czwartek, 10 marca 2016

Od Leona - Cd. Kath

Zawtórowałem jej cichym śmiechem, a raczej czymś, co miało nim być. No może niebyt mi tym razem wyszło... Wedle jej życzenia przywołałem banana na twarz, chociaż to raczej było spowodowane widokiem jej ciemnych oczu. Eh... Stop, czas wyłączyć tryb romantyka. I tak nie znałem jej za długo i raczej nie wiedziałem wielu rzeczy związanych z jej osobą, więc podbijanie byłoby równoznaczne z byciem szalonym. Westchnąłem cicho, siląc się na odpowiedź.
- No ale mogę cię tak przypadkiem zgnieść...- jęknąłem- No bo jestem taaki groźny!
Mówiąc to rozpostarłem ręce, pokazując ogrom niebezpieczeństwa związanego z przebywaniem w moim towarzystwie. No może troszkę przesadziłem... albo i nie. Po kilku sekundach parsknąłem śmiechem. Moja głupota czasami dobijała mnie samego, naprawdę.

<Kath?>

Od Kim - Cd. Zera

Słysząc te pare słów, zerwałam się z łóżka i od razu wypadłam z pokoju. Miałam złe przeczucia do tego typu wypadów, o tak późnej porze. Poza ty,  jak pójdzie, to na pewno ze mną. Umiem walczyć ale teraz nie chodzi o to... Chodzi o to, że nie chce go stracić. Podbiegłam do chłopaka i przytuliłam go z całej siły.
- Nie idź - jęknęłam.
- Czekam na zewnątrz - powiedziała dziewczyna o płomiennych włosach i dość szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia.
Wyraz twarzy Zera, od razu się zmienił. Sam przytulił mnie mocno i westchnął cicho.
- To się źle skończy, nie idź! - powtórzyłam, delikatnie ciągnąc go za koszulkę.
- Muszę iść. Nic mi nie będzie - odparł i pogłaskał mnie po głowie.
W tej chwili poczułam jak mi na nim zależy. Nie puszczę go tam. Nie samego, intuicja jeszcze nigdy mnie nie zmyliła.
- Dlaczego ty mnie nie słuchasz? - zapytałam patrząc mu w oczy.
- Słucham cię ale...
- Zero proszę cię... Bo pójdę z tobą - jęknęłam.
<Zero?>

Od Zera - Cd. Kim

Całkowicie oddałem się tej chwili naszego wspólnego szaleństwa, zapominając o całej reszcie świata. Teraz liczyła się tylko ona i wspólnie spędzany czas, odrobinka namiętności, ale też powściągliwości. To nie tak, że kobieta w jakiś sposób mnie nie "pociągała", wręcz przeciwnie- gotów byłem na wszystko to, czego by sobie zażyczyła. Złożyłem kolejny, niespieszny pocałunek na jej szyi, napawając się przy tym miękkością jej skóry. Wewnątrz szalałem przez tę mieszankę wszystkiego co dobre i przez wielu zakazane. Pragnąłem więcej i więcej, lecz powstrzymywałem się, wyraźnie stawiając sobie samemu granice. Delikatnie musnąłem ustami okolice jej obojczyka i... Oczywiście ktoś musiał zechcieć odwiedzić dowódcę o tej wręcz kosmicznej porze. Ułożyłem Kim na łóżku, w sąsiednim pokoju, sam wróciłem do głównego pomieszczenia. Po drodze poprawiłem ubranie i włosy, żeby nie dawać temu komuś powodów do wymyślania sobie historyjek ze mną w roli głównej. Drzwi otworzyłem z rozmachem, przyodziawszy maskę typową dla takiej osoby jak ja. Jakie było moje zdziwienie, kiedy do pomieszczenia od razu wpadła dziewczyna o płomiennych włosach, cała zasapana, choć stworzono ją do biegania.
- Co ty tutaj robisz?- westchnąłem jak męczennik- I to o tej porze?
- Mendo, ty tu sobie romansujesz, a przed murami siedziby twojej grupy łażą poparzeńcy!- warknęła Sakura
- Ja ci dam mendę!
- Jesteś mendą!
- No chyba ty! Mniejsza... Kim! Niedługo wrócę!- zawołałem do mojej towarzyszki
- Dziewczyna na jedną noc?- zapytała cicho Wiewiórowata kobieta
- Raczej coś poważniejszego, ruda mendozo- opowiedziałem cicho

<Kiim?>

Od Echo CD Sakura

- Za mną! - powiedziała dziewczyna. Wpatrywałam się chwilę w drugi brzeg. To ma być sniper?! Może i ma dobre oko, ale to było bardzo nierozważne. Mówiłam, że jest ich tam dużo, strzał z broni tylko zwrócił ich uwagę. Nie widząc ruchu na drugim brzegu pomyślałam, że uciekły. Byłam jednak w błędzie. Po chwili do moich uszu dobiegł ryk, i usłyszałam jak coś wpada bądź wskakuje do wody. Ruszyłam z miejsca i pobiegłam za Sakurą. Mój łuk był wciąż rozłożony co utrudniało mi poruszanie się. Jednak aby go złożyć musiałabym się zatrzymać, inaczej zatrzasnę sobie palce. Właściwie skąd wzięły się te mutanty? Nim zdążyłam się zastanowić, zauważyłam rzecz spadającą z niższego budynku wprost na dziewczynę.
- Uważaj! - krzyknęłam momentalnie napinając cięciwę łuku i wypuszczając strzałę w kierunku owej rzeczy. Strzała wbiła się i zatrzymała, grot zaś roztrzaskał się na kilka kawałków. Rozpadający się grot to jeden z mych lepszych pomysłów. Spadającą z dachu rzeczą okazał się być mutant, który wspiął się na budynek. Spadł bezwładnie na ziemię i miotał podczas ostatnich chwil jego życia. Wyciągnęłam szybko strzałę i pobiegłam dalej, tym razem wyprzedzając Sakurę. Biegłam przez ulice zrujnowanego miasta słysząc za sobą odgłosy mutantów. Wpadłam na pomysł. Jedna z ulic jest zaminowana. Skręciłam kierując się w jej stronę. Gdy wbiegałam na zakręt w którym zaczynała się ulica, napięłam cięciwę i strzeliłam w oddaloną trochę od innych minę, którą wcześniej zauważyłam. Wybuchła jednocześnie przyprawiając mnie i moje uszy o okropny ból. Sakura stała obok mnie zasłaniając rękami uszy. Wysadzać miny z odległości kilkunastu metrów to nie najlepszy pomysł. Wyjrzałam zza rogu. Mutanty uciekły nie wiedząc co się dzieje, przyprawione o podobny ból. Westchnęłam z ulgą a słuch zaczął mi powoli wracać.

<Sakura? Mam nadzieję że nie ogłuchłaś przeze mnie default smiley xd>

Od Katherine Do Elandiel

Leżałam w oknie dość dużego budynku, na granicach miasta. Godzina szósta, piękny poranek a ja obserwuje teren przez lunetę. Nie, nie, czas z tym skończyć. Koczowałam tutaj całą noc zestrzelając wszystko co się poruszyło i nie było człowiekiem ale bo dziesięciu godzinach, to zaczyna denerwować. Wstałam szybko na równe nogi, by po chwili przygotować się do wyjścia. Zbiegłam po schodach na sam dół i z impetem wyszłam na łono natury.  W oddali ujrzałam postać o białych włosach. Siedziała do mnie tyłem, więc nawet mnie nie widziała. Cichym krokiem zbliżyłam się, jak to po paru krokach okazało się, przybyszki i położyłam jej rękę na ramieniu.
- Hej - powiedziałam spokojnie.
<El?>