niedziela, 6 marca 2016

Od Leona - Cd. Kath

Opiekować? Jak ja nawet chomika nie potrafiłem upilnować! Przyłożyłem prawą dłoń do tylnej części szyi, uśmiechając się szeroko. Czułem się co najmniej niezręcznie w takiej sytuacji. Gdybym odmówił- wyszedłbym na największego drania, za go, gdybym przyjął "zadanie"- mogłoby się to źle skończyć... Raz się żyje!
- Oczywiście.
- Więc może pan już wrócić z panienką do waszej kwatery. Obowiązkowo trzeba codziennie zmieniać opatrunek. Najlepiej przychodzić z tym bezpośrednio tutaj, ale można też to robić samodzielnie.
Na każde słowo tego mikrusieńkiego faceta odpowiadałem kiwnięciem głową. Czyli szykowały się spacerki do lekarza. Po kilkuminutowym wykładzie na temat zajmowania się osobami z ranami postrzałowymi, mogłem nareszcie zabrać ją do jej pokoju. Po raz drugi wziąłem ją na ręce, tym razem bardzo delikatnie. Pielęgniarka otworzyła drzwi, przyglądając się mi z dziwnym wyrazem twarzy. Rzuciłem jeszcze "Do widzenia", opuszczając pomieszczenie. Po tym, jak ktoś zamknął drzwi- westchnąłem z ulgą. Nigdy nie lubiłem szpitali ani gabinetów lekarskich. Źle mi się kojarzyły.
- To co? Od dzisiaj robię ci za opiekuna?- rzuciłem wesołym tonem

<Kath? Ot taka porażka>

Od Kim - Cd. Zera

Ton jakim zwracał się do swoich podwładnych był przerażający. Zastanawiało mnie to dlaczego przy mnie zachowuje się inaczej? Czyżby czuł się na tyle swobodnie by zdjąć maskę Twardego Dowódcy? Wodziłam wzrokiem, starając się odnaleźć tego wspaniałego mężczyznę. Dopiero gdy usłyszałam jego ciche wołanie, zorientowałam się gdzie jest. Przyznam znalezienie go w ciemności nie było łatwe.
- Tutaj jestem - odpowiedziałam szeptem,  zbliżając się bezszelestnym krokiem do Zera.
Chłopak ustał zdezorientowany i patrzył w zupełnie innym kierunku. Gdy znalazłam się tuż zanim, owinęłam go rękoma w pasie, przysuwając się do niego. W tym samym momencie, włożyłam głowę pod jego ramię i popatrzyłam mu w oczy.
- Tutaj jestem - zaśmiałam się cicho, uśmiechając się przy tym.
<Zero?>

Od Kath - Cd. Leona

Ból powodowany zszywaniem rany był niczym w porównaniu do ucisku, spowodowanego przez kulę. Lekarz kręcił się przy mnie, wypytując o szczegóły wypadku. Opowiedziałam mu tyle ile uważałam za stosowne by następnie nie mówić nic.
- Masz szczęście, że strzał nie złamał ci kości, kula przebiła tylko tkanki miękkie - tłumaczył niewysoki mężczyzna, bandażując mi ramię.
Jedyna dobra informacja. No może nie jedyna... Najważniejsze jest to, że Leonowi nic nie jest. Nie wybaczyłabym sobie gdyby to on padł ofiarą snajpera. Rozglądałam się dookoła starając się go znaleźć ale najprawdopodobniej nie pozwolono, mu wejść.
- Czy ja mogę powiedzieć temu Panu czy?
- Może Pan, nie musi nawet pytać - przerwałam pielęgniarce.
Ta uśmiechnęła się delikatnie po czym skierowała do drzwi. Dosłownie po sekundzie zauważyłam białą czuprynę we wrotach.
- Leo...- jęknęłam.
Chłopak od razu ustał przy mnie ale gdy chciał coś powiedzieć, lekarz nie pozwolił mu dojść do głosu.
- Zaopiekuje się nią pan? -zapytał.
<Leo?>

Od Zera - Cd. Kim

W odpowiedzi na jej pytanie, podniosłem się, jednocześnie wyswabadzając ją od ciężaru mojego ciała. Ile dałbym za jeszcze minutę, może dwie takiego leżenia... Ale spacer mógłby być lepszy. Rzuciłem okiem na ścienny zegar, który wskazywał dochodzącą godzinę dwudziestą drugą. Wartownicy już pewnie obchodzili teren, uniemożliwiając swobodne przemieszczanie się pomiędzy terenem byłego więzienia stanowego, a resztą terenów. Cóż... Sam byłem temu winien, bowiem to ja już jakiś czas temu wprowadziłem obowiązek strzeżenia okolicy po zmroku. Wcześniej wszelkie, radioaktywne mniej lub bardziej, stworzenia wtargały tu, niszcząc uczucie bezpieczeństwa moich ludzi.
- Możemy iść- odpowiedziałem
Wstałem z łózka, by zaraz znaleźć się przy mosiężnych drzwiach, jakich były w tym skrzydle dziesiątki. Przekręciłem znajdujący się w nich klucz do momentu, kiedy wrota same się otworzyły. Kim puściłem przodem, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zechciał powęszyć co się działo. Będąc już na dworze, złapałem ją i zaciągnąłem w cień.
- Strażnicy. Ja ich zagaduję, ty w tym czasie wychodzisz, jasne?- wyszeptałem stanowczym tonem- Inaczej oboje możemy mieć kłopoty.
Ta jedynie pokiwała twierdząco głową, więc ja udałem się do dwóch (sporo mniejszych ode mnie) mężczyzn. Jeden z nich popatrzył na mnie tak, jakby zobaczył ducha i pobladł... Eh...
- Dowódco?
- Przepuścić mnie- powiedziałem tonem ostrym i stanowczym, takim, jakim obdarzałem praktycznie wszystkich
- Ni...
- To rozkaz!- huknąłem, widząc jasną czuprynę umykającą gdzieś w mrok
Podziałało, jak zawsze. Przeszedłem pomiędzy osobnikami, wzrokiem szukając dziewczyny. Jest taka jasna, a jednak ciągle znika...
- Kim?- zapytałem cicho

<Kim?>

Od Leona - Cd. Kath

Kath... Popchnęła mnie i osłoniła samą sobą, a potem padła obok. Cholera! Podniosłem się do siadu, lekko trzymając za głowę, którą chwilę wcześniej zaryłem o podłogę. Plamka krwi na koszulce dziewczyny powiększała się z każdą sekundą, a w samej tkaninie zrobiła się okrągła wyrwa. Powoli, delikatnie wziąłem ją na ręce, jednocześnie wstając. Była przytomna i chyba w pełni świadoma, o czym poinformowała mnie syknięciem.
- Wiem... przepraszam...- mruknąłem- I dziękuję...
Milczała. Może to i lepiej... W końcu osoba nawet lekko raniona i krwawiąca powinna nie zużywać zbyt wiele cennej energii. Wyszedłem z nią z pokoju, szybkim krokiem udając się do skrzydła medycznego.
~*~
Opierdziel od medyka o to, że ją zaniosłem, zamiast wezwać pomoc- przeżyłem. Ale samo czekanie, aż opatrzą Katherine było nie do zniesienia. Tak, bałem się o nią. Chyba szóste już kółko skończyłem, zatrzymując się przed drzwiami sali. Zapukałem i po raz kolejny zobaczyłem tę samą pielęgniarkę, usłyszałem to samo zdanie- Jeszcze chwilę, przecież Rzymu nie zbudowano w jeden dzień. Eh... Tym razem oparłem się o ścianę.

<Kath?>

Ciasteczkowy Pan


Imię: Cookie
Pseudonim: Cook(ie)
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19 lat
Przynależność: Wolny Strzelec.
Stanowisko: -
Charakter: Myślisz, że jestem miły i przyjacielski? Grubo się mylisz! Jeżeli chcesz u mnie zapunktować. To to udowodnij! Skryty, ciemny i ponury cień cie obserwuje na każdym kroku. Bo to ja! Może i będę mieć dla ciebie wyjątek, ale wiesz bywa!
Głos: KLIK
Motto: "Żyj chwilą, bo ją stracisz!"
Magiczna zdolność: Jego magiczną mocą jest przemieszczanie się w czasie. Gdy coś się dzieje jest na każdej 'zebraniu" obowiązkowym i nieobowiązkowym w kilka sekund.
Orientacja: 100% Hetero (no chyba sobie żartujesz, że gej -,-)
Zauroczenie: -
Partner: -
Potomstwo: -
Rodzina: -
Historia: Rodzina mnie opuściła. Nie chcieli mnie wychowywać. Gdy już miałem kilka miesięcy oddali mnie.. Ale to nie przyniosło efektów. Zła zastępcza rodzina wpłynęła na moje zachowanie. I teraz jestem taki.. jak mały.
Lubi: 
  • cień,
  • spokój,
  • ciszę,
  • harmonie,
  • nowe wyzwania,
  • łucznictwo,
  • zwierzęta,
Nie lubi: 
  • znęcania się nad słabszymi,
  • dużego hałasu,
  • oczywistych pytań,
  • rozkazywania,
  • szacunku wobec innych osób,
Inne informacje:
  • Jego oczy są dziwne. Białka są czarne a tęczówka zmienia kolor od nastroju i humoru.
  • Za bardzo nie rozstaje się z bronią (najczęściej to łuk).
  • Chodzi sam, kiedy kogoś spotka ukrywa się w cieniu lub go obserwuje.
  • Ma metr osiemdziesiąt wzrostu.
  • Chodź jest skryty to bardzo lubi nawiązywać kontakt ze zwierzętami. (forever alone)
  • Posiada tatuaż na ręce oznaczające brakujący puzzel w skórze a zamiast niego jest pustka oraz woda.
Prowadzący: rufi100

Statystyki:
  • Inteligencja: 100pkt
  • Szybkość: 150pkt
  • Zręczność: 150pkt
  • Wytrzymałość: 100pkt
  • Siła: 100pkt

Miej wyjebane, a będzie Ci dane.

Imię: Nikt tak do końca nie wie jak ona się w pełni nazywała, lecz wiadome było, że w jej pełnym imieniu były sylaby "Sil" oraz "Marien". Połączono je i w ten sposób powstało imię Silmarien.
Pseudonim: Chcąc upamiętnić historię jej imienia, nadała sobie pseudonimy: "Sil" i "Marien"
Płeć: Rodowita kobieta.
Wiek: 17 lat.
Przynależność: Po długich namyśleniach, postanowiła, iż zostanie Wolnym Strzelcem.
Charakter: Silmarien można określić, jako niepoprawną siedemnastolatkę, która co ruszt pakuje się w kłopoty. Jednak cuda się zdarzają, a u niej zdarzają się one prawie zawsze. Nie ma dnia, w którym ta niezdara nie wślizgnie się komuś pod nogi, a barwa jej policzków stanie się czerwona, niczym burak.
Jest spokojna, ale... Do czasu. Kiedy już ją zdenerwujesz, potrafi odgryźć się gorzej, niż Ty. Mając możliwość ucieczki przed pobiciem - skorzystaj. Przydałoby się jeszcze żyć, co nie? No chyba, że chcesz się zabić. Ale wątpię, aby ktoś tego chciał. Bo po co? Żeby się popisać? Można to zrobić w inny sposób.
Sil ma optymistyczne nastawienie do życia, ale nawet gdy chce dobrze, nie zawsze to wyjdzie. Stara się być ideałem, ale nie idzie jej to. Kieruje się mottem "miej wyjebane, a będzie Ci dane". W pewnym sensie to prawda.
Nie lubi być w centrum uwagi, wtedy okropnie się stresuje. Ma niezwykle gibkie ciało, a dzięki temu, jest pewnego rodzaju "pewniaczkiem". Jest wtedy z siebie dumna i wierzy, że jej się na pewno uda. Nigdy nie odpuszcza, jest uparta - gorzej od osła! O tak, gdy na czymś jej zależy, nie odpuści łatwo. Ma bardzo duże wymagania, więc jeszcze nikt, nigdy, jej przez te 17 lat nie dogodził idealnie. Nie znosi komplementów. O tak. Ona uważa, że jest jednym wielkim negatywem i tyle. Jak już wcześniej wspominałam - zdania nie zmieni. Jest tajemnicza, nie mówi za dużo... Jezu! Co ja pie*dole?! Ona ZA DUŻO gada! Czasem nawet nie może się opanować i przerywa w środku zdania komuś, kto mówi coś ważnego i pepla o szczeniaczkach. Często nie wykazuje się inteligencją, jest wręcz jak but u lewej nogi. Ale... Zdarzają się dni, w których może powiedzieć coś mądrego. Jednak, aby to usłyszeć, musisz czekać ruski rok. A nawet jeśli, to najpierw zdobądź jej zaufanie, bo nic mądrego, co by mogło zdradzić Ci jakieś tajne informacje, nie powie. I wierzcie mi, lub nie, jej zaufanie trudno zdobyć. A zwłaszcza po traumie z przeszłości.
Głos: Memories
Motto: Miej wyjebane, a będzie Ci dane.
Magiczna zdolność: To, co potrafi Silmarien, jest naprawdę unikalne: A mianowicie, jej zdolnością jest kontrolowanie zapachu i dźwięków. Bardzo się to przydaje, gdyż jeśli znajdzie się w niebezpieczeństwie, może zmylić nieprzyjaciela iluzją dźwiękową, np. trzęsieniem ziemi.
Orientacja: Oczywiście, że jest zagorzałą heteroseksualistką. Nie zmieni zdania, choćbyś jej obiecywał Rosję zdobyć.
Zauroczenie: Na obecną chwilę nikogo nie ma na oku.
Partner: ---
Potomstwo: Nie posiada potomstwa. Nie ma partnera, nie ma dzieci. Proste? Proste.
Rodzina: 
  • Nie ma było dla niej nikogo cenniejszego, niż jej starszy brat, Brayan. Jednak zginął dwa lata temu, przez co Marien miała załamanie nerwowe.
Historia: W życiu nie ma reguł. I tak zrobisz, co będziesz uważać za słuszne. Nie dasz rady nikogo przekonać, gdy się uprze. Nie. Ty sam ustalasz swoje własne zasady i nikt nie ma prawa ich zmieniać. Nikt. Nigdy. Możesz zabić, ale po co? By pójść do więzienia? Możesz ukraść, ale co Ci to da? Więzienie. Możesz nawet kogoś zgwałcić - ALE PO CO? Wszystko kręci się tego jednego pytania. Po co jeść? Po co pić? Po co w ogóle żyć? Aby cierpieć? Nie. Aby brać odpowiedzialność za cierpienie innych.
Nie umiesz przegrywać - nigdy nie wygrasz. A zwłaszcza z czasem. Bo w końcu to on zabija.
Widzieliście kiedyś człowieka? Takiego, który umiera na waszych oczach? Domyślam się, że nie. I słusznie. Poczucie winy, że go nie uratowaliście, będzie tkwiło w Was do końca życia.
Idziesz i co? Napotykasz grupę ludzi, którzy zabili człowieka. Bardzo Wam bliskiego sercu. Co zrobisz? Zabijesz ich? Żeby iść do więzienia? A może wezwiesz policję? Ech, zanim by przyjechała, już dawno by Cię zabili. Ucieczka? Odpada. Więc co? Co robić? Nic. Niech oni zrobią pierwszy krok. Jeśli robią to, co Ty, przejdź spokojnie obok nich, a jak Cię zatrzymają... Skrzywdź, zrań. Nie pójdziesz do więzienia.
Nagle idziesz i spotykasz mężczyznę. Proponuje Ci dołączenie do pewnej grupy odrzuconych od społeczeństwa ludzi. Zgadzasz się.
Takim oto sposobem Silmarien znalazła się tutaj.
Lubi: 
PRZEDMIOTY
  • Zapałki,
  • Noże,
  • Gry hazardowe,
  • Samochody (najbardziej Lamborgini).

JEDZENIE
  • Lasagnę,
  • Spaghetti,
  • Pizzę,
  • Frytki,
  • Czekoladę,
  • Ciasto (najbardziej gustuje w jabłecznikach).
RZECZY NIEMATERIALNE
  • Wolność,
  • Poczucie bezpieczeństwa.
Nie lubi: 
  • Jedyne, czego nie lubi, to LUDZIE.
Inne zdjęcia: ---
Prowadzący: Kaja

Statystyki:
  • Inteligencja: 101
  • Szybkość: 230
  • Zręczność: 69 (wcale nie zrobiłam tego specjalnieeee XD)
  • Wytrzymałość: 100
  • Siła: 100



Inne:
  • Zawsze jest przy niej jej papuga: Antiope

Ważne jest, aby pozwolić pewnym rzeczom odejść [...]

Imię: Rodzice nadali jej popularne w Europie imię, mianowicie Laura.
Pseudonim: Jeszcze nikt nie miał okazji do nadania jej ksywki ani tu, ani na statku. Po prostu już dawno odcięła się od wszystkich.
Płeć: To można stwierdzić już na pierwszy rzut oka. Delikatne rysy twarzy oraz smukła budowa ciała wskazują na to, że jest kobietą.
Wiek: Jest ona młodą kobietą, a jednak jedną ze starszych zesłanych, na karku ma już dwadzieścia trzy wiosny.
Przynależność: Wybrała drogę wolnego strzelca, nie potrafiła dostosować się ani do SH, ani do BM.
Stanowisko:
Charakter:  Wygląd bywa mylny i tak też jest w przypadku Laury. Jaka ona chudziutka, jest taka delikatna...- to typowe opinie wypowiadane przez obserwatorów, którzy z nią nigdy nie rozmawiali. Przejdźmy jednak do konkretów. Jest ona osobą aspołeczną, to pewne. Jednak może wytrzymać z jednym, może dwoma osobnikami, tak z własnej woli. Ze wcześniej wymienioną cechą łączy się wręcz gigantyczna nieśmiałość, wynikająca z jej przeszłości. W tymże mieście odgórnie dostała łatkę tajemniczej, a także kopalni wiedzy o innych. Tak to jest, jak woli się obserwować, niż zagadać. Dni spędzane na przemykaniu jak cień w plątaninie ulic oraz uliczek, uciekaniu od towarzystwa i śledzeniu wzrokiem innych na coś się przydają- wie wiele o ludziach, którzy zostali zesłani na Nową Ziemię, o dzikich plemionach, oni o niej niewiele. Często przyprawia, kogoś kto do niej zagada, o białą gorączkę i natychmiastowe siwienie włosów na głowie.
- Hej, jak się nazywasz?- pytasz.
Ona milczy, patrząc ci prosto w oczy. Czeka nie wiadomo na jakie konkrety. Nie lubi tego, jak ktoś robi do niej podchody. Uważa to za bezsensowne czyny oraz kompletną stratę czasu. Jeśli uda ci się wyciągnąć z niej choćby słowo powitania- brawo, należysz do elity i masz pozwolenie na zamęczanie panienki rozmową. Chociaż nie spodziewaj się po niej zbyt wiele, bowiem nie mówi dużo. Umiejętność mowy powoli u niej zanika, głównie przez to, że nie używa głosu. Zazwyczaj odpowiada półsłówkami lub kiwaniem, kręceniem głową. W kontaktach towarzyskich chojrak z niej marny, kurczowo trzyma się ustalonych zasad, a odwaga u niej jest równa zeru. Nie zagada, bo boi się odrzucenia. Nie zaryzykuje, bo nie chce więcej cierpieć. A wycierpiała dużo, bardzo dużo. Na co dzień ukrywa się pod maską szczęśliwej kobiety. Nauczyła się chować pod nią wszystko co złe- cierpienie, gniew, urazy. Nie da po sobie pokazać, że coś jest z nią nie tak, jak być powinno. Mimo wszystko jest pomocna. Wystarczy powiedzieć o co chodzi, a od razu postara się rozwiązać twój problem. Zdobycie jej zaufania jest trudne, ale możliwe. Mimo wszystko nie trzeba się poddawać już wtedy, kiedy każe ci spadać albo powiesić się na suchej gałęzi, byleby miała ona przenajświętszy spokój. Tak, na pozór niezbyt fajna, jednak w głębi duszy jest zupełnie inna niż na zewnątrz. Co prawda podchodzi do wszystkiego ze zbytnią ostrożnością, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jej nieśmiałość jest mocno związana z nieumiejętnością przystosowania się do środowiska towarzyskiego. Zaakceptowanie kogoś przychodzi jej z wielkim trudem, ale paradoksalnie może bardzo łatwo się przywiązać. Oczywiście emocjonalnie. Więź z nią stworzona staje się nierozerwalna, dziewczyna będzie trwała przy tobie pomimo wszelkich niebezpieczeństw oraz trudności. W głębi duszy to naprawdę urocza istotka, pełna empatii, nienaruszonych złoży ciepła oraz miłości. Do zaufanych istot odnosi się z należytym im szacunkiem, ale też potrafi im odmówić. Nie jest przecież kolejną pustą lalką, którą da się wkręcić we wszystko bez większych trudności. Szczerość jest jednym z atutów jej wewnętrznej i prawdziwej "ja". Bez większego trudu, a także wyrzutów sumienia powie ci prawdę, nawet tę najokrutniejszą ze wszystkich. I nie, nie chodzi tu o śmierć, a raczej o coś w stylu "Jesteś cholernym śmieciem". Najbardziej dobijający jest jej ton mowy- nadal obojętny, może lekko drwiący ze wszystkiego i wszystkich. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Bo kimże byłaby Laura bez swojego chłodu? Widoczny jest on również w sposobie przyjmowania do wiadomości rzeczy okrutnych- przyjmuje je bez zająknięcia, odgórnie godząc się z tym, co zgotował jej los. A mimo tego wszystkiego nadal błądzi w poszukiwaniu samej siebie, prawdy o swoim bycie.
  Jeszcze nigdy nikomu nie udało się odnaleźć idealnego, złotego środka na wszelkie spory. Może jest to niemożliwe, bo przecież istnień jest wiele, charaktery różnią się od siebie. Także nasza dziewczyna nie jest anielskim dzieckiem (co pewnie wyczytałeś już w poprzednich częściach opisu charakteru), a wręcz czasem może wyjść z niej "diabeł". Na co dzień próbuje unikać spięć jak kąsającego ognia. Prawdę mówiąc nie jest w tym najlepsza i dlatego często wpada w przeróżne kłopoty. Zacznij wrzeszczeć, krzyczeć. A ona co? Przyjmie pozę mówiącą samą za siebie, że ma ona cię w głębokim poważaniu, a nawet śmieje się w duchu z gniewu. Nie to, że od razu delektuje się złością innych, przecież sama też jej ulega. Choć co do spinek ma nerwy ze stali, to jednak potrafi podnieść swój cichutki głos do głośnego warknięcia. Wtedy też pluje jadem na wszystkie możliwe strony, najchętniej w swój obiekt zdenerwowania lub najbliższe przechodzące osoby. Do rękoczynów raczej by nie doszło, no chyba, że masz pecha i nadepniesz jej na odcisk tuż przed pełnią lub (strzeż się od tego) podczas pełni księżyca. Takich przypadków było naprawdę mało, a poszkodowani wychodzili z nich "lekko" poturbowani, dlatego też panienka w tym czasie odchodzi od reszty. W najlepszym (a może najgorszym) momencie, kiedy ma już zaatakować- prycha i odchodzi wielce oburzona. Ostatecznie jednak przypałęta się i raczej przeprosi za swoje karygodne postępowanie.Wobec prawdziwych wrogów nie jest już taka łaskawa. Rozpościera swe "skrzydła" i atakuje aż do wyeliminowania ich wszystkich. Jej styl walki jest nietypowy- chaotyczny, a jednak inteligentny oraz zabójczo skuteczny. Nadal uważasz ją za bezbronną?
Głos: Madoka
Motto: Ważne jest, aby pozwolić pewnym rzeczom odejść. Uwolnić się od nich. Odciąć. Zamknąć cykl. Nie z powodu dumy, słabości czy pychy, ale po prostu dlatego, że na coś już nie ma miejsca w twoim życiu.
Magiczna zdolność: Jest raczej pospolita, często można było spotkać ją w różnych filmach i serialach. O czym mowa? O panowaniu nad żywiołem wody.
Orientacja: Hm... Ni to hetero, ni homo, ni a... Można ją podpiąć pod osobę wyznającą panseksualizm.
Zauroczenie: Kluczem do drzwi, za którymi kryje się miłość jest poznanie drugiej osoby, co u Laury graniczy z cudem.
Partner: Partnera nie posiada i raczej nie będzie miała.
Potomstwo: Jaką byłaby matką? Dobrą? Złą? No cóż... Może kiedyś się o tym przekonamy.
Rodzina: A czymże jest teraz rodzina? Kupką nieszczęścia, bolesnych wspomnień? Tak, ona też straciła wszystkich bliskich, wymazała ich ze swojej pamięci, by więcej nie cierpieć.
Historia: Od zawsze jej pasją była służba. Zaczęło się od matki, przeszło to na córkę. Technikum, potem studia urwane dosłownie w połowie. Była dziewczyną doskonałą pod każdym względem, a jednak szykanowaną przez innych uczniów. Dlaczego? Tego sama nie wiedziała. Mimo wszystko te lata wspomina z dziwną tęsknotą. Może to z tęsknoty za małym, szkolnym oddziałem Nowojorskich Wilków? Za tamtymi kilkoma osobami, które jako jedyne ją zaakceptowały? Eh... To już i tak nie ma znaczenia. Na statek załapała się jako jedna z ostatnich osób. Potem szkolenie, ukończenie nauki oraz powrót na Ziemię. Od razu odłączyła się od grupy, jeszcze przed tym, jak podzielona została na dwie różne- Shadow Hunters i Blood Masters.
Lubi: Świeże powietrze | Ryzyko w każdej postaci | Noc | Burzę | Głośną muzykę | Zapach tulipanów | Morze
Nie lubi: Bezczynności | Braku dokładności | Bezpodstawnej agresji
Inne zdjęcia:
Prowadzący: Korra10 | moonwilczycaksieyca@gmail.com

Statystyki:
  • Inteligencja: 200
  • Szybkość: 100
  • Zręczność: 100
  • Wytrzymałość: 95
  • Siła: 105

Inne informacje:
  • Jej "stylem" ubioru są właśnie rzeczy przedstawione na głównym obrazku postaci. Lekki, idealny do panującego klimatu strój, który zapewnia odpowiednie zamaskowanie jej w terenie. A element z wilkiem? Z nim się przecież nie rozstaje. Otóż jest to znak jej szkolnego oddziału- Nowojorskich Wilków.
  • Szyję oraz górną część tułowia (łącznie z biustem) jej zakrywa czarny tatuaż. Przypomina on siateczkę ułożoną z dziesiątek czarnych oraz szarych płatków róży. Jest to pamiątka po szaleństwach z "nieodpowiednimi" osobami.
  • Jest szczupła i raczej niska. Ile dokładnie mierzy? Hm... Będzie z metr i sześćdziesiąt osiem centymetrów, może troszkę więcej.
  • Wiele osób uważa, że dziewczyna ta ma naprawdę magiczne oczy. W dzień bardzo jasny brąz spowija tęczówki, zaś nocą są one złote.
  • Specjalizuje się zarówno w walce na "kije i pięści", jak i tej bronią palną.
  • Cudem zdołała ocalić starego psa, kiedy ten atakowany był przez natarczywego mutanta. Diesel towarzyszy dziewczynie po dziś dzień.

Od James'a

Wstałem z zimnej ziemi, na której o dziwie leżałem. Naokoło mnie było widać ukrwawione liście. Dlaczego? Co tutaj zaszło? Kim ja właściwie jestem? Rozejrzałem się wkoło. Byłem sam w lesie. Obok mnie stało niedogaszone ognisko na którym węglił się kawałek mięsa. Bolała mnie głowa, ale to nie było teraz najważniejsze. Nic nie pamiętałem. Imienia, wieku, miejsca gdzie się teraz znajduję.. Zacząłem przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu czegoś co może mi pomóc. W spodniach odnalazłem szklaną kulkę. Była mniejsza od pięści i wyglądała jak miniaturowy globus. Ale aktualnie ten przedmiot mi się nie przyda. W kieszeni od koszuli odnalazłem coś ciekawszego. Kartka papieru zapisana atramentem z krwi. Widać było, że jest brutalnie wyrwana z jakiegoś zeszytu lub książki. Zacząłem ją rozwijać. Już po pierwszych słowach wiedziałem, że jednak pomysł z przeszukaniem swoich kieszeni był dobry.
"To już setny dzień, gdy wyruszyliśmy w tę podróż. Z tej strony jak zwykle James. Od kiedy jestem sam muszę więcej czasu poświęcać na odnawianie bazy, ale muszę też polować. W zachodniej części lasu jest dobre miejsce na założenie pułapek. Muszę się tam niezwłocznie wybrać rano. Noc nadchodzi szybciej niż mi się wydaje..."
Dalsze słowa były przekreślone niedbale, więc nie dałem rady ich doczytać. Wnioskując z listu prawdopodobnie nazywam się James. Po drugiej strony wpisu znalazłem rysunek jakiegoś domku u podnóża gór. Czyżby to mój dom? Nie jestem pewny, ale na to wygląda. Muszę się tam niezwłocznie dostać. Tylko jak..? Wstałem z ziemi i poczułem, że mam coś na plecach. Pusta pochwa po mieczu.. A więc gdzieś w pobliżu będzie mój miecz... Nagle usłyszałem za sobą jakiś szelest... Niedobrze... Bez większego namysłu wspiąłem się na drzewo i zacząłem zwisać z drzewa jak leniwiec - głową w dół. Zamknąłem oczy i czekałem, aż to coś sobie pójdzie. Pode mną pojawiło się coś przypominające królika... "Odejdź, odejdź..." Nie miałem czym walczyć. Nagle spostrzegłem coś nad sobą. Błyszczało w promieniach zachodzącego słońca... W pień przy czubku drzewa wbity był miecz. Sięgnąłem po niego. Ta zajęcza kreatura zaczęła dobierać się do mojego zwęglonego mięsa, którego nadal nie zdjąłem z ogniska. Zeskoczyłem z drzewa ubić to stworzenie. Kontratak nastąpił szybko. Jednak ja byłem szybszy i odciąłem zwierzęciu ucho. Krew rozbryznęła się naokoło. Byłem gotowy na kolejny atak, jednak zając wzdrygnął się i uciekł. O co chodzi? Poczułem na sobie czyjś oddech. Za mną stało coś przypominające żyrafę czy wielbłąda...Z tym już chyba tak łatwo mi nie pójdzie. Wzdrygnąłem się jak zwierzę jak podeszło bliżej. Zrobiłem zamaszysty ruch ręką, a na ziemi pojawiły się lodowe kolce, które odgradzały przeciwnikowi drogę do mnie. Potwór uciekł w pośpiechu. Podszedłem to tego co właśnie stworzyłem. Dotknąłem to lekko, a to coś zniknęło tworząc jasne płomyczki, które po jakimś czasie zmniejszyły się i także zniknęły. "To była tylko iluzja?" Uśmiechnąłem się do siebie. Noc nadchodziła szybko. Spędzenie jej na ziemi nie było by zbyt bezpieczne. Wszedłem na drzewo i dowiązałem się do jednej z gałęzi.
Obudziło mnie wstające słońce. Odwiązałem linę i przypomniałem sobie o pułapach, jakie miałem tworzyć przed utratą pamięci. Nie było to zbyt ciężkie, tak jakbym robił to od urodzenia.
- Skończyłem - uśmiechnąłem sie do siebie patrząc na ukryte plątaniny lin.
Teraz wystarczyło się trochę rozejrzeć i wrócić później. Nagle usłyszałem za sobą szmer. Z zarośli nic jednak nie wyszło. Wyjąłem miecz i cofnąłem się, jednak moją uwagę skupił dziwny dźwięk..Czy to pękanie liny? Pękanie liny! Wszedłem we własną pułapkę! Odskoczyłem by nie dostać kawałkiem gałęzi, ale przy okazji wdepnąłem w inną pułapkę. Lina zacisnęła mi się przy kostce wystrzelając ku górze. Podczas lotu upuściłem miecz i próbowałem złapać innych lin. Jednak to tylko pogorszyło moją sytuację i oplątałem się całkowicie. No prócz jednej ręki, która złapała szklany globus. No i wisiałem około dwa metry nad ziemią z wyciągniętą prawą ręką, która trzymała kulkę. To miecza nie dosięgnę, tym bardziej sam się nie wydostanę. Dlaczego to musiało się przytrafić akurat mnie?! Jak przyjdzie tu coś wrogiego to nie mam szans. Opuściłem głowę i myślałem co zrobić. W tak beznadziejnej sytuacji mogłem znaleźć się tylko ja. Nagle usłyszałem ludzki śmiech. Ktoś tu jest?
<Ktoś?>

Elandiel

Imię: Elandiel.
Pseudonim: El. Jednak jeśli masz już mówić pseudonimem - mów proszę Hanshi, Kurakinow lub Han.
Płeć: Czyżby nie wyglądała na kobietę?
Wiek: 22 lata.
Przynależność: Wolny Strzelec.
Stanowisko: Ze względu na przynależność można powiedzieć, że jest wszystkim w jednej osobie.
Charakter: Przez pewną część życia szkolona na bezwzględną i zimną morderczynię, która miałaby sprawiać ból wrogom. Jednak jednocześnie wychowywano ją tak, aby nigdy nikogo nie uraziła i zawsze zachowywała się z klasą. Jak te zupełne przeciwieństwa mieszczą się w tej niepozornej osóbce? Och.. Ona sama tego nie wie.
Na co dzień przybiera maskę najspokojniejszej persony pod słońcem - uprzejmej, niewybrednej, wręcz rwącej się do pomocy. Z uwagą słucha każdego rozkazu i z zaangażowaniem go wykonuje. Zdarza być się jej miłą aż do bólu. Jednak uprzedzam - jeśli taka jest, znaczy, że knuje coś przeciwko Tobie zacierając ochoczo łapki. Jak to człowiekowi - i jej zdarzają się dni, w których lepiej do niej nie podchodzić. Chamska i bezczelna; na każde idiotyczne pytanie odpowiada sarkazmem zmieszanym z dozą pogardy oraz nienawiści. Jest jakieś pocieszenie? Ano, oczywiście, że jest. Takie dni zdarzają się jej rzadko, ale na głupie pytania rzeczywiście odpowiada jeszcze bardziej głupio. Jest w niej troszkę nieśmiałości, temu też z reguły stoi z boku i po cichutku obserwuje. Najczęściej w kącie. Ciemnym. I odległym. Tak, aby ona widziała wszystkich, a jej nikt. Jednak czy to jest twarz tej Spokojnej, czy może już myśleć jak ta Śmiercionośna?
Jeśli już zaczęłam temat tamtej "drugiej".. Od czasu do czasu zdarza jej się popaść w amok. Zmienia się w maszynę, która nie czuje, czy też ignoruje ból. Z reguły nie budzi grozy zachowaniem, a wyglądem. Szeroki, aż nazbyt, uśmiech wkrada się jej na usta, a oczy (białka, źrenice oraz tęczówki) przybierają kolor opalizującej czerwieni ze "smugą" ciągnącą się za nimi. Następnego dnia nie pamięta nic. Zupełnie. To tak, jakby brała udział w libacji alkoholowej, na której zbyt mocno się upiła. Wszelakie urazy odniesione podczas walki dają o sobie znać właśnie wtedy. Nauczyła się, aby nie mówić o sobie zbyt wiele. W końcu te "tajemnicze" są najciekawsze, prawda?
Głos: Doll House, Melanie Martinez
Motto: Człowiek nie jest stworzony do klęski. Można go zniszczyć, ale nie można pokonać.
Magiczna zdolność: Natychmiastowe uzdrawianie urazów. Kosztuje ją to jednak dużo energii witalnej.
Orientacja: Heteroseksualna, choć skłania się powoli do aseksualizmu.
Zauroczenie: Brak.
Partner: Brak.
Potomstwo: To byłoby trudne, zważywszy na to, iż Elandiel jest bezpłodna.
Rodzina: 
  • Dimitrow - ojciec. | Stan - nieżywy.
  • Nastija - matka. | Stan - nieżywa.
  • Inessa - siostra. | Stan - nieżywa.
  • Gabrijel - brat. | Stan - zaginony.
  • Rafaił - brat. | Stan - zaginiony.
Historia: Omińmy 20 lat jej życia. Nie ma tam nic aż tak godnego uwagi.
Wstawszy z prowizorycznego łóżka sprawdziła to, czy do rany nie wdało się zakażenie. Od paru dni cierpiała na brak jakiejkolwiek cieczy, która mogłaby uśmierzyć jej ból. Ni spirytusu, ni wódki, ni najzwyklejszej wody. Jednak przez coś, co przypominała okno widziała w oddali strzępki zieleni. Ignorując dziwne uczucie w jej żołądku przeładowała M5 i ruszyła przed siebie. Gdzie dokładnie? A tam, gdzie od czasu do czasu widziała ludzi. Bo w końcu ludzie = przedmioty niezbędne do życia, prawda?
Lubi: Róże. Najbardziej białe oraz te w odcieniu krwistej czerwieni. | Gorzką czekoladę. | Noce. | Obserwować niebo. | Czytać książki. | O dziwo, nasza Elandiel lubi małe, pluszowe misie.
Nie lubi: Cynizmu oraz narcyzmu.
Inne zdjęcia: X | X | X
Prowadzący: Diffidentiae.

Statystyki:
  • Inteligencja: 120
  • Szybkość: 150
  • Zręczność: 100
  • Wytrzymałość: 170
  • Siła: 60

Nei

Imię: Nei
Pseudomin: Nika (tylko Reik tak na nią mówi) i Nirey
Płeć: Kobieta
Wiek:18 lat
Przynależność: Wolny strzelec
Stanowisko: 
Charakter: Nei jest miła i niezależna. Często nie słucha swojego brata gdy dodaje słowo "nie" na początku zdania. Miła i pomocna. Umie stanąć w czyjejś obronie, ale stara się (na pewno...) unikać takich kłótni. Umie się bronić nie tylko bronią, ale i słowami. Tajemnicza i w jednej - trzeciej zamknięta w sobie. Ma anielską cierpliwość. Ukrywa w sobie ból fizyczny. Gdy ma ranę nie okazuje po sobie bólu. Czuje go, ale nauczyła się nie wyrażać bólu. Niestety ma drobną wadę. Gdy ją zdenerwujesz lun skrzywdzisz jej brata nie błagaj ją o litość, bo ci jej nie da. Nie panuje nad sobą gdy jest w furii. Gdy jej furia mija najczęściej ucieka daleko ze strachu, że znowu kogoś skrzywdzi, ale zawsze wraca. Nie umie panować nad swoją mocą. Znaczy... potrafi na tyle, że nie zniszczy budynku.
Głos: KLIK
Motto:
Magiczna zdolność: Jej zdolności? Jest przemiana w fioletową wiązkę elektryczną. Krótko mówiąc moc elektryczności. Kiedy zmienia się w wiązkę przybiera formę lisa (stąd uszy)
Orientacja: Heteroseksualna
Zauroczenie: Typowo? Nikt. (na razie)
Partner: Nie chce o tym mówić... miałam kogoś, ale poświęcił się dla mnie... ~Nei
Potomstwo: Brak
Rodzina:
  • Brat: Reik
Historia: Nei i jej historia... jest prosta. Wszędzie stara się być ze swoim bratem. Stara się opanować swoje zdolności.  Niestety bezskutecznie. W każdej chwili może przypadkowo jej użyć. Dlatego starała się nie wychylać. Zwiedzała razem z bratem ziemię. Nadal próbowała się nauczyć kontrolować swoją moc. Lecz do dzisiaj nie ma stu procentowej kontroli.
Lubi: Swojego brata, naturę, ciche miejsca, korony drzew, skakać na drzewach, parkour, walkę i niektórych chłopaków.
Nie lubi: Chamów, egoistów, wrednych osobników, gdy chce ją ktoś przekupić.
Inne zdjęcia: 
  • Kiedy jest w formie wiązki elektrycznej: X
  • Gdy używa mocy elektryczności (np w ręce): X
Prowadząca: ravenislime@gmail.com


Statystyki:
  • Inteligencja: 100
  • Szybkość: 150
  • Zręczność: 125
  • Siła: 100
  • Wytrzymałość: 125

Inne:
  • Ma tatuaż X 
  • Ładnie śpiewa
  • Umie grać na gitarze i skrzypcach
  • Ma przy sobie zawszę MP3 

Od Kim Cd Zero

Taki drobny gest był zupełnie do zaakceptowania, wręcz można powiedzieć, że był dla mnie magiczny. Jego subtelny dotyk i naturalność były dla mnie odskocznią od rzeczywistości. Męska ręka tyrana, która władała mną przez całe dzieciństwo nie miała porównania z delikatnością tego mężczyzny. Wystarczyła jedna chwila abym mogła spokojnie mu zaufać i czuć się przy nim bezpiecznie. Zero był dla mnie kimś wyjątkowym, kto rozumiał mnie bez słów i dobrze wiedział czego potrzebuje. Bliskość...To jest coś czego nigdy nie doznałam... Poczułam jak jedną ręką oplata mój tors, sama po chwili zrobiłam to samo, jednak drugą dłoń zatopiłam w jego kruczoczarnych włosach. Stopniowo się uspokajałam, czując, że nie ma zamiaru zrobić mi nic złego. Nie rozumiałam jak mogli nazywać go tutaj tym Złym...Uśmiechnęłam czując jak chłopak wtula się we mnie jeszcze bardziej. Z każdą chwilą ściemniało się coraz bardziej przez co zaczęłam powoli zasypiać. Tak...Chciałabym zasnąć tutaj w tej chwili ale nie chciałam tracić czasu, który mogę spędzić z nim.
- Zero? - mruknęłam.
- Mhmm?
- Idziemy się gdzieś przejść?- zapytałam cicho.
<Zero?>

Od Echo CD Sakura


Dziewczyna schowała broń. Zastanawiałam się, czy nie zrobić tego samego. Jednak wstrzymałam się i jedynie opuściłam łuk.
- Nie wiedziałam, że ktoś zajął te tereny - powiedziałam spokojnie.
- To teraz już wiesz. Po co tu przyszłaś?
Właściwie, nie wiedziałam. Szukałam w pobliżu innych ludzi, nie miałam pojęcia, że jakaś grupa zajęła Brooklyn. Ale zaczęły mnie gonić mutanty, które najwidoczniej osiedliły się na drugim brzegu rzeki. Dość sporo ich tam było, nigdy nie widziałam tyle naraz. Teraz pojawia się pytanie. Powiedzieć jej o tym czy nie? Nie wiem czy nie będą chciały przejść na drugi brzeg. Ale jeżeli znajduje się tu zorganizowana grupa, nie powinni mieć z nimi problemu. Na wszelki wypadek postanowiłam ją jednak uprzedzić.
- Uciekałam. Na drugim brzegu rzeki osiedliła się dość spora horda mutantów. Mogą chcieć przejść na tą stronę.
Rozejrzałam się trochę, mając świadomość, że zapewne znajduję się pod czujnym okiem snipera. Każdy gwałtowny ruch mógł zakończyć się kulką w tył głowy. Spojrzałam kątem oka na dziewczynę, która bacznie mi się przyglądała.

<Sakura?>

Od Zera - Cd. Kim

Każdy jej ruch mnie uspokajał, każde zetknięcie naszej skóry przywoływało tamto przyjemne ciepło, rozlewające się po całym ciele. Pozwalałem jej na tak wiele. Dziewczynie, którą poznałem ledwie kilkadziesiąt minut wcześniej. Omedze. Gdyby poprzedni dowódca teraz żył- zbeształby mnie za takie zachowanie, zaś ona skończyłaby na stryczku. Za czasów panowania Helevorna takie sytuacje, jak bratanie się z niższymi hierarchią były zakazane. Wszystkie. Bez wyjątku. Formalnie teraz też tak było, jednak nikt tego nie widział, a nawet jeśli- Alpha miał prawo do wszystkiego co złe i co dobre. W pewnym sensie byłem bezkarny... Chyba, że zwołano by radę, wtedy mogłem oberwać. Ale to nieważne. Łzy powoli przestawały lecieć, pozwalając na odzyskanie wewnętrznej równowagi. Nie wiem co ta dziewczyna ze mną zrobiła, jednak oschła strona mnie nie wróciła, pozostał ten prawdziwy ja. Jednym, szybkim ruchem zmusiłem ją do położenia się, zaś sam ułożyłem się obok niej. Była taka krucha, delikatna... Objąłem damę, wręcz bezczelnie kładąc głowę na jej piersi. Słyszałem, jak jej serce przyspieszało swoją pracę, co było dla mnie jak najpiękniejsza z melodii. Potrzebowałem jej... Tak naprawdę, bez owijania w bawełnę. Potrzebowałem tego ciepła, odgłosu bicia serca drugiej istoty...

<Kim? Pseudo romantycznie :')>

Od Kath Cd Leon

Oparłam swoją głowę na ramieniu chłopaka i starałam się zebrać wszystko w logiczną całość. Po tej wizji...Moje nastawienie do tego chłopaka od początku było wyjątkowe ale teraz? Po tym co zobaczyłam, czułam zupełnie co innego. To poczucie jakby był tu te mną od zawsze, jakbym znała go wiele lat. Jego bliskość była dla mnie czymś w rodzaju oderwania się od rzeczywistości. Owinęłam go jednym ramieniem i dłonią po jego plecach z nadzieją, że się uspokoi.
- Wiem...To dziwne... To wszystko... Jest dobrze...
Uniosłam delikatnie głowę, by wyjrzeć przez okno, które znajdowało się za blondynem. Po drugiej stronie stał budynek, z pokojem na tym samym piętrze. Wydawał się być pusty, do czasu kiedy nie ujrzałam tego charakterystycznego błysku. Zaraz błysk? Od lunety?! Snajper!
- Padnij ! - krzyknęłam i całą swoją siłą pochyliłam się nad chłopakiem, zmuszając by upadł na ziemię.
Wolałabym żeby pocisk trafił we mnie, niż w chłopaka na którym mi chyba zależało...W tym samym momencie usłyszałam strzał. Poczułam mocny ból w okolicach obojczyka. Kula trafiła mnie dokładnie w to miejsce. Siła pocisku spowodowała, że osunęłam się na ziemię obok chłopaka, nie mogąc się poruszyć.
<Leo?>

Od Leona - Cd. Kath

Ta wszechogarniająca niemoc, pustka, niewiedza... I to dziwne uczucie skierowane w stronę dziewczyny. Coś jakby... miłość? Pojawiło się ono wraz z tamtą dziwną wizją, jakby filmikiem z przeszłości, z życia, które jednocześnie było i nie było moje. Próbowałem ułożyć sobie wszystko w logiczną całość. Nifenye, czyli istota, którą była Kathrina, Hae, to mężczyzna... może moje poprzednie wcielenie. Magia? Reinkarnacja? Może dziadek w swym szaleństwie miał rację... On wtedy...
- Hae...- wyszeptałem zszokowany- Ten świr... mój dziadek... On nazwał mnie tak podczas naszego ostatniego spotkania. Może to głupie, może nie... Zawsze myślałem, że to przez albinizm był do mnie uprzedzony i za każdym razem wyzywał od demonów... Ja... Nie wiem! To wszystko jest takie dziwne!
Oparłem się czołem o bark dziewczyny. Ten zapach... Od razu skojarzył mi się z wydarzeniem sprzed kilku minut. Ciepło bijące od niej... To wszystko zdawało się być takie znajome.

<Kath? Masło maślane. Leoś się załamał- dziadek świr, teraz on fiksuje>

Od Leona - Cd. Ayanette

Upewniwszy się, że nie zechce podjąć próby zabicia mnie, opuściłem ręce. Nie powiem, ale to jej ciągłe kasłanie mnie mocno zaniepokoiło. No tak, ja i moje natychmiastowe przywiązywanie się do innych, powinienem czasem z tym przystopować. Postanowiłem zignorować pytanie o przynależność, teraz raczej nie liczyło się coś takiego. Bo co? Rzuciłaby się na mnie, gdybym oznajmił, że należałem do Shadow Hunters? Paranoja z tymi konfliktami, naprawdę. Gdybym mógł, to dał bym sobie siana z tym bałaganem i odszedł, ale nie mogłem zostawić Sakury... Traktowałem ją jak młodszą siostrę i nie miałem zamiaru się z nią rozstawać, oj nie. Zdjąłem plecak, kładąc go na nierównym podłożu i uklęknąłem obok niego. Wyjąłem wodę oraz dodatkową maskę (którą zwinąłem Wiewiórze, ale przemilczmy to... Może się nie skapnie).
- Jesteś głupi osobą. Nie powinnaś wchodzić na Popioły bez przygotowania- pokręciłem głową- Masz... Pij, zakładaj maskę i idziemy gdzieś, gdzie jest... czyściej.
Zarzuciłem sobie swój bagaż na plecy, zaraz potem podając wcześniej wymienione rzeczy blondynce.
- Shadow Hunters- wymruczałem, oddalając się od niej na odległość kilku kroków

<Aya?>

Od Reik'a

Chodziłem cały dzień po bagnach niewiedzy. Musiałem tam wykonać pewne... zlecenie. Miałem przy sobie kamizelkę kuloodporną, nóż i karabin snajperski. Kamizelka była dziurawa, nóż dość tępy a karabin miał tylko parę kul... Choćby nie wiem co musiałem wykonać te zlecenie. W końcu dużo za nie dostane. Zlecenie dotyczy jakiegoś potężnego potwora. Złapał go jakiś klan od którego dostałem to zlecenie. Potwór uciekł zabijając parę osób a ja mam go znaleźć i dostarczyć, żywego lub martwego. Dostałem od nich jego zdjęcie
i zdobyłem informacje od kilku osób z bazy że koczuje gdzieś na bagnach niewiedzy. Usiadłem pod drzewem zmęczony szukaniem. Nagle usłyszałem wystrzał z jakiejś broni a po chwili miałem dziurawe kolano. Wstałem i zacząłem biec. Przez ranę nie mogłem używać mojej magicznej zdolności. Kiedy biegłem potknąłem się o jakiś korzeń. Upadłem na ziemie a po chwili przed sobą wydziałem jakieś dwie kobiety.

<Sakura?>

Od Sakury Cd Echo

Wpatrywałam się w nieznajomą mi dziewczynę i trzymałam broń gotową do oddania strzału. Zastanawiałam się tylko czy przypadkiem ktoś nie obserwuje nas z budynku nieopodal. Snajper doniósł mi o nieznajomej osobie w mieście i poprosił o wsparcie. Byłam ciekawa czy ciemnowłosa nadal tam siedzi. Urządzenie które miałam w uchu, pozwalało mi na swobodną rozmowę z Katherine.
- Nif? Jesteś tam jeszcze? -zapytałam wpatrując się w oczy przybyłej dziewczynie.
Ta zrobiła mnę zdziwionej ale mimo wszystko dalej pewnie trzymała swoją broń. Po chwili usłyszałam cichy oddech w uchu i głos snajperki:
- Tak jestem. Sak mam do was niecały kilometr, jeden gest i..
- To nie będzie na razie konieczne - przerwałam dziewczynie wypowiedź.
- Wedle rozkazu.
Zerknęłam na blondynkę i schowałam broń do pochwy na udzie, w geście, że nie mam złych zamiarów co do jej osoby. Czułam się w pełni bezpieczna mając osłonę tak wyborowego strzelca jak Nifenye.
- Opuść broń i wyjaśnij mi dlaczego wdarłaś się na nasze tereny bez wcześniejszego uprzedzenia ? - powiedziałam pewnie.
< Echo? >

Od Echo Do Sakury


Pustkowie. Rozwalone, pokryte pyłem lub też popiołem budynki. Niegdyś tętniące życiem miasto, teraz zamieniło się w kompletną ruinę. Zastanawiam się jak to wszystko kiedyś wyglądało. Nic nie jest już takie jak we wspomnieniach czy na zdjęciach. Zamglone wizje dawnego świata przysłaniała brutalna rzeczywistość. Siedziałam przy jednym z łuków mostu, obok bagna które niegdyś nazywane było East River. Po ziemi łaziły szczury desperacko szukające pożywienia. Usłyszałam kroki. Podniosłam z ziemi krótką rzecz z przyczepioną do niej cięciwą łuku. Tak. To coś jest łukiem. Tyle, że składanym. Schowałam przedmiot do kieszeni skórzanej kurtki którą aktualnie na sobie miałam i wycofałam się w cień aby przechodząca osoba mnie nie zauważyła, i abym mogła zaatakować z zaskoczenia. Intruz, na moją korzyść szedł dość blisko, więc szybko go podhaczyłam przewracając na ziemię. Reakcja jednak była dość szybka. O mało nie zostałam zraniona nożem. Odbiegłam kilka kroków i wyciągnęłam z kieszeni "łuk". Wcisnęłam przycisk i owa rzecz wydłużyła się naciągając jednocześnie cięciwę. Dwa zatrzaski chroniące rzecz przed niechcianym złożeniem się podczas strzału zamknęły się z głuchym kliknięciem. Szybko wyciągnęłam strzałę i napięłam cięciwę. Mój przeciwnik okazał się być czerwonowłosą dziewczyną, która w czasie gdy rozkładałam łuk zdążyła się podnieść i wyciągnąć pistolet. I tak stałyśmy dłuższą chwilę celując w siebie nawzajem, oczekując na to która strzeli jako pierwsza.

<Sakura?>

Od Sakury Cd Ayanette

Za czasów mojego bytowania tutaj, nikt nie zadał mi takiego pytania. Jedno mnie w tej chwili zastanawiało, do czego ta informacja jest jej potrzebna? Ja ciebie proszę Sak... Przestań myśleć o Masters negatywnie. Pytanie o twoją przeszłość, może wcale nie zostać wykorzystane przeciwko tobie! Opanuj się dziewczyno i zaufaj niektórym! Chociaż może nie powinnam jej tego mówić? Sama nie wiem... Umysł podpowiedział mi by pozwolić dziewczynie poznać chociaż cząstkę mojego życia. Zerknęłam na blondynkę i uśmiechnęłam się do niej.
- Znam parę osób już od dłuższego czasu - powiedziałam cicho.
Ayanette popatrzyła na mnie wyczekująco jakby chciała szczegółowej odpowiedzi. Zaśmiałam się cicho.
- Najdłużej znam Leona, a resztę osób poznałam na szkoleniach
- Znasz Leona? - zapytała zdziwiona.
- A no tak, jest dla mnie jak brat - odparłam.
Dziewczyna tak jakby na chwilę umilkła ale postanowiłam przerwać tą cisę.
- A ty? Znasz kogoś prawda?
< Aya? >

James

Imię: James
Pseudonim: Nie ma takowego, jednak nie będzie mu przeszkadzało, jak nazwiesz go inaczej.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: Swój wiek szacuje na około 19-20 lat
Przynależność: Wolny Strzelec
Stanowisko: -
Charakter: Jaki jest James? Na początku zacznijmy od tego, że to typ samotnika, dla którego towarzystwo jest zbędne. Dla niego liczy się tylko przetrwanie. Nie zna strachu, a ból ignoruje. Na pierwszy rzut oka James wyda się wredną i poważną osobą, ale to tylko pozory. Mimo, że nie przepada za rozmowami, potrafi być miły. Ma także wielkie poczucie humoru - jednym słowem pozytywna z niego osóbka. Zawsze myśli racjonalnie i ma dobre pomysły. Woli posługiwać się rozumem niż siłą. Nie walczy wręcz, zazwyczaj używać pułapek. James jest wielką niezdarą, której przewrócenie się na prostym podłożu jest czymś normalnym. Często też coś psuje lub upuszcza. Nie zaprzeczę, że wkurzony staje się wredny i nieprzewidywalny. Mimo, że los nie obdarował go siłą i wytrzymałością, James świetnie sobie razi. Zawdzięcza to swojej szybkości i zwinności. Nie łatwo go walnąć lub dogonić. Właściwie on najczęściej unika walk, jednak sprowokowany się nie podda. Gdy sobie coś umyśli - musi tak być. Nie rezygnuje i zawsze będzie bronił ważnych dla niego osób (aktualnie najważniejszą osobą jest on sam). James kocha naturę, która póki co chce go zabić, mimo to, flora i fauna bardzo go fascynują. Mimo ograniczonej pamięci stara się przypomnieć kim był.
Głos: KLIKU
Motto: "Wczoraj śmiali się z moich marzeń, dzisiaj bezczynnie patrzą jak je spełniam"
Magiczna zdolność: Mocą Jamesa jest zachwianie rzeczywistości, czyli tak zwana iluzja. Potrafi stworzyć różnorakie obrazy, które dotknięte przez kogoś znikają.
Orientacja: Heteroseksualny
Zauroczenie: Aktualnie? Nikt.
Partner: Szuka
Potomstwo: Nie ma
Rodzina: Nie pamięta
Historia: James nie pamięta swojej przeszłości, pewnego dnia po prostu obudził się w środku lasu plamie krwi. Nic nie pamiętał, ale uznał, że prawdopodobnie spadł z drzewa podczas zakładania pułapek. Od tego czasu stara się przypomnieć kim był i dlaczego tu jest.
Lubi: Wschody słońca, zapach cynamonu, niebezpieczeństwo.
Nie lubi: Krwi, hałasu.
Inne zdjęcia: -
Prowadzący: madzia4b

Statystyki:
  • Inteligencja: 200
  • Szybkość: 150
  • Zręczność: 100
  • Wytrzymałość: 100
  • Siła: 50

Od Kim - Cd. Zera

Zupełnie nie przeszkadzało mi to, że mężczyzna odciął nas od świata. Pewnie w zupełnie innych okolicznościach, przy inej osobie, uciekłabym. Lecz teraz, nawet o tym nie myślałam. Chciałam tutaj zostać, przy nim, tak na dłużej. Poczułam jak Zero oderwał moje stopy od podłogi i najzwyczajniej na świcie, wziął mnie na ręce. Nie zabroniłam mu tego, nie chciałam mu tego zabraniać. Chłopak z dość dużą delikatnością posadził mnie sobie na kolanach, tuż po tym jak sam usiadł wygodnie na łóżku. Oparłam się o jego tors, kładąc głowę tuż przy jego obojczyku. Znów poczułam jak silne ramiona, odmienionego tyrana, przyciągają mnie do niego bardziej. Czułam jego ciepło i wewnętrzy spokój. Uniosłam delikatnie głowę by chociaż raz na niego spojrzeć. Nasze oczy od razu się spotkały, mimo, że przez panujący półmrok nie widziałam ich w całości. Położyłam delikatnie rękę na jego policzku i palcami otarłam łzy, uśmiechając się przy tym do niego. Przejechałam delikatnie dłonią po jego karku,by już po chwili wpleść palce w jego aksamitne włosy. Wtuliłam się mocniej w mojego dowódce, więdząc, że teraz pozwala mi na takie drobne gesty.
<Zero?>

Od Zera - Cd. Kim

Jeden moment wystarczył, bym odrzucił maskę tyrana gdzieś w kąt, ukazując to, jaki byłem naprawdę. Pragnąłem bliskości, ciepła... Chciałem zatrzymać dziewczynę przy sobie. Na zawsze. W głębi serca coś szeptało, że tak właśnie powinno być, że ta chwila była mi i jej potrzebna. Już nawet nie wstydziłem się tego, że płakałem. Musiałem. Zacisnąłem usta, zduszając łkanie, które chciało wydostać się na świat i oznajmić, że oto ten nieugięty dowódca ot tak rozkleił się i to przy kimś, kogo tak naprawdę nie znał. Pozostawiłem jej wypowiedź bez komentarzy, słowa teraz stawały się zbędnym balastem. Powoli, niechętnie wyswobodziłem się z objęć Kimberly, by zamknąć drzwi na klucz. Mimo wszystko nie chciałem, żeby ktoś zobaczył mnie w takim stanie, w jakim aktualnie się znajdowałem. Nawet taka błahostka mogła stać się powodem do buntu ze strony członków łasych na ciepłą posadkę Alphy. Opuściłem ciężką roletę, całkowicie odcinając nas oboje od świata zewnętrznego. Miałem gdzieś to, że takie zachowanie z mojej strony było idealnym tematem do plotek. W półmroku odnalazłem delikatną istotkę i powróciłem do przerwanej czynności. Można powiedzieć, że pragnąłem jej bliskości...

<Kim?>

Od Kath - Cd. Leona

Czyli ta chwila, kiedy on był taki nieobecny... On też to widział... Teraz w mojej głowie kłębił się stos myśli, wiele pytań bez odpowiedzi. Chłopak z którym byłam teraz w pokoju... Kiedyś był ze mną bardzo blisko. Jeżeli wogóle coś takiego się stało. Sama nie wiem co o tym myśleć ale wiem na pewno, że ten lekki rumieniec kiedy go pierwszy raz zobaczyłam, nie był przypadkowy...
- Chyba tak...- powiedziałam cicho.
- Ja, nie wiem co o tym myśleć... To nie mogliśmy być my.
- Sama... Chwila...
- Hmmm?
W tej chwili przypomniał mi się jeden ze szczegółów. Mężczyzna szeptał pewne imie, bardzo dobrze mi znane. Popatrzyłam się na Leona, który siedział wpatrując się we własne ręce. Podeszłam do niego powolnym krokiem po czym usiadłam na przeciwko. Położyłam swoje dłonie na jego, po czym ścisnęłam je delikatnie. Blondyn podniósł na mnie wzrok. Przełknęłam ślinę i popatrzyłam mu w oczy.
- Moje drugie imię to.. Nifenye w skrócie Nif..- szepnęłam.
<Leo? Wszystko się wyjaśnia...>

Od Leona - Cd. Kath

Katherine w jednej chwili zdawała się zapomnieć o całym świecie, jak ja kilka sekund wcześniej, a w drugiej po prostu coś zwaliło ją z nóg. Szybko odłożyłem wszystko i zdążyłem w ostatnim momencie uratować ją od walnięcia głową o jedną z szafek. Jeszcze tego by brakowało, żeby pierwszego dnia zrobiła sobie krzywdę. Jej krucze włosy delikatnie musnęły moją skórę, przyprawiając o przyjemne dreszcze. Tamten mężczyzna... Hae... Czy to możliwe, że nim byłem? Ale... Nie, głupi Leon, reinkarnacje, czy inne duperele nie istniały! Chociaż... Może to zwykły przypadek, figiel chorego umysłu. Może dziewczyna po prostu zasłabła, przecież to często się działo, Sakura czasami tak miała, podczas tej całej miesiączki. Uśmiechnąłem się lekko, pomagając jej wstać. Z jednej strony byłem nieźle wystraszony tym wszystkim i chciałem jak najszybciej czmychnąć gdzieś, gdzie było ciemno, a z drugiej czułem, jak każda komórka mojego organizmu buntowała się przed opuszczeniem nowej. Jedna, szybka decyzja mogła wpłynąć na przyszłość. Upewniwszy się, że nie chciała znowu zaliczyć spotkania z podłogą- niechętnie odsunąłem się od niej i ciężko usiadłem na nieskazitelnie białym dywanie. Wzrok wbiłem w swoje własne dłonie, które w... czymś co chyba było wizją, bezkarnie mogły błądzić po całym ciele Kath.
- Też... też to widziałaś...?- wyszeptałem niemym tonem

<Kath?>

Od. Kim - Cd. Zera

To uczucie jakie teraz mną władało było czymś, czego nigdy nie doznałam. Słowa wyszeptane przez Zera sprawiły, że w jednej chwili wszystko zrozumiałam...Samotność przez całe moje życie, była najgorszym doświadczeniem. Kiedyś nie miałam zaufania do nikogo, nikt nie rozumiał tego co przechodziłam w rodzinnym domu. Codzienne bicie mnie przez ojca było codziennością, czymś od czego nie mogłam uciec. Teraz wszystko się zmieniło, a mym marzeniem w tej chwili było to, żeby ta chwila mogła trwać wiecznie. Czułam się rozumiana i akceptowana... Przybliżyłam się do niego bardziej, by oddać się takiej błogiej chwili jak ta. W ramionach tego mężczyzny poczułam się bezpiecznie, zupełnie inaczej niż przez całe życie. Gdy po moim ramieniu spłynęła łza chłopaka,przeszedł mnie lekki dreszcz. On tego też potrzebował... Chwili czułości i zrozumienia. Gładziłam go delikatnie po plecach by pokazać, że wiem co on teraz czuje.
- Nie musisz mi dziękować... - odparłam cicho zduszając jęk który chciał wyrwać się z moich ust.
<Zero?>

Od Kath - Cd. Leona

Z dużą delikatnością położyłam plecak na niewielkim krześle, które stało w rogu pomieszczenia. Nie słyszałam już jednak kroków niedawno poznanego blondyna. Odwróciłam się powoli w stronę drzwi przy których wcześniej znajdował się chłopak. Odetchnęłam z ulgą gdy okazało się, że nadal tam stoi. Lecz teraz zachowywał się inaczej. Obserwował mnie uważnie po czym spojrzał mi w oczy. Zamknęłam je tak jak przy mruganiu ale gdy je otworzyłam byłam już w zupełnie innym miejscu. Poczułam, że jestem obejmowana przez jakiegoś mężczynę a miejąc przed sobą lustro, zorientowałam się iż dalej jestem sobą. Nie rozumiem... Nie miałam kontroli nad swoim ciałem... Samoczynnie odsunęłam się od najpewniej obiektu uczuć mojej postaci, gdyż w środku wyczuwałam wielkie szczęście. Moja głowa uniosła się przez co ujrzałam twarz znanej mi osoby. Te czerwone oczy... Włosy praktycznie koloru skóry. To był on... Leon... Ale dlaczego? Rosły mężczyzna wplutł palce w moje włosy a ja wyszeptałam do niego pare błagalnych słów. Bardziej niż ich wypowiedzenie, zdziwiła mnie odpiwiedź. W tym samym momencie złączyliśmy nasze usta w pocałunku... Ponowne mrugnięcie i powrócenie do prawdziwego świata. Dalej patrzyłam w krwiste oczy ale teraz już z większej odległości. Nie mogłam tego zrozumieć...
- Jak...- jęknęłam cicho i nieświadomie moje kolana same się ugięły, powodując upadek.
<Leo? Ja wiem, oj wiem >

Od Zera - Cd. Kim

Uśmiech zagościł na mojej twarzy po raz pierwszy od naprawdę wielu lat. Cichutkie "dziękuję" wypowiedziane przez tę drobną istotkę zadziałało na mnie dziwnie... Poczułem coś, czego wcześniej nie miałem okazji. Coś, jakby ciepło gdzieś w środku mnie. Ciepło, które powoli roztapiało lód będący moim sercem. Nie, tego nie można nazwać miłością, ni zauroczeniem, bowiem taki potwór jak ja nie był w stanie kochać, lecz może istniała nadzieja na poprawę...? Tylko dla tej jednej istotki... Wzmocniłem nieco chwyt, przyciągając ją bliżej siebie, jakby zaraz miała mi umknąć. Potrzebowałem trochę czułości i właśnie zdałem sobie z tego sprawę. Pochyliłem się nieco, by przypadkiem nie odciąć jej dopływu tlenu i nie udusić. Delikatnie oparłem policzek o jej włosy, napawając się ich miękkością oraz liliowym zapachem. I wtedy... poczułem pieczenie w oczach, coś zimnego, spływającego po policzku. Płakałem? Może... Ale w głębi duszy pewien byłem tego, że przy Kimberly mogłem pozwolić sobie na chwilę słabości. Oto ona została pierwszą osobą, która nie traktowała mnie jak tyrana, śmiecia, ale jak... misia, kogoś, komu pozwoliła na tak wiele, w tak krótkim czasie.
- To ja dziękuję...- odszepnąłem, zduszając płacz
Niech słone krople spadają na podłogę, lecz tylko one, bez ryku...

<Kim?>

Od Leona - Cd. Kath

     Pokiwałem głową i (na wszelki wypadek) drugą walizkę podniosłem z nadmierną ostrożnością. Bagaże w sumie ważyły dla mnie tyle co nic, ale ja to ja- wielkie, silne dziecko. Ruszyłem przodem, co chwilę zerkając, czy aby Katherine mi się nie zgubiła gdzieś po drodze. W końcu to całkiem spory budynek z pierdylionem korytarzy i sam w pierwszych dniach błądziłem, myliłem pomieszczenia... Raz nawet niechcący wparowałem do damskiej toalety... Skończyłem wtedy z odciskami po zabójczych pociskach w postaci szminek oraz częściowo owinięty papierem toaletowym. Hyh... Na samą myśl o tym spalałem się ze wstydu. Milczałem jak grób, ciągle mając przed sobą te smutne, lecz piękne oczy. Nie wiem dlaczego, ale zdawały mi się być znajome i drogie sercu. Westchnąłem cicho. Czasami naprawdę nie powinienem tak dużo myśleć, a jedynie działać. Zatrzymałem się przed drzwiami o trzycyfrowym numerze, które Kath szybko otworzyła i zniknęła w środku obszernego pokoju. Takiego, jaki przeznaczony został każdemu z członków naszej grupy... i całej reszcie tych całych buntowników. Przestąpiłem przez próg, chcąc ułożyć rzeczy przy jej łóżku, jednak przystanąłem. Stało się coś dziwnego, czego ni jak nie mogłem wytłumaczyć. Stałem się kimś innym, znalazłem w zupełnie innym miejscu.
   Wielki namiot, zdecydowanie staroświecki, cały pokryty był tajemniczymi znakami. Runy, stwierdziłem już na starcie. Takie, których używali magowie. Ale co tu się do cholery działo? To było wspomnienie, na pewno. Tylko czyje? Popatrzyłem na odbicie w prowizorycznym lustrze. Ta sama twarz, ciało może nieco bardziej wyrobione w boju, ale moje, tylko jedno mi nie pasowało- szaty jakoby wyjęte z gry Assasin Creed, dokładniej podobne do Smoczej Zbroi Ezia. Gruby materiał uchylił się pod wpływem czyjejś siły, w wejściu stanęła... Katherine. Lecz również w jakiś sposób inna. Patrzyłem na nią oczarowany, zaś mężczyzna, którym się stałem, czuł niewyobrażalne szczęście... Przeszło ono na mnie samego. Przestałem panować nad tą postacią, wszystko potoczyło się samo. Zdziwiłem się słysząc dwa głosy- jeden zapewne należący do wojownika, drugi płynący z jej ust. Kilka kroków w przód... Objęcie jej i ten cudowny zapach lasu i ziemi, który ze sobą przyniosła... Czułem go? Ale jak?!
     Odsunąłem się gwałtownie do tyłu, wyrwany z dziwnego transu. Co to miało być? I dlaczego tamta dziewczyna wyglądała jak Kath... Jednak miała inaczej na imię? Spojrzałem realnie przerażony na ciemnowłosą.

<Kath? Wariacje, kombinacje!>