czwartek, 31 marca 2016

Od Sakury Cd Jeff

Nagle otworzyłam oczy, powracając do normalnego świata. Usłyszałam ciche pomrukiwanie kota i coś w rodzaju delikatnego ugryzienia. Jeffa nie było, co on zrobił?! Nie wierzę.... Nie, nie, nie... Dlaczego on się im tak oddał?! Emocje targały mną od środka, przez chwilę nie wiedziałam co teraz począć. Złapałam kotka i posadziłam go sobie na ramieniu, po czym zeskoczyłam z drzewa. Do obozu trafiłam szybciej niż w godzinę, dzięki czemu mogłam w spokoju obserwować co się dzieję. Delikatna dłoń która spoczęła na moim ramieniu, była mi znajoma. Nif zawsze wiedziała gdzie mnie znaleźć.
- Stało się coś? - zapytałam cicho.
- List od góry dość ważny - wytłumaczyła się.
- Jestem zajęta...- odparłam mrużąc oczy.
- To może go uratować.
Gdy usłyszałam te słowa wstałam i złapałam ją za ramię.
- Kiedy? - palnęłam bez sensu.
- Co kiedy?
- Emmm. Ten list był dostarczony...
- Przed godziną bodajże.
- Chodź! - krzyknęłam ciągnąc ją za rękę.
Dziewczyna w ostatniej chwili złapała swoją broń i ruszyła za mną. Pokonywanie schodów nie było dla mnie problemem, mimo, że mój pokój znajdował się w górnej partii ośrodka. Z impetem otworzyłam drzwi, po czym podbiegłam do biurka. Piękna koperta spoczywała na jego krańcu, dzięki czemu złapałam ją z marszu. Bez zastanowienia otworzyłam list i zaczęłam błądzić po nim wzrokiem.
- Sak przeczytaj to na głos - poprosiła Katherine.
- A no tak już już... " Szanowna Sakuro. Zwracamy się do ciebie ze sprawą najwyższej wagi. Najpewniej na twoich terenach przebywa znany ci Marszałek Lorrine. Niedawno został on zwolniony ze służby, z powodu terroru jaki wprowadzał wśród oddziałów naziemnych. Dowiedzieliśmy się również o jego bezwzględności podczas Szkoleń i tym podobnych lekcji. Z tego powodu został zdegradowany i postawiony przed sądem. Udało mu się zbiec i właśnie dlatego zwracamy się do ciebie. Twoim zadaniem jest uziemienie go i doprowadzenie do nas w stanie zdolnym do oddychania - w tym momencie zaśmiałam się pod nosem razem z Kath - Chcemy również za wszystkie krzywdy jakie pochodziły od jego persony. Z poważaniem Minister Góry"
Odłożyłam list na biurko i jęknęłam cicho. Wiedziałam co to znaczy, bałam się i nie wiedziałam czy to jest możliwe. Jedynym co mnie motywowało było to, że odzyskam osobę na której zależy mi jak na nikim innym, a mianowicie na Jeffie. Kath podeszła do mnie i ponownie położyła rękę na moim ramieniu.
- Będę cię osłaniać - stwierdziła.
- Dzięki...
Przytuliłam ją delikatnie i podeszłam do dość pojemnej szafki, kładąc przy tym czarnego kocurka na łóżku.Otworzyłam ją z impetem i popatrzyłam na zawartość. Jak zawsze była pełna, dzięki czemu mogłam zabrać swój drobny arsenał. Odwróciłam się do dziewczyny i uśmiechnęłam nieznacznie,rzucając w jej stronę słuchawkę.
- Jeden cynk - zaśmiała się.
- Żebyś się nie zdziwiła - odparłam i kopnęłam ją delikatnie w udo na odchodne.
Sama wyszłam z pokoju zamykając drzwi, po czym ruszyłam na drugie piętro wieżowca.Szłam dość spokojnym krokiem, a raczej takim, żeby nikt mnie nie usłyszał. Był tam tylko jeden pokój, służył on do przesłuchań i był chyba najrzadziej odwiedzany. Chwyciłam za klamkę i przekręciłam ją jak najmocniej się dało. Drzwi same ustąpiły, a moim oczom ukazał się, leżący na ziemi Jeff. Podbiegłam do niego i chwyciłam delikatnie za ramię. Gdy ujrzałam jego zmasakrowane plecy, do moich oczu napłynęły łzy.
- Jeff...- jęknęłam.
Nie odezwał się ani słowem, a wręcz przeciwnie, zachowywał się jakby zemdlał.  W tamtej chwili byłam zdesperowana i nie wiedziałam co robić. Nie sądziłam, że taki obraz może mnie tak rozczulić, co dopiero mówiąc o tym co czułam... Pociągnęłam go za ramię i starałam się podnieść.
- Obudź się błagam....
W tamtym momencie usłyszałam diabelski śmiech i poczułam zimną dłoń na karku.
- Jaki uroczy obrazek kto by pomyślał - zaśmiał się Marszałek.
W jednej chwili się wyrwałam i kopnęłam go w brzuch, dzięki czemu udało mi się wstać i osłonić ciało chłopaka. Mężczyzna trzymał w dłoni zakrwawiony bat i nóż, właśnie wtedy zrozumiałam co się stało. Zacisnęłam pięść i starałam się nie spuszczać z niego wzroku.
- Miałem nadzieję, że się obudzi, gdyż chciałem kontynuować.
- Odsuń się od niego dobrze ci raczę - syknęłam jadowicie.
- Ohhh bo co ty mi zrobisz?
- Nie jesteś na stanowisku, nie jesteś u siebie, mam prawo do wszystkiego - szepnęłam.
- Słucham?!
- Uderz mnie! - krzyknęłam.
Mężczyzna nawet się nie zawahał, w jednej chwili usłyszałam świst bata obok swojego ciała ale w odpowiedniej chwili udało mi się złapać jego koniec i mocno pociągnąć w swoją stronę. Bolało. lecz adrenalina idealnie to maskowała. Narzędzie tortur wyleciało mu z ręki, lądując daleko od jego osoby.  Złapałam za dwa sztylety i przygotowałam się na atak, lecz przed tym padło jedno zdanie.
- Nie zabijesz mnie!
- Bo nie mam zamiaru - odpowiedziałam w myślach.
Cielsko wysokiego bruneta napierało na mnie jak nigdy przedtem. Jednym sprawnym ruchem znalazłam się za nim i przejechałam sztyletem po kręgosłupie. Ten tylko ryknął z bólu i oddał mi kopniakiem w brzuch. Przez co upadłam na ziemię, a jemu udało się dość mocno zranić mnie w ramię. Syknęłam cicho i przypomniałam sobie o snajperze.
- Nif teraz!
W tym momencie padł strzał, a Lorrine upadł na ziemię ze zmasakrowanym kolanem. Wstałam szybko i przyłożyłam mu nóż do gardła.
- Po co to było? - zapytałam.
- Satysfakcja - zaśmiał się szyderczo i plunął mi w twarz.
Uniosłam jedną dłoń i uderzyłam go w twarz jak najmocniej umiem. Na szczęście w tamtym momencie do sali wpadł Leo i zajął się brunetem, jeszcze chwile a nie zawahałabym się z zabiciem go. Odsunęłam się nieznacznie i otarłam twarz ze śliny. Schowałam broń i podeszłam do Jeffa. Starałam się go podnieść ale był dla mnie za ciężki. Byłam po prostu bezsilna. Jedynie może usłyszy mnie ktoś z grupy....
- Pomocy! - krzyknęłam.
W tamtej sekundzie zobaczyłam, jak chłopak otwiera. Łzy same napłynęły mi do oczu, na samą myśl o tym, że żyje. Sama nie wiedziałam dlaczego tak się zachowywałam ale wiedziałam, że zależało mi na nim jak na nikim innym. Wplotłam palce w jego włosy i popatrzyłam w oczy.
- Jeff... - powiedziałam cicho.
- Co..? On tu jest... Uciekaj...
- Nie ma go tutaj, jesteś bezpieczny...
- Ale...On..
- Nie dam cię skrzywdzić rozumiesz? Nie chce cię stracić.... - jęknęłam łapiąc go za rękę.
< Jeff?>

Od Jeff'a cd. Sakura

Nie powiem, lekko mnie zamurowało. Objąłem ją delikatnie i podniosłem lekko jej podbródek, tak, by spojrzała mi w oczy.
- Sak, zrobiłem to co zrobiłem, a wszystko to co się stało było z mojej winy i muszę ponieść za to konsekwencje - Przetarłem lekko jej policzek, widząc niewielką ranę - Poza tym, nie powinnaś się martwić o mnie, tylko o siebie. Takie prawa rządzą tym światem. Zabij albo bądź zabity. - po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy, które przetarłem lekko kciukiem. Hah, nigdy bym nie pomyślał, że dojdzie do takiej sytuacji. Pan wieczny ponury i złośliwy nagle zaczął okazywać serce! Zastopuj Jeff, bo zaraz zamienisz się w jakiegoś przylizanego, grzecznego chłopczyka! Puściłem dziewczynę i odsunąłem się nieznacznie. Chciałem w spokoju zająć się ranami i iść najdalej jak to możliwe, jednak wiedziałem, że daleko nie zajdę. Brak zapasów, sprzętu na pewno szybko dałby o sobie znać.Opatrywanie rany też nie należało do najprzyjemniejszych, ale też nie robiłem z tego nie wiadomo czego. Zachowałem beznamiętny wyraz twarzy i owinąłem udo kawałkiem materiału. Sakura nadal próbowała mi pomóc, trudno było ją cały czas odtrącać, ale chciałem zrobić to sam. Nie mogłem cały czas na niej polegać, przede wszystkim dla tego, że niedługo nasze drogi się rozejdą i nie wiadomo kiedy znów będziemy mieli szanse się spotkać. Gdy już miałem zacząć schodzić z drzewa, usłyszeliśmy wycie psów i nawoływania strażników.
- Szlak by to trafił, znaleźli nas - syknąłem i zacząłem obmyślać w głowie plan ucieczki. Spojrzałem w dół i gdybym w porę się nie uchylił, moja twarz zarobiła by cudną kulką. Czy oni nie mogliby celować czymś przyjemniejszym?! No powiedzmy, że pluszakami, żelkami albo chociaż wacikami. eh...
- Złaź stamtąd, bo inaczej zaczniemy strzelać! - krzyknął jeden z rosłych mężczyzn. A to przed chwilą to co było?! bańki mydlane? Zaśmiałem się sarkastycznie i gdy już miałem coś powiedzieć, zauważyłem, jak jeden z żołnierzy celuje do Sak. Nawet nie wiem kiedy wyjąłem nóż i trafiłem nim prosto między oczami mężczyzny.
- Ładnie to tak od tyłu się skradać? - warknąłem. Wiedziałem, że tylko pogarszam swoją sytuację ale... właściwie i tak nie mogło mnie już spotkać nic gorszego. Byliśmy w potrzasku, z każdej strony uzbrojeni po zęby żołnierze. Dziewczyna chciała użyć swojej mocy, ale delikatnym, acz stanowczym szarpnięciem wybiłem jej ten pomysł z głowy.
- To nie ma sensu - szepnąłem i westchnąłem ciężko. Pora już przestać uciekać. Naszedł mnie pewien pomysł. Oby tylko Sakura się nie odezwała... żeby mieć 100% pewność, przeniosłem jej umysł do "swojego" wymiaru. Odstawiłem kota koło ciała dziewczyny i nakazałem tam pozostać. Wiedział, że tak trzeba. Zeskoczyłem z drzewa i uniosłem ręce do góry na znak, że się poddaje.
- Macie mnie. Tamta dziewczyna mnie znalazła i zmusiła do tego. Taki miała plan od początku, złapać mnie i przekazać wam. I udało jej się to. Możecie być jej za to wdzięczni, bo wykonała kawał dobrej roboty - strażnicy zaczęli szeptać między sobą i kiwać z uznaniem głowami. Czyli mój plan wypalił - nabrali się. Jeden z nich podszedł do mnie i złapał za kark i przycisnął moje ciało do ziemi, na co syknąłem z bólu.
- I na co było tyle uciekać? To przecież oczywiste, że byśmy cie znaleźli. - zaśmiał się i splunął na ziemię. Nie muszę mówić co było dalej, zabrali mnie siłą z powrotem do obozu, wtedy dopiero uwolniłem Sakurę z mojego czaru szepcząc ciche "przepraszam". Nie obawiałem się tego co miało nastąpić, najważniejsze było to, że Sak była bezpieczna...
< Sakura? >