sobota, 5 marca 2016

Od Ayanette - CD Leona

W mojej głowie jest pobojowisko myśli. Zaufać czy też nie? Nie znam gościa, bo chociaż nie jest mutantem, to jednak w moich oczach wszyscy mogą mieć jakieś niecne zamiary wobec kogokolwiek. Mimo wszystko dobrze wiem, że JA pozostałam JESZCZE dosyć humanitarna i w życiu nie dałabym rady zabić człowieka, więc co mogę zrobić w tej sytuacji? Jestem bezsilnym, małym kłakiem, który świetnie włada bronią, ale nie potrafiłby zabić nikogo, bo nie ścierpiałby psychicznie. Mój nóż upada na ziemię, wydając charakterystyczny brzdęk.
- Ayanette! - wykrzykuję, znów zanosząc się nieustępliwym kaszlem. Oczy mi łzawią od nadmiaru WSZYSTKIEGO w powietrzu. - Jestem Aya! - powtarzam, by być pewna, że usłyszał.
Przybliżam się powolutku o parę kroków, powierzając moje życie człowiekowi, którego znam tylko z imienia. Może zrobić co chce - zabić, pobić, ma wolną rękę. Mam to gdzieś, przynajmniej w tym momencie.
Nieznajomy jednak, zgodnie ze swoją przysięgą, nie robi nic. Leonowy honor zdaje się mieć swoją wartość. Jestem już ze dwa metry od niego, by tylko nie musieć się przekrzykiwać przez te tumany kurzu i popiołu. Nieduży podmuch wiatru sprawia, że włosy wpadają na moją twarz i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że są brudne, przykryte popielatą powłoką wszechobecnego pyłu. No, fajnie. Będzie niezła frajda przy myciu tych długich kudłów.
- Skąd jesteś? - pytam łagodniej, jednak wciąż nie ukrywając podejrzliwości. Boję się, może już nie o tyle niego, ale zaczynam czuć nieokreślony wstręt do tego miejsca i wszystko, co tu jest, wydaje się mieć zamiar mnie zaatakować.

Leon? ;_;

Od Ayanette - CD Sakury

Ci tamci, z Shadow Hunters, nie są tacy źli, jak przypuszczałam. Sakura wydaje się być całkiem w porządku dziewczyną, przynajmniej jak na te pierwsze parę zdań, które wymieniłyśmy. Zresztą, co ja tam wiem? Nie połapuję się w tych wszystkich grupach, jak dla mnie liczy się tylko to, by przeżyć i znaleźć rodzinę.
- Ayanette... Dla przyjaciół Aya - dodaję mniej pewnie, bo właściwie przedstawianie się w ten sposób jest dla mnie... no... dziwne. - No to tak, miło mi cię poznać - powtarzam, właściwie tylko po to, by przerwać ciszę, jaka pomiędzy nami nastaje.
- Mnie również - uśmiecha się, ale nie potrafię ocenić, czy ten gest jest szczery, czy też wymuszony. Stawiam jednak na tą bardziej pozytywną wersję, a co tam, może będę się troszkę oszukiwać i z banańcem na twarzy być pewna, że każdy, kogo spotykam, ma dobre zamiary i mnie uwielbia. A co mi tam? W głębi duszy i tak wiem, jak wiele osób mnie nie znosi.
- A więc... może opowiesz coś o... - nie chcę wnosić napiętej atmosfery, więc powstrzymuję się z pytaniem o rodzinę i przyjaciół, czy takie tam. - O... Znałaś kogoś stąd wcześniej? - zadaję pierwsze lepsze pytanie, jakie przychodzi mi do głowy.

Sakura? Ale gniot XD

Echo

Imię: Nie lubię swojego imienia. Mów mi po prostu Echo.
Pseudonim: Es, lub bardziej "pieszczotliwie" Esi
Płeć: Kobieta
Wiek: 20 lat
Przynależność: Wolny Strzelec
Stanowisko: Nie posiada
Charakter: Es nie jest typem towarzyskiej osoby. Inni ludzie ją irytują, nie lubi imprez ani innych tego typu zabaw. Nie ma właściwie przyjaciół, nikt jej nie lubi. Wszyscy uważają, że jest dziwna. Ale ona się tym zbytnio nie przejmuje. Ma poczucie humoru. Jest szalona i nader pewna siebie. Nie boi się gróźb ani silniejszych od siebie osób. Po prostu nie robi to na niej wrażenia. Jest z niej romantyczka i flirciara, jednak zazwyczaj miłością bawi się jak gumową piłką. Nie toleruje kłamców. Mimo, że nie wygląda na taką, to jest dość poważna i wiele rzeczy bierze sobie do serca.
Głos: KLIK
Motto: Sztuka to kłamstwo, które pozwala uświadomić sobie prawdę.
Magiczna Zdolność: Es potrafi w pewnym sensie władać nad otaczającym ją światem. Może podnosić przedmioty myślami i wdzierać się do czyjegoś umysłu.
Orientacja: Hetero
Zauroczenie: A nawet jeśli, co z tego?
Partner: Nie posiada
Potomstwo: Brak
Rodzina: 
  • Zaginiony brat Seth
Historia: Po zesłaniu na ziemię nie miała pojęcia co robić. Nie mogła się przyzwyczaić, nic jej nie wychodziło. Po pewnym czasie jednak wszystko stało się lżejsze, i jakoś daje sobie radę.
Lubi: Czekoladę, ciszę, płeć przeciwną, strzelanie z łuku lub kuszy.
Nie lubi: Irytujących osób, towarzystwa.
Inne zdjęcia: X
Prowadzący: Olasta

Statystyki:
  • Inteligencja: 150
  • Szybkość: 100
  • Zręczność: 120
  • Wytrzymałość: 115
  • Siła: 115

Inne:
  • Potrafi grać na gitarze, skrzypcach oraz gitarze elektrycznej.
  • Ma dwa tatuaże taki oraz taki (na ramieniu)
  • Jej rodzice od dawna nie żyją.

Od Leona - Cd. Ayanette

   Dostałem pozwolenie na samotny wypad w teren, co też postanowiłem wykorzystać. Dlaczego? Nie miałem nic lepszego do roboty... I tak, jakby dali mi jakieś zadanie, to pewnie bym coś zniszczył, jak to zwykle w moim przypadku bywa. Nadawałem się jedynie do poważnej walki, najlepiej wręcz.
   Powiew ciepłego wiatru przyniósł ze sobą odór śmierci, która widoczna była w każdym zakamarku tego miejsca. Straszne. Twarz skryłem pod ciężką maską gazową, przeznaczoną specjalnie do takich wycieczek. Przynajmniej nie musiałem wdychać tego całego syfu, bo pyłem tego nie nazwiemy. W tej części miasta w powietrzu unosiło się wszystko- od kurzu, przez popiół, aż po maleńkie drobinki spopielonych, ludzkich ciał. Tak właśnie skończyli... pomyślałem, Chciałbym być wtedy wśród nich... Tamtego pamiętnego dnia straciłem wszystko- dom, rodzinę, przyjaciół... Lecz dano mi drugą szansę, wręcz można stwierdzić, że rozpocząłem nowe życie. Zmieniłem się, to prawda, ale w takich chwilach odzywał się duch starego Leona Nathaniela, wzorowego dziecka państwa Chimero. Młodego, pełnego powagi człowieka, który miał swoje plany na przyszłość, tak dalekie od tego, co się później ze mną działo. Przeskoczyłem nad starym płotem, używając przy tym całej siły, lądując jakiś metr dalej. Co jakiś czas do moich uszu dobiegało charczenie, odgłosy przewracanych cegieł. Trzymałem prawą, prowadzącą rękę przy boku, przy rękojeści maczety. Przez cały czas starałem się iść drogą, pod którą widać było czerń asfaltowej drogi. W pewnym momencie moją uwagę przykuła pewna postać. Długie, jasne włosy wyróżniały się na tle szarości okolicy, tak samo jak zdrowa cera istoty. Wykluczyłem od razu wszelkie mutanty, a także dziki lud. I choć nie widziałem jej nigdy wcześniej, to śmiało mogłem stwierdzić, że była stuprocentowym człowiekiem, a słowa padające z jej ust tylko mnie co do tego upewniły. Potem ten kaszel... Skrzywiłem się, choć moja twarz pozostawała wciąż niewidoczna dla ciekawskiego spojrzenia napotkanej dziewczyny. W ręku trzymała... chyba nóż... No nie dziwię się jej, w końcu jak jakie coś jak ja wyskoczyło ni z tego, ni z owego, to można było się przestraszyć. Uniosłem ręce w górę, by pokazać, że nie miałem złych zamiarów co do niej. W końcu... Wróg, czy też nie- byłem na ziemiach mojej grupy i powinienem być tu względnie bezpieczny. W takiej pozycji powoli zacząłem się do niej zbliżać.
- Leon. I przysięgam, że nie mam zamiaru atakować- powiedziałem głośno, bowiem maska częściowo tłumiła głos- A ty? Jak masz na imię?

<Ayanette? Taka tam porażka wyszła :')>

Reik

Imię: Reik
Pseudonim: Doublekill, Double, RD
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20 lat
Przynależność: Wolny strzelec
Stanowisko: Wszystkiego po trochę
Charakter: Reik jest zabawny, przyjazny i pomocny. Uwielbia towarzystwo i poznawać nowych ludzi. Jest pewny siebie i mało czego się boi. W wolnych chwilach uprawia parkour który uwielbia. Po mimo tego że lubi zabawę i zwykle ma głupawkę to potrafi zrobić się śmiertelnie poważny i niebezpieczny, a zwłaszcza wtedy gdy ktoś chce zrobić jej siostrze krzywdę.
Głos: KLIK
Motto: ---
Magiczna zdolność: Potrafi  poruszać się z prędkością nad dźwiękową. Kiedy używa tej zdolności pojawiają się za nim białe smugi światła.
Orientacja: Hetero
Zauroczenie: Brak
Partner: ---
Potomstwo: ---
Rodzina:
  • Siostra - Nei
Historia: Reik po zesłaniu na ziemię od razu zaczął ją zwiedzać. Walczył z różnymi potworami, zakładał różne bazy, poznawał innych ludzi, Walczył z potworami, zdobywał różne skarby... i tak dalej. Pierwsze dni były trudne ale szybko się przyzwyczaił. Z jego umiejętnościami po dłuższym czasie żyło mu się bardzo łatwo. Potem jednak napotykał na swojej drodze o wiele silniejsze mutanty i o wiele silniejsze grupy ludzi które nie były przyjaźnie nastawione do nikogo.
Lubi: Kobiety, szybkość, zabawę, wodę, noc, muzykę, podróżować, zwiedzać, parkour, towarzystwo, zabawę, poznawać nowych ludzi, budować.
Nie lubi: Chamstwa, oszustów, kiedy ktoś stara się nad nim władać.
Inne zdjęcia: ---
Prowadzący: Reik

Statystyki:
  • Inteligencja: 100
  • Szybkość: 150
  • Zręczność: 150
  • Wytrzymałość: 100
  • Siła: 100

Inne:
  • Posiada tatuaż na plecach który jest pamiątką po Starej Ziemi.
  • Jego rodzice żyją a on o tym wie.
  • Jest szefem dużej bazy pod ziemią gdzie spotykają się różni ludzie, jest tam bar i jest prowadzony handel.
  • Jest bardzo zżyty ze swoją siostrą i prawie nigdy jej nie opuszcza.

Od Kim - Cd. Zera

Przygotowywałam się na uderzenie i co najmniej twardy upadek na ziemie, lecz stało się zupełnie co innego. Mężczyzna który był gotowy mnie pobić,nagle zmienił nastawienie? Wydaje mi się, że on wcale nie jest taki zły jakim chce żeby go widziano. Zero wydawał się zupełnie inny niż był na początku. Może to tylko maska pod którą się skrywa? Nie wiem. Popatrzyłam na chłopaka i postanowiłam, że może go lepiej poznam? Wstałam i odwróciłam się delikatnie w jego stronę. Zero tulił mnie tak, że moja twarz wylądowała na jego torsie. Przekręciłam głowę tak, że mogłam oddychać po czym objęłam go rękoma. Wtuliłam się w chłopaka jak w wielkiego pluszowego misia przez co zaczęłam się powoli uspokajać. Czułam się przy nim jak coś co można za chwilę znieść ale to mi nie przeszkadzało.
- Dziękuję - szpenęłam.
<Zero? Tulimmyyy *^* >

Od Kath - Cd. Leona

Uśmiechnęłam się widząc chwilowe zakłopotanie chłopaka. Był ode mnie o wiele wyższy, mogłabym nawet powiedzieć, że czułam się jak mały krasnoludek przy królewnie Śnieżce. Tylko, że to.. Był chłopak.. I do tego nie byle jakiej urody. Przeniosłam wzrok na jego oczy.
- Czyżby imię Pani Generał Sakury aż tak cię gryzło ? - zaśmiałam się i podałam mu rękę - Katherine ale już mnie przecież znasz.
- No niestety, wybacz ale tak - odparł z uśmiechem.
- Więc mówisz, że dowódca prosił abyś mnie oprowadził.
- Najpierw muszę cię wprowadzić- oświadczył - masz pokój na samej górze.
W tej chwili popatrzyłam na moje bagaże. Niby miałam ich mało ale jednak dwa plecaki i dwie walizki z bronią troszkę ważą. Było mi głupio zadać to pytanie ale wydawało mi się, że go tym nie zdenerwuje.
- Leonie, jeżeli mogę się do ciebie zwracać...
- Tak ? Słucham ciebie.
- Wiem, że to głupie ale sama nie dam rady.. - jęknęłam i gestem wskazałam bagaże.
- Pomogę ci - odparł z uśmiechem.
- Dzięki...
Złapaliśmy po jednym plecaku, lecz gdy blondyn miał podnieść. walizkę z bronią palną zareagowałam.
- Z tą ostrożnie ! - oznajmiłam.
- Nie rozumiem...
- Tam są moje skarby - powiedziałam tajemniczo - Idziemy?
<Leo?>

Od Zera - Cd. Kim

Bała się i tak miało pozostać. Strach pozwalał mi panować nad wszystkimi, skutecznie zduszając wszelkie bunty w zarodku. Przy okazji mogłem wyładować złość, która często brała mnie w pod swoje rządy. Jednak coś z dawnego, dawnego chłopca we mnie zostało i czasem nie pozwalało na wyżywanie się. Tak też stało się teraz, kiedy zobaczyłem, jak się kuliła i desperacko zasłaniała twarz... Coś we mnie pękło, rozsypując się na miliony kawałeczków. Musiała dużo przejść, to było widać. Westchnąłem głośno, opanowując się na tyle, by normalnie funkcjonować. Tamta sierotka... niewinne dziecko, którym kiedyś byłem... Jakoś nie potrafiłem już się na nią gniewać. Obszedłem biurko stroną przeciwną do ruchu wskazówek zegara, co było takim moim dziwnym zwyczajem. Stanąłem za panienką Kimberly, delikatnie kładąc dłonie na jej ramionach, a zaraz potem przytulając jak misia.
- Spokojnie...- wyszeptałem- Już jest ok, widzisz? Nie uderzę cię. Nie zrobię ci krzywdy...
Tak, teraz zachowałem się jak nie ja, ale... Eh... Inaczej nie mogłem. Co za dużo to niezdrowo, prawda? A troszkę czułości chyba nie zaszkodzi. No i zawsze mogła mnie odtrącić, wyzywając od zboczeńców. W sumie to nawet takie zachowanie by mnie nie zaskoczyło...

<Kim?>

Od Leona do Katherine

Początek lipca oznaczał przybycie nowych. Sakurka nie miała dla mnie czasu, musiała zająć się organizacją wszystkiego, co związane było z przybyłymi i pilnować, by Blood Masters nikogo nie zabrali dla siebie. Eh... Czy ona i Zero... Przepraszam. My i buntownicy nie moglibyśmy się wreszcie pogodzić? Te ciągłe spinki były bardzo męczące. Ale wracając od tematu. Wiewióra, by mnie czymś zająć, kazała mi znaleźć konkretną z nowych. Miałem robić jej za przewodnika, czy coś... Nie wiem, niezbyt jej wtedy słuchałem.
- Kaatheerineee!- wydarłem się po raz kolejny
Echo poszło chyba na cały budynek. Ups... Skręciłem w prawo, niechcący wpadając na jakąś drobną osóbkę. Czarna, gęsta czuprynka... To chyba była ta, której szukałem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Wybacz, powinienem uważać.- powiedziałem szybko i odsunąłem się o krok
I wtedy podniosła wzrok, obdarzając moją osobę spojrzeniem ciemnych oczu. Nie wiem dlaczego, ale przez ten właśnie kontakt zapiekły mnie policzki. Coś nowego. Wyciągnąłem do niej rękę, szczerząc kiełki.
- Leon. Sa...- ugryzłem się w język- Generał stwierdziła, że od dzisiaj mam robić za twojego przewodnika.

<Kath?>