Trzymając mocno zaciśniętą broń w ręce, biegłam przed siebie, przez korytarze w siedzibie. Czas mnie gonił, zmuszał do coraz szybszego biegu. Życie paru ludzi wisiało na włosku, każda minuta opóźnienia mogłaby zwiastować śmierć kolejnego członka Shadow. Kto wie jak daleko w miasto zapuścili się śnieżni, kto wie co już narobili. Mój pęd, przerwały otwierające się drzwi. Nie udało mi się wychamować, ominęłam je tylko, wpadając z całą szybkością na ciemnowłosego chłopaka. Niefartownie jednak, to on wylądował na mnie. Syknęłam głośno, wypuszczając snajperkę z ręki, gdy nagle usłyszałam głos w słuchawce, dobrze znany mi głos pewnej kobiety:
- Poradzili sobie, możesz wracać. Bez odbioru.
Wyłączyłam jednym ruchem ręki urządzenie, mrucząc przy tym coś w stylu "chociaż to". Starałam się również podnieść z ziemi, jednak przez leżącego na mnie mężczyznę nie było to możliwe. Wtedy dopiero przypomniałam sobie co się stało, to jak na niego wpadłam i to na wyższego rangą... Kolejny błąd. Odepchnęłam go od siebie, zarzucając broń na plecy, by po chwili podać mu rękę:
- Przepraszam nie chciałam - szepnęłam, kierując wzrok na podłogę.
<Ak? Zbudujemy dzisiaj budę? No chodź zrobimy to xD >
czwartek, 11 sierpnia 2016
Od Gavril'a Cd. Zerly
Tak chce się pani bawić? Dobrze więc.
- Gavril Stariz. Wiem że rumuńskie imiona to dziwna rzecz, ale jednak to nadal jest "l", nie "n"- mruknąłem. - Nie sądz3 byś o czymś zapomniała. Nie znam się na rekrutacji. Tego mnie nigdzie nie uczyli, chyba że ktoś chcę z metalowej ręki po ryju - wzruszyłem ramionami i przeskanowałem każdą osobę od góry do dołu. - Myślę, że teraz możemy się rozejść, co nie Zerly? - specjalnie podkreśliłem imię dziewczyny, by udowodnić jej, źe czasami słucham. Pani generał skinęła głową i wskazała ręką na pobliski budynek. Przeczekalośmy chwilkę, aż przejdą i ruszyliśmy za sześcioosobową grupką.
- Obiecuję, że kiedyś ci przywalę - powiedziała, uwarznie obserwójąc wszystkich dookoła.
- Oh, droga wolna. Nasza dwójka wie doskonale, że jedyne co moźesz mi zrobić, do założenie maski uciszającej, bym nie gadał głupot. Wiesz co ci powiem? To właśnie dlatego wolę spędzać czas samotnie - mruknąłem i niepostrzerzenie podłożyłem Zerly nogę, co spowodowało jej upadek. Ja natomiast jakgdyby nigdy nic zacząłem iść dalej.
<Zerly?>
- Gavril Stariz. Wiem że rumuńskie imiona to dziwna rzecz, ale jednak to nadal jest "l", nie "n"- mruknąłem. - Nie sądz3 byś o czymś zapomniała. Nie znam się na rekrutacji. Tego mnie nigdzie nie uczyli, chyba że ktoś chcę z metalowej ręki po ryju - wzruszyłem ramionami i przeskanowałem każdą osobę od góry do dołu. - Myślę, że teraz możemy się rozejść, co nie Zerly? - specjalnie podkreśliłem imię dziewczyny, by udowodnić jej, źe czasami słucham. Pani generał skinęła głową i wskazała ręką na pobliski budynek. Przeczekalośmy chwilkę, aż przejdą i ruszyliśmy za sześcioosobową grupką.
- Obiecuję, że kiedyś ci przywalę - powiedziała, uwarznie obserwójąc wszystkich dookoła.
- Oh, droga wolna. Nasza dwójka wie doskonale, że jedyne co moźesz mi zrobić, do założenie maski uciszającej, bym nie gadał głupot. Wiesz co ci powiem? To właśnie dlatego wolę spędzać czas samotnie - mruknąłem i niepostrzerzenie podłożyłem Zerly nogę, co spowodowało jej upadek. Ja natomiast jakgdyby nigdy nic zacząłem iść dalej.
<Zerly?>
Od Suzu
Machałem beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był porośnięty lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał się zwyczajną rośliną. Zacząłem rozmyślać jak to jest nią być. Tak naprawdę to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok niego przechodzi jakieś żywe stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje korzenie na powierzchnie, łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją. Polubiłem ten kwiat.
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! – krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj się! – powtórzyłam i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.
<Kto chce popisać z Suzu?>
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! – krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj się! – powtórzyłam i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.
<Kto chce popisać z Suzu?>
Od Zerly Cd. Gavril
- Słucham? - zapytałam, doganiając bruneta w kilku krokach - jak mnie nazwałeś?
- Nie rozumiem o co ci chodzi - stwierdził.
Nie wiedziałam wtedy czy mam się zaśmiać, czy po prostu popłakać. To, nie chodzi o to, że zwracał się do mnie dowódco ale to, że pomylił moje imię. Zatrzymałam się przed nim, patrząc pytająco.
- Kiedy się przechrzciłam?! Bo nie pamiętam!
Mężczyzna spojrzał na mnie jakoś dziwnie, przez co zaśmiałam się głośno. Szybkim ruchem dłoni, roztrzepałam mu włosy i ruszyłam w stronę nowych rekrutów, którzy powoli wychodzili ze statku.
- Zerly pacanie! - krzyknęłam.
Gavril dogonił mnie w paru krokach, przez co nie zdążyłam dojść jako pierwsza do jednej z osób. Niscy, wysocy, krzepcy mężczyźni, wysportowane dziewczyny. Naliczyłam ich około sześciu. Ustałam za towarzyszem, który ustawiał wszystkich w rzędzie, by po chwili chrząknąć głośno.
- Mogę już ja? - zapytałam, jakby to jego zdanie było tu decydujące.
- Tak już! - odparł, stając obok mnie, ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
Podziękowałam mu delikatnym uśmiechem, tym samym odwracając się w stronę młodzików. Każdy został obdarowany przez mnie obojętnym spojrzeniem, które miało za zadanie wywołać u nich jakąkolwiek reakcję, pierwszy szybki sprawdzian, na dobry początek.
- Zdaliście! - stwierdziłam nagle.
Każdy z nich spojrzał na mnie zdziwiony, przez co wybuchłam śmiechem. Zostałam jednak uciszona, spojrzeniem Gavrila.
- A no tak! Witam was na ziemi, wiem, że najpewniej nie tak to sobie wyobrażaliście ale musicie się do tego przyzwyczaić. Jestem Zerly, dowódca Shadow Hunters. Natomiast Gavrin - wskazałam tutaj na chłopaka stojącego obok - będzie mi pomagał, podczas waszego szkolenia i zapoznawania się z tutejszymi zasadami. Każdy z was na pewno wie, iż nie trafił tutaj przypadkowo, jesteście wybrani. Wasza szósta, zostanie teraz szybko zakwaterowana w przybocznym budynku i nie otrzymacie jeszcze swoich kwater, gdyż nie każdy z was może, jakby to ładnie powiedzieć... Przeżyć, zdać? Natomiast ci którzy przetrwają, zostaną osiedleni w budynku głównym. Szkolenie będzie miało trzy etapy: organizacyjne, szkolenie na temat niebezpieczeństw i innych takich, oraz bojowe, czyli inaczej sprawnościowe. Pytania? - spojrzałam wtedy na bruneta, wzrokiem "czy czegoś nie zapomniałam?"
<Gavril?>
- Nie rozumiem o co ci chodzi - stwierdził.
Nie wiedziałam wtedy czy mam się zaśmiać, czy po prostu popłakać. To, nie chodzi o to, że zwracał się do mnie dowódco ale to, że pomylił moje imię. Zatrzymałam się przed nim, patrząc pytająco.
- Kiedy się przechrzciłam?! Bo nie pamiętam!
Mężczyzna spojrzał na mnie jakoś dziwnie, przez co zaśmiałam się głośno. Szybkim ruchem dłoni, roztrzepałam mu włosy i ruszyłam w stronę nowych rekrutów, którzy powoli wychodzili ze statku.
- Zerly pacanie! - krzyknęłam.
Gavril dogonił mnie w paru krokach, przez co nie zdążyłam dojść jako pierwsza do jednej z osób. Niscy, wysocy, krzepcy mężczyźni, wysportowane dziewczyny. Naliczyłam ich około sześciu. Ustałam za towarzyszem, który ustawiał wszystkich w rzędzie, by po chwili chrząknąć głośno.
- Mogę już ja? - zapytałam, jakby to jego zdanie było tu decydujące.
- Tak już! - odparł, stając obok mnie, ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
Podziękowałam mu delikatnym uśmiechem, tym samym odwracając się w stronę młodzików. Każdy został obdarowany przez mnie obojętnym spojrzeniem, które miało za zadanie wywołać u nich jakąkolwiek reakcję, pierwszy szybki sprawdzian, na dobry początek.
- Zdaliście! - stwierdziłam nagle.
Każdy z nich spojrzał na mnie zdziwiony, przez co wybuchłam śmiechem. Zostałam jednak uciszona, spojrzeniem Gavrila.
- A no tak! Witam was na ziemi, wiem, że najpewniej nie tak to sobie wyobrażaliście ale musicie się do tego przyzwyczaić. Jestem Zerly, dowódca Shadow Hunters. Natomiast Gavrin - wskazałam tutaj na chłopaka stojącego obok - będzie mi pomagał, podczas waszego szkolenia i zapoznawania się z tutejszymi zasadami. Każdy z was na pewno wie, iż nie trafił tutaj przypadkowo, jesteście wybrani. Wasza szósta, zostanie teraz szybko zakwaterowana w przybocznym budynku i nie otrzymacie jeszcze swoich kwater, gdyż nie każdy z was może, jakby to ładnie powiedzieć... Przeżyć, zdać? Natomiast ci którzy przetrwają, zostaną osiedleni w budynku głównym. Szkolenie będzie miało trzy etapy: organizacyjne, szkolenie na temat niebezpieczeństw i innych takich, oraz bojowe, czyli inaczej sprawnościowe. Pytania? - spojrzałam wtedy na bruneta, wzrokiem "czy czegoś nie zapomniałam?"
<Gavril?>
"Strach może być twoim najlepszym przyjacielem lub twoim najgorszym wrogiem"
Imię: Suzu
Pseudonim: Niektórzy go nazywają Su, ale starzy „przyjaciele” Rei
Płeć: Mężczyzna, chociaż urodę ma kobiecą
Wiek: 19 lat
Przynależność: Wolny strzelec
Stanowisko: Działa na własną rękę i wszystko robi sam
Charakter: Suzu sam z siebie to bardzo ciekawa bestyjka. Został wychowany przez bestie i w ogóle nie ma w nim krzty moralności ani zahamowań, nie wie co to współczucie czy litość, nie rozumie uczuć i nie umie ich okazywać. Jest dość uprzejmy i miły, chociaż również bardzo dziwny, czego nie można mu odjąć i takie mają o nim zdanie wszyscy. Nie da się rozgryźć co mu chodzi po głowie, mimo iż często myśli na głos i mówi sam do siebie, co świadczy o jego rozlicznych problemach z psychiką, które można wymieniać godzinami. Potrafi kogoś zranić i nawet tego nie zauważy, nie wie co to empatia, czy co to znaczy komuś współczuć. Jest samowystarczalny i pewny siebie, przy tym bardzo bezpośredni i zawsze wali prosto z mostu nie zastanawiając się nad tym wcześniej, przez co może wydać się wręcz prostacki, ale co zrobić. Jest wyjątkowo inteligentny i sprytny, mimo pozorów bardzo dużo myśli, mimo iż z reguły są to wizje poćwiartowanych stworzeń i osób jakie ma przed oczami, to jednak jest nieprzeciętnej inteligencji. Wydaje się być dziecinny, na przykład mając stosy pluszaków czy piżamę Pikachu, albo oglądając kreskówki, jednak cała ta dziecinność ma korzenie w tym, że nigdy nie miał dzieciństwa, więc dopiero je przeżywa. Dużo pyta i szuka odpowiedzi na swoje pytania, przy czym jest bardzo uparty i zawsze dostaje to czego chce, nie umie przegrywać i potrafi być mściwy, chociaż to raczej rzadko. Sporym błędem byłoby nie wspomnienie o jego nieprzewidywalności i częstych zmianach nastroju. Wydaje się być trochę straszny, zwłaszcza kiedy wlepia w ciebie te swoje wielkie oczy i zaczyna gadać, jak to na przykład zaszyje ci powieki, jednak trzeba go spróbować zrozumieć. Podświadomie szuka uwagi i akceptacji, mimo iż nie umie tego pokazać ani powiedzieć, samemu nie zdając sobie z tego sprawy. Wciąż ma destrukcyjne odruchy, lubi sobie poszaleć rozwalając samochody i budynki oraz demolować sklepy, rozkosznie się przy tym śmiejąc. Dodatkowo często widać, że się nudzi i ciężko skupić jego uwagę, bardzo łatwo się rozprasza i ma swego rodzaju ADHD, nie umie usiedzieć w jednym miejscu długo, zwłaszcza kiedy ma się to odbyć w ciszy. Straszna z niego gaduła, chociaż sam ma tendencję do uciszania innych i zarzucania im gadulstwa, potoki słów same wylewają się z jego ust, a on nawet nad tym nie panuje, robi to nawet gdy jest sam, zwyczajnie rozmawiając wtedy sam ze sobą, zwracając się do siebie w drugiej osobie, zdarza mu się także opowiadać o sobie w osobie trzeciej. Należy do ludzi spostrzegawczych i z wysoką zdolnością dedukcji oraz łączenia faktów. Do tego zawsze ma dobry humor, a z jego twarzy nie schodzi delikatnie psychiczny, figlarny uśmieszek, będący wręcz zacieszny, przy czym może on być odstraszający i nieco przerażający, na przykład w środku nocy. Trzeba dodać, że jest bardzo otwarty, nie ma problemów z mówieniem o sobie i jest skory opowiedzieć całą swoją, bardzo traumatyczną, historię komuś zupełnie obcemu. Ma luźny stosunek do życia, nie boi się umrzeć i jest dosłownie wariatem, robi głupie rzeczy, które mogą się dla niego bardzo źle skończyć niemalże non stop, łażenie po parapetach na czternastym piętrze, otwieranie drzwi pędzącego auta nie mając zapiętych pasów, drażnienie ujadających stworzeń czy wyskakiwanie pod przejeżdżające tiry to dla niego rozrywki niższego sortu, w trakcie kiedy wielu zeszłoby na zawał od samego patrzenia. Reasumując - trzeba mieć do niego dużo cierpliwości.
Głos: X
Motto: "Strach może być twoim najlepszym przyjacielem lub twoim najgorszym wrogiem"
Magiczna zdolność: Teleportacja
Orientacja: Biseksualny
Zauroczenie: Kocha swoje noże
Partner: Uwaga, bo kogoś znajdzie… jeśli wpierw go nie poćwiartuje
Potomstwo: ---
Rodzina: Mamusia została zabita, jak inni, więc już nikogo nie ma
Historia: Jest to jego wielka tajemnica, której nikomu nie zdradził. Jednak powiem wam, że jest dosyć ciekawa. Wiecie gdzie się wychowywał? Na ziemi porośniętej bestiami, które przyjęły go jak syna. Nie wie jak się tam znalazł. A to, że zrobiły z niego maszynę do zabijania, to już inna historia. Nigdy się nie zastanawiał nad prawdą.
Upodobania: Jedyne co uwielbia to zabawę. Chociaż w jego słowach "zabawa" oznacza "sadyzm"
Inne zdjęcia: X X X
Młodszy: X X X X
W piżamie
Jako dziewczyna Rei
Prowadzący: Pandemonium.
Statystyki:
Pseudonim: Niektórzy go nazywają Su, ale starzy „przyjaciele” Rei
Płeć: Mężczyzna, chociaż urodę ma kobiecą
Wiek: 19 lat
Przynależność: Wolny strzelec
Stanowisko: Działa na własną rękę i wszystko robi sam
Charakter: Suzu sam z siebie to bardzo ciekawa bestyjka. Został wychowany przez bestie i w ogóle nie ma w nim krzty moralności ani zahamowań, nie wie co to współczucie czy litość, nie rozumie uczuć i nie umie ich okazywać. Jest dość uprzejmy i miły, chociaż również bardzo dziwny, czego nie można mu odjąć i takie mają o nim zdanie wszyscy. Nie da się rozgryźć co mu chodzi po głowie, mimo iż często myśli na głos i mówi sam do siebie, co świadczy o jego rozlicznych problemach z psychiką, które można wymieniać godzinami. Potrafi kogoś zranić i nawet tego nie zauważy, nie wie co to empatia, czy co to znaczy komuś współczuć. Jest samowystarczalny i pewny siebie, przy tym bardzo bezpośredni i zawsze wali prosto z mostu nie zastanawiając się nad tym wcześniej, przez co może wydać się wręcz prostacki, ale co zrobić. Jest wyjątkowo inteligentny i sprytny, mimo pozorów bardzo dużo myśli, mimo iż z reguły są to wizje poćwiartowanych stworzeń i osób jakie ma przed oczami, to jednak jest nieprzeciętnej inteligencji. Wydaje się być dziecinny, na przykład mając stosy pluszaków czy piżamę Pikachu, albo oglądając kreskówki, jednak cała ta dziecinność ma korzenie w tym, że nigdy nie miał dzieciństwa, więc dopiero je przeżywa. Dużo pyta i szuka odpowiedzi na swoje pytania, przy czym jest bardzo uparty i zawsze dostaje to czego chce, nie umie przegrywać i potrafi być mściwy, chociaż to raczej rzadko. Sporym błędem byłoby nie wspomnienie o jego nieprzewidywalności i częstych zmianach nastroju. Wydaje się być trochę straszny, zwłaszcza kiedy wlepia w ciebie te swoje wielkie oczy i zaczyna gadać, jak to na przykład zaszyje ci powieki, jednak trzeba go spróbować zrozumieć. Podświadomie szuka uwagi i akceptacji, mimo iż nie umie tego pokazać ani powiedzieć, samemu nie zdając sobie z tego sprawy. Wciąż ma destrukcyjne odruchy, lubi sobie poszaleć rozwalając samochody i budynki oraz demolować sklepy, rozkosznie się przy tym śmiejąc. Dodatkowo często widać, że się nudzi i ciężko skupić jego uwagę, bardzo łatwo się rozprasza i ma swego rodzaju ADHD, nie umie usiedzieć w jednym miejscu długo, zwłaszcza kiedy ma się to odbyć w ciszy. Straszna z niego gaduła, chociaż sam ma tendencję do uciszania innych i zarzucania im gadulstwa, potoki słów same wylewają się z jego ust, a on nawet nad tym nie panuje, robi to nawet gdy jest sam, zwyczajnie rozmawiając wtedy sam ze sobą, zwracając się do siebie w drugiej osobie, zdarza mu się także opowiadać o sobie w osobie trzeciej. Należy do ludzi spostrzegawczych i z wysoką zdolnością dedukcji oraz łączenia faktów. Do tego zawsze ma dobry humor, a z jego twarzy nie schodzi delikatnie psychiczny, figlarny uśmieszek, będący wręcz zacieszny, przy czym może on być odstraszający i nieco przerażający, na przykład w środku nocy. Trzeba dodać, że jest bardzo otwarty, nie ma problemów z mówieniem o sobie i jest skory opowiedzieć całą swoją, bardzo traumatyczną, historię komuś zupełnie obcemu. Ma luźny stosunek do życia, nie boi się umrzeć i jest dosłownie wariatem, robi głupie rzeczy, które mogą się dla niego bardzo źle skończyć niemalże non stop, łażenie po parapetach na czternastym piętrze, otwieranie drzwi pędzącego auta nie mając zapiętych pasów, drażnienie ujadających stworzeń czy wyskakiwanie pod przejeżdżające tiry to dla niego rozrywki niższego sortu, w trakcie kiedy wielu zeszłoby na zawał od samego patrzenia. Reasumując - trzeba mieć do niego dużo cierpliwości.
Głos: X
Motto: "Strach może być twoim najlepszym przyjacielem lub twoim najgorszym wrogiem"
Magiczna zdolność: Teleportacja
Orientacja: Biseksualny
Zauroczenie: Kocha swoje noże
Partner: Uwaga, bo kogoś znajdzie… jeśli wpierw go nie poćwiartuje
Potomstwo: ---
Rodzina: Mamusia została zabita, jak inni, więc już nikogo nie ma
Historia: Jest to jego wielka tajemnica, której nikomu nie zdradził. Jednak powiem wam, że jest dosyć ciekawa. Wiecie gdzie się wychowywał? Na ziemi porośniętej bestiami, które przyjęły go jak syna. Nie wie jak się tam znalazł. A to, że zrobiły z niego maszynę do zabijania, to już inna historia. Nigdy się nie zastanawiał nad prawdą.
Upodobania: Jedyne co uwielbia to zabawę. Chociaż w jego słowach "zabawa" oznacza "sadyzm"
Inne zdjęcia: X X X
Młodszy: X X X X
W piżamie
Jako dziewczyna Rei
Prowadzący: Pandemonium.
Statystyki:
- Inteligencja: 60
- Szybkość:140
- Zręczność: 160
- Wytrzymałość: 100
- Siła: 140
Od Gavrila Cd. Zerly
- Możesz łaskawie puścić mój nadgarstek? - warknąłem cicho na dziewczyne, która z szyderczym uśmiechem na twarzy wykonała moje polecenie. - Dziękuję, pani dowódco. Wiesz czasami czuję się jakbym niańczył małe dzieci, które zrobią wszystko, żebym zrobił tak jak wam się podoba. W wolnym tłumaczeniu, wolę segregować zgniłe żarcie - mruknąłem pod nosem i zacząłem odchodzić.
- Gavril w tej chwili rozkazuję ci pomóc mi z nowymi rekrutami! - usłyszałem krzyk. Przygryzłem lewą wargę, by zapobiec pojawiającemu się uśmiechu. Odwróciłem się powoli i podszedłem do dziewczyny. Poklepałem ją ręką po ramieniu i ruszyłem w stronę statku.
- Moja szkoła, Zeldy! Moja szkoła! - wykrzyknąłem, bedąc kilkanaście metrów przed nią. - Co teraz, pani dowódco?
<Zeldy?>
- Gavril w tej chwili rozkazuję ci pomóc mi z nowymi rekrutami! - usłyszałem krzyk. Przygryzłem lewą wargę, by zapobiec pojawiającemu się uśmiechu. Odwróciłem się powoli i podszedłem do dziewczyny. Poklepałem ją ręką po ramieniu i ruszyłem w stronę statku.
- Moja szkoła, Zeldy! Moja szkoła! - wykrzyknąłem, bedąc kilkanaście metrów przed nią. - Co teraz, pani dowódco?
<Zeldy?>
Od Zerly Cd. Gavril
Kolejny dzień, niby jak każdy inny, lecz nie do końca. Kolejny miesiąc, kolejni rekruci, kolejne szkolenia bojowe. Przechodziłam ciemnymi korytarzami w siedzibie, szukając kogoś do pomocy. Od tak dawna nie widziałam tu żadnej twarzy, że marzyłam tylko o ujrzeniu kogoś, byleby znajomego. Ciężkie buty, przy każdym kroku wydawały odgłos, zwiastujący moje przybycie. Otwierając kolejne drzwi, zauważyłam osobę na końcu pomieszczenia. Przyśpieszyłam kroku, w tym samym momencie gdy mężczyzna odwrócił się w moją stronę. Znałam go, ta metalowa ręka, ciemne włosy, zwiastowały tylko jedną personę.
- Gavril - powiedziałam głośno, ciągnąc go w stronę wyjściowych drzwi.
- Tak to ja.
- Musisz mi pomóc - stwierdziłam
Ten popatrzył na mnie jak na wariatkę, przez co przewróciłam oczami. Gdy tylko znaleźliśmy się na dworzu, do naszych uszu dobiegł odgłos lądującego statku. Pokazałam na niego ręką, uśmiechając się serdecznie do starszego ode mnie chłopaka. Wiedziałam, że przekonanie go nie będzie takie łatwe, ale mam już na niego sposób od parę lat - mianowicie mały szantaż:
- Pomagasz mi przy szkoleniu i ogłoszeniach, czy wolisz iść przerzucać resztki zgniłego jedzenia. Bo to propozycja raz na milion - zaśmiałam się - poza tym później dostaniesz trochę wolnego.
<Gavril? Ona jest bardzo miła xD>
- Gavril - powiedziałam głośno, ciągnąc go w stronę wyjściowych drzwi.
- Tak to ja.
- Musisz mi pomóc - stwierdziłam
Ten popatrzył na mnie jak na wariatkę, przez co przewróciłam oczami. Gdy tylko znaleźliśmy się na dworzu, do naszych uszu dobiegł odgłos lądującego statku. Pokazałam na niego ręką, uśmiechając się serdecznie do starszego ode mnie chłopaka. Wiedziałam, że przekonanie go nie będzie takie łatwe, ale mam już na niego sposób od parę lat - mianowicie mały szantaż:
- Pomagasz mi przy szkoleniu i ogłoszeniach, czy wolisz iść przerzucać resztki zgniłego jedzenia. Bo to propozycja raz na milion - zaśmiałam się - poza tym później dostaniesz trochę wolnego.
<Gavril? Ona jest bardzo miła xD>
Od Gavrila
Pomimo nowych technologii szum silników był słyszalny w każdym zakątku statku. Kilka minut temu po raz kolejny widać byłko kilkuosobową grupę zmierzającą na ziemię, jednak nie w tym był sens mojego życia. Po raz kolejny od dwóch lat wpatrywałem się rozmarzony w chłopaka, którego imienia nawet nie znałem. Jednak wszystko przerwała biegnąca do mnie Vasilica. Westchnąłem rozdrażniony i wstałem powoli wycofując się w odludnione miejsce.
- Czego chcesz Vas? - mruknąłem patrząc z zaintereswaniem w swoje trampki. - Może i jesteś młoda, ale nigdy nie przychodzisz bez powodu.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła ostrożnie i podeszła do mnie jeszcze bliżej.
- Kwatera główna jest dzisiaj pusta. Możemy tam dzisiaj wpaść - wyszeptała, po raz kolejny skanując teren. Warknąłem pod nosem wściekając się, bo ile razy mam powtarzać, że nie będę słuchał 3 lata młodszej siostry.
- Costin, nie bądź taki proszę. Tylko ten jeden raz. Nie jesteś ciekawy co oni tam mają? Dlaczego wysyłają pojedyncze jednostki na ziemię, gdy mamy tutaj tak dobrze?
- Może dlatego, że ludzie od zawsze żyli na ziemi, a statek kosmiczny miał służyć za ratunek? - odpowiedziałem oschle, ale pokiwałem głową. Vasilica uśmiechnęła się szeroko i pokierowała w stronę kwatery głównej. Weszliśmy tam bez najmniejszych przeszkud i dziewczyna od razu zaczęła przeszukiwać komputery z danymi. Natomiast ja wyjąłem telefon z kieszeni i znudzony zacząłem przeglądać pliki. W ułamku sekundy wszystko zaczęło się walić. Do pomieszczenia wparowało pięć uzbrojonych osób. Przyparli naszą dwójkę do ściany pokładu i wszczepiając nam jakieś płyny w szyję, usypiają. Kiedy się obudziłem byłem na stole operacyjnym, a w moim lewym ramieniu czułem okropny ból. Zerknąłem w tamtą stronę i z przerażeniem stwierdziłem, że ta jest właśnie amputowana. Zacząłem krzyczeć w akcie protestu, lecz także i bólu. Uciszono mnie ogromną dłonią naciskającą na moje usta. Poczułem strumień łez spływających po moim policzku. Gdy obudziłem się z powrotem, nic nie było takie same. Przede wszystkim lewa ręka nie była już więcej z krwi i kości, a zniezinterpretowanym przeze mnie metalu. Jeden z chirurgów wszedł do pokoju trzymając plik kartek.
- Costin Simonson, siostra Vasilica Simonson, rodzice Maddison i Ashtona Simonson? - zapytał powarznym, ale i znudzonym tonem. Skinąłem głową, mierząc go od góry do dołu. - Od teraz nazywasz się Gavril Staviz, a twoja siostra Insomnia Staviz. Jesteście uwarzani za dzieci rebelii, dlatego w późniejszych latach zostaniecie wysłani na planetę Ziemię - mężczyzna schował plik kartek pod pachę i już miał wychodzić, lecz jego szyja została zmiarzdżona przez metalową dłoń.
***
Obudziłem się z wrzaskiem, cały spocony. Odkryłem się gwałtownie i wyszedłem z prowizorycznego łóżka. Włożyłem spodnie w ekspresowym tempie i wyszedłem z bazy, sięgając po broń. Patrol. To dobrze mi zrobi. Po kilku minutach usiadłem na jakimś pagórku i zacząłem przysypiać.
- Miło widzieć swojego brata po sześciu latach i razem przeżytej wojnie - usłyszałem znajomy głos gadającego komputera. Vasilica. Odwróciłem głowę by zobaczyć charakterystyczny pukiel brązowych loków.
- Ile słów? - zapytałem, od razu widząc że coś hamuje jej sen. Brunetka pokazała mi dwa palce i usiadła obok.
- Koszmary? - napisała na wyświetlaczu urządzenia, a ja skinąłem głową. Siedzieliśmy w ciszy przez następne pół godziny, aż w końcu postanowiłem się podnieść.
- Dobra, spadam. Do zobaczenia - cmoknąłem ją w czoło i zacząłem odchodzić.
- Żegnaj Costin - jej zachrypnięty głos rozbrzmiał na kilka sekund, a licznik na ręce zaczął pikać. Uśmiechnąłem się do niej smutno i wróciłem do bazy.
<Ktoś?>
- Czego chcesz Vas? - mruknąłem patrząc z zaintereswaniem w swoje trampki. - Może i jesteś młoda, ale nigdy nie przychodzisz bez powodu.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła ostrożnie i podeszła do mnie jeszcze bliżej.
- Kwatera główna jest dzisiaj pusta. Możemy tam dzisiaj wpaść - wyszeptała, po raz kolejny skanując teren. Warknąłem pod nosem wściekając się, bo ile razy mam powtarzać, że nie będę słuchał 3 lata młodszej siostry.
- Costin, nie bądź taki proszę. Tylko ten jeden raz. Nie jesteś ciekawy co oni tam mają? Dlaczego wysyłają pojedyncze jednostki na ziemię, gdy mamy tutaj tak dobrze?
- Może dlatego, że ludzie od zawsze żyli na ziemi, a statek kosmiczny miał służyć za ratunek? - odpowiedziałem oschle, ale pokiwałem głową. Vasilica uśmiechnęła się szeroko i pokierowała w stronę kwatery głównej. Weszliśmy tam bez najmniejszych przeszkud i dziewczyna od razu zaczęła przeszukiwać komputery z danymi. Natomiast ja wyjąłem telefon z kieszeni i znudzony zacząłem przeglądać pliki. W ułamku sekundy wszystko zaczęło się walić. Do pomieszczenia wparowało pięć uzbrojonych osób. Przyparli naszą dwójkę do ściany pokładu i wszczepiając nam jakieś płyny w szyję, usypiają. Kiedy się obudziłem byłem na stole operacyjnym, a w moim lewym ramieniu czułem okropny ból. Zerknąłem w tamtą stronę i z przerażeniem stwierdziłem, że ta jest właśnie amputowana. Zacząłem krzyczeć w akcie protestu, lecz także i bólu. Uciszono mnie ogromną dłonią naciskającą na moje usta. Poczułem strumień łez spływających po moim policzku. Gdy obudziłem się z powrotem, nic nie było takie same. Przede wszystkim lewa ręka nie była już więcej z krwi i kości, a zniezinterpretowanym przeze mnie metalu. Jeden z chirurgów wszedł do pokoju trzymając plik kartek.
- Costin Simonson, siostra Vasilica Simonson, rodzice Maddison i Ashtona Simonson? - zapytał powarznym, ale i znudzonym tonem. Skinąłem głową, mierząc go od góry do dołu. - Od teraz nazywasz się Gavril Staviz, a twoja siostra Insomnia Staviz. Jesteście uwarzani za dzieci rebelii, dlatego w późniejszych latach zostaniecie wysłani na planetę Ziemię - mężczyzna schował plik kartek pod pachę i już miał wychodzić, lecz jego szyja została zmiarzdżona przez metalową dłoń.
***
Obudziłem się z wrzaskiem, cały spocony. Odkryłem się gwałtownie i wyszedłem z prowizorycznego łóżka. Włożyłem spodnie w ekspresowym tempie i wyszedłem z bazy, sięgając po broń. Patrol. To dobrze mi zrobi. Po kilku minutach usiadłem na jakimś pagórku i zacząłem przysypiać.
- Miło widzieć swojego brata po sześciu latach i razem przeżytej wojnie - usłyszałem znajomy głos gadającego komputera. Vasilica. Odwróciłem głowę by zobaczyć charakterystyczny pukiel brązowych loków.
- Ile słów? - zapytałem, od razu widząc że coś hamuje jej sen. Brunetka pokazała mi dwa palce i usiadła obok.
- Koszmary? - napisała na wyświetlaczu urządzenia, a ja skinąłem głową. Siedzieliśmy w ciszy przez następne pół godziny, aż w końcu postanowiłem się podnieść.
- Dobra, spadam. Do zobaczenia - cmoknąłem ją w czoło i zacząłem odchodzić.
- Żegnaj Costin - jej zachrypnięty głos rozbrzmiał na kilka sekund, a licznik na ręce zaczął pikać. Uśmiechnąłem się do niej smutno i wróciłem do bazy.
<Ktoś?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)