Ciepło od niej bijące, te lekkie impulsy pochodzące z miejsca zetknięcia skóry mojej i jej. To wszystko składało się na jedną, przyjemną chwilę. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując jej lekki oddech. Była pierwszą osobą, która dziękowała mi za cokolwiek, choć nie zrobiłem niczego, by dać jej powód do wdzięczności. Złapałem za kant kołdry, bardziej zakrywając tę wyjątkową kobietę. Może w dzień było upalnie, lecz nocą na Pustkowiu królowały minusowe temperatury, a nie chciałem, by zmarzła.
- Wiesz... Kimberly, jestem tu dla ciebie, bo tego właśnie pragnę. Jako jedyna odnalazłaś cząstkę czułego faceta, będącego głęboko ukrytym wewnątrz tyrana, którym jestem. W tak krótkim czasie obudziłaś we mnie tyle nieznanych mi wcześniej emocji, uczuć... Ja... Przyznaję, że przez jakiś czas miałem mętlik w głowie, nie wiedziałem co i jak miałem o tobie myśleć... Jak o podwładnej, czy jednak o kimś więcej... Ale już wiem. Dałaś mi wiele powodów do myślenia o tobie, jako o takiej prawdziwej, pierwszej miłości... O kobiecie, której bliskość jest jak rządza i najlepszy z afrodyzjaków- mówiłem szybko, cicho. Słowa wręcz same pchały się na światło dzienne.- Dziękuję, Kimberly... Naprawdę...
Szczerość... Tym razem nie była ona bolesna, jak to często bywa. Nie, próbowałem obrać swoje słowa w jak najlepszą wypowiedź, ale niezbyt sztuczną. Czy to wyznanie miłości? Sam nie wiedziałem, jednak z czynami to już trochę inna sprawa. Dźwignąłem się tak, że znalazłem się nad tą kruchą istotą, tak maleńką przy mojej osobie... Z łatwością mógłbym ją zranić, ale nie miałem tego w zamiarach. Zamiast krzywdzić- wolałem rozpieszczać. Tak, jak tylko by sobie zażyczyła. Przybliżyłem swoją twarz do jej, by następnie złożyć na jej delikatnych ustach czuły, wręcz namiętny i długi pocałunek, jakoby miał zostać on potwierdzeniem mojej wypowiedzi.
<Kim? Zasięg znowu i znowu, i znowu pada .-. I jak coś w rodzaju żeńskim, osobie pierwszej by było- autokorekta atakuje ;-;>