niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Leona - Cd. Katherine

  Czy powiedziałbym jej o tym, gdzie zmierzałem? I tak by tego nie pojęła, nie pojęłaby mojej logiki, więc wolałem milczeć. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jak powtarza po raz kolejny to samo pytanie- Gdzie idziemy?- zaś widok lekkich zmarszczek, które pojawiły się na jej czole jedynie dodał uroku całej tej sytuacji.
- Daleko- odparłem po chwili.- Więcej nie powiem. A teraz cichutko, bo jeszcze dzicy nas usłyszą.
W odpowiedzi jedynie pokiwała głową. To prawda. Centrum było miejscem, w którym znajdowało się największe ze skupisk "jaskiniowców", a ja nie miałem aktualnie humoru ani ochoty na walkę z nimi. Chciałem tylko w spokoju dojść do, chyba, jedynego miejsca wolnego od tego całego syfu przyniesionego przez apokalipsę. Tego, w którym człowiek tak naprawdę może zaznać spokoju, odprężyć się, zapomnieć o wszystkim. Przybliżyłem dziewczynę bliżej siebie, mocniej ją trzymając i wtedy też przeskoczyłem przez sporą kupę gruzu. Lądując na bruku, wzbiłem sporą chmurę pyłu, popiołu i Bóg sam jeden nie wie czego jeszcze. Na samą myśl o tym, że mogły to być pozostałości ludzkie, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jednak brnąłem dalej, zapuszczając się w głąb tego, co jeszcze niedawno ochrzczono mianem metropolii. Jeszcze kawałek...
- Zamknij oczka- wyszeptałem.
Przeszedłem przez wyrwę w ścianie zdezelowanego bloku, kiedy doszedł mnie zapach jesieni. Słońca chowającego się za horyzontem, wysuszonych liści, grzybów, starej trawy... Ostatni krok, a raczej zeskoczenie z resztek okna i... Postawiłem ciemnowłosą istotkę.
- Już mogę otworzyć?- zapytała ze zniecierpliwieniem.
Objąłem ją od tyłu, ponownie zmniejszając dystans dzielący nasze ciała. Mruknąłem w odpowiedzi, uśmiechając się nieznacznie. Oto staliśmy na łące. Terenie ogrodzonym białym, obdrapanym płotkiem, który chronił to miejsce przed intruzami. Po prawej las, szum poruszających się gałęzi drzew, po lewej coś zupełnie innego- niewielki domek z bali. Jakoby nietknięty przez czas, zupełnie nieświadomy tego, co działo się wokół.
- Katherine...- zacząłem cicho- Jeśli się zgodzisz... Jeśli mnie pokochasz... Jeśli to wszystko. Ten bałagan końca zostanie uprzątnięty... Obiecuję, że tu zamieszkamy. W tamtym domku. Tylko my, nikt więcej. Przysięgam ci to...

<Kath? Diam... Musiałam. Nie bij ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz