poniedziałek, 28 marca 2016

Od Zera - Cd. Kim

Przez chwilę przetrawiałem jej słowa o, które znaczyły ni mniej, ni więcej jak to, że odwzajemniała moje uczucia. Czy w tej chwili mogłem czuć jeszcze większe szczęście? Raczej nie. Dałem się ponieść temu wszystkiemu... atmosferze, która zmieniała się z każdą sekundą, a ja jak jakieś zwierzę poddałem się. Pożądanie zdawało się mieszać z tlenem tylko po to, by obudzić bestię, którą starałem się przy Kimberly kontrolować. Kiedyś coś takiego jak "jednorazowa przygoda" było dla mnie codziennością, jednak teraz myślałem również o tej drugiej osobie. Osobie, na której naprawdę mi zależało. Osobie, której cierpienia bym nie zniósł. Zwłaszcza tego spowodowanego przez chwilową chuć. A jednak nawet moja wola miała swoje granice, już przekroczone. Kim odsunęła się, by zaczerpnąć tchu, zaś ja przeniosłem się z pocałunkami niżej, na jej szyję. Mogę przysiąc, że słyszałem szybkie, głośne bicie serca jasnowłosej. Jej przyspieszony oddech przyjemnie muskał skórę na mojej twarzy, coraz to mocniejszy wraz z upływem czasu. Odważyłem się nawet na zostawienie śladu, jakim była idealnie okrągła, zdobiąca skórę czerwienią malinka. Chciałem dać jej choć odrobinę przyjemności, a jednocześnie sam łaknąłem więcej, jak wygłodniały drapieżnik, który po ciężkim wysiłku nareszcie dopadł swoją ofiarę. Tylko, że ona nie była zdobyczą, nie była jedną z wielu. To nie przelotna znajomość, a... miłość. Musiałem o tym pamiętać, by nie pójść za daleko w swoich poczynaniach. Musnąłem ustami jej bark, by zaraz potem wyszeptać jej trzy, tak ważne słowa, jakimi było...
- Kocham cię, Kimberly- a wypowiedziałem je miękkim, niskim tonem porównywalnym do szeptu. - Proszę... Zostań ze mną na zawsze...

<Kim? Ano... no... Hy hy hy...>

Od Echo CD James

- Mamy przerąbane, czy mamy przerąbane? - zapytałam. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu czegoś co mogłoby nas w tej chwili uratować.
- Ale masz plan, nie? - James popatrzył na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że mam - no oczywiście, że nie mam. Ale chciałam go uspokoić. Nagle zauważyłam kawałek od nas wielkie ognisko. Zaraz obok niego spał oswojony przez nich, jak mi się zdawało, Jeleniołak. Podniosłam duży kamień i rzuciłam w ognisko wywołując deszcz iskier. Zdezorientowane zwierzę zaatakowało jednego z dzikusów, wywołując niemałe zamieszanie. To była nasza szansa. Rzuciliśmy się do biegu i po chwili byliśmy już w lesie. Ciemnym lesie. Moje oczy już od dawna przyzwyczajane do ciemności, dawały sobie radę ale James potknął się już chyba czwarty raz. Zatrzymałam się. Już ruszyli za nami w pogoń. Przewróciłam oczami i złapałam Jamesa za rękę.
- Zaufaj mi - rzuciłam szybko i zaczęłam biec ciągnąc chłopaka za sobą. Za nami biegli ludzie z pochodniami i kamiennymi nożami. Są uparci, chyba naprawdę się nie poddają.
- Dobra, dzięki, wydaje mi się, że dam radę...
- Uważaj! - przerwałam Jamesowi popychając go, jednocześnie sprawiając, że uniknął on dźgnięcia lecącym nożem.
- ...Iść dalej z tobą za rękę - wznowiliśmy bieg. Po dłuższym czasie jak mięśnie nam już kompletnie wysiadły, zorientowaliśmy się, że dzikusy dały sobie spokój. Westchnęłam z ulgą i puściłam chłopaka.
- No, to kto ma u kogo dług, ja u ciebie, czy ty u mnie? - zaśmiałam się dysząc przy tym od ciągłego biegu.

<James? Sry, że musiałeś znowu tyle czekać>