Sama nie wiedziałam co teraz zrobić.. Czy starać się wpłynąć na generała, czy ruszyć za nim i mu pomóc.Tak może robił mi te wszystkie głupie rzeczy ale na prawdę mi na nim zależało. Huk strzału ze znanego mi pistoletu, zerwał mnie z ziemi. Pobiegłam do swojego pokoju, skąd zabrałam wszystko co może być potrzebne, po czym ruszyłam pędem w las. Bałam się ale z jednej strony chciałam mu pomóc, wystawił się dla mnie, mimo, że prosiłam by tego nie robił. Po chwili zobaczyłam dość dużą ilość krwi pod jednym z drzew. Uklęknęłam i przyjrzałam się uważnie.
- Jeff... - powiedziałam cicho.
Nagle usłyszałam szelest liści, co za bardzo mnie zaniepokoiło. Ustałam pod drzewem chwytając parę noży. Głośny szczek, odgłosy broni palnej i krzyki mężczyzn przerażały mnie jeszcze bardziej, niż szam Marszałek. Grupka składała się z trzech blondynów. Dwa szybkie zaklęcia, wdarcie się do umysłów, jeden celny rzut nożem i leżeli na ziemi. Ból głowy był nieunikniony ale musiałam to zrobić. Ruszyłam pędem w stronę w którą wskazywała krew. Nie musiałam długo szukać ale przyznam Jeffa nie było prawie widać. Podbiegłam pod drzewo i spojrzałam w górę.
- Jeff - zawołałam.
Usłyszałam cichy szelest liści i jego spokojny głos.
- Sak?
Złapałam się za konar i wspięłam się na dość dużą gałąź, która była już okupowana przez bruneta. Trzymał się kurczowo za bok, co oznaczało, że nabój musiał trafić w niego. Cieszylam się, że go znalazłam ale za razem było mi go żal.
- Zaraz ci pomogę - powiedziałam szybko zestresowana.
Zaczęłam desperacko szukać czegokolwiek co mogłoby mu pomóc ale to on sam mi przerwał te czynność.
- Sak nie potrzeba - odparł.
- Chce ci pomóc rozumiesz? - zapytałam ze łzami w oczach.
Chłopak nie rozumiał o co mi chodzi. Odruchem było to, że rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam w jego delikatnie. Tak, byłam mu po prostu wdzięczna.
- Nie rób tak więcej! Nie wystawiaj się! Nie chce cię stracić! - jęknęłam.
<Jeff?>
wtorek, 29 marca 2016
Od Jamesa c.d Echo
- Uznajmy to za wspólną robotę, dobrze? - uśmiechnąłem się.
- Wiesz, a jeśli chodzi o.. - zaczęła
- Na razie nie ważne - przerwałem jej - Zastanowimy się rano, dobrze? Na razie wróćmy do schronienia.
Dziewczyna kiwnęła głową, ale nie odpowiedziała.
- A i jeszcze - oddałem jej łuk - Niezbyt wygodnie się go nosi. Wolę swój miecz.
Echo uśmiechnęła się do mnie, a ja go odwzajemniłem. Zaczęliśmy wolnym krokiem wracać do mojego domu. Ewentualnie naszego, gdyby się zgodziła, na co liczę. Chciałem by była ze mną jak najdłużej, dlatego nie pozwoliłem jej dokończyć. Mam nadzieję, że nie jest na mnie zła z tego powodu. Echo nie jest głupia, pewnie domyśliła się o co mi chodzi. Szliśmy w ciszy. Dziewczyna wyglądała na bardzo zamyśloną. Ja właściwie też myślałem o tym co się stanie, gdy dziewczyna się nie zgodzi. Pewnie znowu zostanę sam. Nie ma szans bym sobie poradził, Echo jest mi bardzo potrzebna. Chociaż do czasu, odzyskania pamięci... Albo dłużej... Po prostu żeby była. Dotarliśmy do domu. Bez słowa przepuściłem ją w drzwiach, sam od razu położyłem się spać. Mam do niej zaufanie, wiem, że raczej nie odejdzie tak jak próbowała dziś.
***
Rano wstałem z łóżka. Strasznie kręciło mi się w głowie. Co ja tu robię? Czy nie poszedłem na polowanie...? Poszedłem do kuchni. Usłyszałem stukanie talerzami. "Jose! Jose wrócił?!" Wbiegłem do pomieszczenia, a tam stała dziewczyna. Dosyć wysoka i ładna. Ale co ona tu robi?
- O, James wstałeś już - uśmiechnęła się. Zna moje imię? Czyżbym aż tak się kiedyś upił, że nie pamiętam kilku dni?
- E... Tak... - odpowiedziałem niepewnie - Czy możesz mi za przeproszeniem powiedzieć kim jesteś i co ty tu robisz?
Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- Jak to co? Spadłeś znowu z czegoś? Wczoraj zaatakowały nas dzikusy i wróciliśmy do tego domu. Miałam cię o poinformować o...
- Z czego miałem spaść? Co tu się dzieje?! - siadłem przy moim dzienniku. Było tam kilka nowych wpisów. Co ja robiłem?
- James. Co z tobą nie tak? Straciłeś pamięć i.. - naglę się zacięła - Twoją pamięć wróciła!
<Echo? Którego Jamesa wolisz? Z pamięcią czy bez? XD>
- Wiesz, a jeśli chodzi o.. - zaczęła
- Na razie nie ważne - przerwałem jej - Zastanowimy się rano, dobrze? Na razie wróćmy do schronienia.
Dziewczyna kiwnęła głową, ale nie odpowiedziała.
- A i jeszcze - oddałem jej łuk - Niezbyt wygodnie się go nosi. Wolę swój miecz.
Echo uśmiechnęła się do mnie, a ja go odwzajemniłem. Zaczęliśmy wolnym krokiem wracać do mojego domu. Ewentualnie naszego, gdyby się zgodziła, na co liczę. Chciałem by była ze mną jak najdłużej, dlatego nie pozwoliłem jej dokończyć. Mam nadzieję, że nie jest na mnie zła z tego powodu. Echo nie jest głupia, pewnie domyśliła się o co mi chodzi. Szliśmy w ciszy. Dziewczyna wyglądała na bardzo zamyśloną. Ja właściwie też myślałem o tym co się stanie, gdy dziewczyna się nie zgodzi. Pewnie znowu zostanę sam. Nie ma szans bym sobie poradził, Echo jest mi bardzo potrzebna. Chociaż do czasu, odzyskania pamięci... Albo dłużej... Po prostu żeby była. Dotarliśmy do domu. Bez słowa przepuściłem ją w drzwiach, sam od razu położyłem się spać. Mam do niej zaufanie, wiem, że raczej nie odejdzie tak jak próbowała dziś.
***
Rano wstałem z łóżka. Strasznie kręciło mi się w głowie. Co ja tu robię? Czy nie poszedłem na polowanie...? Poszedłem do kuchni. Usłyszałem stukanie talerzami. "Jose! Jose wrócił?!" Wbiegłem do pomieszczenia, a tam stała dziewczyna. Dosyć wysoka i ładna. Ale co ona tu robi?
- O, James wstałeś już - uśmiechnęła się. Zna moje imię? Czyżbym aż tak się kiedyś upił, że nie pamiętam kilku dni?
- E... Tak... - odpowiedziałem niepewnie - Czy możesz mi za przeproszeniem powiedzieć kim jesteś i co ty tu robisz?
Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- Jak to co? Spadłeś znowu z czegoś? Wczoraj zaatakowały nas dzikusy i wróciliśmy do tego domu. Miałam cię o poinformować o...
- Z czego miałem spaść? Co tu się dzieje?! - siadłem przy moim dzienniku. Było tam kilka nowych wpisów. Co ja robiłem?
- James. Co z tobą nie tak? Straciłeś pamięć i.. - naglę się zacięła - Twoją pamięć wróciła!
<Echo? Którego Jamesa wolisz? Z pamięcią czy bez? XD>
Od Reik'a Cd Nei
Ehh... Ona sobie coś kiedyś zrobi...-Pomyślałem. Wstałem i pobiegłem za Nei. Po kilku minutach udało mi się ją dogonić. Obok niej paliło się drzewo. Po chwili Nei je ugasiła. Usiadła pod drzewem. Powiedziała coś do siebie pod nosem i posmutniała. Podszedłem do niej i położyłem rękę na jej ramieniu.
-A ty co taka smutna?-Zapytałem.
<Nei?>
-A ty co taka smutna?-Zapytałem.
<Nei?>
Od Jeff'a cd. Sakura
Stałem tempo wpatrując się w odbywającą się przede mną scenę. Chciałem tak jak kiedyś - móc wzruszyć ramionami i odejść bez żadnego poczucia winy. Czemu więc nie mogłem nawet oderwać wzroku od smutnych oczu dziewczyny? Czemu tak strasznie bolało mnie serce? Nie rozumiałem tego. I gdy zauważyłem podnoszący się żarzący kawałek metalu zrobiłem coś, co pewnie długo będę pamiętał, a dokładniej wyszedłem krok na przód z szeregu i z dziwną wrogością powiedziałem:
- To ja - Marszałek spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem a wszyscy jego podwładni odsunęli się od Sakury i stanęli wyprostowani. Wiedziałem, że to przedstawienie było tylko przykrywką, od samego początku chcieli tylko abym przyznał się do popełnienia tego czynu. Bardzo dobrze znałem tego człowieka, wiele razy podczas gdy jeszcze trenowaliśmy na statku byłem wzywany do jego gabinetu, i zapamiętam ten czas na bardzo długo. Marszałek nigdy mnie nie lubił, najchętniej zabił by mnie - chociaż raz mu się to prawie udało - przez to, że byłem tak z niedyscyplinowany i nieposłuszny. A teraz, na dodatek patrzyłem mu hardo w oczy, nie okazując ani odrobiny strachu.
- Co ,,ja"? - bawił się tą chwilą. Dręczenie mnie sprawiało mu ogromną przyjemność, było to było widać w jego oczach.
- To ja jestem odpowiedzialny za tamten wybryk - I tu wszystkie oczy patrzyły prosto na mnie. No genialnie.
- No, no, no... Pan Jeff, kto by się spodziewał - Głos mężczyzny był cały przesiąknięty jadem. Uniosłem głowę wyżej mrużąc przy tym, jak to miałem w zwyczaju, oczy.
- Jak widzę, jesteś gotowy na karę, jaką ci zgotowałem, nieprawdaż? - zaśmiał się złowieszczo. Uśmiechnąłem się tylko lekko i przytrzymałem bardziej kota, który stał się nagle domowym zwierzątkiem, bez którego nie wychodziłem z domu. Teraz siedział na moim ramieniu, sztywny, jakby rozumiał co zaraz nastąpi.
- Zna mnie pan tyle lat, na prawdę pan myśli, że dam się od tak pojmać? - zaśmiałem się ironicznie, jednak marszałek nie zdziwił się mocno moimi słowami tylko uniósł wyżej brew.
- A ty nadal się nie nauczyłeś, że nie ważne gdzie pójdziesz, i tak cię znajdę?
- To się okaże - pokazałem środkowy palec i zacząłem przeciskać się przez tłum ludzi, co nie było łatwe, gdyż wiele osób, chciało mnie złapać. Gdy byłem już przy ogrodzeniu, obejrzałem się tylko szybko za siebie i zobaczyłem, że Sakura siedzi gdzieś z boku ze zwieszoną głową. Mogłem odetchnąć z ulgą, nie chcieli nic jej zrobić. Teraz powinienem bardziej martwić się o siebie, kilkunastu uzbrojonych w przeróżne bronie i gończe psy strażników biegło właśnie w moją stronę. Zacząłem wspinać się na wysoki, kolczasty płot, a gdy byłem już na górze, poczułem jak coś dosłownie rozrywa mi bok. kula ze specjalnego pistoletu Gmh2a, umieszcza w ciele poszkodowanego nadajnik. Spadłem z ogrodzenia, na szczęście skończyło się tylko na paru siniakach i lekko zbitych kończynach, a przede wszystkim byłem na drugiej stronie. Wstałem natychmiast i pobiegłem przed siebie, w głąb lasu, miałem trochę czasu, gdyż żołnierze musieli iść na około, tam bowiem znajdowała się brama. podbiegłem jeszcze dalej, jednak musiałem opatrzyć krwawiący bok, a przede wszystkim wyjąć nadajnik, co nie będzie miłe. Usiadłem pod jednym z drzew i zacząłem na żywca grzebać w swoim ciele i szukać tego małego ustrojstwa. Udało się, jednak straciłem dużo krwi. Opatrzyłem szybko ranę i pobiegłem dalej, nie miałem czasu się zatrzymywać. Oddech łapałem z coraz większym trudem, jednak uparcie parłem na przód, jeśli stanąłbym chociaż na chwilę a oni broń Boże by mi znaleźli, jak nic nie skończyło by się to dla mnie dobrze. Ostrze gałęzie drzew niemiłosiernie uderzały mnie w policzki, robiąc niewielkie rany. W końcu, gdy przestałem słyszeć wycie gończych psów, wdrapałem się na jedno z wyższych drzew i ukryłem w wielkim konarze. Było naprawdę źle. Ciekawe co robiła teraz Sakura...
< Sakura? >
- To ja - Marszałek spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem a wszyscy jego podwładni odsunęli się od Sakury i stanęli wyprostowani. Wiedziałem, że to przedstawienie było tylko przykrywką, od samego początku chcieli tylko abym przyznał się do popełnienia tego czynu. Bardzo dobrze znałem tego człowieka, wiele razy podczas gdy jeszcze trenowaliśmy na statku byłem wzywany do jego gabinetu, i zapamiętam ten czas na bardzo długo. Marszałek nigdy mnie nie lubił, najchętniej zabił by mnie - chociaż raz mu się to prawie udało - przez to, że byłem tak z niedyscyplinowany i nieposłuszny. A teraz, na dodatek patrzyłem mu hardo w oczy, nie okazując ani odrobiny strachu.
- Co ,,ja"? - bawił się tą chwilą. Dręczenie mnie sprawiało mu ogromną przyjemność, było to było widać w jego oczach.
- To ja jestem odpowiedzialny za tamten wybryk - I tu wszystkie oczy patrzyły prosto na mnie. No genialnie.
- No, no, no... Pan Jeff, kto by się spodziewał - Głos mężczyzny był cały przesiąknięty jadem. Uniosłem głowę wyżej mrużąc przy tym, jak to miałem w zwyczaju, oczy.
- Jak widzę, jesteś gotowy na karę, jaką ci zgotowałem, nieprawdaż? - zaśmiał się złowieszczo. Uśmiechnąłem się tylko lekko i przytrzymałem bardziej kota, który stał się nagle domowym zwierzątkiem, bez którego nie wychodziłem z domu. Teraz siedział na moim ramieniu, sztywny, jakby rozumiał co zaraz nastąpi.
- Zna mnie pan tyle lat, na prawdę pan myśli, że dam się od tak pojmać? - zaśmiałem się ironicznie, jednak marszałek nie zdziwił się mocno moimi słowami tylko uniósł wyżej brew.
- A ty nadal się nie nauczyłeś, że nie ważne gdzie pójdziesz, i tak cię znajdę?
- To się okaże - pokazałem środkowy palec i zacząłem przeciskać się przez tłum ludzi, co nie było łatwe, gdyż wiele osób, chciało mnie złapać. Gdy byłem już przy ogrodzeniu, obejrzałem się tylko szybko za siebie i zobaczyłem, że Sakura siedzi gdzieś z boku ze zwieszoną głową. Mogłem odetchnąć z ulgą, nie chcieli nic jej zrobić. Teraz powinienem bardziej martwić się o siebie, kilkunastu uzbrojonych w przeróżne bronie i gończe psy strażników biegło właśnie w moją stronę. Zacząłem wspinać się na wysoki, kolczasty płot, a gdy byłem już na górze, poczułem jak coś dosłownie rozrywa mi bok. kula ze specjalnego pistoletu Gmh2a, umieszcza w ciele poszkodowanego nadajnik. Spadłem z ogrodzenia, na szczęście skończyło się tylko na paru siniakach i lekko zbitych kończynach, a przede wszystkim byłem na drugiej stronie. Wstałem natychmiast i pobiegłem przed siebie, w głąb lasu, miałem trochę czasu, gdyż żołnierze musieli iść na około, tam bowiem znajdowała się brama. podbiegłem jeszcze dalej, jednak musiałem opatrzyć krwawiący bok, a przede wszystkim wyjąć nadajnik, co nie będzie miłe. Usiadłem pod jednym z drzew i zacząłem na żywca grzebać w swoim ciele i szukać tego małego ustrojstwa. Udało się, jednak straciłem dużo krwi. Opatrzyłem szybko ranę i pobiegłem dalej, nie miałem czasu się zatrzymywać. Oddech łapałem z coraz większym trudem, jednak uparcie parłem na przód, jeśli stanąłbym chociaż na chwilę a oni broń Boże by mi znaleźli, jak nic nie skończyło by się to dla mnie dobrze. Ostrze gałęzie drzew niemiłosiernie uderzały mnie w policzki, robiąc niewielkie rany. W końcu, gdy przestałem słyszeć wycie gończych psów, wdrapałem się na jedno z wyższych drzew i ukryłem w wielkim konarze. Było naprawdę źle. Ciekawe co robiła teraz Sakura...
< Sakura? >
Od Sakury Cd Jeff
Westchnęłam cicho, odstawiając whiskey na stół. Po tym jak parę osób z Góry zobaczyło jak moja drużyna wyśmiewa się ze mnie i mną pomiata, postanowili zrobić małe przedstawienie. Minęłam Jeffa po czym zatrzymałam się na chwile, zduszając łzy które tak nagle napłynęły mi do oczu.
- Góra kazała zaprosić wszystkich na jutrzejsze przedstawienie o siódmej - powiedziałam cicho.
- Jakie przedstawienie? - zapytał zmieszany.
- Dowiesz się jutro...
Wybiegłam z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie miałam siły na to co ma się jutro wydarzyć, lecz to co zobaczyłam pod moimi drzwiami przeraziło mnie jeszcze bardziej. Marszałek stał dumnie wpatrując się we mnie, z ty podłym uśmieszkiem. Czarne włosy, potężna postura, odstraszała nawet najodważniejszych. Ustałam przed nim salutując, lecz ten od razu zmienił wyraz twarzy. Znałam go tyle lat, ze szkoleń, zawsze miał do nas twardą i nawet na ziemi podlegałam jego rozkazom.
- Co to miało być?! - ryknął.
- Ja się wytłumaczę - odparłam spokojnie.
- Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiłaś! Nie panujesz nad swoimi i to jest problem!
- Radzę sobie! -postawiłam się.
W tym momencie uderzył mnie w twarz batem, który aktualnie spoczywał w jego dłoni. Siła uderzenia sprawiła, że upadłam na ziemię, przy czym poczułam gorącą krew spływającą po moim policzku. Położył nogę na mojej miednicy, zmuszając do tego żebym przekręciła się na plecy i popatrzyła na niego.
- Czego cię uczyłem?! Mocna ręka! Wszystko ma być idealnie! Jak nie to powstrzymywać siłą!
W tym momencie zobaczyłam za zakrętem Jeffa. Popatrzyłam na niego, z takim wyrazem twarzy który mówił, żeby się nie zbliżał.
- Kto cię tak urządził?! - ryknął wyższy ode mnie rangą mężczyzn, przystawiając mi bat do twarzy.
Odwróciłam wzrok od Jeffa i przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć.
- Nie pamiętam - odparłam pewnie.
Zza znajomego mi chłopaka wyszło dwóch uzbrojonych żołnierzy. Złapali mnie za ramiona i wrzucili do pokoju. Usłyszałam jedynie klucz zamykający drzwi i krzyk Marszałka. Złapałam się za bolący policzek i syknęłam cicho, nie miałam jednak siły by wstać. Opadłam swobodnie na ziemię zamykając oczy.
Obudziło mnie mocne szarpnięcie i ciche pytanie nieznanej mi persony.
- Oj gotowa chyba?!
Nie odpowiedziałam nic tylko spuściłam głowę i pozwoliłam się wynieść. Przed budynkiem stała cała drużyna, łącznie z Jeffem. Popatrzyłam na niego przelotnie, lecz od razu spuściłam głowę. Wyrzucono mnie na środek placu tuż przy nogach Marszałka. Ten złapał mnie za kark i popatrzył w oczy.
- Niech to piętno na plecach przypomina ci do kogo należysz! Kogo słuchasz! - syknął jadowicie.
Rzucił mną o ziemię sprawiając, że rana sprzed paru dni odezwała się ponownie. Z tłumu po chwili wyszedł dość wysoki mężczyzna trzymający coś rozżarzonego w ręce. Wtedy przeniosłam wzrok na Jeffa. Wolałam patrzeć na niego, niż na ten cały precedens. Chciał przejść do przodu, lecz przecząco pokręciłam głową. Z czasem ujrzałam oficerki tuż przy moich rękach, w tamtym momencie starałam się zdusić łzy i nie spuszczać wzroku ze znajomego mi bruneta.
< Jeff? Zabawy źle się kończą w tym świecie >
- Góra kazała zaprosić wszystkich na jutrzejsze przedstawienie o siódmej - powiedziałam cicho.
- Jakie przedstawienie? - zapytał zmieszany.
- Dowiesz się jutro...
Wybiegłam z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie miałam siły na to co ma się jutro wydarzyć, lecz to co zobaczyłam pod moimi drzwiami przeraziło mnie jeszcze bardziej. Marszałek stał dumnie wpatrując się we mnie, z ty podłym uśmieszkiem. Czarne włosy, potężna postura, odstraszała nawet najodważniejszych. Ustałam przed nim salutując, lecz ten od razu zmienił wyraz twarzy. Znałam go tyle lat, ze szkoleń, zawsze miał do nas twardą i nawet na ziemi podlegałam jego rozkazom.
- Co to miało być?! - ryknął.
- Ja się wytłumaczę - odparłam spokojnie.
- Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiłaś! Nie panujesz nad swoimi i to jest problem!
- Radzę sobie! -postawiłam się.
W tym momencie uderzył mnie w twarz batem, który aktualnie spoczywał w jego dłoni. Siła uderzenia sprawiła, że upadłam na ziemię, przy czym poczułam gorącą krew spływającą po moim policzku. Położył nogę na mojej miednicy, zmuszając do tego żebym przekręciła się na plecy i popatrzyła na niego.
- Czego cię uczyłem?! Mocna ręka! Wszystko ma być idealnie! Jak nie to powstrzymywać siłą!
W tym momencie zobaczyłam za zakrętem Jeffa. Popatrzyłam na niego, z takim wyrazem twarzy który mówił, żeby się nie zbliżał.
- Kto cię tak urządził?! - ryknął wyższy ode mnie rangą mężczyzn, przystawiając mi bat do twarzy.
Odwróciłam wzrok od Jeffa i przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć.
- Nie pamiętam - odparłam pewnie.
Zza znajomego mi chłopaka wyszło dwóch uzbrojonych żołnierzy. Złapali mnie za ramiona i wrzucili do pokoju. Usłyszałam jedynie klucz zamykający drzwi i krzyk Marszałka. Złapałam się za bolący policzek i syknęłam cicho, nie miałam jednak siły by wstać. Opadłam swobodnie na ziemię zamykając oczy.
Obudziło mnie mocne szarpnięcie i ciche pytanie nieznanej mi persony.
- Oj gotowa chyba?!
Nie odpowiedziałam nic tylko spuściłam głowę i pozwoliłam się wynieść. Przed budynkiem stała cała drużyna, łącznie z Jeffem. Popatrzyłam na niego przelotnie, lecz od razu spuściłam głowę. Wyrzucono mnie na środek placu tuż przy nogach Marszałka. Ten złapał mnie za kark i popatrzył w oczy.
- Niech to piętno na plecach przypomina ci do kogo należysz! Kogo słuchasz! - syknął jadowicie.
Rzucił mną o ziemię sprawiając, że rana sprzed paru dni odezwała się ponownie. Z tłumu po chwili wyszedł dość wysoki mężczyzna trzymający coś rozżarzonego w ręce. Wtedy przeniosłam wzrok na Jeffa. Wolałam patrzeć na niego, niż na ten cały precedens. Chciał przejść do przodu, lecz przecząco pokręciłam głową. Z czasem ujrzałam oficerki tuż przy moich rękach, w tamtym momencie starałam się zdusić łzy i nie spuszczać wzroku ze znajomego mi bruneta.
< Jeff? Zabawy źle się kończą w tym świecie >
Od Jeff'a cd. Sakura
Patrzyłem z niemałym zdziwieniem jak ciało dziewczyny opada bezwładnie na ziemie.
- No pięknie, tylko tego mi brakowało - mruknąłem dotykając lekko butem dziewczynę, która jednak już zdążyła odpłynąć do krainy morfeusza i spać teraz jak gdyby nigdy nic kamiennym snem na mojej podłodze. Chwyciłem z parapetu niedopitą whisy i opróżniłem ją jednym łykiem wzdychając głęboko. Puściłem kota, który ciekawsko zaczął obwąchiwać Sakurę, jednak poczuwszy silną woń alkoholu odsunął się zniesmaczony. Wziąłem pierwszy lepszy koc i rzuciłem na dziewczynę. No cóż, nie jestem aż tak miły, nie będę się przemęczał targając ją do łóżka. Usiadłem na fotelu z zamiarem zaśnięcia, lecz sen nie przychodził. Z nudów zacząłem "bębnić" palcami o stół, póki nie przyszedł mi genialny pomysł. Bo czemu by się nie zabawić, skoro nadarza się okazja, dziewczyna śpi jak zabita a ja mam się nudzić? O nie, na pewno nie. Poszedłem do kuchni i wziąłem z niej kilka rzeczy.
- Czas zabrać się do roboty - uśmiechnąłem się złowieszczo i ukląkłem przy ciele dziewczyny. Odkręciłem kolorowe mazaki i zacząłem zdobić jej twarz przepięknymi rysunkami i napisami. Trochę brokatu... gdzieniegdzie bitej śmietany na głowie i gotowe! Przyczepiłem jej jeszcze sztuczny ogon ( nie ważne skąd mam ) i usiadłem z powrotem na fotelu, patrząc z zadowoleniem na swoje "dzieło". Teraz tylko czekać aż się obudzi. No cóż, spała długo, ale opłacało się. Gdy otworzyła oczy, rozejrzała się nieprzytomnie po pokoju, krzywiąc się przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Tsa, kac jak stąd do wieczności. Teraz tylko dokończyć zaczęte dzieło.
- Sakura, byli tu twoi stratedzy, kazali natychmiast do siebie przyjść gdy się obudzisz - powiedziałem z kamienną twarzą. Dziewczyna wstała natychmiast i pędem rzuciła się do drzwi, otwierając je z prędkością światła i wybiegając ze swoim pięknym makijażem. Cóż, zapomniałem zamknąć drzwi... khem, khem no ale przecież nic się w końcu nie stało, ma tylko kilka warstw kolorowego tuszu i bitej śmietany na twarzy... heh... Szlak... ona mnie zbije jak wróci! Szybko złapałem w locie kota i pobiegłem za Sakurą, którą jak na złość nie mogłem znaleźć.
- Jest źle, jest źle, jest bardzo źle - mówiłem sam do siebie, przeszukując kolejne pokoje. Po około dwóch godzinach wróciłem zmęczony do pokoju i co zastałem? Sakurę pijącą w najlepsze moje whisky. Jej twarz nie przybierała żadnych emocji. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na fotelu, przerywając niezręczną ciszę.
- Zadomowiłaś się tu już?
< Sakra? tak się kończy zasypianie przy Jeffie >
Od Sakury Cd Jeff
Gdy zobaczyłam bruneta w łóżku, bez namysłu weszłam do środka.
- Mogę prawda? - zapytałam.
Ten tylko wskazał coś ręką, lecz nie za bardzo zwróciłam uwagę na to o co mu chodziło. Minęło parę godzin a ja już miałam dość, że tutaj wróciłam. Od razu zaczęły padać pytania o to "Gdzie byłam i z kim?", mimo, że nikomu nie musiałam odpowiadać. Zdenerwowało mnie też to, że jeden z moim strategów zaczął za bardzo wtrącać się w moje życie prywatne. Bez problemu odnalazłam barek pełen alkoholu w którym znalazłam dość dobrą whiskey, po czym nalałam sobie do szklanki.
- Też chcesz? - zapytałam.
Jeff zdezorientowany dalej leżał w bezruchu, gładząc czarną puchatą kulkę. Wskoczyłam na parapet i wyjrzałam przez okno. Dowodzenie całą grupą, czasami potrafiło mnie dobić ale dzisiaj przekroczyło to wszelkie granice. Jednym, szybkim ruchem wlałam cały napój do ust, po czym połknęłam. Postanowiłam jednak, że na tym nie poprzestanę. Oparłam głowę o ścianę, by po chwili wziąć dość duży łyk alkoholu z butelki.
- Możesz mi powiedzieć co ci jest? - zapytał po chwili milczenia, siadając na posłaniu.
- Ty sobie leżysz, a ja użeram się z tym całym tatałajstwem ot co! - zaśmiałam się, nie przerywając picia.
Znowu zapadła dziwna cisza, którą przerywało ciche mruczenie kota. Gdy brakowało mniej więcej cztery piąte butelki, Jeff zbliżył się do mnie by zabrać ukochany wtedy dla mnie napój.
- Starczy już chyba - powiedział.
- Nie nie nie!
Byłam jeszcze w pełni świadoma, gdyż alkohol uderzał mi do głowy dopiero po godzinie ale czułam, że to się źle skończy.
- Jak oni mogą się wtrącać w moje życie co? - zapytałam przechylając butelkę.
- Czasem tak bywa.
- Bywa?! Ja tego nie rozumiem! Ja się nie wtrącam w ich życie to co oni mają do mnie co?! Tero nie rozumiem! - jęknęłam opierając głowę o rękę w której dalej trzymał zwierzątko.
Ten westchnął cicho i poklepał mi po plecach.
- Przepraszam nie powinnam... - odparłam cicho podając mu niedopitą whiskey.
Postawiłam nogi na podłodze, lecz poczułam, że nie dam rady wstać. Piekielny ból w głowie, to uczucie, że odpływam było na prawdę dziwne.
- Przepraszam - powtórzyłam osuwając się na ziemię.
<Jeff? No to masz XD>
- Mogę prawda? - zapytałam.
Ten tylko wskazał coś ręką, lecz nie za bardzo zwróciłam uwagę na to o co mu chodziło. Minęło parę godzin a ja już miałam dość, że tutaj wróciłam. Od razu zaczęły padać pytania o to "Gdzie byłam i z kim?", mimo, że nikomu nie musiałam odpowiadać. Zdenerwowało mnie też to, że jeden z moim strategów zaczął za bardzo wtrącać się w moje życie prywatne. Bez problemu odnalazłam barek pełen alkoholu w którym znalazłam dość dobrą whiskey, po czym nalałam sobie do szklanki.
- Też chcesz? - zapytałam.
Jeff zdezorientowany dalej leżał w bezruchu, gładząc czarną puchatą kulkę. Wskoczyłam na parapet i wyjrzałam przez okno. Dowodzenie całą grupą, czasami potrafiło mnie dobić ale dzisiaj przekroczyło to wszelkie granice. Jednym, szybkim ruchem wlałam cały napój do ust, po czym połknęłam. Postanowiłam jednak, że na tym nie poprzestanę. Oparłam głowę o ścianę, by po chwili wziąć dość duży łyk alkoholu z butelki.
- Możesz mi powiedzieć co ci jest? - zapytał po chwili milczenia, siadając na posłaniu.
- Ty sobie leżysz, a ja użeram się z tym całym tatałajstwem ot co! - zaśmiałam się, nie przerywając picia.
Znowu zapadła dziwna cisza, którą przerywało ciche mruczenie kota. Gdy brakowało mniej więcej cztery piąte butelki, Jeff zbliżył się do mnie by zabrać ukochany wtedy dla mnie napój.
- Starczy już chyba - powiedział.
- Nie nie nie!
Byłam jeszcze w pełni świadoma, gdyż alkohol uderzał mi do głowy dopiero po godzinie ale czułam, że to się źle skończy.
- Jak oni mogą się wtrącać w moje życie co? - zapytałam przechylając butelkę.
- Czasem tak bywa.
- Bywa?! Ja tego nie rozumiem! Ja się nie wtrącam w ich życie to co oni mają do mnie co?! Tero nie rozumiem! - jęknęłam opierając głowę o rękę w której dalej trzymał zwierzątko.
Ten westchnął cicho i poklepał mi po plecach.
- Przepraszam nie powinnam... - odparłam cicho podając mu niedopitą whiskey.
Postawiłam nogi na podłodze, lecz poczułam, że nie dam rady wstać. Piekielny ból w głowie, to uczucie, że odpływam było na prawdę dziwne.
- Przepraszam - powtórzyłam osuwając się na ziemię.
<Jeff? No to masz XD>
Od Jeff'a cd. Sakura
- Wracamy - odwróciłem lekko głowę, by zamaskować uśmiech, który nie wiadomo kiedy pojawił się na mojej twarzy i podreptałem za dziewczyną. Miałem nadzieję, że tym razem obejdzie się bez przygód. Szliśmy w ciszy a zimne krople deszczu spadały nam co jakiś czas na głowę rozpryskując się na wszystkie strony. I znowu natrafiłem na tą czarną kupę futra - kot którego widziałem kilka dni temu stał w tym samym miejscu. Po jego futrze ciekła woda, jednak gdy się mu przyjrzałem - zobaczyłem niewielką ilość krwi. Reszta pewnie zmyła się razem z deszczem. Jak to ja - nie mogłem przejść koło tego wspaniałego zwierzęcia obojętnie. Puściłem rękę dziewczyny i powoli schyliłem się do kota, próbując go nie przestraszyć. Wziąłem zwierze delikatnie na ręce i owinąłem lekko własną bluzą. Sakura patrzyła na mnie dziwnie, ale na szczęście nie skomentowała mojego zachowania. Ruszyliśmy dalej w przerwaną drogę. Przypomniało mi się, że ona też była ranna.
- Boli cię nadal?
- Co? - Spytała lekko zakłopotana. Widocznie musiała się zamyślić, no trudno, zdarza się.
- Czy nadal boli cię rana - mruknąłem, udając obrażonego tym, że mnie nie słuchała. Stare nawyki nie znikają. Sakura zamyśliła się znowu i po chwili pokręciła głową dając przeczącą odpowiedź. W oddali było już widać obóz, miałem już serdecznie dosyć spania w jaskiniach i uciekania przed dzikusami. Bez zbędnych wyjaśnień udałem się do swojego lokum i gdy już chciałem paść jak nieżywy na ziemię, przypomniałem sobie na szczęście o kocie. Jeszcze chwila a została by z niego mokra plama. Położyłem kota na stole i szybko się przebrałem, następnie zajmując się kotem. Rany nie były duże, wystarczył niewielki opatrunek na łapkę. Położyłem się na łóżku a Kuro - tak, tak właśnie nazwałem kota - ułożył się koło mnie. Śmieszne, zwierzęta zawsze miały do mnie tak wielkie zaufanie, nie to co ludzie. Przymknąłem oczy wsłuchując się w ciche mruczenie kota, gdy usłyszałem ciche pukanie, a po chwili skrzypnięcie otwieranych drzwi. Otworzyłem oczy zirytowany lekko nagłą i niezapowiedzianą wizytą a mym oczom ukazała się Sakura.
- Potrzebujesz czegoś? - mruknąłem zmęczony i podrapałem kota za uszkiem.
< Sakura? >
Od Kim Cd Zero
Gdy ukochany przeze mnie mężczyzna, wypowiedział te parę pięknych słów, moje serce przyśpieszyło bicie. Czy naprawdę ten brunet odwzajemniał moje uczucia? Najpewniej, gdyż na pewno by nie powiedział tego od tak sobie. Byłam w tej chwili najszczęśliwsza na świecie. Zero był ode mnie o wiele silniejszy ale jeden subtelny dotyk mojej dłoni, sprawił, że od razu położył się obok mnie. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się delikatnie, gładząc go delikatnie po szyi. Bardzo dobrze wiedziałam co do niego czuję, więc nie zamierzałam tego ukrywać, wręcz przeciwnie chciałam żeby wiedział wszystko, nie chciałam mieć przed nim tajemnic. Odważyłam się więc na wypowiedzenie tych paru tak ważnych słów:
- Kocham Cię Zero - powiedziałam cicho.
Poczułam mocne ramiona oplatające moje ciało, jego spokojny oddech na mojej skórze. Przysunął mnie bliżej, dzięki czemu udało mi się musnąć delikatnie jego wargi. Taki niewielki gest a jednak, dawał tyle przyjemności. Kiedy był obok mnie czułam się wyjątkowo, nie martwiłam się o nic, nie licząc bezpieczeństwa naszej dwójki. Wiedziałam, że przy nim nigdy mi się nic nie stanie, a i ja zawarłam ze samą sobą potajemny pakt, że nigdy nie dopuszczę by ktoś nas rozdzielił. Może to głupie i dziwne ale czułam, że znam go już bardzo długi czas. Tak, chciałam być przy nim każdego dnia, każdej nocy, zawsze gdy będą czyhać jakieś problemy. Przy każdym przedstawicielu drugiej płci, czułam się niekomfortowo, czułam się zagrożona, lecz przy nim te poczucia znikały. Czułam się przy nim rozumiana, bezpieczna a co najlepsze kochana. Wtuliłam się w tors chłopaka by posłuchać bicia jego serca. Jedną ręką złapałam go za bluzkę i mocno ją ścisnęłam. Poczułam jak Zero wtula się we mnie, po czym całuje mnie delikatnie w czoło. Przejechałam ręką po jego szyi, podciągając się nieco wyżej. Musnęłam ustami jego szyję, po czym postanowiłam mu coś obiecać:
- Będę przy tobie... Już zawsze...- szepnęłam, jeszcze raz całując go w kark.
<Zero? No... No musiałam>
- Kocham Cię Zero - powiedziałam cicho.
Poczułam mocne ramiona oplatające moje ciało, jego spokojny oddech na mojej skórze. Przysunął mnie bliżej, dzięki czemu udało mi się musnąć delikatnie jego wargi. Taki niewielki gest a jednak, dawał tyle przyjemności. Kiedy był obok mnie czułam się wyjątkowo, nie martwiłam się o nic, nie licząc bezpieczeństwa naszej dwójki. Wiedziałam, że przy nim nigdy mi się nic nie stanie, a i ja zawarłam ze samą sobą potajemny pakt, że nigdy nie dopuszczę by ktoś nas rozdzielił. Może to głupie i dziwne ale czułam, że znam go już bardzo długi czas. Tak, chciałam być przy nim każdego dnia, każdej nocy, zawsze gdy będą czyhać jakieś problemy. Przy każdym przedstawicielu drugiej płci, czułam się niekomfortowo, czułam się zagrożona, lecz przy nim te poczucia znikały. Czułam się przy nim rozumiana, bezpieczna a co najlepsze kochana. Wtuliłam się w tors chłopaka by posłuchać bicia jego serca. Jedną ręką złapałam go za bluzkę i mocno ją ścisnęłam. Poczułam jak Zero wtula się we mnie, po czym całuje mnie delikatnie w czoło. Przejechałam ręką po jego szyi, podciągając się nieco wyżej. Musnęłam ustami jego szyję, po czym postanowiłam mu coś obiecać:
- Będę przy tobie... Już zawsze...- szepnęłam, jeszcze raz całując go w kark.
<Zero? No... No musiałam>
Subskrybuj:
Posty (Atom)