sobota, 9 kwietnia 2016

Od Sakury - Cd. Jeff

Gdy już miałam odpowiadać, ktoś zapukał do drzwi. Jeff od razu złapał za nóż i podszedł, do wielkich drzwi. Otworzył je z impetem a moim oczom ukazał się znajomy mężczyzna. Wstałam z krzesła, a ten podbiegł do mnie odpychając bruneta.
- Co się stało? - zapytałam Amindiego.
- Dzikusy poćwiartowały Archyego! Ledwo co żyje!
Na imię mojego prześladowcy, cofnęłam się gwałtownie.
- Sak? - zapytał Jeff.
- Wszystko dobrze - odparłam cicho.
Podeszłam do blondyna i spojrzałam na niego pytająco. Nie chciałam patrzeć na Archa ale jako przywódca nie miałam wyboru.
- Zaprowadza was! - krzyknął i rzucił się pędem.
Zaczęłam podążać za nim, łapiąc w drzwiach bruneta za rękę. Na miejscu znaleźliśmy się po dobrych dwóch minutach, lecz nikogo tam nie było. Wyciągnęłam nóż i przyłożyłam do szyi niewysokiego blondynka.
- To było kłamstwo?! - zapytałam.
- Nie!
- Jeszcze jedno słowo a przejże ci myśli do twojego porodu! On nie mógł zniknąć, więc powiedź jak to się stało!
- Ja nie!- w tym momencie w klatce chłopaka znalazła się strzała.
Złapałam go przed upadkiem, kładąc na ziemi.
- J-ja... On był... - jęknął zamykając oczy.
Wstałam na równe nogi i odeszłam od ciała mojego łucznika.
- Co tu się dzieję... - powiedziałam sama do siebie.
Dookoła nas pojawiła się cała grupa dzikusów, podtrzymująca ledwo co żywego stratega. Podchodząc do nas dość szybkim krokiem, bez problemu udało się im nas złapać. Popatrzyłam, na trzymanego przez przeciwników Jeffa, który starał się wyrwać.
- Zabawcie się... - jęknął mdlejący Archy.
W tamtym momencie, mocno szarpnęłam rękoma. Udało mi się na chwilę wyrwać z uścisku, lecz to było za mało by podnieść nóż i obronić się przed atakiem. Wiedziałam, że w tej chwili byłam im potrzebna tylko ja.
- Jeff!! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafię.
Ten podniósł głowę i popatrzył na mnie wystraszony, w moich oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam co stanie się, gdy zaniosą mnie do siedziby. Mimo wszystko Shadow zyskało dobrego dowódce, przecież Jeff był moim zastępcą.
- Nie daj się zabić! - wydarłam się.
W tym momencie zauważyłam, że jeden z mężczyzn podchodzi do chłopaka z mieczem.
- Zostaw go! Na mnie wam zależy!
W tamtym momencie uderzył, go w głowę sprawiając, że tamtej upadł na ziemię. Jęknęłam głośno, czując jak moje nogi zostają oderwane od podłoża a Jeff znika gdzieś za dzikusami. Mocne uderzenie w głowę...
***
Obudziłam się w nieznanej mi jaskini, jakby pełnej dziwnych przedmiotów... Starałam się podnieść na rękach, lecz to zdawało się niemożliwe. Poczułam mocne pieczenie na plecach, jakby ktoś przed chwilą zdzielił mnie batem. Moje nogi nie były w stanie wykonać żadnego ruchu.Plama krwi pod moim ciałem, oznaczała tylko jedno... Byłam tu jako zabawka... Boże by tylko Jeffowi nic nie było.... Nie chciałam by wylądował w tym miejscu, chciałam by był bezpieczny. Podniosłam głowę i ujrzałam w pełni funkcjonującego Archyego. Ukucnął obok mnie chwytając, za podbródek. 
- To jak? Teraz jesteśmy we dwoje? - zapytał oblizując się.
Jedynym, co byłam w stanie zrobić, było naplucie mu w oczy, co wykonałam. 
- Suka! - krzyknął.
W tym momencie poczułam mocne uderzenie w głowę i poczułam, że ponownie tracę przytomność
<Jeff?>.

Od Jeff'a cd. Sakura


Zachowanie dziewczyny nieco mnie zdziwiło. Nie mogłem jednak powiedzieć, że mi się nie podobało. Było to po prostu... Niespodziewane. Wziąłem dłoń dziewczyny i przyłożyłem ją sobie do policzka.
- Teraz lepiej - uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem dziewczynie w oczy, mimo, że nie było to proste zadanie, bo jak na złość, cały czas odwracała głowę. Staliśmy tak, dopóki ciszy nie przerwało ciche burczenie z mojej strony. Speszyłem się lekko i odsunąłem. Byłem okropnie głodny.
- To może, zrobisz mi śniadanie w zamian za to, że cie przechowałem u siebie? - zaśmiałem się cicho i złapałem za brzuch. Sakura pokiwała głową i ruszyła w stronę kuchni. Usiadłem na łóżku i po prostu czekałem. Jednak gdy po chwili w kuchni zaczęły wydobywać się smakowite zapachy, ciekawość i głód zmusiły nie do zerknięcia do pokoju. Wychyliłem głowę zza drzwi i aż ślinka mi popłynęła do ust. Po kuchni unosiło się tyle smakowitych zapachów!
- Tosty i jajecznica prawie gotowe - dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła wykładać cieplutkie tościki na talerzu. Następnie położyła koło nich cieplutką jajecznicę z boczkiem. Usiadłem przy stole i zacząłem wdychać boski zapach boczku.
- Zapraszam do stołu - zaśmiała się i położyła drugi talerz z tostami i jajecznicą. Usiedliśmy razem i już po chwili mogłem delektować się wspaniałym smakiem jajek. Gdyby ktoś mi tak codziennie gotował...Byłbym w niebie. Westchnąłem głęboko i odniosłem talerz do zlewu. Poczekałem aż dziewczyna również skończy jeść i pozmywałem naczynia. Usłyszałem ciche miauknięcie i pazury nieprzyjemnie wbijające się w moje ciało, gdy Kuro wdrapywał się na moje ramię. No tak, nie nakarmiłem go jeszcze dzisiaj. Wyjąłem z lodówki wcześniej przygotowane jedzenie dla kota i wsypałem mu do miski. Kuro szybko zeskoczył na dół i zaczął się zajadać karmą o smaku wołowiny. Fuj.
- Lubisz go, prawda? - spytała dziewczyna spoglądając na czarną kupę futra.
- Lubię - zdziwiło mnie nieco nagłe pytanie Sakury, jednak uznałem je za coś normalnego. Ot - takie pytanie z nudów.
- Chcesz coś do picia? - spytałem zaglądając do barku.
< Sakura? >

Od Sakury - Cd. Jeff

Podniosłam wzrok wyżej, chcąc bardziej przyjrzeć się brunetowi. Zastanawiało mnie to, gdzie on był i dlaczego wrócił cały w ranach? Po jego wzroku wnioskowałam, że raczej nie będzie mi dane tego się dowiedzieć. Westchnęłam cicho, próbując wstać, co na szczęście mi się udało. Jeff podszedł do mnie dość powolnym krokiem, po czym spojrzał mi w oczy.
- Nie powiesz mi prawda? - zapytałam cicho.
- Nie powinienem - odparł spuszczając głowę.
Chwyciłam go delikatnie za podbródek, sprawiając by spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie, kładąc rękę na jego rannym policzku. Ten położył na niej swoją głowę, po czym zamknął oczy. Przyciągnęłam go delikatnie za koszulkę, przytulając z równie dużą ostrożnością.
- Nie rób tak już... - jęknęłam.
Poczułam jak chłopak obejmuje mnie ramionami i zmniejsza dystans między naszą dwójką. Dopiero teraz poczułam jak stres ustępuje, dopiero wtedy gdy mogłam poczuć, że jest obok. Widząc na własne oczy, że nic bardzo poważnego mu się nie stało. Czy my na prawdę musieliśmy pakować się w kłopoty każdego dnia? Czy zawsze ktoś z naszej dwójki musiał być ranny? Tego właśnie nie rozumiałam...
- Nie przejrzysz mi umysłu? - zapytał cicho.
To mi nawet nie przeszło przez myśli. Wiedziałam, że miał duży powód, żeby mi tego nie powiedzieć.
- Nie ma takiej potrzeby - westchnęłam - ufam ci po prostu...
Poczułam, że Jeff obejmuje mnie mocniej, więc postąpiłam tak samo. Zaufałam mu, jak nikomu innemu, wiedząc, że nie pozwoli na to by cokolwiek zniszczyło to, co stworzyło się między nami. Odsunęłam się od niego kawałek spoglądając na ranę która była na policzku. Skierowałam się do apteczki i wyjęłam z niej potrzebne rzeczy. W tym czasie Jeff usiadł na łóżku i pogłaskał przesłodką, czarną kulkę futra. Zbliżyłam się do niego, nasączając gazę spirytusem. Zauważyłam, że chłopak krzywi się na myśl, tego co miało się stać. Przyłożyłam delikatnie nasączony alkoholem materiał, by już po chwili usłyszeć cichy syk bruneta. Zauważyłam, że jego ręka zmierzała do tego by odsunąć moją od jego twarzy, lecz w ostatniej chwili udało mi się, złapać go za dłoń. Przejechałam gazą po jego policzku, przez co znowu usłyszałam cichy cyk. Wiedząc, że najpewniej wszystko zepsuje tym drobnym gestem, ucałowałam go delikatnie w kącik ust. To był impuls, którego konsekwencje mnie w tamtej chwili nie obchodziły. Mógł mnie odrzucić i wygnać z pokoju, za co wcale bym się nie obraziła, gdyż możliwe, że za bardzo naruszyłam jego prywatność.Odsunęłam się nieznacznie, unikając jego wzroku.
- Teraz lepiej? -zapytałam cicho, lekko się przy tym rumieniąc.
< Jeff? >

Od Jeffa - Cd. Sakura

Wziąłem dziewczynę na ręce i położyłem na łóżku. Położyłem na stoliku wodę i ubrałem się szybko w pierwsze lepsze ciuchy. Po drodze, wyjąłem z szafki ulubioną broń - nóż. Odwróciłem się i skierowałem w stronę drzwi.
- G-gdzie idziesz? - wychrypiała, ledwo powstrzymując się od zaśnięcia. Posłałem jej uspakajający uśmiech i bez zbędnych tłumaczeń wyszedłem, zamykając drzwi na klucz. Szedłem równym krokiem, dobrze wiedząc gdzie się kieruje - pokój Sakury. Już po chwili mogłem zauważyć sylwetkę wysokiego szatyna. Skądś znałem ten pewny siebie uśmiech... No cóż, zajmę się potem dociekaniem skąd go znam. Stanęliśmy naprzeciwko siebie mierząc się spojrzeniem. Prychnąłem i przeczesałem włosy dłonią, mrużąc przy tym lekko oczy.
- Ładnie to tak zaczepiać dziewczyny? - Powiedziałem spokojnie i przyglądałem się, jak kąciki ust chłopaka unoszą się do góry.
- Obrońca się znalazł - zaśmiał się szyderczo. Wyjął z kieszenie nóż i podrzucił go kilka razy w ręce. - a może się zabawimy? - powiedział to z taką pewnością siebie, że nie mogłem odmówić. Skoro rzuca mi wyzwanie, to nie będę odmawiać.
- Tylko nie płacz jak ci coś odetnę - warknąłem i wyjąłem jeden ze swoich ulubionych noży. Jego ostrze zalśniło w świetle lamp. Czekaliśmy w napięciu, kto wykona pierwszy ruch. Nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, jak to się może skończyć. Każdy wierzył tylko w swoje zwycięstwo. Szatyn zaatakował, doskoczył do mnie jednym krokiem z wyciągniętym przed siebie nożem. Odsunąłem się w ostatniej chwili a ostrze niebezpiecznie blisko przeleciało obok mojej szyi. Było tu za mało miejsca, trzeba było wyjść na zewnątrz. Pobiegłem korytarzem i po chwili otworzyłem z impetem drzwi wyjściowe. Chłodne powietrze podziałało na mnie orzeźwiająco. Chłopak wybiegł tuż za mną i już po chwili mogliśmy kontynuować walkę. Mijały minuty, a wkoło słychać było tylko brzdęk ocierających się o siebie noży, zmęczonych i przyspieszonych oddechów, a także krew uderzającą cicho o kamienie. Żaden z nas nie chciał odpuścić, mimo coraz większych obrażeń, oboje zawzięcie i coraz agresywniej atakowaliśmy. Niestety, rany sprzed kilku dni dawały o sobie siwe znaki i miałem coraz mniej siły. Gdy poczułem, ja ostrze przecina mój policzek i pozostawia na nim krwawy ślad, upadłem ciężko na kolana, dysząc ciężko. Wiedziałem, że nie pociągnę tak długo, musiałem wymyślić coś innego. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Rzuciłem w stronę chłopaka nóż, który wbił mu się głęboko w udo. Zasyczał i wyciągnął go sobie z nogi jednym zamachem. Mimo bólu uśmiechnął się szeroko i wyrzucił nóż za siebie.
- Właśnie straciłeś swoją broń, jak zamierzasz teraz walczyć?- zaśmiał się szyderczo i powoli kierował się w moją stronę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Przegrałeś - wciągnąłem jego umysł do swojego świata, który nie był już tak przyjemny, jak ten, w którym była Sak. Wokół latało pełno ostrych narzędzi, a chłopak przywiązany był łańcuchami do grubego słupa. Spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach, tak jak zwierzyna złapana w sieć. Pstryknąłem palcami, a wszystkie narzędzia, skierowały się ostrzami w stronę szatyna.
- Game Over - zachichotałem i patrzyłem na tryskającą wokół krew. Wszędzie słychać było potworny wrzask, który pieścił me uszy. Jak za dawnych lat - pomyślałem, rozcierając w palcach czerwoną ciecz. Siedzieliśmy tak wiele lat, które dla mnie minęły jak mrugnięciem okiem. Ciało chłopaka cały czas się zrastało, by po chwili być rozerwane z powrotem na tysiące kawałków. Przeciągnąłem się lekko i stwierdziłem, że wystarczy. Znów znaleźliśmy się na polanie, Słońce powoli wschodziło kończąc noc, a dając początek nowemu dniu. Chłopak leżał skulony przede mną i dławił się krwią. Byłem jak w transie, z którego nic nie mogło mnie obudzić. Obudziła się we mnie ta strona, z którą każdego dnia tak zaciekle walczyłem. Ta, która cały czas szeptała mi - Zabij. Kopnąłem go w żebra tak, że potoczył się w niewielki rów. Cudnie wyglądał taki zakrwawiony, między płatkami róż. Wtedy dopiero oprzytomniałem. Złapałem się za głowę i syknąłem z bólu.
- Jeff, co ty odwalasz! - Podszedłem chwiejnym krokiem do muru.
- Nie podobało ci się? - zachichotało coś wewnątrz mnie. Od tego głosu kręciło mi się w głowie. Dopiero po chwili, byłem w stanie normalnie wstać. Wszedłem do budynku i skierowałem się w stronę swojego pokoju. Otworzyłem drzwi kluczem i zobaczyłem jak Sakura otwiera oczy. Zakryła dłonią usta. Nie dziwiłem się, gdy kierowałem swój wzrok w lustro zobaczyłem jak koszmarnie wyglądam. Krew spływała mi z twarzy, właściwie była wszędzie. Otworzyło się kilka wcześniejszych ran, jednak większość krwi nie była moja. Skrzywiłem się z niesmakiem i zamknąłem w łazience. Miałem serdecznie dosyć. Umyłem się, zmieniłem opatrunek i przebrałem w inne ciuchy. Spojrzałem na leżącą na szafce żyletkę. A gdyby tak... Potrząsnąłem gwałtownie głową, odpędzając od siebie złe myśli. Wyszedłem z łazienki i zobaczyłem dziewczynę siedzącą ze zwieszoną głową na skraju łóżka.
- Nic ci nie jest? - spytała, podnosząc lekko wzrok.
- Żyję - Mruknąłem. Ciekawe, czy ktoś znalazł już ciało chłopaka. Nie miałem zamiaru opowiadać Sakurze co się tam wydarzyło, a jeśli będzie bardzo chciała wiedzieć, to skłamię. To co tam się wydarzyło, nie powinno ujrzeć światła dziennego.
< Sakura? >

E: Od Rose - Cd. Suzu

Praca trwała przez cały czas. Nikt tu nie siedział z założonymi rękami. No, może wyłączając kilka osób, które siedziały gdzieś z boku, dyskutując na jakieś nieznane mi tematy. Pomagałam trochę przy muzyce, a także trochę przy dekoracjach. W pewnym momencie moją uwagę przykuł jakiś zaplątany w kolorowe lampki chłopak. Szybkim krokiem podeszłam do nieznajomego. Miał rozbawioną twarz jak u małego, głupiutkiego dziecka.
- Suzu się zaplątał - rzekł z szerokim uśmiechem czerwonooki blondyn. - Kolorowe kółka wygrały - dodał z udawanym smutkiem.
Chwile stałam przyglądając się młodemu chłopakowi. Wydawał się dość... dziwny. Był po prostu psychopatą, to pewne. Łatwo było to poznać, po jego nożu, skrywanym pod płaszczem, a także po śladach krwi na jego ustach oraz dłoniach. Z drugiej strony wyglądał na... przygłupa. Nagle spostrzegłam, że Suzu, bo tak zapewne się nazywał, wyciąga spod płaszcza nóż. No nie! Przecież on nie może niszczyć dekoracji! Szybkim ruchem ręki odebrałam mu jego "zabawkę". Ten zaś spojrzał na mnie zaskoczony, ale to nie trwało zbyt długo, gdyż po paru sekundach jego zdziwiony wyraz twarzy ponownie zamienił się w wesoły uśmiech.
- To jak Suzu ma się uwolnić? - zapytał ciekawy.
Uśmiech zaś wciąż widniał na jego bladej twarzy. Zastanowiłam się przez chwilę. Z tego co słyszałam Suzu posiadał pewną dosyć przydatną moc.
- Z tego co się orientuję, potrafisz się teleportować. Możesz teraz wykorzystać tę umiejętność - oznajmiłam.
Suzu spojrzał na mnie, uśmiechnął się chytrze, delikatnie zmrużył powieki, po czym rozpłynął się w powietrzu. Rozglądałam się niepewnie, by go dostrzec. Nagle poczułam bardzo delikatne ukłucie na plecach, oraz krzyk:
- Broń się!
Momentalnie odwróciłam się i instynktownie zamachnęła się, uderzając z całej siły pięścią w twarz stojącej za mną osoby, którą okazał się Suzu. Uderzenie było tak mocne, że chłopak przewrócił się, upuszczając na ziemię nóż, który trzymał w ręce.
- Ojej, przepraszam! - krzyknęłam, pomagając blondynowi wstać.
- Masz refleks, kobieto! - ucieszył się ku mojemu zdziwieniu czerwonooki, po czym zadowolony odbiegł.
Patrzyłam chwilę za nim. Zauważyłam, że zostawił jeszcze bardziej zaplątane niż wcześniej lampki. Z cichym westchnieniem wzięłam się do pracy. Po chwili "kolorowe kółka" zostały rozplątane. Po dostarczeniu ich do czarnowłosej dziewczyny, poszłam poszukać jeszcze czegoś do roboty. Pewien chłopak podchodził do każdej dziewczyny i o coś je pytał. Podszedł także do mnie.
- Dzień dobry. Poszukujemy kogoś kto chciałby zaśpiewać podczas festiwalu... - wytłumaczył chłopak.
- Eee... Ja... Nie potrafię śpiewać... - odparłam szybko.
W pewnym momencie moją uwagę przykuło coś jakby wycie wilka. Ostrożnie ruszyłam w stronę lasu. W gęstwinie drzew dostrzegłam parę złoto-pomarańczowych ślepi. Automatycznie cofnęłam się o kilka kroków. Na szczęście właściciel przerażających oczu nie zauważył mnie. Ja zaś ukryłam się za drzewem, bacznie obserwując stworzenie. Z krzaków wyszedł... Jeleniołak! Pisnęłam cicho, ale szybko zatkałam sobie usta ręką. Zwierzę jednak zauważyło mnie. Odruchowo sięgnęłam do miejsca, w którym zazwyczaj znajdował się mój pistolet. Tym razem jednak go tam nie było. No tak... nie zabrałam go na festiwal! Pozostawała mi tylko ucieczka. Zwierzę rzuciło się na mnie, ale ja sprawnie ominęłam atak, przez co uderzył w drzewo. Szybko jednak starał się pozbierać. Korzystając z okazji zaczęłam uciekać. Tak jak przypuszczałam Jeleniołak puścił się w pogoń za mną.
- Uwaga! Jeleniołak! Włączcie muzykę! Głośno! - krzyczałam będąc już blisko miejsca festiwalu.
Wiedziałam, że głośna muzyka, no i ogólnie hałas, odstraszą napastnika.
<Ktoś chce pisać event dalej?>

Od Kim Cd Zero

W pokoju znalazłam się po paru minutach, co wydawało się, mimo wszystko, wiecznością. Szybka wizyta w łazience i już po chwili stałam przy szafce. Otworzyłam jedno skrzydło, by zastanawiać się co powinnam na siebie włożyć. Moja szafa nie była bardzo pojemna, dzięki czemu po chwili wyjęłam potrzebne rzeczy. Beżowa bluzka, kontrastowała z czarnymi rurkami oraz ciemną, skórzaną, krótszą kurtką, a kruczo-czarne sztyblety idealnie uzupełniały cały strój. Stanęłam przed lustrem i popatrzyłam na siebie. Wszystko pasowało ale coś nie tak było z włosami. Westchnęłam cicho i związałam je w wysoki kucyk, zostawiając grzywkę.
- Chyba tak będzie dobrze - powiedziałam sama do siebie.
Szybkim krokiem zbliżyłam się do drzwi, a gdy je otworzyłam moim oczom ukazała mi się znajoma persona, z zapytaniem czy jestem gotowa.
- Pewnie - odparłam z lekkim uśmiechem.
Uścisnęłam mocniej dłoń rosłego mężczyzny i ruszyłam za nim spokojnym krokiem. Szliśmy w dość przyjemnej ciszy, przez co docierały do mnie wszystkie plotki roznoszone przez ludzi, właśnie na nasz temat. Wtuliłam się w ramię Zera, skupiając się na myśleniu o wczorajszym, magicznym dniu.
- Wszystko dobrze? - zapytał cicho, stając przed drzwiami jadalni.
- Nie mogłoby być inaczej - uśmiechnęłam się szczerze, spoglądając na niego.
Mężczyzna jedną ręką, otworzył drzwi, a wszyscy obecni w sali wstali i spojrzeli w naszą stronę, co było tutaj zasadą.
<Zero?>