- Co się stało? - zapytałam Amindiego.
- Dzikusy poćwiartowały Archyego! Ledwo co żyje!
Na imię mojego prześladowcy, cofnęłam się gwałtownie.
- Sak? - zapytał Jeff.
- Wszystko dobrze - odparłam cicho.
Podeszłam do blondyna i spojrzałam na niego pytająco. Nie chciałam patrzeć na Archa ale jako przywódca nie miałam wyboru.
- Zaprowadza was! - krzyknął i rzucił się pędem.
Zaczęłam podążać za nim, łapiąc w drzwiach bruneta za rękę. Na miejscu znaleźliśmy się po dobrych dwóch minutach, lecz nikogo tam nie było. Wyciągnęłam nóż i przyłożyłam do szyi niewysokiego blondynka.
- To było kłamstwo?! - zapytałam.
- Nie!
- Jeszcze jedno słowo a przejże ci myśli do twojego porodu! On nie mógł zniknąć, więc powiedź jak to się stało!
- Ja nie!- w tym momencie w klatce chłopaka znalazła się strzała.
Złapałam go przed upadkiem, kładąc na ziemi.
- J-ja... On był... - jęknął zamykając oczy.
Wstałam na równe nogi i odeszłam od ciała mojego łucznika.
- Co tu się dzieję... - powiedziałam sama do siebie.
Dookoła nas pojawiła się cała grupa dzikusów, podtrzymująca ledwo co żywego stratega. Podchodząc do nas dość szybkim krokiem, bez problemu udało się im nas złapać. Popatrzyłam, na trzymanego przez przeciwników Jeffa, który starał się wyrwać.
- Zabawcie się... - jęknął mdlejący Archy.
W tamtym momencie, mocno szarpnęłam rękoma. Udało mi się na chwilę wyrwać z uścisku, lecz to było za mało by podnieść nóż i obronić się przed atakiem. Wiedziałam, że w tej chwili byłam im potrzebna tylko ja.
- Jeff!! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafię.
Ten podniósł głowę i popatrzył na mnie wystraszony, w moich oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam co stanie się, gdy zaniosą mnie do siedziby. Mimo wszystko Shadow zyskało dobrego dowódce, przecież Jeff był moim zastępcą.
- Nie daj się zabić! - wydarłam się.
W tym momencie zauważyłam, że jeden z mężczyzn podchodzi do chłopaka z mieczem.
- Zostaw go! Na mnie wam zależy!
W tamtym momencie uderzył, go w głowę sprawiając, że tamtej upadł na ziemię. Jęknęłam głośno, czując jak moje nogi zostają oderwane od podłoża a Jeff znika gdzieś za dzikusami. Mocne uderzenie w głowę...
***
Obudziłam się w nieznanej mi jaskini, jakby pełnej dziwnych przedmiotów... Starałam się podnieść na rękach, lecz to zdawało się niemożliwe. Poczułam mocne pieczenie na plecach, jakby ktoś przed chwilą zdzielił mnie batem. Moje nogi nie były w stanie wykonać żadnego ruchu.Plama krwi pod moim ciałem, oznaczała tylko jedno... Byłam tu jako zabawka... Boże by tylko Jeffowi nic nie było.... Nie chciałam by wylądował w tym miejscu, chciałam by był bezpieczny. Podniosłam głowę i ujrzałam w pełni funkcjonującego Archyego. Ukucnął obok mnie chwytając, za podbródek.
- To jak? Teraz jesteśmy we dwoje? - zapytał oblizując się.
Jedynym, co byłam w stanie zrobić, było naplucie mu w oczy, co wykonałam.
- Suka! - krzyknął.
W tym momencie poczułam mocne uderzenie w głowę i poczułam, że ponownie tracę przytomność
<Jeff?>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz