czwartek, 17 marca 2016

Od Elandiel - Cd. Katherine

Wzdrygnęłam się, czując niespodziewany dotyk nieznanej mi osoby. Jednak po wypowiedzeniu tego jednego wyrazu, całe napięcie mnie opuściło.
- Ano, witam. - odparłam po dłuższej chwili, odwracając się do źródła kobiecego głosu. Postać zlustrowała mnie wzrokiem, po czym padło pytanie:
- Nie boisz się tu siedzieć bez broni?
- Powiedzmy, że o niej zapomniałam. - odrzekłam, zmuszając się do wstania. - Swoją drogą, jestem Elandiel. - dodałam, wyciągając dłoń przed siebie.
- Katherine. - odpowiedziała krótko, nieufnie ujmując moją rękę. - Nie rozumiem, jak można zapomnieć broni na świecie pełnym potworów..
- Oj, był pewien czas, w którym musiałam sobie bez niej radzić. Ponadto, obecnie byłaby tylko ciężarem, bo cała amunicja poszła się, za przeproszeniem, jebać. Jestem tymczasowo skazana na siłę własnych mięśni.

< Kath? Wybacz, że tak długo ;-; >

Od Kimberly - Cd. Zero

Uniosłam delikatnie głowę, by spojrzeć na ukochanego. Znałam to uczucie, opętania przez pierwotne instynkty. Miałam tak podczas walki. Wewnętrzna bestia, która skrywała się we mnie, tylko wtedy może ukazać się w całości. Uniosłam dłoń, po czym położyłam ją na miękkim policzku mężczyzny.
- Rozumiem cię. Też tak mam - powiedziałam cicho.
Zero spojrzał na mnie pytająco, lecz mimo to uśmiechnął się delikatnie.
- Nie przeszkadza mi to - kontynuowałam, delikatnie masując jego policzek - poza tym, razem damy sobie z tym radę, prawda?
Sięgnęłam drugą ręką w stronę klamki, po czym otworzyłam drzwi do jego pokoju. Mój wzrok padł na drugi koniec korytarza, gdzie stał zaatakowany przez Zera- chłopak. Był wściekły, jakby miał się na niego rzucić. Mężczyzna bliżej mnie, odwrócił się w jego stronę by po chwili spiorunować go wzrokiem. Ponownie położyłam dłoń na jego policzku, zmuszając go przy tym, by spojrzał w moje oczy.
- Nie dawaj mu satysfakcji, On chce cię rozzłościć - wytłumaczyłam.
Powoli wchodziłam tyłem do pokoju, lecz widziałam, że Zero kipiał ze złości gdy widział Omegę. Szarpnęłam nim nieco mocniej.
- Nie... Patrz tutaj - rzekłam,wskazując na moje oczy, ciągnąc go przy tym do pokoju.
<Zero?>

Od Katherine - Cd. Leona

Położyłam telikatnie palec na spuście, skupiając się na wybranym celu. Nacisnęłam spust, by już po chwili usłyszeć huk strzału. Przeciwnicy padali jeden po drugim. Najwięcej poległo, gdy miało w zamiarze obejść Leona. Poza tym, byłam pod wrażeniem jak ten chłopak walczy. Po paru minutach, z drugiej strony wybiegła cała grupa Shadow. Jeszcze przez pewien okres czasu, starałam się zestrzeliwywać cele, jednak zamieszanie było zbyt duże, nie licząc tego, że osoba darzona przeze mnie uczuciem, zniknęła.W tej chwili nie nadawałam się do niczego. Zawsze miałam przy sobie dwa sztylety, dzięki czemu byłam gotowa na bliższe starcia. Zarzuciłam snajperkę na plecy, po czym ruszyłam na parter budynku. Otworzyłam drzwi z impetem by od razu wskoczyć w środek walki. Cięcia były bardzo szybkie, nie wachałam się, tak jak to czasami mam ze strzałem z odległości.  Wdzierałam się w tłum tyłem, broniąc swojego przodu. Parę zadrapań, dwie rany cięte, to nic wielkiego, mimo wszystko przez bolący obojczyk, moje ruchy były po prostu nie czyste. Niski brunet napierał na mnie lecz dosłowie po dwóch sekundach, leżał martwy na ziemi. Poczułam, że ktoś stoi za moimi plecami. Zamachnęłam się z obrotem,  lecz gdy odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, inne ostrze zatrzymało moje. Nie widziałam twarzy osoby która obroniła mój cios. Podniosłam głowę wyżej i ujrzałam znajomą mi białą czuprynę. Trzymał swoją broń dość nisko, zważając na mój wzrost. Teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo się o niego bałam. Ta ulga kiedy go zobaczyłam. To ciepło które rozeszło się po całym ciele, sprawiło, że zrozumiałam. Darzyłam go uczuciem, wielu znanym jako miłość. To co zrobiłam po chwili, niektórym mogło wydawać się nierozsądne ale ja się tym nie przejęłam. Zjechałam delikatnie sztyletem po jego mieczu i przytuliłam się do niego.
- Leo... Bałam się... - jęknęłam.
<Leo?>

Od Sakury Cd Echo

-Ty? - zapytałam z lekkim uśmiechem- chodź ze mną.
Podeszłam powoli do dziewczyny, lecz po trzech krokach ktoś położył mi ręce na barkach. Odwróciłam się na pięcie, by spojrzeć na szyję jakiegoś mężczyzny. Biała czupryna, szeroki uśmiech. Czyżby brat zastanawiał się, co ma zrobić.
- Hej Leo - przywitałam się, unosząc głowę.
- Sis, no nie mów, że nie przydzielisz mi jakieś fajnej misyjki.
- Bedzie taka, o którą zawsze prosiłeś - rzekłam tajemniczo.
Na twarzy, tego jakże wysokiego blondyna, zawitał uśmiech wdzięczności. Bez namysłu odwrócił się i szybkim krokiem podszedł do Nifenye. Tak. Oni muszą walczyć razem. Snajper osłaniający wybornego wojownika i mistrz miecza, niedopuszczający przeciwnika do naszego "Orlego Oka". Uśmiech zagościł na mojej twarzy, na wspomnienie tej dwójki. Ponownie odwróciłam się do dziewczyny.
- O czym ja mówiłam? - zaśmiałam się.
- Co mam do roboty? - przypomniała mi.
- A no właśnie! Obchodzimy mutanty z grupką wojowników - objaśniłam.
- Tak po prostu? - zapytała zdziwiona.
- Nie. Wychodzimy za miasto i obchodzimy je, gdy Nif powie nam, iż żaden z mutantów nie znajduje się na otwartym terenie.
- Tylko tyle? Przecież one nie są aż tak głupie...
- Shadow żyją mottem "Zabij cicho i zbiegnij", puki ja stosuję taką taktykę, radze się nim kierować.
Dziewczyna uśmiechnęła się pewnie i popatrzyła na mnie pytająco.
- Idziemy? - zapytałam.
<Echo?>

Od Zera - Cd. Kimberly

 Jeśli jeszcze miałem w sobie negatywne emocje- zniknęły one po tym, jak dziewczyna wtuliła się we mnie. Tak, jakby było to dla niej coś naturalnego, coś, czego nie chciała ukrywać. Odebrałem od niej Hecate, by nie musiała dźwigać za mnie tej kupy żelastwa. W końcu to mężczyźni, a nie kruche istoty zwane kobietami, powinni dźwigać przedmioty, niezależnie od ich wagi. Wolną ręką objąłem ją w talii, wolnym krokiem kierując się do mojego małego królestwa. Chociaż... Może powinienem od dziś określać je mianem "naszego"- mojego i tej jasnej kruszynki? Tak, to chyba było najodpowiedniejszym z dostępnych rozwiązań. Cała droga minęła w całkiem przyjemnej ciszy. Zatrzymawszy się przy drzwiach po raz kolejny odważyłem się zbliżyć do niej na tyle, na ile to możliwe. Lecz tym razem nie miało zakończyć się to pocałunkiem, jak na jakichś filmach romantycznych, typowych dla twórców ze Starej Ziemi. Nie, tu chciałem poruszyć temat czegoś, co niszczyło mnie od środka.
- Kim...- zacząłem niepewnie- Przepraszam, że wtedy, w hallu dałem aż tak ponieść się złości. Wiem, że nie powinienem. Zachowałem się jak zwierzę...

<Kim?>

Od Leona - Cd. Katherine

   Pokiwałem twierdząco głową, sam do końca nie wiedząc w co mnie pakowała. Walka, jedynie to wiedziałem. No i musiałem chronić zarówno Katherine, resztę Shadow Hunters, na sobie samym kończąc. Spora odpowiedzialność jak na jednego, kij z tym, że całkiem sporego i byczo silnego, chłopaka. Wojenne okrzyki zbliżały się z każdą sekundą, jednak ich źródło nadal znajdowało się daleko od naszej aktualnej pozycji. Nasza dwójka przeciwko chordzie wojowników kierujących się pierwotnymi instynktami... Nieźle się zapowiadało. Pistolet z ograniczoną liczbą naboi na nic by się tu tak naprawdę nie zdał, tak samo jak snajper na ziemi... Eh... Naprawdę naszą dwójkę dużo dzieliło. Uwolniłem jej dłoń z uścisku mojej, uśmiechając się do dziewczyny.
- Leć na górę, osłaniaj mnie- powiedziałem wesołym tonem, który nawet mnie samego zaskoczył- No już, już. Dam sobie radę tu, na dole.
Z pochwy przypiętej do pleców wyjąłem długie ostrze, na pierwszy rzut oka wyglądające jak czarny miecz. No i w sumie nim właśnie było. Lekkim, aczkolwiek śmiercionośnym mieczem, marzeniem każdego z rycerzy.
- Uważaj...- wyszeptała, znikając w jednym z budynków
Uważać? To raczej nie należało do części mnie. Wolałem ryzyko. Huk wystrzału rozniósł się echem po okolicy, jeden z pierwszych dzikusów padł martwy. Ha! Niezły cel, doprawdy! Unosząc kąciki ust, rzuciłem się w stronę, z której przybywali coraz to nowsi przeciwnicy.

<Kath?>