Echo nigdy by go nie zostawiła, musiało się coś stać" Zapaliłem zapalniczkę i znalazłem wykarczowane przejście w głąb lasu. "Echo.." Idąc dalej znalazłem jakąś wioskę. "Dzikusy!" warknąłem do siebie. Muszę jakoś ją odpić. Miejmy nadzieję, że nie będzie zła, za użycie jej łuku. Naciągnąłem cięciwę, podpaliłem strzałę i wycelowałem w jeden z namiotów. Muszę odwrócić ich uwagę - na szczęście mój plan się powiódł. Tipi prześlicznie zapłonęło, a ja ukradkiem podbiegłem to wielkiego pala, gdzie była przywiązana Echo. Zacząłem przecinać w pośpiechu liny.
- Echo, nic ci nie jest? - zapytałem, a dziewczyna kiwnęła głową w podzięce - Teraz zabieramy się stąd szyb...
Nie dokończyłem, ponieważ nad moją głową przeleciał kamienny nóż.
- Dobra, za późno... - odwróciłem się, a za nami stała cała grupa dzikusów.
<Echo? Teraz Ty ratuj XD>

Od Jeff'a cd. Sakura



Tłumiłem w sobie śmiech, co było trudną rzeczą, gdy patrzyło się na poczynania dziewczyny. Mógłbym rozkoszować się to chwilą przez wieczność. Odstawiłem resztki mięsa, których już nie dałem rady zjeść na bok i z szerokim uśmiechem powiedziałem.
- Tak, najadłem się. Patrz nawet trochę zostało. No cóż, przynajmniej zwierzęta będą miały co jeść - Dziewczyna przez chwilę gapiła się na odstawione mięso, jednak z wielkim bólem przytaknęła i podreptała dalej. Zabrałem, jednak resztki na wszelki wypadek i podreptałem za nią. Szliśmy w milczeniu, pewnie miała mi za złe, że nie podzieliłem się posiłkiem. No cóż, mówi się trudno. Nadal nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy, jednak nie przeszkadzało mi to już. Dopóki dobrze się bawiłem, to mógłbym być nawet na księżycu. Ale przecież zabawa nadal trwa, gdy usłyszałem ciche burczenie w jej brzuchu, które i tak próbowała już na siłę ściszyć, uznałem to za idealny moment. Wyrównałem z nią krok i wyjąłem zabrane mięso.
- Chcesz trochę? - pomachałem zdobyczą na wysokości jej oczu. Fuknęła cicho, ale nie mogła się długo opierać. Gdy już wyciągała rękę po jedzenie, uniosłem ją wyżej. Ponieważ dziewczyna była o wiele niższa, nie mogła dosięgnąć do mięsa. Co chwila opuszczałem je, by z powrotem dać wyżej. Bawiłem się przy tym genialnie, jednak Sakura już po chwili odpuściła.
- Już nie chcesz? - potrząsnąłem mięskiem, zniżając je nieco.
- Prędzej umrę z głodu, niż je wezmę - mruknęła zirytowana. Głodna kobieta, to wredna kobieta. Tak przynajmniej mówią.
- No cóż, więc zmarnuje się mięsko... No chyba, że obrócisz się wokół własnej osi pięć razy, zaklaszczesz w ręce, zaszczekasz jak pies a na koniec poudajesz kurę przez dwie minuty - Z twarzy nie schodził mi uśmiech - to jak?
< Sakura? >

Od Sakury Cd Jeff

Popatrzyłam na chłopaka i westchnęłam cicho. Właściwie to on upolował to zwierzę ale mimo wszystko z lekka zabolało to, że tak po prostu kazał mi... Ehh nawet nie ważne... Ruszyłam za nim powolnym krokiem, rozglądając się dookoła. Po chwili znaleźliśmy miejsce które nadawało się na ognisko. Złapałam za parę patyków i rzuciłam je między kamienie. Jeff patrzył na mnie lekko spode łba, co oznaczało, że chyba miał już powoli dość mojego towarzystwa. Odsunęłam się więc i usiadłam między drzewami. Wolałam się po prostu nie odzywać, tak jakoś po prostu dziwnie się zrobiło. Raz po raz obserwowałam chłopaka piekącego mięso i bawiłam się sztyletem. Czasami wbijałam go w ziemię by z lekka się opanować. No dobrze byłam głodna ale mu tego nie powiem, wolę po prostu nie, najpewniej mnie wyśmieje albo coś podobnego... Sam kazał mi po prostu iść i upolować. Po pewnym czasie postanowiłam jednak coś mu powiedzieć.
- Dzięki - szepnęłam.
Ten spojrzał na mnie dziwnie, jakby nic nie rozumiał.
- Za pomoc... - dopowiedziałam.
Wtedy nic nie odpowiedział tylko delikatnie się uśmiechnął. Wytrzymywałam ten cały czas kiedy przyrządzał mięso, lecz gdy zaczął jeść po prostu wybuchłam. Wstałam i szybkim krokiem przeszłam obok niego. Potrafię zrozumieć wszystko ale to na prawdę było z lekka nie miłe.
- A ty gdzie? -zapytał.
Nie odpowiedziałam nic tylko ruszyłam w las. Nie licząc tego, że byłam zmasakrowana, zmęczona to jeszcze głodna. Szłam przez dłuższy czas po czym dostrzegłam coś podobnego do szczura. Rzuciłam nożem ale chybiłam. Tak, nie byłam w tym dobra i zawsze liczyłam na czyjąś pomoc. Ja i polowanie to dwa różne światy. Wyrwałam broń z ziemi i zawróciłam. Jeff nadal siedział nieruchomo, jedząc mięso. Odwrócił się jednak i popatrzył pytająco.
- Jak polowanie? - zapytał ze śmiechem.
- Najadłeś się? Możemy już iść? - zapytałam cicho.
<Jeff?>



Od Jeffa cd. Sakura

Dzikusy zataczały coraz ciaśniejsze koło. Spojrzałem na ogromną przepaść i pomyślałem, że to będzie lepsza śmierć, niż zostanie zadźganym patykami. Chociaż... A co jeśli wypchnąłbym dziewczynę w ich stronę? Może wtedy udało by mi się uciec? Nie Jeff, nic ci to nie da, jest ich za dużo. Westchnąłem - raz kozi śmierć. Razem z Sakurą rzuciliśmy się z klifu, jednak udało mi się uchwycić zszokowane miny dzikusów i od razu stwierdziłem, że było warto, chociażby dla tej jednej chwili. Już po chwili zmieniłem zdanie, gdy moje ciało zetknęło się z lodowatą wodą i silnym nurtem rzeki, który nie dawał nawet chwili na zaczerpnięcie oddechu. Woda pryskała mi co chwila do oczu i nosa, przez co myślałem, że jeszcze chwila a się uduszę. Płynęliśmy tak, nie wiem ile, ale gdy już myślałem, że zaraz opadnę całkowicie z sił, zobaczyłem w oddali drzewo. I znowu kawałek drewna miał mnie uratować. Heh. Ostatkiem sił, przytrzymałem się go i wdrapałem na brzeg. Dopiero teraz postrzegłem, że nadal trzymam dziewczynę za rękę. Gdy i ona wdrapała się na skalisty brzeg, puściłem ją i odetchnąłem głęboko.
- Uratowani - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej i pozwoliłem, aby woda ciekła mi po twarzy. Rozejrzałem się dookoła i zmrużyłem nieco oczy i spojrzałem na Sakurę.
- Przynosisz mi pecha, księżniczko - dziewczyna najpierw spojrzała na mnie, jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi, a następnie uśmiechnęła się lekko pod nosem. Wycisnąłem z bluzy resztę wody i zacząłem iść przed siebie nie czekając na nią. Spojrzałem na słońce, było wysoko nad nami, co oznaczało, że było coś około południa. Jeszcze dużo czasu do zapadnięcia zmroku. Wyjąłem jeden z noży i zacząłem szukać jakieś małej, zjadliwej zwierzyny. Po chwili znalazłem świeży trop wielbontery. Powinno pójść szybko i gładko. Poszukałem jeszcze chwilę i po chwili znalazłem to czego szukałem. Samiec stał na łące zajadając się czymś. Schowałem się w krzakach i przygotowałem broń. Wychyliłem się i rzuciłem nożem, celując między oczy. Na szczęście nie chybiłem i już po chwili mogłem dobić zwierze. Dziewczyna cały czas mi się przyglądała, co zaczynało być nieco irytujące, ale postanowiłem nie zwracać na nią uwagi. Wycinałem poszczególne części zwierzęcia, nadające się do jedzenia, po upieczeniu oczywiście. Wziąłem w końcu to co się przyda i podreptałem do sakury.
- Głodna?
- Trochę - przyznała
- To se upoluj - Z szerokim uśmiechem podreptałem przed siebie i zacząłem szukać dobrego miejsca na ognisko.
< Sakura? >

Od Sakury Cd Jeff

Byłam zbyt oszołomiona wydarzeniami sprzed paru sekund, przez co nie zauważyłam przewróconego drzewa, lecz widząc przebiegającego przez nie Jeff'a, postanowiłam postąpić tak samo. Wbiegłam na konar i w czterech krokach znalazłam się na jego drugim końcu. Zeskoczyłam na ziemię w momencie, gdy roślina stanęła w płomieniach. Wiedziałam, że na pewno nie obejdzie się bez problemów podczas ucieczki. Podbiegłam do towarzysza i razem z nim schowałam się za drzewami. 
- I co? - zapytał szeptem.
Wychyliłam delikatnie głowę, by zobaczyć czy ktoś już się zorientował, że udało nam się zbiec. Niestety moje obawy musiały się spełnić, grupka rosłych mężczyzn uważnie obserwowała teren dookoła. Gdy oczy jednego padły na miejsce w którym się znajdowaliśmy, schowałam się i popatrzyłam na Jeffa.  Gestem ręki wskazałam żeby był cicho, jedno słowo mogłoby zdradzić naszą pozycję. Staliśmy tak przez chwilę wsłuchując się w odgłosy ognia, lecz zaniepokoiły mnie czyjeś kroki. 
- Padnij! - krzyknął znajomy mi brunet.
Zrobiłam szybki przewrót w przód, tak jak kazał mi chłopak i położyłam się na ziemi. Usłyszałam czyiś jęk i odgłos upadającego ciała, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Obok mnie leżał blondyn z nożem w klatce piersiowej. Miał przy sobie moje sztylety i parę noży. Zabrałam to co moje i popatrzyłam na Jeffa. Niezły cel nie powiem! Podbiegłam do niego, po czym wepchnęłam mu parę noży do ręki. Wiedział co robi i na prawdę władał nimi znakomicie. Tuż za jego plecami zobaczyłam kolejnego dzikusa. Odepchnęłam bruneta na bok, dzięki czemu udało mi się kopnięciem odepchnąć przeciwnika. Wyciągnęłam dwa sztylety i rzuciłam się na niego, jednym ruchem podrzynając mu gardło. Mimo wszystko nie byli sami, całe plemię zbliżało się w naszą stronę. Jeff stał wpatrzony w przeciwników, jakby tylko czekał aż przybędą, lecz było ich po prostu za dużo. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Biegliśmy przed siebie omijając kolejne drzewa i unikając strzał przeciwników. Wiedziałam gdzie biegnę ale nie myślałam, że dotrzemy tam tak szybko. Wybiegliśmy na polanę na której skraju znajdowało się urwisko. Nie zatrzymując się chciałam skoczyć ale Jeff powstrzymał mnie szybkim szarpnięciem za rękę. Odwróciłam się w jego stronę zdezorientowana. Staliśmy nad klifem a wokół nas znajdowało się całe plemię dziwnego szczepu ludzi. Skoczenie było jedyną drogą ratunku, gdyż wpadlibyśmy do rzeki. Popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Mogłabym zginąć z nim w walce ale to jeszcze za wcześnie. Nie chce żebyśmy umarli, żeby on umarł. Gdyby nie Jeff najpewniej teraz bym umierała albo co gorzej, byłabym torturowana. Dzięki niemu jeszcze żyję i będę mu za to wdzięczna do końca życia.  Przybliżyłam się o krok, tak by tylko on słyszał to co mówię. Tak, byłam od niego niższa ale udało mi się, wyszeptać mu na ucho parę słów:
- Zaufaj mi - powiedziałam ściskając mocniej jego dłoń.
<Jeff?>

Od Jeff'a cd. Sakura


Moje zmysły nagle się stępiły, jakby ktoś nałożył na mój umysł blokadę. Nic nie kojarzyłem od razu, mój mózg pracował w o wiele zwolnionym tempie. Kiedy odzyskałem pełną świadomość, usłyszałem potworny krzyk. Spojrzałem w stronę wydobywającego się głosu i zobaczyłem Sakurę, w zapłakanym stanie. Ostatnim słowem, które wypowiedziała było ,,uciekaj". Wiedziałem, że nie mam wiele czasu na myślenie, póki wszyscy zwróceni byli w stronę dziewczyny, ja miałem szanse uciec. Co dziwne, pierwszy raz poczułem, że nie powinienem jej zostawiać. Dla czego? Zawsze przecież zostawałem kompanów na polu walki, sam ratując się ucieczką - gdy tylko była taka możliwość, nie zastanawiałem się nawet nad tym, ratowałem siebie nie myśląc o innych. Czemu więc nagle zaczął obchodzić mnie los dziewczyny? To zupełnie nie zgadzało się z moimi wcześniejszymi "zasadami". Jeff, ogarnij się, rusz dupę i uciekaj póki jeszcze możesz! - krzyczał głos w mojej głowie. Może ma rację? Po woli, po cichu zacząłem wycofywać się z pola bitwy. Ukryłem się na jednym z większych drzew i czekałem. Nie wiem na co, przecież mogłem już dawno uciec, jednak wytrwale leżałem w bezruchu, czekając aż zacznie się ściemniać. Dziewczynę przeniesiono do jednego z rozstawionych niedaleko namiotów. Gdy w końcu zaszły ostatnie promienie słońca, a wysoko na niebie pojawił się księżyc, zszedłem powoli z drzewa. Dzięki mojemu wrodzonemu sprytowi, udało mi się przedostać na teren dzikusów niezauważonym, a następnie dotarłem do namiotu gdzie przebywała dziewczyna. Wszedłem po cichu, było tam niesamowicie ciemno i cicho. I znowu naszły mnie myśli, co ja tu właściwie robię. Chcę być jakimś bohaterem czy co? Śmiechu warte, ratować dziewczyn mi się zachciało. Wymacałem w końcu coś, co przypominało kształtem latarkę i zapaliłem ją. Urządzenie dawało na szczęście niewiele światła, dzięki czemu na pewno nie było tego widać na zewnątrz, jednak na tyle dużo, abym mógł się w spokoju rozejrzeć. Na końcu namiotu, stała klatka z czymś w środku - jak się później okazało, była to Sakura. Zabezpieczenia nie były jakieś bardzo solidne, więc bez problemu udało mi się po chwili otworzyć kłódkę. Dziewczyna leżała nieprzytomna dygocząc z zimna. Spróbowałem ją obudzić, jednak gdy to nic nie dało, wziąłem ją na ręce i wyszedłem z namiotu. Biegłem w cieniu namiotów, uważając żeby przypadkiem na kogoś nie waść. Na razie wszystko szło po mojej myśli i nawet nie spostrzegłem gdy skończyło się pole namiotowe i zacząłem przemierzać leśną ścieżkę. Niestety, zbyt szybko straciłem czujność. Gdy stwierdziłem, że oddaliliśmy się wystarczająco daleko, położyłem dziewczynę pod drzewem, a sam usiadłem po jego drugiej stronie. Wsłuchiwałem się w szum drzew i napinałem ze zdenerwowania mięśnie gdy tylko usłyszałem jakiś, nawet najcichszy szelest w okolicy. Dziewczyna powoli odzyskiwała przytomność.
- Pobudka księżniczko - Mruknąłem, gdy tylko otworzyła oczy. Spojrzała na mnie zdezorientowana i zaczęła rozglądać się dookoła.
- Gdzie je... - Nie dokończyła, bo uciszyłem ją gestem ręki. To nie był czas ani miejsce na rozmowy, tym bardziej, że przez ułamek sekundy dostrzegłem czyjąś postać w oddali. Wstałem powoli i wyciągnąłem dwa noże, które mi zostały. Poczułem swąd dymu i nim zdążyłem się zorientować, wszędzie wokół było pełno ludzi z pochodniami. Po co im pochodnie w środku dnia? Nie musiałem długo czekać, aby poznać odpowiedź. Wszyscy na rozkaz, puścili pochodnie i puścili się pędem - jak przypuszczałem - do namiotów. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Ogień szybko się rozprzestrzeniał, znów musiałem działać pod presją czasu. Sakura zaczęła gasić ogień dużą gałęzią, ale widząc, że nic tym nie wskóra załamała ręce. I wtedy zdarzyło się coś, dzięki czemu mieliśmy szanse przeżyć. Spalone u dołu drzewo przewaliło się, gasząc nieco z jednej strony płomienie. Złapałem dziewczynę a rękę i puściłem się pędem na przewalony pień. Wiedziałem, że drzewo nie utrzyma jednak ciężaru nas obojga, więc bez zbędnego gadania puściłem dziewczynę i sam przebiegłem przez pień. Teraz wystarczyło poczekać, aż przybiegnie Sakura.
< Sakura? >

Od Echo CD James



Zacięłam się na chwilę. Co odpowiedzieć? Zostać, czy odejść? Rozważałam obie opcje. Jednocześnie nie mam tu czego szukać, i jednocześnie nie mam innego domu. Siedziałam w ciszy nie wiedząc zbytnio jak teraz postąpić.
- Idę się przejść, powiem ci jak wrócę - powiedziałam wstając. Wzięłam łuk i z rękoma w kieszeniach ruszyłam w stronę lasu. Łaziłam po nim dość długo, zaczynało się ściemniać. A ja przecież mówiłam, że wrócę. Tak też zamierzałam, nie jestem kłamcą. Jeszcze chwila, i James pomyśli, że nawiałam. Spojrzałam w niebo. Mam jeszcze chwilę czasu zanim zrobi się ciemno. Zmieniłam więc kierunek marszu i ruszyłam w stronę miejsca z którego przyszłam. Trzeba się będzie wytłumaczyć czemu nie wracałam tak długo. Nagle moje rozmyślanie zostało przerwane mocnym uderzeniem w plecy, a potem podobnym w głowę. Upadłam na ziemię, ostatnie co zobaczyłam, to rozmazany obraz nieznanego mi człowieka. Po tym straciłam przytomność.

<James? Help, dzikusy! XD>

Od Jamesa c.d Echo

- Echo... - spojrzałem na dziewczynę - Zaczekaj...
Dziewczyna zatrzymała się w drzwiach.
- Dlaczego chcesz odejść? - niepewnie zacząłem rozglądać się na boki
- A dlaczego miałabym zostać? - odpowiedziała dziewczyna - Zaprowadziłam cię tutaj, więc nic mnie już nie trzyma w tym miejscu.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Niby miała racje, jednak ciężko będzie mi się z nią pożegnać. Od tego momentu dałbym radę sam sobie poradzić, ale jestem przyzwyczajony, że ktoś mi pomaga.
- Jestem ci na prawdę wdzięczny za wszytko - przerwałem krótką ciszę - Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć, ale jak odejdziesz nie będę miał okazji.
Echo odwróciła się do mnie plecami i spojrzała na las. Westchnęła głęboko i chciała zrobić krok w przód.
- No to może zostaniesz tylko na śniadanie? - zatrzymałem ją jeszcze raz.
Echo najwyraźniej wiedziała, że jej nie odpuszczę. Więc odwróciła się do mnie i kiwnęła głową. Siedliśmy przy stoliku w "kuchni". Jedliśmy w ciszy to co zostało w magazynie.
- A ty co masz zamiar robić? - zapytała nagle dziewczyna
Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi, jednak po chwili załapałem.
- Zostaję tutaj - mruknąłem stanowczo - I na prawdę chciałbym, żebyś została tutaj ze mną.
<Echo? To jak? XD>