Ten nagły ruch prawie zwalił mnie z nóg, dosłownie. Nie byłem przyzwyczajony do czułości, zwłaszcza ze strony dziewcząt innych niż Sakura. Zwłaszcza tak niespodziewanych. Na ułamek sekundy cały zesztywniałem, równie szybko rozluźniając mięśnie, pewny o braku wroga w pobliżu. Ponownie wszystkie moje myśli pognały w stronę Katherine. Czy to, co do niej czułem można było nazwać miłością? Czy jedynie chwilowym zauroczeniem, które niedługo mogło rozpłynąć się? Zniknąć tak, jakby nigdy nie istniało? Jeśli tak, to chciałem wykorzystać każdą dana mi chwilę bliskości z tą dziewczyną. Bałem się odrzucenia? Oczywiście, byłbym głupcem, gdybym myślał, że taka istota jak ta dama mogłaby zechcieć wieczne dziecko. Chłopaka, którego większość osób po prostu wolała unikać, z lęku przed tym, że mógłby niechcący kogoś uszkodzić. Miałem problemy z kontrolowaniem swojej siły, to fakt. Jednak znikały one w obecności ciemnowłosej.
Uśmiechnąłem się tak niewinnie, jak młodzik, który coś zrobił i nie chciał się przyznać. Starałem się wykrzesać z siebie całą delikatność, która gdzieś tam wewnątrz drzemała. Przy okazji pomyślałem sobie o tych wszystkich gapiach i o tym, jak musieliśmy wyglądać. Ona- leżąca w trawie i przytulająca się do mnie. Ja- stojący nad nią na czworaka, prawie, że przygniatający jej osobę. Taki wielki, w porównaniu do swojej towarzyszki. Podniosłem się do siadu, ciągnąc dziewczynę za sobą, by finalnie znalazła się na moich kolanach.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- wyszeptałem jej wprost do ucha.- Już jestem grzeczny, widzisz?
To powiedziawszy, z nadmierną delikatnością ułożyłem dłonie na jej talii, jednocześnie rozkoszując się wzajemną bliskością. Może byłem głupcem, może poniosła mnie odwaga szaleńca, sam nie wiem. Po prostu, kiedy chciałem przyciągnąć ją do siebie- moje ręce od niechcenia wsunęły się pod jej koszulkę, pozwalając na dotknięcie miękkiej, skóry, którą porównać można było jedynie do jedwabiu. Udając, że zrobiłem to zupełnie przypadkowo, zmniejszyłem odległość nas dzielącą do niezbędnego minimum, ani na sekundę nie wycofując się spod jej ubrania. Po prostu czucie ciepła bijącego od Katherine, jej słodkiego zapachu, teraz jeszcze dotykanie skóry... To wszystko stało się dla mnie najlepszym ze wszystkich afrodyzjaków.
- Nawrzeszcz na mnie, jeśli chcesz, ale wiedz, że za tobą szaleję- powiedziałem cicho.
Po raz kolejny tego dnia musnąłem jej usta swoimi, by zaraz potem złożyć na nich prawdziwy pocałunek. Delikatny, przepełniony uczuciami, tym wszystkim, co we mnie siedziało i jej dotyczyło. Szaleństwo? Jeśli tak, to tylko dla Kath zarezerwowana została ta normalna część mnie. Nikt inny nie miał do niej dostępu.
<Kath? Reszty odpisek nie ma. Ale za to jest ta, taka dłuższa. Wybacz mi, kochana, ale jest po 3, kiedy to kończę...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz