Nagle otworzyłam oczy, powracając do normalnego świata. Usłyszałam ciche pomrukiwanie kota i coś w rodzaju delikatnego ugryzienia. Jeffa nie było, co on zrobił?! Nie wierzę.... Nie, nie, nie... Dlaczego on się im tak oddał?! Emocje targały mną od środka, przez chwilę nie wiedziałam co teraz począć. Złapałam kotka i posadziłam go sobie na ramieniu, po czym zeskoczyłam z drzewa. Do obozu trafiłam szybciej niż w godzinę, dzięki czemu mogłam w spokoju obserwować co się dzieję. Delikatna dłoń która spoczęła na moim ramieniu, była mi znajoma. Nif zawsze wiedziała gdzie mnie znaleźć.
- Stało się coś? - zapytałam cicho.
- List od góry dość ważny - wytłumaczyła się.
- Jestem zajęta...- odparłam mrużąc oczy.
- To może go uratować.
Gdy usłyszałam te słowa wstałam i złapałam ją za ramię.
- Kiedy? - palnęłam bez sensu.
- Co kiedy?
- Emmm. Ten list był dostarczony...
- Przed godziną bodajże.
- Chodź! - krzyknęłam ciągnąc ją za rękę.
Dziewczyna w ostatniej chwili złapała swoją broń i ruszyła za mną. Pokonywanie schodów nie było dla mnie problemem, mimo, że mój pokój znajdował się w górnej partii ośrodka. Z impetem otworzyłam drzwi, po czym podbiegłam do biurka. Piękna koperta spoczywała na jego krańcu, dzięki czemu złapałam ją z marszu. Bez zastanowienia otworzyłam list i zaczęłam błądzić po nim wzrokiem.
- Sak przeczytaj to na głos - poprosiła Katherine.
- A no tak już już... " Szanowna Sakuro. Zwracamy się do ciebie ze sprawą najwyższej wagi. Najpewniej na twoich terenach przebywa znany ci Marszałek Lorrine. Niedawno został on zwolniony ze służby, z powodu terroru jaki wprowadzał wśród oddziałów naziemnych. Dowiedzieliśmy się również o jego bezwzględności podczas Szkoleń i tym podobnych lekcji. Z tego powodu został zdegradowany i postawiony przed sądem. Udało mu się zbiec i właśnie dlatego zwracamy się do ciebie. Twoim zadaniem jest uziemienie go i doprowadzenie do nas w stanie zdolnym do oddychania - w tym momencie zaśmiałam się pod nosem razem z Kath - Chcemy również za wszystkie krzywdy jakie pochodziły od jego persony. Z poważaniem Minister Góry"
Odłożyłam list na biurko i jęknęłam cicho. Wiedziałam co to znaczy, bałam się i nie wiedziałam czy to jest możliwe. Jedynym co mnie motywowało było to, że odzyskam osobę na której zależy mi jak na nikim innym, a mianowicie na Jeffie. Kath podeszła do mnie i ponownie położyła rękę na moim ramieniu.
- Będę cię osłaniać - stwierdziła.
- Dzięki...
Przytuliłam ją delikatnie i podeszłam do dość pojemnej szafki, kładąc przy tym czarnego kocurka na łóżku.Otworzyłam ją z impetem i popatrzyłam na zawartość. Jak zawsze była pełna, dzięki czemu mogłam zabrać swój drobny arsenał. Odwróciłam się do dziewczyny i uśmiechnęłam nieznacznie,rzucając w jej stronę słuchawkę.
- Jeden cynk - zaśmiała się.
- Żebyś się nie zdziwiła - odparłam i kopnęłam ją delikatnie w udo na odchodne.
Sama wyszłam z pokoju zamykając drzwi, po czym ruszyłam na drugie piętro wieżowca.Szłam dość spokojnym krokiem, a raczej takim, żeby nikt mnie nie usłyszał. Był tam tylko jeden pokój, służył on do przesłuchań i był chyba najrzadziej odwiedzany. Chwyciłam za klamkę i przekręciłam ją jak najmocniej się dało. Drzwi same ustąpiły, a moim oczom ukazał się, leżący na ziemi Jeff. Podbiegłam do niego i chwyciłam delikatnie za ramię. Gdy ujrzałam jego zmasakrowane plecy, do moich oczu napłynęły łzy.
- Jeff...- jęknęłam.
Nie odezwał się ani słowem, a wręcz przeciwnie, zachowywał się jakby zemdlał. W tamtej chwili byłam zdesperowana i nie wiedziałam co robić. Nie sądziłam, że taki obraz może mnie tak rozczulić, co dopiero mówiąc o tym co czułam... Pociągnęłam go za ramię i starałam się podnieść.
- Obudź się błagam....
W tamtym momencie usłyszałam diabelski śmiech i poczułam zimną dłoń na karku.
- Jaki uroczy obrazek kto by pomyślał - zaśmiał się Marszałek.
W jednej chwili się wyrwałam i kopnęłam go w brzuch, dzięki czemu udało mi się wstać i osłonić ciało chłopaka. Mężczyzna trzymał w dłoni zakrwawiony bat i nóż, właśnie wtedy zrozumiałam co się stało. Zacisnęłam pięść i starałam się nie spuszczać z niego wzroku.
- Miałem nadzieję, że się obudzi, gdyż chciałem kontynuować.
- Odsuń się od niego dobrze ci raczę - syknęłam jadowicie.
- Ohhh bo co ty mi zrobisz?
- Nie jesteś na stanowisku, nie jesteś u siebie, mam prawo do wszystkiego - szepnęłam.
- Słucham?!
- Uderz mnie! - krzyknęłam.
Mężczyzna nawet się nie zawahał, w jednej chwili usłyszałam świst bata obok swojego ciała ale w odpowiedniej chwili udało mi się złapać jego koniec i mocno pociągnąć w swoją stronę. Bolało. lecz adrenalina idealnie to maskowała. Narzędzie tortur wyleciało mu z ręki, lądując daleko od jego osoby. Złapałam za dwa sztylety i przygotowałam się na atak, lecz przed tym padło jedno zdanie.
- Nie zabijesz mnie!
- Bo nie mam zamiaru - odpowiedziałam w myślach.
Cielsko wysokiego bruneta napierało na mnie jak nigdy przedtem. Jednym sprawnym ruchem znalazłam się za nim i przejechałam sztyletem po kręgosłupie. Ten tylko ryknął z bólu i oddał mi kopniakiem w brzuch. Przez co upadłam na ziemię, a jemu udało się dość mocno zranić mnie w ramię. Syknęłam cicho i przypomniałam sobie o snajperze.
- Nif teraz!
W tym momencie padł strzał, a Lorrine upadł na ziemię ze zmasakrowanym kolanem. Wstałam szybko i przyłożyłam mu nóż do gardła.
- Po co to było? - zapytałam.
- Satysfakcja - zaśmiał się szyderczo i plunął mi w twarz.
Uniosłam jedną dłoń i uderzyłam go w twarz jak najmocniej umiem. Na szczęście w tamtym momencie do sali wpadł Leo i zajął się brunetem, jeszcze chwile a nie zawahałabym się z zabiciem go. Odsunęłam się nieznacznie i otarłam twarz ze śliny. Schowałam broń i podeszłam do Jeffa. Starałam się go podnieść ale był dla mnie za ciężki. Byłam po prostu bezsilna. Jedynie może usłyszy mnie ktoś z grupy....
- Pomocy! - krzyknęłam.
W tamtej sekundzie zobaczyłam, jak chłopak otwiera. Łzy same napłynęły mi do oczu, na samą myśl o tym, że żyje. Sama nie wiedziałam dlaczego tak się zachowywałam ale wiedziałam, że zależało mi na nim jak na nikim innym. Wplotłam palce w jego włosy i popatrzyłam w oczy.
- Jeff... - powiedziałam cicho.
- Co..? On tu jest... Uciekaj...
- Nie ma go tutaj, jesteś bezpieczny...
- Ale...On..
- Nie dam cię skrzywdzić rozumiesz? Nie chce cię stracić.... - jęknęłam łapiąc go za rękę.
< Jeff?>
czwartek, 31 marca 2016
Od Jeff'a cd. Sakura
Nie powiem, lekko mnie zamurowało. Objąłem ją delikatnie i podniosłem lekko jej podbródek, tak, by spojrzała mi w oczy.
- Sak, zrobiłem to co zrobiłem, a wszystko to co się stało było z mojej winy i muszę ponieść za to konsekwencje - Przetarłem lekko jej policzek, widząc niewielką ranę - Poza tym, nie powinnaś się martwić o mnie, tylko o siebie. Takie prawa rządzą tym światem. Zabij albo bądź zabity. - po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy, które przetarłem lekko kciukiem. Hah, nigdy bym nie pomyślał, że dojdzie do takiej sytuacji. Pan wieczny ponury i złośliwy nagle zaczął okazywać serce! Zastopuj Jeff, bo zaraz zamienisz się w jakiegoś przylizanego, grzecznego chłopczyka! Puściłem dziewczynę i odsunąłem się nieznacznie. Chciałem w spokoju zająć się ranami i iść najdalej jak to możliwe, jednak wiedziałem, że daleko nie zajdę. Brak zapasów, sprzętu na pewno szybko dałby o sobie znać.Opatrywanie rany też nie należało do najprzyjemniejszych, ale też nie robiłem z tego nie wiadomo czego. Zachowałem beznamiętny wyraz twarzy i owinąłem udo kawałkiem materiału. Sakura nadal próbowała mi pomóc, trudno było ją cały czas odtrącać, ale chciałem zrobić to sam. Nie mogłem cały czas na niej polegać, przede wszystkim dla tego, że niedługo nasze drogi się rozejdą i nie wiadomo kiedy znów będziemy mieli szanse się spotkać. Gdy już miałem zacząć schodzić z drzewa, usłyszeliśmy wycie psów i nawoływania strażników.
- Szlak by to trafił, znaleźli nas - syknąłem i zacząłem obmyślać w głowie plan ucieczki. Spojrzałem w dół i gdybym w porę się nie uchylił, moja twarz zarobiła by cudną kulką. Czy oni nie mogliby celować czymś przyjemniejszym?! No powiedzmy, że pluszakami, żelkami albo chociaż wacikami. eh...
- Złaź stamtąd, bo inaczej zaczniemy strzelać! - krzyknął jeden z rosłych mężczyzn. A to przed chwilą to co było?! bańki mydlane? Zaśmiałem się sarkastycznie i gdy już miałem coś powiedzieć, zauważyłem, jak jeden z żołnierzy celuje do Sak. Nawet nie wiem kiedy wyjąłem nóż i trafiłem nim prosto między oczami mężczyzny.
- Ładnie to tak od tyłu się skradać? - warknąłem. Wiedziałem, że tylko pogarszam swoją sytuację ale... właściwie i tak nie mogło mnie już spotkać nic gorszego. Byliśmy w potrzasku, z każdej strony uzbrojeni po zęby żołnierze. Dziewczyna chciała użyć swojej mocy, ale delikatnym, acz stanowczym szarpnięciem wybiłem jej ten pomysł z głowy.
- To nie ma sensu - szepnąłem i westchnąłem ciężko. Pora już przestać uciekać. Naszedł mnie pewien pomysł. Oby tylko Sakura się nie odezwała... żeby mieć 100% pewność, przeniosłem jej umysł do "swojego" wymiaru. Odstawiłem kota koło ciała dziewczyny i nakazałem tam pozostać. Wiedział, że tak trzeba. Zeskoczyłem z drzewa i uniosłem ręce do góry na znak, że się poddaje.
- Macie mnie. Tamta dziewczyna mnie znalazła i zmusiła do tego. Taki miała plan od początku, złapać mnie i przekazać wam. I udało jej się to. Możecie być jej za to wdzięczni, bo wykonała kawał dobrej roboty - strażnicy zaczęli szeptać między sobą i kiwać z uznaniem głowami. Czyli mój plan wypalił - nabrali się. Jeden z nich podszedł do mnie i złapał za kark i przycisnął moje ciało do ziemi, na co syknąłem z bólu.
- I na co było tyle uciekać? To przecież oczywiste, że byśmy cie znaleźli. - zaśmiał się i splunął na ziemię. Nie muszę mówić co było dalej, zabrali mnie siłą z powrotem do obozu, wtedy dopiero uwolniłem Sakurę z mojego czaru szepcząc ciche "przepraszam". Nie obawiałem się tego co miało nastąpić, najważniejsze było to, że Sak była bezpieczna...
< Sakura? >
- Sak, zrobiłem to co zrobiłem, a wszystko to co się stało było z mojej winy i muszę ponieść za to konsekwencje - Przetarłem lekko jej policzek, widząc niewielką ranę - Poza tym, nie powinnaś się martwić o mnie, tylko o siebie. Takie prawa rządzą tym światem. Zabij albo bądź zabity. - po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy, które przetarłem lekko kciukiem. Hah, nigdy bym nie pomyślał, że dojdzie do takiej sytuacji. Pan wieczny ponury i złośliwy nagle zaczął okazywać serce! Zastopuj Jeff, bo zaraz zamienisz się w jakiegoś przylizanego, grzecznego chłopczyka! Puściłem dziewczynę i odsunąłem się nieznacznie. Chciałem w spokoju zająć się ranami i iść najdalej jak to możliwe, jednak wiedziałem, że daleko nie zajdę. Brak zapasów, sprzętu na pewno szybko dałby o sobie znać.Opatrywanie rany też nie należało do najprzyjemniejszych, ale też nie robiłem z tego nie wiadomo czego. Zachowałem beznamiętny wyraz twarzy i owinąłem udo kawałkiem materiału. Sakura nadal próbowała mi pomóc, trudno było ją cały czas odtrącać, ale chciałem zrobić to sam. Nie mogłem cały czas na niej polegać, przede wszystkim dla tego, że niedługo nasze drogi się rozejdą i nie wiadomo kiedy znów będziemy mieli szanse się spotkać. Gdy już miałem zacząć schodzić z drzewa, usłyszeliśmy wycie psów i nawoływania strażników.
- Szlak by to trafił, znaleźli nas - syknąłem i zacząłem obmyślać w głowie plan ucieczki. Spojrzałem w dół i gdybym w porę się nie uchylił, moja twarz zarobiła by cudną kulką. Czy oni nie mogliby celować czymś przyjemniejszym?! No powiedzmy, że pluszakami, żelkami albo chociaż wacikami. eh...
- Złaź stamtąd, bo inaczej zaczniemy strzelać! - krzyknął jeden z rosłych mężczyzn. A to przed chwilą to co było?! bańki mydlane? Zaśmiałem się sarkastycznie i gdy już miałem coś powiedzieć, zauważyłem, jak jeden z żołnierzy celuje do Sak. Nawet nie wiem kiedy wyjąłem nóż i trafiłem nim prosto między oczami mężczyzny.
- Ładnie to tak od tyłu się skradać? - warknąłem. Wiedziałem, że tylko pogarszam swoją sytuację ale... właściwie i tak nie mogło mnie już spotkać nic gorszego. Byliśmy w potrzasku, z każdej strony uzbrojeni po zęby żołnierze. Dziewczyna chciała użyć swojej mocy, ale delikatnym, acz stanowczym szarpnięciem wybiłem jej ten pomysł z głowy.
- To nie ma sensu - szepnąłem i westchnąłem ciężko. Pora już przestać uciekać. Naszedł mnie pewien pomysł. Oby tylko Sakura się nie odezwała... żeby mieć 100% pewność, przeniosłem jej umysł do "swojego" wymiaru. Odstawiłem kota koło ciała dziewczyny i nakazałem tam pozostać. Wiedział, że tak trzeba. Zeskoczyłem z drzewa i uniosłem ręce do góry na znak, że się poddaje.
- Macie mnie. Tamta dziewczyna mnie znalazła i zmusiła do tego. Taki miała plan od początku, złapać mnie i przekazać wam. I udało jej się to. Możecie być jej za to wdzięczni, bo wykonała kawał dobrej roboty - strażnicy zaczęli szeptać między sobą i kiwać z uznaniem głowami. Czyli mój plan wypalił - nabrali się. Jeden z nich podszedł do mnie i złapał za kark i przycisnął moje ciało do ziemi, na co syknąłem z bólu.
- I na co było tyle uciekać? To przecież oczywiste, że byśmy cie znaleźli. - zaśmiał się i splunął na ziemię. Nie muszę mówić co było dalej, zabrali mnie siłą z powrotem do obozu, wtedy dopiero uwolniłem Sakurę z mojego czaru szepcząc ciche "przepraszam". Nie obawiałem się tego co miało nastąpić, najważniejsze było to, że Sak była bezpieczna...
< Sakura? >
środa, 30 marca 2016
Od Reik'a Cd Sakura
K.rwa, k.rwa, k.rwa, k.rwa... Nie dość że miałem zmasakrowane kolano to jeszcze jedna z tych dziewczyn zabiła potwora na którego polowałem... PO PROSTU ZAJ.BIŚCIE! Ostatnie co zobaczyłem to jakiś duży budynek. Kiedy się obudziłem leżałem na łóżku w jakimś nie dużym pomieszczeniu. Chciałem wstać ale moje kolano mi na to nie pozwalało... Kiedy się rozejrzałem zobaczyłem że obok mnie na krześle siedzi śpiąca Sakura.
<Sakura? Sorry że musiałaś czekać>
<Sakura? Sorry że musiałaś czekać>
wtorek, 29 marca 2016
Od Sakury - Cd. Jeff'a
Sama nie wiedziałam co teraz zrobić.. Czy starać się wpłynąć na generała, czy ruszyć za nim i mu pomóc.Tak może robił mi te wszystkie głupie rzeczy ale na prawdę mi na nim zależało. Huk strzału ze znanego mi pistoletu, zerwał mnie z ziemi. Pobiegłam do swojego pokoju, skąd zabrałam wszystko co może być potrzebne, po czym ruszyłam pędem w las. Bałam się ale z jednej strony chciałam mu pomóc, wystawił się dla mnie, mimo, że prosiłam by tego nie robił. Po chwili zobaczyłam dość dużą ilość krwi pod jednym z drzew. Uklęknęłam i przyjrzałam się uważnie.
- Jeff... - powiedziałam cicho.
Nagle usłyszałam szelest liści, co za bardzo mnie zaniepokoiło. Ustałam pod drzewem chwytając parę noży. Głośny szczek, odgłosy broni palnej i krzyki mężczyzn przerażały mnie jeszcze bardziej, niż szam Marszałek. Grupka składała się z trzech blondynów. Dwa szybkie zaklęcia, wdarcie się do umysłów, jeden celny rzut nożem i leżeli na ziemi. Ból głowy był nieunikniony ale musiałam to zrobić. Ruszyłam pędem w stronę w którą wskazywała krew. Nie musiałam długo szukać ale przyznam Jeffa nie było prawie widać. Podbiegłam pod drzewo i spojrzałam w górę.
- Jeff - zawołałam.
Usłyszałam cichy szelest liści i jego spokojny głos.
- Sak?
Złapałam się za konar i wspięłam się na dość dużą gałąź, która była już okupowana przez bruneta. Trzymał się kurczowo za bok, co oznaczało, że nabój musiał trafić w niego. Cieszylam się, że go znalazłam ale za razem było mi go żal.
- Zaraz ci pomogę - powiedziałam szybko zestresowana.
Zaczęłam desperacko szukać czegokolwiek co mogłoby mu pomóc ale to on sam mi przerwał te czynność.
- Sak nie potrzeba - odparł.
- Chce ci pomóc rozumiesz? - zapytałam ze łzami w oczach.
Chłopak nie rozumiał o co mi chodzi. Odruchem było to, że rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam w jego delikatnie. Tak, byłam mu po prostu wdzięczna.
- Nie rób tak więcej! Nie wystawiaj się! Nie chce cię stracić! - jęknęłam.
<Jeff?>
- Jeff... - powiedziałam cicho.
Nagle usłyszałam szelest liści, co za bardzo mnie zaniepokoiło. Ustałam pod drzewem chwytając parę noży. Głośny szczek, odgłosy broni palnej i krzyki mężczyzn przerażały mnie jeszcze bardziej, niż szam Marszałek. Grupka składała się z trzech blondynów. Dwa szybkie zaklęcia, wdarcie się do umysłów, jeden celny rzut nożem i leżeli na ziemi. Ból głowy był nieunikniony ale musiałam to zrobić. Ruszyłam pędem w stronę w którą wskazywała krew. Nie musiałam długo szukać ale przyznam Jeffa nie było prawie widać. Podbiegłam pod drzewo i spojrzałam w górę.
- Jeff - zawołałam.
Usłyszałam cichy szelest liści i jego spokojny głos.
- Sak?
Złapałam się za konar i wspięłam się na dość dużą gałąź, która była już okupowana przez bruneta. Trzymał się kurczowo za bok, co oznaczało, że nabój musiał trafić w niego. Cieszylam się, że go znalazłam ale za razem było mi go żal.
- Zaraz ci pomogę - powiedziałam szybko zestresowana.
Zaczęłam desperacko szukać czegokolwiek co mogłoby mu pomóc ale to on sam mi przerwał te czynność.
- Sak nie potrzeba - odparł.
- Chce ci pomóc rozumiesz? - zapytałam ze łzami w oczach.
Chłopak nie rozumiał o co mi chodzi. Odruchem było to, że rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam w jego delikatnie. Tak, byłam mu po prostu wdzięczna.
- Nie rób tak więcej! Nie wystawiaj się! Nie chce cię stracić! - jęknęłam.
<Jeff?>
Od Jamesa c.d Echo
- Uznajmy to za wspólną robotę, dobrze? - uśmiechnąłem się.
- Wiesz, a jeśli chodzi o.. - zaczęła
- Na razie nie ważne - przerwałem jej - Zastanowimy się rano, dobrze? Na razie wróćmy do schronienia.
Dziewczyna kiwnęła głową, ale nie odpowiedziała.
- A i jeszcze - oddałem jej łuk - Niezbyt wygodnie się go nosi. Wolę swój miecz.
Echo uśmiechnęła się do mnie, a ja go odwzajemniłem. Zaczęliśmy wolnym krokiem wracać do mojego domu. Ewentualnie naszego, gdyby się zgodziła, na co liczę. Chciałem by była ze mną jak najdłużej, dlatego nie pozwoliłem jej dokończyć. Mam nadzieję, że nie jest na mnie zła z tego powodu. Echo nie jest głupia, pewnie domyśliła się o co mi chodzi. Szliśmy w ciszy. Dziewczyna wyglądała na bardzo zamyśloną. Ja właściwie też myślałem o tym co się stanie, gdy dziewczyna się nie zgodzi. Pewnie znowu zostanę sam. Nie ma szans bym sobie poradził, Echo jest mi bardzo potrzebna. Chociaż do czasu, odzyskania pamięci... Albo dłużej... Po prostu żeby była. Dotarliśmy do domu. Bez słowa przepuściłem ją w drzwiach, sam od razu położyłem się spać. Mam do niej zaufanie, wiem, że raczej nie odejdzie tak jak próbowała dziś.
***
Rano wstałem z łóżka. Strasznie kręciło mi się w głowie. Co ja tu robię? Czy nie poszedłem na polowanie...? Poszedłem do kuchni. Usłyszałem stukanie talerzami. "Jose! Jose wrócił?!" Wbiegłem do pomieszczenia, a tam stała dziewczyna. Dosyć wysoka i ładna. Ale co ona tu robi?
- O, James wstałeś już - uśmiechnęła się. Zna moje imię? Czyżbym aż tak się kiedyś upił, że nie pamiętam kilku dni?
- E... Tak... - odpowiedziałem niepewnie - Czy możesz mi za przeproszeniem powiedzieć kim jesteś i co ty tu robisz?
Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- Jak to co? Spadłeś znowu z czegoś? Wczoraj zaatakowały nas dzikusy i wróciliśmy do tego domu. Miałam cię o poinformować o...
- Z czego miałem spaść? Co tu się dzieje?! - siadłem przy moim dzienniku. Było tam kilka nowych wpisów. Co ja robiłem?
- James. Co z tobą nie tak? Straciłeś pamięć i.. - naglę się zacięła - Twoją pamięć wróciła!
<Echo? Którego Jamesa wolisz? Z pamięcią czy bez? XD>
- Wiesz, a jeśli chodzi o.. - zaczęła
- Na razie nie ważne - przerwałem jej - Zastanowimy się rano, dobrze? Na razie wróćmy do schronienia.
Dziewczyna kiwnęła głową, ale nie odpowiedziała.
- A i jeszcze - oddałem jej łuk - Niezbyt wygodnie się go nosi. Wolę swój miecz.
Echo uśmiechnęła się do mnie, a ja go odwzajemniłem. Zaczęliśmy wolnym krokiem wracać do mojego domu. Ewentualnie naszego, gdyby się zgodziła, na co liczę. Chciałem by była ze mną jak najdłużej, dlatego nie pozwoliłem jej dokończyć. Mam nadzieję, że nie jest na mnie zła z tego powodu. Echo nie jest głupia, pewnie domyśliła się o co mi chodzi. Szliśmy w ciszy. Dziewczyna wyglądała na bardzo zamyśloną. Ja właściwie też myślałem o tym co się stanie, gdy dziewczyna się nie zgodzi. Pewnie znowu zostanę sam. Nie ma szans bym sobie poradził, Echo jest mi bardzo potrzebna. Chociaż do czasu, odzyskania pamięci... Albo dłużej... Po prostu żeby była. Dotarliśmy do domu. Bez słowa przepuściłem ją w drzwiach, sam od razu położyłem się spać. Mam do niej zaufanie, wiem, że raczej nie odejdzie tak jak próbowała dziś.
***
Rano wstałem z łóżka. Strasznie kręciło mi się w głowie. Co ja tu robię? Czy nie poszedłem na polowanie...? Poszedłem do kuchni. Usłyszałem stukanie talerzami. "Jose! Jose wrócił?!" Wbiegłem do pomieszczenia, a tam stała dziewczyna. Dosyć wysoka i ładna. Ale co ona tu robi?
- O, James wstałeś już - uśmiechnęła się. Zna moje imię? Czyżbym aż tak się kiedyś upił, że nie pamiętam kilku dni?
- E... Tak... - odpowiedziałem niepewnie - Czy możesz mi za przeproszeniem powiedzieć kim jesteś i co ty tu robisz?
Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- Jak to co? Spadłeś znowu z czegoś? Wczoraj zaatakowały nas dzikusy i wróciliśmy do tego domu. Miałam cię o poinformować o...
- Z czego miałem spaść? Co tu się dzieje?! - siadłem przy moim dzienniku. Było tam kilka nowych wpisów. Co ja robiłem?
- James. Co z tobą nie tak? Straciłeś pamięć i.. - naglę się zacięła - Twoją pamięć wróciła!
<Echo? Którego Jamesa wolisz? Z pamięcią czy bez? XD>
Od Reik'a Cd Nei
Ehh... Ona sobie coś kiedyś zrobi...-Pomyślałem. Wstałem i pobiegłem za Nei. Po kilku minutach udało mi się ją dogonić. Obok niej paliło się drzewo. Po chwili Nei je ugasiła. Usiadła pod drzewem. Powiedziała coś do siebie pod nosem i posmutniała. Podszedłem do niej i położyłem rękę na jej ramieniu.
-A ty co taka smutna?-Zapytałem.
<Nei?>
-A ty co taka smutna?-Zapytałem.
<Nei?>
Od Jeff'a cd. Sakura
Stałem tempo wpatrując się w odbywającą się przede mną scenę. Chciałem tak jak kiedyś - móc wzruszyć ramionami i odejść bez żadnego poczucia winy. Czemu więc nie mogłem nawet oderwać wzroku od smutnych oczu dziewczyny? Czemu tak strasznie bolało mnie serce? Nie rozumiałem tego. I gdy zauważyłem podnoszący się żarzący kawałek metalu zrobiłem coś, co pewnie długo będę pamiętał, a dokładniej wyszedłem krok na przód z szeregu i z dziwną wrogością powiedziałem:
- To ja - Marszałek spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem a wszyscy jego podwładni odsunęli się od Sakury i stanęli wyprostowani. Wiedziałem, że to przedstawienie było tylko przykrywką, od samego początku chcieli tylko abym przyznał się do popełnienia tego czynu. Bardzo dobrze znałem tego człowieka, wiele razy podczas gdy jeszcze trenowaliśmy na statku byłem wzywany do jego gabinetu, i zapamiętam ten czas na bardzo długo. Marszałek nigdy mnie nie lubił, najchętniej zabił by mnie - chociaż raz mu się to prawie udało - przez to, że byłem tak z niedyscyplinowany i nieposłuszny. A teraz, na dodatek patrzyłem mu hardo w oczy, nie okazując ani odrobiny strachu.
- Co ,,ja"? - bawił się tą chwilą. Dręczenie mnie sprawiało mu ogromną przyjemność, było to było widać w jego oczach.
- To ja jestem odpowiedzialny za tamten wybryk - I tu wszystkie oczy patrzyły prosto na mnie. No genialnie.
- No, no, no... Pan Jeff, kto by się spodziewał - Głos mężczyzny był cały przesiąknięty jadem. Uniosłem głowę wyżej mrużąc przy tym, jak to miałem w zwyczaju, oczy.
- Jak widzę, jesteś gotowy na karę, jaką ci zgotowałem, nieprawdaż? - zaśmiał się złowieszczo. Uśmiechnąłem się tylko lekko i przytrzymałem bardziej kota, który stał się nagle domowym zwierzątkiem, bez którego nie wychodziłem z domu. Teraz siedział na moim ramieniu, sztywny, jakby rozumiał co zaraz nastąpi.
- Zna mnie pan tyle lat, na prawdę pan myśli, że dam się od tak pojmać? - zaśmiałem się ironicznie, jednak marszałek nie zdziwił się mocno moimi słowami tylko uniósł wyżej brew.
- A ty nadal się nie nauczyłeś, że nie ważne gdzie pójdziesz, i tak cię znajdę?
- To się okaże - pokazałem środkowy palec i zacząłem przeciskać się przez tłum ludzi, co nie było łatwe, gdyż wiele osób, chciało mnie złapać. Gdy byłem już przy ogrodzeniu, obejrzałem się tylko szybko za siebie i zobaczyłem, że Sakura siedzi gdzieś z boku ze zwieszoną głową. Mogłem odetchnąć z ulgą, nie chcieli nic jej zrobić. Teraz powinienem bardziej martwić się o siebie, kilkunastu uzbrojonych w przeróżne bronie i gończe psy strażników biegło właśnie w moją stronę. Zacząłem wspinać się na wysoki, kolczasty płot, a gdy byłem już na górze, poczułem jak coś dosłownie rozrywa mi bok. kula ze specjalnego pistoletu Gmh2a, umieszcza w ciele poszkodowanego nadajnik. Spadłem z ogrodzenia, na szczęście skończyło się tylko na paru siniakach i lekko zbitych kończynach, a przede wszystkim byłem na drugiej stronie. Wstałem natychmiast i pobiegłem przed siebie, w głąb lasu, miałem trochę czasu, gdyż żołnierze musieli iść na około, tam bowiem znajdowała się brama. podbiegłem jeszcze dalej, jednak musiałem opatrzyć krwawiący bok, a przede wszystkim wyjąć nadajnik, co nie będzie miłe. Usiadłem pod jednym z drzew i zacząłem na żywca grzebać w swoim ciele i szukać tego małego ustrojstwa. Udało się, jednak straciłem dużo krwi. Opatrzyłem szybko ranę i pobiegłem dalej, nie miałem czasu się zatrzymywać. Oddech łapałem z coraz większym trudem, jednak uparcie parłem na przód, jeśli stanąłbym chociaż na chwilę a oni broń Boże by mi znaleźli, jak nic nie skończyło by się to dla mnie dobrze. Ostrze gałęzie drzew niemiłosiernie uderzały mnie w policzki, robiąc niewielkie rany. W końcu, gdy przestałem słyszeć wycie gończych psów, wdrapałem się na jedno z wyższych drzew i ukryłem w wielkim konarze. Było naprawdę źle. Ciekawe co robiła teraz Sakura...
< Sakura? >
- To ja - Marszałek spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem a wszyscy jego podwładni odsunęli się od Sakury i stanęli wyprostowani. Wiedziałem, że to przedstawienie było tylko przykrywką, od samego początku chcieli tylko abym przyznał się do popełnienia tego czynu. Bardzo dobrze znałem tego człowieka, wiele razy podczas gdy jeszcze trenowaliśmy na statku byłem wzywany do jego gabinetu, i zapamiętam ten czas na bardzo długo. Marszałek nigdy mnie nie lubił, najchętniej zabił by mnie - chociaż raz mu się to prawie udało - przez to, że byłem tak z niedyscyplinowany i nieposłuszny. A teraz, na dodatek patrzyłem mu hardo w oczy, nie okazując ani odrobiny strachu.
- Co ,,ja"? - bawił się tą chwilą. Dręczenie mnie sprawiało mu ogromną przyjemność, było to było widać w jego oczach.
- To ja jestem odpowiedzialny za tamten wybryk - I tu wszystkie oczy patrzyły prosto na mnie. No genialnie.
- No, no, no... Pan Jeff, kto by się spodziewał - Głos mężczyzny był cały przesiąknięty jadem. Uniosłem głowę wyżej mrużąc przy tym, jak to miałem w zwyczaju, oczy.
- Jak widzę, jesteś gotowy na karę, jaką ci zgotowałem, nieprawdaż? - zaśmiał się złowieszczo. Uśmiechnąłem się tylko lekko i przytrzymałem bardziej kota, który stał się nagle domowym zwierzątkiem, bez którego nie wychodziłem z domu. Teraz siedział na moim ramieniu, sztywny, jakby rozumiał co zaraz nastąpi.
- Zna mnie pan tyle lat, na prawdę pan myśli, że dam się od tak pojmać? - zaśmiałem się ironicznie, jednak marszałek nie zdziwił się mocno moimi słowami tylko uniósł wyżej brew.
- A ty nadal się nie nauczyłeś, że nie ważne gdzie pójdziesz, i tak cię znajdę?
- To się okaże - pokazałem środkowy palec i zacząłem przeciskać się przez tłum ludzi, co nie było łatwe, gdyż wiele osób, chciało mnie złapać. Gdy byłem już przy ogrodzeniu, obejrzałem się tylko szybko za siebie i zobaczyłem, że Sakura siedzi gdzieś z boku ze zwieszoną głową. Mogłem odetchnąć z ulgą, nie chcieli nic jej zrobić. Teraz powinienem bardziej martwić się o siebie, kilkunastu uzbrojonych w przeróżne bronie i gończe psy strażników biegło właśnie w moją stronę. Zacząłem wspinać się na wysoki, kolczasty płot, a gdy byłem już na górze, poczułem jak coś dosłownie rozrywa mi bok. kula ze specjalnego pistoletu Gmh2a, umieszcza w ciele poszkodowanego nadajnik. Spadłem z ogrodzenia, na szczęście skończyło się tylko na paru siniakach i lekko zbitych kończynach, a przede wszystkim byłem na drugiej stronie. Wstałem natychmiast i pobiegłem przed siebie, w głąb lasu, miałem trochę czasu, gdyż żołnierze musieli iść na około, tam bowiem znajdowała się brama. podbiegłem jeszcze dalej, jednak musiałem opatrzyć krwawiący bok, a przede wszystkim wyjąć nadajnik, co nie będzie miłe. Usiadłem pod jednym z drzew i zacząłem na żywca grzebać w swoim ciele i szukać tego małego ustrojstwa. Udało się, jednak straciłem dużo krwi. Opatrzyłem szybko ranę i pobiegłem dalej, nie miałem czasu się zatrzymywać. Oddech łapałem z coraz większym trudem, jednak uparcie parłem na przód, jeśli stanąłbym chociaż na chwilę a oni broń Boże by mi znaleźli, jak nic nie skończyło by się to dla mnie dobrze. Ostrze gałęzie drzew niemiłosiernie uderzały mnie w policzki, robiąc niewielkie rany. W końcu, gdy przestałem słyszeć wycie gończych psów, wdrapałem się na jedno z wyższych drzew i ukryłem w wielkim konarze. Było naprawdę źle. Ciekawe co robiła teraz Sakura...
< Sakura? >
Od Sakury Cd Jeff
Westchnęłam cicho, odstawiając whiskey na stół. Po tym jak parę osób z Góry zobaczyło jak moja drużyna wyśmiewa się ze mnie i mną pomiata, postanowili zrobić małe przedstawienie. Minęłam Jeffa po czym zatrzymałam się na chwile, zduszając łzy które tak nagle napłynęły mi do oczu.
- Góra kazała zaprosić wszystkich na jutrzejsze przedstawienie o siódmej - powiedziałam cicho.
- Jakie przedstawienie? - zapytał zmieszany.
- Dowiesz się jutro...
Wybiegłam z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie miałam siły na to co ma się jutro wydarzyć, lecz to co zobaczyłam pod moimi drzwiami przeraziło mnie jeszcze bardziej. Marszałek stał dumnie wpatrując się we mnie, z ty podłym uśmieszkiem. Czarne włosy, potężna postura, odstraszała nawet najodważniejszych. Ustałam przed nim salutując, lecz ten od razu zmienił wyraz twarzy. Znałam go tyle lat, ze szkoleń, zawsze miał do nas twardą i nawet na ziemi podlegałam jego rozkazom.
- Co to miało być?! - ryknął.
- Ja się wytłumaczę - odparłam spokojnie.
- Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiłaś! Nie panujesz nad swoimi i to jest problem!
- Radzę sobie! -postawiłam się.
W tym momencie uderzył mnie w twarz batem, który aktualnie spoczywał w jego dłoni. Siła uderzenia sprawiła, że upadłam na ziemię, przy czym poczułam gorącą krew spływającą po moim policzku. Położył nogę na mojej miednicy, zmuszając do tego żebym przekręciła się na plecy i popatrzyła na niego.
- Czego cię uczyłem?! Mocna ręka! Wszystko ma być idealnie! Jak nie to powstrzymywać siłą!
W tym momencie zobaczyłam za zakrętem Jeffa. Popatrzyłam na niego, z takim wyrazem twarzy który mówił, żeby się nie zbliżał.
- Kto cię tak urządził?! - ryknął wyższy ode mnie rangą mężczyzn, przystawiając mi bat do twarzy.
Odwróciłam wzrok od Jeffa i przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć.
- Nie pamiętam - odparłam pewnie.
Zza znajomego mi chłopaka wyszło dwóch uzbrojonych żołnierzy. Złapali mnie za ramiona i wrzucili do pokoju. Usłyszałam jedynie klucz zamykający drzwi i krzyk Marszałka. Złapałam się za bolący policzek i syknęłam cicho, nie miałam jednak siły by wstać. Opadłam swobodnie na ziemię zamykając oczy.
Obudziło mnie mocne szarpnięcie i ciche pytanie nieznanej mi persony.
- Oj gotowa chyba?!
Nie odpowiedziałam nic tylko spuściłam głowę i pozwoliłam się wynieść. Przed budynkiem stała cała drużyna, łącznie z Jeffem. Popatrzyłam na niego przelotnie, lecz od razu spuściłam głowę. Wyrzucono mnie na środek placu tuż przy nogach Marszałka. Ten złapał mnie za kark i popatrzył w oczy.
- Niech to piętno na plecach przypomina ci do kogo należysz! Kogo słuchasz! - syknął jadowicie.
Rzucił mną o ziemię sprawiając, że rana sprzed paru dni odezwała się ponownie. Z tłumu po chwili wyszedł dość wysoki mężczyzna trzymający coś rozżarzonego w ręce. Wtedy przeniosłam wzrok na Jeffa. Wolałam patrzeć na niego, niż na ten cały precedens. Chciał przejść do przodu, lecz przecząco pokręciłam głową. Z czasem ujrzałam oficerki tuż przy moich rękach, w tamtym momencie starałam się zdusić łzy i nie spuszczać wzroku ze znajomego mi bruneta.
< Jeff? Zabawy źle się kończą w tym świecie >
- Góra kazała zaprosić wszystkich na jutrzejsze przedstawienie o siódmej - powiedziałam cicho.
- Jakie przedstawienie? - zapytał zmieszany.
- Dowiesz się jutro...
Wybiegłam z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie miałam siły na to co ma się jutro wydarzyć, lecz to co zobaczyłam pod moimi drzwiami przeraziło mnie jeszcze bardziej. Marszałek stał dumnie wpatrując się we mnie, z ty podłym uśmieszkiem. Czarne włosy, potężna postura, odstraszała nawet najodważniejszych. Ustałam przed nim salutując, lecz ten od razu zmienił wyraz twarzy. Znałam go tyle lat, ze szkoleń, zawsze miał do nas twardą i nawet na ziemi podlegałam jego rozkazom.
- Co to miało być?! - ryknął.
- Ja się wytłumaczę - odparłam spokojnie.
- Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiłaś! Nie panujesz nad swoimi i to jest problem!
- Radzę sobie! -postawiłam się.
W tym momencie uderzył mnie w twarz batem, który aktualnie spoczywał w jego dłoni. Siła uderzenia sprawiła, że upadłam na ziemię, przy czym poczułam gorącą krew spływającą po moim policzku. Położył nogę na mojej miednicy, zmuszając do tego żebym przekręciła się na plecy i popatrzyła na niego.
- Czego cię uczyłem?! Mocna ręka! Wszystko ma być idealnie! Jak nie to powstrzymywać siłą!
W tym momencie zobaczyłam za zakrętem Jeffa. Popatrzyłam na niego, z takim wyrazem twarzy który mówił, żeby się nie zbliżał.
- Kto cię tak urządził?! - ryknął wyższy ode mnie rangą mężczyzn, przystawiając mi bat do twarzy.
Odwróciłam wzrok od Jeffa i przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć.
- Nie pamiętam - odparłam pewnie.
Zza znajomego mi chłopaka wyszło dwóch uzbrojonych żołnierzy. Złapali mnie za ramiona i wrzucili do pokoju. Usłyszałam jedynie klucz zamykający drzwi i krzyk Marszałka. Złapałam się za bolący policzek i syknęłam cicho, nie miałam jednak siły by wstać. Opadłam swobodnie na ziemię zamykając oczy.
Obudziło mnie mocne szarpnięcie i ciche pytanie nieznanej mi persony.
- Oj gotowa chyba?!
Nie odpowiedziałam nic tylko spuściłam głowę i pozwoliłam się wynieść. Przed budynkiem stała cała drużyna, łącznie z Jeffem. Popatrzyłam na niego przelotnie, lecz od razu spuściłam głowę. Wyrzucono mnie na środek placu tuż przy nogach Marszałka. Ten złapał mnie za kark i popatrzył w oczy.
- Niech to piętno na plecach przypomina ci do kogo należysz! Kogo słuchasz! - syknął jadowicie.
Rzucił mną o ziemię sprawiając, że rana sprzed paru dni odezwała się ponownie. Z tłumu po chwili wyszedł dość wysoki mężczyzna trzymający coś rozżarzonego w ręce. Wtedy przeniosłam wzrok na Jeffa. Wolałam patrzeć na niego, niż na ten cały precedens. Chciał przejść do przodu, lecz przecząco pokręciłam głową. Z czasem ujrzałam oficerki tuż przy moich rękach, w tamtym momencie starałam się zdusić łzy i nie spuszczać wzroku ze znajomego mi bruneta.
< Jeff? Zabawy źle się kończą w tym świecie >
Od Jeff'a cd. Sakura
Patrzyłem z niemałym zdziwieniem jak ciało dziewczyny opada bezwładnie na ziemie.
- No pięknie, tylko tego mi brakowało - mruknąłem dotykając lekko butem dziewczynę, która jednak już zdążyła odpłynąć do krainy morfeusza i spać teraz jak gdyby nigdy nic kamiennym snem na mojej podłodze. Chwyciłem z parapetu niedopitą whisy i opróżniłem ją jednym łykiem wzdychając głęboko. Puściłem kota, który ciekawsko zaczął obwąchiwać Sakurę, jednak poczuwszy silną woń alkoholu odsunął się zniesmaczony. Wziąłem pierwszy lepszy koc i rzuciłem na dziewczynę. No cóż, nie jestem aż tak miły, nie będę się przemęczał targając ją do łóżka. Usiadłem na fotelu z zamiarem zaśnięcia, lecz sen nie przychodził. Z nudów zacząłem "bębnić" palcami o stół, póki nie przyszedł mi genialny pomysł. Bo czemu by się nie zabawić, skoro nadarza się okazja, dziewczyna śpi jak zabita a ja mam się nudzić? O nie, na pewno nie. Poszedłem do kuchni i wziąłem z niej kilka rzeczy.
- Czas zabrać się do roboty - uśmiechnąłem się złowieszczo i ukląkłem przy ciele dziewczyny. Odkręciłem kolorowe mazaki i zacząłem zdobić jej twarz przepięknymi rysunkami i napisami. Trochę brokatu... gdzieniegdzie bitej śmietany na głowie i gotowe! Przyczepiłem jej jeszcze sztuczny ogon ( nie ważne skąd mam ) i usiadłem z powrotem na fotelu, patrząc z zadowoleniem na swoje "dzieło". Teraz tylko czekać aż się obudzi. No cóż, spała długo, ale opłacało się. Gdy otworzyła oczy, rozejrzała się nieprzytomnie po pokoju, krzywiąc się przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Tsa, kac jak stąd do wieczności. Teraz tylko dokończyć zaczęte dzieło.
- Sakura, byli tu twoi stratedzy, kazali natychmiast do siebie przyjść gdy się obudzisz - powiedziałem z kamienną twarzą. Dziewczyna wstała natychmiast i pędem rzuciła się do drzwi, otwierając je z prędkością światła i wybiegając ze swoim pięknym makijażem. Cóż, zapomniałem zamknąć drzwi... khem, khem no ale przecież nic się w końcu nie stało, ma tylko kilka warstw kolorowego tuszu i bitej śmietany na twarzy... heh... Szlak... ona mnie zbije jak wróci! Szybko złapałem w locie kota i pobiegłem za Sakurą, którą jak na złość nie mogłem znaleźć.
- Jest źle, jest źle, jest bardzo źle - mówiłem sam do siebie, przeszukując kolejne pokoje. Po około dwóch godzinach wróciłem zmęczony do pokoju i co zastałem? Sakurę pijącą w najlepsze moje whisky. Jej twarz nie przybierała żadnych emocji. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na fotelu, przerywając niezręczną ciszę.
- Zadomowiłaś się tu już?
< Sakra? tak się kończy zasypianie przy Jeffie >
Od Sakury Cd Jeff
Gdy zobaczyłam bruneta w łóżku, bez namysłu weszłam do środka.
- Mogę prawda? - zapytałam.
Ten tylko wskazał coś ręką, lecz nie za bardzo zwróciłam uwagę na to o co mu chodziło. Minęło parę godzin a ja już miałam dość, że tutaj wróciłam. Od razu zaczęły padać pytania o to "Gdzie byłam i z kim?", mimo, że nikomu nie musiałam odpowiadać. Zdenerwowało mnie też to, że jeden z moim strategów zaczął za bardzo wtrącać się w moje życie prywatne. Bez problemu odnalazłam barek pełen alkoholu w którym znalazłam dość dobrą whiskey, po czym nalałam sobie do szklanki.
- Też chcesz? - zapytałam.
Jeff zdezorientowany dalej leżał w bezruchu, gładząc czarną puchatą kulkę. Wskoczyłam na parapet i wyjrzałam przez okno. Dowodzenie całą grupą, czasami potrafiło mnie dobić ale dzisiaj przekroczyło to wszelkie granice. Jednym, szybkim ruchem wlałam cały napój do ust, po czym połknęłam. Postanowiłam jednak, że na tym nie poprzestanę. Oparłam głowę o ścianę, by po chwili wziąć dość duży łyk alkoholu z butelki.
- Możesz mi powiedzieć co ci jest? - zapytał po chwili milczenia, siadając na posłaniu.
- Ty sobie leżysz, a ja użeram się z tym całym tatałajstwem ot co! - zaśmiałam się, nie przerywając picia.
Znowu zapadła dziwna cisza, którą przerywało ciche mruczenie kota. Gdy brakowało mniej więcej cztery piąte butelki, Jeff zbliżył się do mnie by zabrać ukochany wtedy dla mnie napój.
- Starczy już chyba - powiedział.
- Nie nie nie!
Byłam jeszcze w pełni świadoma, gdyż alkohol uderzał mi do głowy dopiero po godzinie ale czułam, że to się źle skończy.
- Jak oni mogą się wtrącać w moje życie co? - zapytałam przechylając butelkę.
- Czasem tak bywa.
- Bywa?! Ja tego nie rozumiem! Ja się nie wtrącam w ich życie to co oni mają do mnie co?! Tero nie rozumiem! - jęknęłam opierając głowę o rękę w której dalej trzymał zwierzątko.
Ten westchnął cicho i poklepał mi po plecach.
- Przepraszam nie powinnam... - odparłam cicho podając mu niedopitą whiskey.
Postawiłam nogi na podłodze, lecz poczułam, że nie dam rady wstać. Piekielny ból w głowie, to uczucie, że odpływam było na prawdę dziwne.
- Przepraszam - powtórzyłam osuwając się na ziemię.
<Jeff? No to masz XD>
- Mogę prawda? - zapytałam.
Ten tylko wskazał coś ręką, lecz nie za bardzo zwróciłam uwagę na to o co mu chodziło. Minęło parę godzin a ja już miałam dość, że tutaj wróciłam. Od razu zaczęły padać pytania o to "Gdzie byłam i z kim?", mimo, że nikomu nie musiałam odpowiadać. Zdenerwowało mnie też to, że jeden z moim strategów zaczął za bardzo wtrącać się w moje życie prywatne. Bez problemu odnalazłam barek pełen alkoholu w którym znalazłam dość dobrą whiskey, po czym nalałam sobie do szklanki.
- Też chcesz? - zapytałam.
Jeff zdezorientowany dalej leżał w bezruchu, gładząc czarną puchatą kulkę. Wskoczyłam na parapet i wyjrzałam przez okno. Dowodzenie całą grupą, czasami potrafiło mnie dobić ale dzisiaj przekroczyło to wszelkie granice. Jednym, szybkim ruchem wlałam cały napój do ust, po czym połknęłam. Postanowiłam jednak, że na tym nie poprzestanę. Oparłam głowę o ścianę, by po chwili wziąć dość duży łyk alkoholu z butelki.
- Możesz mi powiedzieć co ci jest? - zapytał po chwili milczenia, siadając na posłaniu.
- Ty sobie leżysz, a ja użeram się z tym całym tatałajstwem ot co! - zaśmiałam się, nie przerywając picia.
Znowu zapadła dziwna cisza, którą przerywało ciche mruczenie kota. Gdy brakowało mniej więcej cztery piąte butelki, Jeff zbliżył się do mnie by zabrać ukochany wtedy dla mnie napój.
- Starczy już chyba - powiedział.
- Nie nie nie!
Byłam jeszcze w pełni świadoma, gdyż alkohol uderzał mi do głowy dopiero po godzinie ale czułam, że to się źle skończy.
- Jak oni mogą się wtrącać w moje życie co? - zapytałam przechylając butelkę.
- Czasem tak bywa.
- Bywa?! Ja tego nie rozumiem! Ja się nie wtrącam w ich życie to co oni mają do mnie co?! Tero nie rozumiem! - jęknęłam opierając głowę o rękę w której dalej trzymał zwierzątko.
Ten westchnął cicho i poklepał mi po plecach.
- Przepraszam nie powinnam... - odparłam cicho podając mu niedopitą whiskey.
Postawiłam nogi na podłodze, lecz poczułam, że nie dam rady wstać. Piekielny ból w głowie, to uczucie, że odpływam było na prawdę dziwne.
- Przepraszam - powtórzyłam osuwając się na ziemię.
<Jeff? No to masz XD>
Od Jeff'a cd. Sakura
- Wracamy - odwróciłem lekko głowę, by zamaskować uśmiech, który nie wiadomo kiedy pojawił się na mojej twarzy i podreptałem za dziewczyną. Miałem nadzieję, że tym razem obejdzie się bez przygód. Szliśmy w ciszy a zimne krople deszczu spadały nam co jakiś czas na głowę rozpryskując się na wszystkie strony. I znowu natrafiłem na tą czarną kupę futra - kot którego widziałem kilka dni temu stał w tym samym miejscu. Po jego futrze ciekła woda, jednak gdy się mu przyjrzałem - zobaczyłem niewielką ilość krwi. Reszta pewnie zmyła się razem z deszczem. Jak to ja - nie mogłem przejść koło tego wspaniałego zwierzęcia obojętnie. Puściłem rękę dziewczyny i powoli schyliłem się do kota, próbując go nie przestraszyć. Wziąłem zwierze delikatnie na ręce i owinąłem lekko własną bluzą. Sakura patrzyła na mnie dziwnie, ale na szczęście nie skomentowała mojego zachowania. Ruszyliśmy dalej w przerwaną drogę. Przypomniało mi się, że ona też była ranna.
- Boli cię nadal?
- Co? - Spytała lekko zakłopotana. Widocznie musiała się zamyślić, no trudno, zdarza się.
- Czy nadal boli cię rana - mruknąłem, udając obrażonego tym, że mnie nie słuchała. Stare nawyki nie znikają. Sakura zamyśliła się znowu i po chwili pokręciła głową dając przeczącą odpowiedź. W oddali było już widać obóz, miałem już serdecznie dosyć spania w jaskiniach i uciekania przed dzikusami. Bez zbędnych wyjaśnień udałem się do swojego lokum i gdy już chciałem paść jak nieżywy na ziemię, przypomniałem sobie na szczęście o kocie. Jeszcze chwila a została by z niego mokra plama. Położyłem kota na stole i szybko się przebrałem, następnie zajmując się kotem. Rany nie były duże, wystarczył niewielki opatrunek na łapkę. Położyłem się na łóżku a Kuro - tak, tak właśnie nazwałem kota - ułożył się koło mnie. Śmieszne, zwierzęta zawsze miały do mnie tak wielkie zaufanie, nie to co ludzie. Przymknąłem oczy wsłuchując się w ciche mruczenie kota, gdy usłyszałem ciche pukanie, a po chwili skrzypnięcie otwieranych drzwi. Otworzyłem oczy zirytowany lekko nagłą i niezapowiedzianą wizytą a mym oczom ukazała się Sakura.
- Potrzebujesz czegoś? - mruknąłem zmęczony i podrapałem kota za uszkiem.
< Sakura? >
Od Kim Cd Zero
Gdy ukochany przeze mnie mężczyzna, wypowiedział te parę pięknych słów, moje serce przyśpieszyło bicie. Czy naprawdę ten brunet odwzajemniał moje uczucia? Najpewniej, gdyż na pewno by nie powiedział tego od tak sobie. Byłam w tej chwili najszczęśliwsza na świecie. Zero był ode mnie o wiele silniejszy ale jeden subtelny dotyk mojej dłoni, sprawił, że od razu położył się obok mnie. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się delikatnie, gładząc go delikatnie po szyi. Bardzo dobrze wiedziałam co do niego czuję, więc nie zamierzałam tego ukrywać, wręcz przeciwnie chciałam żeby wiedział wszystko, nie chciałam mieć przed nim tajemnic. Odważyłam się więc na wypowiedzenie tych paru tak ważnych słów:
- Kocham Cię Zero - powiedziałam cicho.
Poczułam mocne ramiona oplatające moje ciało, jego spokojny oddech na mojej skórze. Przysunął mnie bliżej, dzięki czemu udało mi się musnąć delikatnie jego wargi. Taki niewielki gest a jednak, dawał tyle przyjemności. Kiedy był obok mnie czułam się wyjątkowo, nie martwiłam się o nic, nie licząc bezpieczeństwa naszej dwójki. Wiedziałam, że przy nim nigdy mi się nic nie stanie, a i ja zawarłam ze samą sobą potajemny pakt, że nigdy nie dopuszczę by ktoś nas rozdzielił. Może to głupie i dziwne ale czułam, że znam go już bardzo długi czas. Tak, chciałam być przy nim każdego dnia, każdej nocy, zawsze gdy będą czyhać jakieś problemy. Przy każdym przedstawicielu drugiej płci, czułam się niekomfortowo, czułam się zagrożona, lecz przy nim te poczucia znikały. Czułam się przy nim rozumiana, bezpieczna a co najlepsze kochana. Wtuliłam się w tors chłopaka by posłuchać bicia jego serca. Jedną ręką złapałam go za bluzkę i mocno ją ścisnęłam. Poczułam jak Zero wtula się we mnie, po czym całuje mnie delikatnie w czoło. Przejechałam ręką po jego szyi, podciągając się nieco wyżej. Musnęłam ustami jego szyję, po czym postanowiłam mu coś obiecać:
- Będę przy tobie... Już zawsze...- szepnęłam, jeszcze raz całując go w kark.
<Zero? No... No musiałam>
- Kocham Cię Zero - powiedziałam cicho.
Poczułam mocne ramiona oplatające moje ciało, jego spokojny oddech na mojej skórze. Przysunął mnie bliżej, dzięki czemu udało mi się musnąć delikatnie jego wargi. Taki niewielki gest a jednak, dawał tyle przyjemności. Kiedy był obok mnie czułam się wyjątkowo, nie martwiłam się o nic, nie licząc bezpieczeństwa naszej dwójki. Wiedziałam, że przy nim nigdy mi się nic nie stanie, a i ja zawarłam ze samą sobą potajemny pakt, że nigdy nie dopuszczę by ktoś nas rozdzielił. Może to głupie i dziwne ale czułam, że znam go już bardzo długi czas. Tak, chciałam być przy nim każdego dnia, każdej nocy, zawsze gdy będą czyhać jakieś problemy. Przy każdym przedstawicielu drugiej płci, czułam się niekomfortowo, czułam się zagrożona, lecz przy nim te poczucia znikały. Czułam się przy nim rozumiana, bezpieczna a co najlepsze kochana. Wtuliłam się w tors chłopaka by posłuchać bicia jego serca. Jedną ręką złapałam go za bluzkę i mocno ją ścisnęłam. Poczułam jak Zero wtula się we mnie, po czym całuje mnie delikatnie w czoło. Przejechałam ręką po jego szyi, podciągając się nieco wyżej. Musnęłam ustami jego szyję, po czym postanowiłam mu coś obiecać:
- Będę przy tobie... Już zawsze...- szepnęłam, jeszcze raz całując go w kark.
<Zero? No... No musiałam>
poniedziałek, 28 marca 2016
Od Zera - Cd. Kim
Przez chwilę przetrawiałem jej słowa o, które znaczyły ni mniej, ni więcej jak to, że odwzajemniała moje uczucia. Czy w tej chwili mogłem czuć jeszcze większe szczęście? Raczej nie. Dałem się ponieść temu wszystkiemu... atmosferze, która zmieniała się z każdą sekundą, a ja jak jakieś zwierzę poddałem się. Pożądanie zdawało się mieszać z tlenem tylko po to, by obudzić bestię, którą starałem się przy Kimberly kontrolować. Kiedyś coś takiego jak "jednorazowa przygoda" było dla mnie codziennością, jednak teraz myślałem również o tej drugiej osobie. Osobie, na której naprawdę mi zależało. Osobie, której cierpienia bym nie zniósł. Zwłaszcza tego spowodowanego przez chwilową chuć. A jednak nawet moja wola miała swoje granice, już przekroczone. Kim odsunęła się, by zaczerpnąć tchu, zaś ja przeniosłem się z pocałunkami niżej, na jej szyję. Mogę przysiąc, że słyszałem szybkie, głośne bicie serca jasnowłosej. Jej przyspieszony oddech przyjemnie muskał skórę na mojej twarzy, coraz to mocniejszy wraz z upływem czasu. Odważyłem się nawet na zostawienie śladu, jakim była idealnie okrągła, zdobiąca skórę czerwienią malinka. Chciałem dać jej choć odrobinę przyjemności, a jednocześnie sam łaknąłem więcej, jak wygłodniały drapieżnik, który po ciężkim wysiłku nareszcie dopadł swoją ofiarę. Tylko, że ona nie była zdobyczą, nie była jedną z wielu. To nie przelotna znajomość, a... miłość. Musiałem o tym pamiętać, by nie pójść za daleko w swoich poczynaniach. Musnąłem ustami jej bark, by zaraz potem wyszeptać jej trzy, tak ważne słowa, jakimi było...
- Kocham cię, Kimberly- a wypowiedziałem je miękkim, niskim tonem porównywalnym do szeptu. - Proszę... Zostań ze mną na zawsze...
<Kim? Ano... no... Hy hy hy...>
- Kocham cię, Kimberly- a wypowiedziałem je miękkim, niskim tonem porównywalnym do szeptu. - Proszę... Zostań ze mną na zawsze...
<Kim? Ano... no... Hy hy hy...>
Od Echo CD James
- Mamy przerąbane, czy mamy przerąbane? - zapytałam. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu czegoś co mogłoby nas w tej chwili uratować.
- Ale masz plan, nie? - James popatrzył na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że mam - no oczywiście, że nie mam. Ale chciałam go uspokoić. Nagle zauważyłam kawałek od nas wielkie ognisko. Zaraz obok niego spał oswojony przez nich, jak mi się zdawało, Jeleniołak. Podniosłam duży kamień i rzuciłam w ognisko wywołując deszcz iskier. Zdezorientowane zwierzę zaatakowało jednego z dzikusów, wywołując niemałe zamieszanie. To była nasza szansa. Rzuciliśmy się do biegu i po chwili byliśmy już w lesie. Ciemnym lesie. Moje oczy już od dawna przyzwyczajane do ciemności, dawały sobie radę ale James potknął się już chyba czwarty raz. Zatrzymałam się. Już ruszyli za nami w pogoń. Przewróciłam oczami i złapałam Jamesa za rękę.
- Zaufaj mi - rzuciłam szybko i zaczęłam biec ciągnąc chłopaka za sobą. Za nami biegli ludzie z pochodniami i kamiennymi nożami. Są uparci, chyba naprawdę się nie poddają.
- Dobra, dzięki, wydaje mi się, że dam radę...
- Uważaj! - przerwałam Jamesowi popychając go, jednocześnie sprawiając, że uniknął on dźgnięcia lecącym nożem.
- ...Iść dalej z tobą za rękę - wznowiliśmy bieg. Po dłuższym czasie jak mięśnie nam już kompletnie wysiadły, zorientowaliśmy się, że dzikusy dały sobie spokój. Westchnęłam z ulgą i puściłam chłopaka.
- No, to kto ma u kogo dług, ja u ciebie, czy ty u mnie? - zaśmiałam się dysząc przy tym od ciągłego biegu.
<James? Sry, że musiałeś znowu tyle czekać>
- Ale masz plan, nie? - James popatrzył na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że mam - no oczywiście, że nie mam. Ale chciałam go uspokoić. Nagle zauważyłam kawałek od nas wielkie ognisko. Zaraz obok niego spał oswojony przez nich, jak mi się zdawało, Jeleniołak. Podniosłam duży kamień i rzuciłam w ognisko wywołując deszcz iskier. Zdezorientowane zwierzę zaatakowało jednego z dzikusów, wywołując niemałe zamieszanie. To była nasza szansa. Rzuciliśmy się do biegu i po chwili byliśmy już w lesie. Ciemnym lesie. Moje oczy już od dawna przyzwyczajane do ciemności, dawały sobie radę ale James potknął się już chyba czwarty raz. Zatrzymałam się. Już ruszyli za nami w pogoń. Przewróciłam oczami i złapałam Jamesa za rękę.
- Zaufaj mi - rzuciłam szybko i zaczęłam biec ciągnąc chłopaka za sobą. Za nami biegli ludzie z pochodniami i kamiennymi nożami. Są uparci, chyba naprawdę się nie poddają.
- Dobra, dzięki, wydaje mi się, że dam radę...
- Uważaj! - przerwałam Jamesowi popychając go, jednocześnie sprawiając, że uniknął on dźgnięcia lecącym nożem.
- ...Iść dalej z tobą za rękę - wznowiliśmy bieg. Po dłuższym czasie jak mięśnie nam już kompletnie wysiadły, zorientowaliśmy się, że dzikusy dały sobie spokój. Westchnęłam z ulgą i puściłam chłopaka.
- No, to kto ma u kogo dług, ja u ciebie, czy ty u mnie? - zaśmiałam się dysząc przy tym od ciągłego biegu.
<James? Sry, że musiałeś znowu tyle czekać>
niedziela, 27 marca 2016
Od Kimberly Cd Zero
Subtelny pocałunek tego mężczyzny sprawił, że moje ciało zalała fala gorąca. Jego słowa sprawiały iż zakochiwałam się w nim jeszcze bardziej, chociaż wydaje mi się, że nie darzyłam nikogo większym uczuciem niż właśnie Zera. To jak on mnie traktował, jak największy skarb, jakby miał mnie zaraz stracić i chciałby wykorzystać dany nam czas. Sama wiedziałam, że chce z nim spędzić każdą chwilę jaką nam będzie dane przeżyć. Wplotłam palce w jego włosy, odsuwając go delikatnie od siebie. Nie zrobiłabym tego, gdybym nie miała mu nic ważnego do powiedzenia, a jednak. Popatrzyłam w jego krwistoczerwone oczy, które połyskiwały w bladku świec i odważyłam się opowiedzieć wszystko co kryłam w sobie do tej pory.
- Nie musisz mi dziękować... Otworzyłeś dla mnie swoje serce, tak samo jak ty zagościłeś w moim już na dobre. Chciałabym zostać z tobą na zawsze, mimo wszystkich trudności jakie czekają za zakrętem. Tak... Zakochałam się w tobie, zaufałam ci jak nikomu innemu i jestem wdzięczna losowi, że... to właśnie ty... - słowa same wyrwały się z mojego gardła, jakby były tłamszone przez dłuższy czas.
Zarzuciłam ręce na jego kark i przyciągnęłam do siebie. Gdy nasze skóry się stykały, przez moje ciało przechodził przyjemny dreszcz. Po chwili złączyłam nasze usta w pocałunkach, które nieoczekiwanie zmieniły swoje znaczenie. Górowała w nich rządza, namiętność i niewyobrażalna bliskość naszej dwójki, jakby ktoś miał nas zaraz rozdzielić, chociaż wiadome było, że tak nigdy się nie stanie.
<Zero? Masz te romantyzmy no *^*>
- Nie musisz mi dziękować... Otworzyłeś dla mnie swoje serce, tak samo jak ty zagościłeś w moim już na dobre. Chciałabym zostać z tobą na zawsze, mimo wszystkich trudności jakie czekają za zakrętem. Tak... Zakochałam się w tobie, zaufałam ci jak nikomu innemu i jestem wdzięczna losowi, że... to właśnie ty... - słowa same wyrwały się z mojego gardła, jakby były tłamszone przez dłuższy czas.
Zarzuciłam ręce na jego kark i przyciągnęłam do siebie. Gdy nasze skóry się stykały, przez moje ciało przechodził przyjemny dreszcz. Po chwili złączyłam nasze usta w pocałunkach, które nieoczekiwanie zmieniły swoje znaczenie. Górowała w nich rządza, namiętność i niewyobrażalna bliskość naszej dwójki, jakby ktoś miał nas zaraz rozdzielić, chociaż wiadome było, że tak nigdy się nie stanie.
<Zero? Masz te romantyzmy no *^*>
Od Nei - c.d Reika
Brat się uśmiechnął do mnie i powiedział:
- No dobrze, ale postaraj się informować, że gdzieś wychodzisz i będziesz późno - uśmiechnął się do mnie. Wstałam i natychmiast schowałam ręce do kieszeni.
- Nei? Wszystko gra? - spytał.
- Tak tylko... muszę iść - wybiegłam z domu i pobiegłam do lasu. Oparłam się ręką o drzewo i z ręki przepłynął prąd elektryczny. Drzewo zaczęło płonąć.
- O nie... - pobiegłam po wodę i obalałam drzewo. Zgasło w ostatniej chwili.
- Uff... - usiadłam i popatrzyłam na swoje ręce.
- Aż tak jestem niebezpieczna...? Może jednak powinnam odejść... od Reika... zrobię mu krzywdę. Albo gorzej... - skrzyżowałam ręce i posmutniałam. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam głowę, a tam stał Reik.
<Reik? Sry że tyle czekałeś>
- No dobrze, ale postaraj się informować, że gdzieś wychodzisz i będziesz późno - uśmiechnął się do mnie. Wstałam i natychmiast schowałam ręce do kieszeni.
- Nei? Wszystko gra? - spytał.
- Tak tylko... muszę iść - wybiegłam z domu i pobiegłam do lasu. Oparłam się ręką o drzewo i z ręki przepłynął prąd elektryczny. Drzewo zaczęło płonąć.
- O nie... - pobiegłam po wodę i obalałam drzewo. Zgasło w ostatniej chwili.
- Uff... - usiadłam i popatrzyłam na swoje ręce.
- Aż tak jestem niebezpieczna...? Może jednak powinnam odejść... od Reika... zrobię mu krzywdę. Albo gorzej... - skrzyżowałam ręce i posmutniałam. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam głowę, a tam stał Reik.
<Reik? Sry że tyle czekałeś>
sobota, 26 marca 2016
Od Zera - Cd. Kimberly
Ciepło od niej bijące, te lekkie impulsy pochodzące z miejsca zetknięcia skóry mojej i jej. To wszystko składało się na jedną, przyjemną chwilę. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując jej lekki oddech. Była pierwszą osobą, która dziękowała mi za cokolwiek, choć nie zrobiłem niczego, by dać jej powód do wdzięczności. Złapałem za kant kołdry, bardziej zakrywając tę wyjątkową kobietę. Może w dzień było upalnie, lecz nocą na Pustkowiu królowały minusowe temperatury, a nie chciałem, by zmarzła.
- Wiesz... Kimberly, jestem tu dla ciebie, bo tego właśnie pragnę. Jako jedyna odnalazłaś cząstkę czułego faceta, będącego głęboko ukrytym wewnątrz tyrana, którym jestem. W tak krótkim czasie obudziłaś we mnie tyle nieznanych mi wcześniej emocji, uczuć... Ja... Przyznaję, że przez jakiś czas miałem mętlik w głowie, nie wiedziałem co i jak miałem o tobie myśleć... Jak o podwładnej, czy jednak o kimś więcej... Ale już wiem. Dałaś mi wiele powodów do myślenia o tobie, jako o takiej prawdziwej, pierwszej miłości... O kobiecie, której bliskość jest jak rządza i najlepszy z afrodyzjaków- mówiłem szybko, cicho. Słowa wręcz same pchały się na światło dzienne.- Dziękuję, Kimberly... Naprawdę...
Szczerość... Tym razem nie była ona bolesna, jak to często bywa. Nie, próbowałem obrać swoje słowa w jak najlepszą wypowiedź, ale niezbyt sztuczną. Czy to wyznanie miłości? Sam nie wiedziałem, jednak z czynami to już trochę inna sprawa. Dźwignąłem się tak, że znalazłem się nad tą kruchą istotą, tak maleńką przy mojej osobie... Z łatwością mógłbym ją zranić, ale nie miałem tego w zamiarach. Zamiast krzywdzić- wolałem rozpieszczać. Tak, jak tylko by sobie zażyczyła. Przybliżyłem swoją twarz do jej, by następnie złożyć na jej delikatnych ustach czuły, wręcz namiętny i długi pocałunek, jakoby miał zostać on potwierdzeniem mojej wypowiedzi.
<Kim? Zasięg znowu i znowu, i znowu pada .-. I jak coś w rodzaju żeńskim, osobie pierwszej by było- autokorekta atakuje ;-;>
Od Tenebris
Przymknęłam oczy, kiedy ostatnie promienie letniego słońca padały mi na twarz. Niby taka drobnostka, a jednak cieszyła moją osobę. W "poprzednim życiu" nigdy nie miałam okazji do bycia na zewnątrz, z dala od sterylnych pomieszczeń ośrodka naukowego, zaś teraz mogłam robić wszystko. Bez kontroli. Bez ograniczeń. Bez zbędnej odpowiedzialności. I w sumie tylko dlatego poszłam wtedy w ślad za buntownikami z Pustkowia. Trzymając się z nimi przynajmniej byłam względnie bezpieczna, ot taki plus należenia do jakiejkolwiek społeczności.
Z przemyśleń wyrwał mnie odgłos porównywalny do pędzącego na oślep stada słoni oraz męski głos... Chociaż raczej to był wrzask.
- Uciekaj!
Zaalarmowana, uniosłam powieki i zaniemówiłam. Śmiać się, a może wiać? Widok był co najmniej oryginalny. Oto, wzbijając tumany kurzu pomieszanego z pyłem, biegł ciemnowłosy chłopak, a za nim banda wielkich, łysych i na pewno bardzo głodnych królików. Otworzyłam usta, by zadać najmniej odpowiednie w tej chwili pytanie, przez co zakrztusiłam się tym wszędobylskim cholerstwem. Cóż... Głupota w takich sytuacjach zawsze wygrywa i gdyby nie tamten anonimowy osobnik- już pewnie leżałabym zmiażdżona i do połowy zjedzona. Przebiegając obok chwycił mnie za rękę, w okolicy łokcia, ciągnąc za sobą. O mały włos, a zaliczyłabym bliskie spotkanie z ziemią, właśnie przez "bohatera", na całe szczęście udało mi się utrzymać równowagę. Normalnie teraz wyrwałabym mu się z widocznym obrzydzeniem na twarzy lub doprowadziłabym go do zgodnu, ale jakoś tak... Nie mogłam. Po prostu. Ot taka dziwna sympatia do nieznajomej osoby. Więc biegłam za nim, starając się dotrzymać mu kroku, co nie należało do łatwych zadań. Pędził jak ten struś z kreskówki... Eee... Struś Pędziwiatr, o! Owy strusio-facet w pewnym momencie gwałtownie skręcił, przez co jednak upadłam. I to prosto na niego. Ostatecznie oboje znaleźliśmy się w jakiejś głębokiej, ciasnej dziurze, tak względnie bez wyjścia. Ale przynajmniej króliczki zniknęły. Zaczerwieniłam się okropnie, zdając sobie sprawę z tego, w jakiej pozycji wylądowałam... Zaledwie kilka centymetrów dzieliło moją twarz od jego, co nie było zbyt komfortowe. Uśmiechnęłam się niezręcznie, co zostało odwzajemnione.
- Tak ogólnie to Reik jestem- odezwał się, a w jego głosie słychać było nutkę... rozbawienia?
- Tenebris- mruknęłam tym swoim jędzowatym tonem.
Zeszłam z niego, od razu siadając przy jednej z ziemistych ścian. Dobra, teraz myśleć jak stąd wyjść... No i jego wyciągnąć.
- Właściwie to dlaczego goniły cię tamte króliki? To chyba nie ich pora na posiłek...- zapytałam
<Reik? Musiałam>
piątek, 25 marca 2016
Od Sakury Cd Jeff
Biegłam obok chłopaka, jego tempem by nie został w tyle. Sama nie wiedziałam ci się dzieję. Dziki ryk, krzyki dzikusów i odgłosy paleniska przyprawiały mnie o dreszcze. Miasto było już nie daleko, dzięki czemu moglibyśmy po prostu uciec z miejsca zdarzenia. Mijaliśmy kolejnych ludzi, raz po raz odpychając ich od siebie. Myślałam, że ludzka banda rzuci się za nami w pogoń, lecz myliłam się, zajęli się drapieżnikiem. Jeżeli Jeff to przemyślał to nie powiem, jest geniuszem! Wybiegliśmy z lasu wprost do miasta,nie zatrzymywaliśmy się tylko trochę zwolniliśmy tempo. Zaśmiałam się głośno i popatrzyłam na Jeffa.
- Widziałeś ich miny?! - zapytałam.
- To chyba było warte niedźwiedzia - odparł uśmiechnięty.
Może nie tylko z Leonem się dogaduje? Może on też mnie polubił taką jaką jestem? Nie wiem ale myślę, że przekonam się w najbliższym czasie. Przecież on nie zostawił mnie na pastwę tego drapieżnika... Znowu mi pomógł, mimo, że nie spodziewałam się, iż tak po prostu nie da mnie pożreć.Dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas trzymamy się za ręce. Uśmiechnęłam się sama do siebie i dopiero teraz zrozumiałam. Darzyłam tego chłopaka sympatią, mimo tych wszystkich obraz ale jednak to było na prawdę śmieszne. Nie licząc mojej wdzięczności i poczucia zaufania. Pociągnęłam go mocniej za rękę, przyśpieszając kroku i uśmiechnęłam się do niego szczerze.
- Wracamy do bazy? - zaproponowałam.
< Jeff? >
- Widziałeś ich miny?! - zapytałam.
- To chyba było warte niedźwiedzia - odparł uśmiechnięty.
Może nie tylko z Leonem się dogaduje? Może on też mnie polubił taką jaką jestem? Nie wiem ale myślę, że przekonam się w najbliższym czasie. Przecież on nie zostawił mnie na pastwę tego drapieżnika... Znowu mi pomógł, mimo, że nie spodziewałam się, iż tak po prostu nie da mnie pożreć.Dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas trzymamy się za ręce. Uśmiechnęłam się sama do siebie i dopiero teraz zrozumiałam. Darzyłam tego chłopaka sympatią, mimo tych wszystkich obraz ale jednak to było na prawdę śmieszne. Nie licząc mojej wdzięczności i poczucia zaufania. Pociągnęłam go mocniej za rękę, przyśpieszając kroku i uśmiechnęłam się do niego szczerze.
- Wracamy do bazy? - zaproponowałam.
< Jeff? >
Od Jeff'a cd. Sakura
Chwilę trwało zanim zrozumiałem prawdziwe znaczenie tych słów. Ona... martwiła się o mnie? Nie, to niedorzeczne, o czym ty myślisz Jeff. Poza tym, co ona sobie myśli, przecież się nie zabije, nie jestem tak słaby. Prychnąłem cicho pod nosem i mruknąłem coś w stylu ,, spoko " i szturchnąłem lekko jej rękę, będącą aktualnie na moim ramieniu, dając do zrozumienia, że nic mi nie jest i nie musi mnie pocieszać. Wstałem powoli i spojrzałem w niebo. Zaczęło padać. Zimne krople deszczu spadały mi na twarz i spływały z niej leniwie, dając dziwne uczucie samotności. Byłem jak ta kropla. Najpierw leciałem wśród chmur, wolny, szczęśliwy, by po chwili zderzyć się z brutalną rzeczywistością i rozpryskać o najbliższy kamień. Życie. Czym jest życie? Mnóstwem cierpienia i żalu. Więc po co to ciągnąć? Czemu nie skorzystać ze skrótów? Wystarczy żyletka lub trochę tabletek. Ja już znalazłem odpowiedź. Dla tych krótkich, szczęśliwych chwil warto żyć. Spojrzałem na dziewczynę kątem oka. Nawet dla jej uśmiechu, warto się starać i iść przed siebie. Nigdy bym nie pomyślał, że mogę znowu kogoś polubić. Dziwne uczucie... Ale żeby nie było, przecież nie mogłem tego okazać. Gdy Sakura wstała, ruszyliśmy znowu w drogę. Oczywiście, deszcz znacznie nam to utrudniał, jednak nie przeszkadzało mi to. Z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos dziewczyny.
- Może zatrzymamy się tutaj - wskazała na jaskinię, w której spędziliśmy wcześniej noc. No cóż, nie mam pojęcia jak się tu znaleźliśmy, jednak miałem nadzieję, że i tym razem nikt tam nie zamieszkał. Wszedłem pewnym krokiem w egipskie ciemności i jakie było moje zdziwienie, gdy natrafiłem na szorstkie, włochate coś. No, jak myślicie, co to kufa mogło być? Nie, nie żaden jelonek czy króliczek, to był niedźwiedź. Największy jakiego widziałem i patrzył właśnie na mnie swoimi wielkimi, złotymi ślepiami. Z pyska toczyła mu się piana a ogon, z tego co zauważyłem, zaopatrzony był w wielki kolec jadowy. Genialnie. Co więc można zrobić w owej sytuacji? Oczywiście, brać nogi za pas i wiać gdzie pieprz rośnie. Podczas gdy wybiegałem, a raczej wylatywałem z jaskini, wziąłem za rękę Sakurę i bez zbędnych wyjaśnień pociągnąłem za sobą. Usłyszałem za sobą tylko dziki ryk i uderzanie ciężkich łap o podłoże. Było źle, było naprawdę źle. Już wolałem towarzystwo dzikusów. No i wykrakałem... Gdy wybiegliśmy zza kamiennego muru, o mało nie zderzyliśmy się z dzikusami. A może... To nie taki zły pomysł... Wbiegłem w nich, taranując słabsze osoby i wprowadzając nie mały zamęt. Teraz wystarczy się gdzieś ukryć i niech oni przejmują się zwierzęciem. Plan idealny.
< Sakura? >
Od Sakury Cd Jeff
Czy znałam Kamiko, pomyślmy czy to nie jest ta dziewczyna która wtedy... Tak... Ale ja nie wiem czy powinnam mu mówić, o tej całej sytuacji. Pamiętam jak płakała, jak chcieli ją uderzyć... Jak robili jej ten cały tatuaż, jej łzy, jej jęki. Była tam najmłodsza, a jednak chcieli z niej zrobić kogoś kim nie była. Po minucie nie wytrzymałam jej krzyku, przez co wpadłam między cały sztab szkoleniowy i kazałam dziewczynie uciekać. Sama dostałam za to tyle batów, że do tej pory nie udało mi się ich zliczyć. Pamiętam jak wybiegła z tej całej sali, zrozpaczona. Popatrzyłam na chłopaka, a łzy same cisnęły mi się w oczach. Ona była zbyt młoda, zbyt mądra, by zrobić z niej maszynę do zabijania, właśnie taką jaką ja się stałam.
- Ja... Znałam ją z treningów - powiedziałam cicho.
Jeff popatrzył na mnie zdziwiony po czym uderzył pięścią w ziemię. Siedziałam niewzruszona wpatrując się w jego złość. Musiał ją znać, musiało mu na niej zależeć.
- Współczuję... - szepnęłam - ona wtedy przybiegła do ciebie prawda?
- Kiedy?!
- Po wypalaniu tatuażu...
- Tak.
- Do tej pory pamiętam jej krzyk, jej rozpacz...
- Że co?!
- Kazałam jej wtedy uciec, sama wystawiając się jako ofiara do pobicia. Wiem, że chcieli z niej zrobić kogoś zupełnie innego. Dobrze, że miała ciebie...
Nie chciałam wspominać o jej śmierci, gdyż na pewno to było dla niego dość bolesne przeżycie. Teraz zrozumiałam dlaczego stał się lekko arogancki. Wstałam i pogłaskałam go ramieniu. To był taki delikatny gest, wiem, że pewnie chciał samotności. Rozumiałam go doskonale, pozbawiony osoby która była dla niego kimś na prawdę ważnym. Lecz przeżyłam to na własnej skórze i sama czasami myślałam o samobójstwie... Rozumiałam tą dziewczynę ale nie sądziłam, że posunie się do czegoś takiego. Mogłam jakoś wpłynąć na pomoc tej dziewczynie mogłam coś zrobić... On... Na pewno mnie teraz znienawidzi.... Chciałam odejść lecz zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. Bałam się, że przez to wspomnienie zechce coś sobie zrobić.
- Jeff... Jeżeli chciałbyś z kimś pogadać, o czymkolwiek, nawet pogadać na kogoś lub się pośmiać. Nie zamykaj się w sobie tylko przychodź do mnie dobrze? - zapytałam cicho.
<Jeff?>
- Ja... Znałam ją z treningów - powiedziałam cicho.
Jeff popatrzył na mnie zdziwiony po czym uderzył pięścią w ziemię. Siedziałam niewzruszona wpatrując się w jego złość. Musiał ją znać, musiało mu na niej zależeć.
- Współczuję... - szepnęłam - ona wtedy przybiegła do ciebie prawda?
- Kiedy?!
- Po wypalaniu tatuażu...
- Tak.
- Do tej pory pamiętam jej krzyk, jej rozpacz...
- Że co?!
- Kazałam jej wtedy uciec, sama wystawiając się jako ofiara do pobicia. Wiem, że chcieli z niej zrobić kogoś zupełnie innego. Dobrze, że miała ciebie...
Nie chciałam wspominać o jej śmierci, gdyż na pewno to było dla niego dość bolesne przeżycie. Teraz zrozumiałam dlaczego stał się lekko arogancki. Wstałam i pogłaskałam go ramieniu. To był taki delikatny gest, wiem, że pewnie chciał samotności. Rozumiałam go doskonale, pozbawiony osoby która była dla niego kimś na prawdę ważnym. Lecz przeżyłam to na własnej skórze i sama czasami myślałam o samobójstwie... Rozumiałam tą dziewczynę ale nie sądziłam, że posunie się do czegoś takiego. Mogłam jakoś wpłynąć na pomoc tej dziewczynie mogłam coś zrobić... On... Na pewno mnie teraz znienawidzi.... Chciałam odejść lecz zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. Bałam się, że przez to wspomnienie zechce coś sobie zrobić.
- Jeff... Jeżeli chciałbyś z kimś pogadać, o czymkolwiek, nawet pogadać na kogoś lub się pośmiać. Nie zamykaj się w sobie tylko przychodź do mnie dobrze? - zapytałam cicho.
<Jeff?>
Od Jeff'a cd. Sakura
Jak ja mogłem o tym zapomnieć? Miałem ochotę teraz uderzyć się naprawdę mocno w swoją tępą głowę. Już wiem, co mi nie pasowało. Podczas gdy byłem na szkoleniu, zaprzyjaźniłem się z jedna dziewczyna o imieniu Kamio. Pierwsza osoba, która mnie rozumiała, która naprawdę lubiłem. Często gadaliśmy gdy mieliśmy czas wolny, jednak nigdy nie mówiliśmy o swojej przeszłości, żyliśmy teraźniejszością. Kamio była młodsza ode mnie o niecały rok, zawsze traktowałem ją jak młodszą siostrę i nie dawałem jej skrzywdzić. Tak, stawałem w jej obronie gdy było trzeba. Nie pamiętam, żebym szanował kogoś bardziej od niej. Była jednak w innej grupie niż ja, gdy kończyliśmy szkolenie, przybiegła do mnie zapłakana, wtedy to zobaczyłem. Kod kreskowy na jej ręce. Nie wiedziałem co się stało i nie miałem okazji poznać, następnego dnia się powiesiła. Pamiętam, że bardzo przeżyłem jej śmierć, postanowiłem jednak o tym zapomnieć i żyć jak kiedyś. Czułem się teraz naprawdę źle. Już wiem czemu postanowiłem i tym zapomnieć, nie chciałem czuć bólu, nie chciałem pokazywać słabości.
- Nie, nic się nie stało - mruknąłem. Wolałbym teraz zostać sam i przemyśleć kilka spraw. Jednak aż cisnęło się na usta pytanie, czy Sakura znała Kamio. Chciałem odejść kawałek, ale ciekawość zwyciężyła.
- Mam jeszcze jedno pytanie... - Dziewczyna skinęła na znak, że słucha
- Czy... na tym szkoleniu... - wziąłem głęboki oddech - spotkałaś może niejaką Kamio?
< Sakura? >
Od Sakury - Cd. Jeff
Zerknęłam na chłopaka, kiedy zadał mi to niekomfortowe pytanie. Nie lubiłam o tym wspominać, a jedyną osobą która to wiedziała był Leon. Widziałam, że coś go gryzie więc postanowiłam się przełamać. Westchnęłam cicho i popatrzyłam na Jeffa.
- Chodzi ci o ten kod tak? - dopytałam się.
Ten tylko potwierdził skinieniem głowy, dalej wyczekując odpowiedzi.
- No więc tak... - westchnęłam przełykając ślinę - Mam go ze szkoleń. A raczej zrobiono mi go podczas szkoleń.
- Kiedy?
- Myślę, że było to ponad trzy może cztery lata temu, na statku - dopełniłam odpowiedź.
Popatrzyłam na chłopaka, który patrzył na mnie z lekka zaskoczony. Poza tym wydawało mi się, że chciał wiedzieć więcej. Gestem ręki wskazał żebym kontynuowała.
- Zrobili mi go podczas szkoleń, co oznaczało pełną władzę nade mną. Nie chciałam się na to zgodzić ale niestety mnie do tego zmuszono...- szepnęłam- kazano mi wyprzeć wszystko z pamięci a raczej oddać się walce. Dali mi jakieś proszki które częściowo miały mi wymazać pamięć... Chciałabym czasami przypomnieć co się działo podczas tego całego szkolenia...O innych...
Jeff patrzył na mnie dalej, lecz teraz jego wyraz twarzy nieznacznie się zmienił. Wyglądał jakby odkrył coś o czym nie wiedział. Nie wiem o co chodziło.
- Aaa, czy coś się stało? - zapytałam cicho.
<Jeff?>
Od Jeffa cd. Sakura
Dziewczyna natychmiast odwróciła się do mnie plecami i zakryła twarz w dłoniach. Dobra, przyznaje, może trochę przesadziłem. Znaczy, to nie tak, że zaczęło mnie to jakoś szczególnie obchodzić, ale nigdy nie lubiłem jak dziewczyna płakała. Westchnąłem cicho pod nosem i po raz kolejny złapałem ją za ramie pociągając ja przy tym w swoją stronę, tym razem jednak zrobiłem coś, czego pewnie nikt by się po mnie nie spodziewał. Przytuliłem ją. Tak, panie i panowie, Jeff właśnie kogoś przytulił. Dziewczyna widocznie niezbyt wiedziała o co mi chodzi. Myślała, że na prawdę ją uderzę? No ludzie, bez przesady, chyba nie jestem aż takim chamem żeby ją uderzyć za coś takiego. Chyba. W każdym razie, teraz nie chciałem nic jej zrobić, mimo wszystko to też człowiek.
- Nie becz już - mruknąłem i odsunąłem się lekko, podając jej przy tym mięso - Spróbuj tego nie przyjąć to nie ręczę za siebie - zażartowałem, miałem nadzieję, że Sakura nie wzięła tego na poważnie. Na szczęście już po chwili zaczęła skubać mięso. Usiadłem pod drzewem i zacząłem rozmyślać nad jej tatuażem. Widziałem go już kiedyś, ale nie mogłem przypomnieć gdzie... Głos w mojej głowie podpowiadał mi, że miał go na sobie ktoś bardzo dla mnie ważny, ale przecież nikogo takiego nie miałem. Możliwe jest, że wyparłem z siebie wspomnienia związane z tą osobą? Czekałem aż dziewczyna w końcu zje jedzenie i mógłbym ją zapytać o tatuaż. Możliwe, że nie będzie chciała mi odpowiedzieć, jednak zawsze warto spróbować. Gdy nadeszła w końcu ta chwila, podszedłem do niej i złapałem za rękę, wskazując na tatuaż
- Skąd to masz? - mój głos był wyprany z emocji. Taki, jaki był kiedyś. Kiedyś? Znaczy kiedy? Tego już nie wiedziałem...
< Sakura? >
Od Sakury Cd Jeff
W tej chwili po prostu przesadził. Rozumiem, zabawa - zabawą ale bez przesady. Znałam go już na tyle by wiedzieć, że jak na niego ryknę to on tym bardziej nie odpuści. Przez te całe jego wygłupy odechciało mi się jeść. A tym bardziej nie węzmę nic od niego, wytrzymam. Popatrzyłam na niego obojętnie i nie odpowiedziałam na zadane pytanie.
- No to jak? - powtórzył z uśmiechem od ucha do ucha.
- Nie - powiedziałam cicho.
Chłopaka chyba jeszcze bardziej to rozśmieszyło, co niestety mnie z lekka rozzłościło. Stanęłam pewnie na nogach i po prostu wyciągnęłam rękę do przodu. Akurat tą, na której miałam tatuaż. Szybko ją schowałam, gdyż na pewno po paru sekundach, znowu byłabym obiektem drwin ze strony Jeff'a. Ta rycina przypominała mi stare czasy, mordercze szkolenie zupełnie inne niż każdy z Szeregowych musiał przejść. A może gdybym zmusiła go do oddania jedzenia z powodu pozycji? To chyba jednak nie jest najlepszy pomysł. Czasem chciałabym się zachowywać tak jak Zero. Przerazić człowieka i zmusić go do czegoś sią ale ja tak po prostu nie potrafię! Wtedy wpadłam na jeden pomysł. Podobno szczerość czasami boli najbardziej, więc może z lekka coś w nim wywołam.
- Nie chcę zrozumiałeś? Tylko zapamiętaj sobie jedną rzecz- ja bym cię w życiu nie potraktowała jak zabawkę, nawet jakbyś był moim wrogiem. Wybaczyłam ci wszystko, to co mi zrobiłeś a przez te dwa dni wycierpiałam po prostu za bardzo. Więc daruj sobie te podłe gierki bo to tak trochę boli wiesz! - syknęłam i wyminęłam go szybkim krokiem.
Ten jednak złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę. Podciągnął moją rękę wyżej, przez co zauważył znienawidzony przeze mnie tatuaż. Wpatrywał się w niego jakby chciał po postu odstawić zaraz jakiś teatrzyk. W tamtej chwili wróciły najgorsze wspomnienia. A maska silnej dziewczyny, zniknęła. Mordercze treningi, poprzednie życie, drwiny wszystkich szkoleniowców i innych ludzi. Łzy napłynęły mi do oczu, więc zasłoniłam twarz ręką. Starałam się wyrwać dłoń, lecz chłopak był silniejszy. Odwróciłam wzrok i starałam się sprawić, by Jeff nie widział moich łez. Po chwili on sam jednak spojrzał na mnie pytająco.
- Proszę bardzo! Nabijaj się ile chcesz! Zrównaj mnie z ziemią! Pobij! Zrób cokolwiek by zniszczyło mnie od środka! Potraktuj mnie tak jak ci ze szkoleń! Droga wolna, przecież nic nie stoi na przeszkodzie, prawda?! - jęknęłam i wyrwałam rękę z jego kamiennego uścisku.
<Jeff?>
- No to jak? - powtórzył z uśmiechem od ucha do ucha.
- Nie - powiedziałam cicho.
Chłopaka chyba jeszcze bardziej to rozśmieszyło, co niestety mnie z lekka rozzłościło. Stanęłam pewnie na nogach i po prostu wyciągnęłam rękę do przodu. Akurat tą, na której miałam tatuaż. Szybko ją schowałam, gdyż na pewno po paru sekundach, znowu byłabym obiektem drwin ze strony Jeff'a. Ta rycina przypominała mi stare czasy, mordercze szkolenie zupełnie inne niż każdy z Szeregowych musiał przejść. A może gdybym zmusiła go do oddania jedzenia z powodu pozycji? To chyba jednak nie jest najlepszy pomysł. Czasem chciałabym się zachowywać tak jak Zero. Przerazić człowieka i zmusić go do czegoś sią ale ja tak po prostu nie potrafię! Wtedy wpadłam na jeden pomysł. Podobno szczerość czasami boli najbardziej, więc może z lekka coś w nim wywołam.
- Nie chcę zrozumiałeś? Tylko zapamiętaj sobie jedną rzecz- ja bym cię w życiu nie potraktowała jak zabawkę, nawet jakbyś był moim wrogiem. Wybaczyłam ci wszystko, to co mi zrobiłeś a przez te dwa dni wycierpiałam po prostu za bardzo. Więc daruj sobie te podłe gierki bo to tak trochę boli wiesz! - syknęłam i wyminęłam go szybkim krokiem.
Ten jednak złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę. Podciągnął moją rękę wyżej, przez co zauważył znienawidzony przeze mnie tatuaż. Wpatrywał się w niego jakby chciał po postu odstawić zaraz jakiś teatrzyk. W tamtej chwili wróciły najgorsze wspomnienia. A maska silnej dziewczyny, zniknęła. Mordercze treningi, poprzednie życie, drwiny wszystkich szkoleniowców i innych ludzi. Łzy napłynęły mi do oczu, więc zasłoniłam twarz ręką. Starałam się wyrwać dłoń, lecz chłopak był silniejszy. Odwróciłam wzrok i starałam się sprawić, by Jeff nie widział moich łez. Po chwili on sam jednak spojrzał na mnie pytająco.
- Proszę bardzo! Nabijaj się ile chcesz! Zrównaj mnie z ziemią! Pobij! Zrób cokolwiek by zniszczyło mnie od środka! Potraktuj mnie tak jak ci ze szkoleń! Droga wolna, przecież nic nie stoi na przeszkodzie, prawda?! - jęknęłam i wyrwałam rękę z jego kamiennego uścisku.
<Jeff?>
Od Jeff'a cd. Sakura
Tłumiłem w sobie śmiech, co było trudną rzeczą, gdy patrzyło się na poczynania dziewczyny. Mógłbym rozkoszować się to chwilą przez wieczność. Odstawiłem resztki mięsa, których już nie dałem rady zjeść na bok i z szerokim uśmiechem powiedziałem.
- Tak, najadłem się. Patrz nawet trochę zostało. No cóż, przynajmniej zwierzęta będą miały co jeść - Dziewczyna przez chwilę gapiła się na odstawione mięso, jednak z wielkim bólem przytaknęła i podreptała dalej. Zabrałem, jednak resztki na wszelki wypadek i podreptałem za nią. Szliśmy w milczeniu, pewnie miała mi za złe, że nie podzieliłem się posiłkiem. No cóż, mówi się trudno. Nadal nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy, jednak nie przeszkadzało mi to już. Dopóki dobrze się bawiłem, to mógłbym być nawet na księżycu. Ale przecież zabawa nadal trwa, gdy usłyszałem ciche burczenie w jej brzuchu, które i tak próbowała już na siłę ściszyć, uznałem to za idealny moment. Wyrównałem z nią krok i wyjąłem zabrane mięso.
- Chcesz trochę? - pomachałem zdobyczą na wysokości jej oczu. Fuknęła cicho, ale nie mogła się długo opierać. Gdy już wyciągała rękę po jedzenie, uniosłem ją wyżej. Ponieważ dziewczyna była o wiele niższa, nie mogła dosięgnąć do mięsa. Co chwila opuszczałem je, by z powrotem dać wyżej. Bawiłem się przy tym genialnie, jednak Sakura już po chwili odpuściła.
- Już nie chcesz? - potrząsnąłem mięskiem, zniżając je nieco.
- Prędzej umrę z głodu, niż je wezmę - mruknęła zirytowana. Głodna kobieta, to wredna kobieta. Tak przynajmniej mówią.
- No cóż, więc zmarnuje się mięsko... No chyba, że obrócisz się wokół własnej osi pięć razy, zaklaszczesz w ręce, zaszczekasz jak pies a na koniec poudajesz kurę przez dwie minuty - Z twarzy nie schodził mi uśmiech - to jak?
< Sakura? >
- Tak, najadłem się. Patrz nawet trochę zostało. No cóż, przynajmniej zwierzęta będą miały co jeść - Dziewczyna przez chwilę gapiła się na odstawione mięso, jednak z wielkim bólem przytaknęła i podreptała dalej. Zabrałem, jednak resztki na wszelki wypadek i podreptałem za nią. Szliśmy w milczeniu, pewnie miała mi za złe, że nie podzieliłem się posiłkiem. No cóż, mówi się trudno. Nadal nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy, jednak nie przeszkadzało mi to już. Dopóki dobrze się bawiłem, to mógłbym być nawet na księżycu. Ale przecież zabawa nadal trwa, gdy usłyszałem ciche burczenie w jej brzuchu, które i tak próbowała już na siłę ściszyć, uznałem to za idealny moment. Wyrównałem z nią krok i wyjąłem zabrane mięso.
- Chcesz trochę? - pomachałem zdobyczą na wysokości jej oczu. Fuknęła cicho, ale nie mogła się długo opierać. Gdy już wyciągała rękę po jedzenie, uniosłem ją wyżej. Ponieważ dziewczyna była o wiele niższa, nie mogła dosięgnąć do mięsa. Co chwila opuszczałem je, by z powrotem dać wyżej. Bawiłem się przy tym genialnie, jednak Sakura już po chwili odpuściła.
- Już nie chcesz? - potrząsnąłem mięskiem, zniżając je nieco.
- Prędzej umrę z głodu, niż je wezmę - mruknęła zirytowana. Głodna kobieta, to wredna kobieta. Tak przynajmniej mówią.
- No cóż, więc zmarnuje się mięsko... No chyba, że obrócisz się wokół własnej osi pięć razy, zaklaszczesz w ręce, zaszczekasz jak pies a na koniec poudajesz kurę przez dwie minuty - Z twarzy nie schodził mi uśmiech - to jak?
< Sakura? >
czwartek, 24 marca 2016
Od Jamesa c.d Echo
Zdążyłem już przeczytać cały dziennik, ale Echo nadal nie wracała. Dowiedziałem się, że czworo moich towarzyszy nie żyje na pewno, pierwszego zabił Jeleniołak, drugiego jakieś zielsko, trzeci zachorował na nieznaną nam grypę, a czwarty zginął w mojej obronie podczas ataku dzikusów. Piąty towarzysz pewnego dnia zniknął. Było też opisane, jak uczyłem się robić pułapki, gotowałem lub wymyślałem sztuki walki. Dowiedziałem się też o mojej mocy. Była to iluzja, którą najwyraźniej kiedyś używałem często. Wiele śmiesznych i pozytywnych momentów przyćmiewała moja około miesięczna choroba - ta sama na co zginął mój trzeci towarzysz. Ja na szczęście wyzdrowiałem, ale przez jakiś czas ktoś inny prowadził dziennik. Mimo, że wiele się dowiedziałem, to nadal nie to czego szukałem, wspomnienia nie wróciły.
***
Zaczęło się już ściemniać, dziewczyna nadal nie wracała. Zacząłem się martwić. Może mnie oszukała? Nie wróci?
- Nie.. Echo nie jest taka, musiało się coś stać - mruknąłem do siebie po jakimś czasie. Wziąłem mój miecz, trochę zapasów, dolałem benzyny do zapalniczki i wziąłem, Bogu dzięki, że to mam - kompas! Przełamując strach wyszedłem z bezpiecznego schronienia.
- Echo! - może mnie usłyszy, ale odpowiadała tylko cisza. - Echo...
Poszedłem w stronę lasu. Coraz bardziej zaczynałem wierzyć, że mnie oszukała, jednak mała iskierka nadziei kazała iść dalej. Idąc przez małą polankę nagle się potknąłem - łuk! Łuk Echo! Co on tutaj robi? Podniosłem go z ziemi. "Echo nigdy by go nie zostawiła, musiało się coś stać" Zapaliłem zapalniczkę i znalazłem wykarczowane przejście w głąb lasu. "Echo.." Idąc dalej znalazłem jakąś wioskę. "Dzikusy!" warknąłem do siebie. Muszę jakoś ją odpić. Miejmy nadzieję, że nie będzie zła, za użycie jej łuku. Naciągnąłem cięciwę, podpaliłem strzałę i wycelowałem w jeden z namiotów. Muszę odwrócić ich uwagę - na szczęście mój plan się powiódł. Tipi prześlicznie zapłonęło, a ja ukradkiem podbiegłem to wielkiego pala, gdzie była przywiązana Echo. Zacząłem przecinać w pośpiechu liny.
- Echo, nic ci nie jest? - zapytałem, a dziewczyna kiwnęła głową w podzięce - Teraz zabieramy się stąd szyb...
Nie dokończyłem, ponieważ nad moją głową przeleciał kamienny nóż.
- Dobra, za późno... - odwróciłem się, a za nami stała cała grupa dzikusów.
<Echo? Teraz Ty ratuj XD>
***
Zaczęło się już ściemniać, dziewczyna nadal nie wracała. Zacząłem się martwić. Może mnie oszukała? Nie wróci?
- Nie.. Echo nie jest taka, musiało się coś stać - mruknąłem do siebie po jakimś czasie. Wziąłem mój miecz, trochę zapasów, dolałem benzyny do zapalniczki i wziąłem, Bogu dzięki, że to mam - kompas! Przełamując strach wyszedłem z bezpiecznego schronienia.
- Echo! - może mnie usłyszy, ale odpowiadała tylko cisza. - Echo...
Poszedłem w stronę lasu. Coraz bardziej zaczynałem wierzyć, że mnie oszukała, jednak mała iskierka nadziei kazała iść dalej. Idąc przez małą polankę nagle się potknąłem - łuk! Łuk Echo! Co on tutaj robi? Podniosłem go z ziemi. "Echo nigdy by go nie zostawiła, musiało się coś stać" Zapaliłem zapalniczkę i znalazłem wykarczowane przejście w głąb lasu. "Echo.." Idąc dalej znalazłem jakąś wioskę. "Dzikusy!" warknąłem do siebie. Muszę jakoś ją odpić. Miejmy nadzieję, że nie będzie zła, za użycie jej łuku. Naciągnąłem cięciwę, podpaliłem strzałę i wycelowałem w jeden z namiotów. Muszę odwrócić ich uwagę - na szczęście mój plan się powiódł. Tipi prześlicznie zapłonęło, a ja ukradkiem podbiegłem to wielkiego pala, gdzie była przywiązana Echo. Zacząłem przecinać w pośpiechu liny.
- Echo, nic ci nie jest? - zapytałem, a dziewczyna kiwnęła głową w podzięce - Teraz zabieramy się stąd szyb...
Nie dokończyłem, ponieważ nad moją głową przeleciał kamienny nóż.
- Dobra, za późno... - odwróciłem się, a za nami stała cała grupa dzikusów.
<Echo? Teraz Ty ratuj XD>
Od Jeff'a cd. Sakura
Tłumiłem w sobie śmiech, co było trudną rzeczą, gdy patrzyło się na poczynania dziewczyny. Mógłbym rozkoszować się to chwilą przez wieczność. Odstawiłem resztki mięsa, których już nie dałem rady zjeść na bok i z szerokim uśmiechem powiedziałem.
- Tak, najadłem się. Patrz nawet trochę zostało. No cóż, przynajmniej zwierzęta będą miały co jeść - Dziewczyna przez chwilę gapiła się na odstawione mięso, jednak z wielkim bólem przytaknęła i podreptała dalej. Zabrałem, jednak resztki na wszelki wypadek i podreptałem za nią. Szliśmy w milczeniu, pewnie miała mi za złe, że nie podzieliłem się posiłkiem. No cóż, mówi się trudno. Nadal nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy, jednak nie przeszkadzało mi to już. Dopóki dobrze się bawiłem, to mógłbym być nawet na księżycu. Ale przecież zabawa nadal trwa, gdy usłyszałem ciche burczenie w jej brzuchu, które i tak próbowała już na siłę ściszyć, uznałem to za idealny moment. Wyrównałem z nią krok i wyjąłem zabrane mięso.
- Chcesz trochę? - pomachałem zdobyczą na wysokości jej oczu. Fuknęła cicho, ale nie mogła się długo opierać. Gdy już wyciągała rękę po jedzenie, uniosłem ją wyżej. Ponieważ dziewczyna była o wiele niższa, nie mogła dosięgnąć do mięsa. Co chwila opuszczałem je, by z powrotem dać wyżej. Bawiłem się przy tym genialnie, jednak Sakura już po chwili odpuściła.
- Już nie chcesz? - potrząsnąłem mięskiem, zniżając je nieco.
- Prędzej umrę z głodu, niż je wezmę - mruknęła zirytowana. Głodna kobieta, to wredna kobieta. Tak przynajmniej mówią.
- No cóż, więc zmarnuje się mięsko... No chyba, że obrócisz się wokół własnej osi pięć razy, zaklaszczesz w ręce, zaszczekasz jak pies a na koniec poudajesz kurę przez dwie minuty - Z twarzy nie schodził mi uśmiech - to jak?
< Sakura? >
Od Sakury Cd Jeff
Popatrzyłam na chłopaka i westchnęłam cicho. Właściwie to on upolował to zwierzę ale mimo wszystko z lekka zabolało to, że tak po prostu kazał mi... Ehh nawet nie ważne... Ruszyłam za nim powolnym krokiem, rozglądając się dookoła. Po chwili znaleźliśmy miejsce które nadawało się na ognisko. Złapałam za parę patyków i rzuciłam je między kamienie. Jeff patrzył na mnie lekko spode łba, co oznaczało, że chyba miał już powoli dość mojego towarzystwa. Odsunęłam się więc i usiadłam między drzewami. Wolałam się po prostu nie odzywać, tak jakoś po prostu dziwnie się zrobiło. Raz po raz obserwowałam chłopaka piekącego mięso i bawiłam się sztyletem. Czasami wbijałam go w ziemię by z lekka się opanować. No dobrze byłam głodna ale mu tego nie powiem, wolę po prostu nie, najpewniej mnie wyśmieje albo coś podobnego... Sam kazał mi po prostu iść i upolować. Po pewnym czasie postanowiłam jednak coś mu powiedzieć.
- Dzięki - szepnęłam.
Ten spojrzał na mnie dziwnie, jakby nic nie rozumiał.
- Za pomoc... - dopowiedziałam.
Wtedy nic nie odpowiedział tylko delikatnie się uśmiechnął. Wytrzymywałam ten cały czas kiedy przyrządzał mięso, lecz gdy zaczął jeść po prostu wybuchłam. Wstałam i szybkim krokiem przeszłam obok niego. Potrafię zrozumieć wszystko ale to na prawdę było z lekka nie miłe.
- A ty gdzie? -zapytał.
Nie odpowiedziałam nic tylko ruszyłam w las. Nie licząc tego, że byłam zmasakrowana, zmęczona to jeszcze głodna. Szłam przez dłuższy czas po czym dostrzegłam coś podobnego do szczura. Rzuciłam nożem ale chybiłam. Tak, nie byłam w tym dobra i zawsze liczyłam na czyjąś pomoc. Ja i polowanie to dwa różne światy. Wyrwałam broń z ziemi i zawróciłam. Jeff nadal siedział nieruchomo, jedząc mięso. Odwrócił się jednak i popatrzył pytająco.
- Jak polowanie? - zapytał ze śmiechem.
- Najadłeś się? Możemy już iść? - zapytałam cicho.
<Jeff?>
- Dzięki - szepnęłam.
Ten spojrzał na mnie dziwnie, jakby nic nie rozumiał.
- Za pomoc... - dopowiedziałam.
Wtedy nic nie odpowiedział tylko delikatnie się uśmiechnął. Wytrzymywałam ten cały czas kiedy przyrządzał mięso, lecz gdy zaczął jeść po prostu wybuchłam. Wstałam i szybkim krokiem przeszłam obok niego. Potrafię zrozumieć wszystko ale to na prawdę było z lekka nie miłe.
- A ty gdzie? -zapytał.
Nie odpowiedziałam nic tylko ruszyłam w las. Nie licząc tego, że byłam zmasakrowana, zmęczona to jeszcze głodna. Szłam przez dłuższy czas po czym dostrzegłam coś podobnego do szczura. Rzuciłam nożem ale chybiłam. Tak, nie byłam w tym dobra i zawsze liczyłam na czyjąś pomoc. Ja i polowanie to dwa różne światy. Wyrwałam broń z ziemi i zawróciłam. Jeff nadal siedział nieruchomo, jedząc mięso. Odwrócił się jednak i popatrzył pytająco.
- Jak polowanie? - zapytał ze śmiechem.
- Najadłeś się? Możemy już iść? - zapytałam cicho.
<Jeff?>
Od Jeffa cd. Sakura
Dzikusy zataczały coraz ciaśniejsze koło. Spojrzałem na ogromną przepaść i pomyślałem, że to będzie lepsza śmierć, niż zostanie zadźganym patykami. Chociaż... A co jeśli wypchnąłbym dziewczynę w ich stronę? Może wtedy udało by mi się uciec? Nie Jeff, nic ci to nie da, jest ich za dużo. Westchnąłem - raz kozi śmierć. Razem z Sakurą rzuciliśmy się z klifu, jednak udało mi się uchwycić zszokowane miny dzikusów i od razu stwierdziłem, że było warto, chociażby dla tej jednej chwili. Już po chwili zmieniłem zdanie, gdy moje ciało zetknęło się z lodowatą wodą i silnym nurtem rzeki, który nie dawał nawet chwili na zaczerpnięcie oddechu. Woda pryskała mi co chwila do oczu i nosa, przez co myślałem, że jeszcze chwila a się uduszę. Płynęliśmy tak, nie wiem ile, ale gdy już myślałem, że zaraz opadnę całkowicie z sił, zobaczyłem w oddali drzewo. I znowu kawałek drewna miał mnie uratować. Heh. Ostatkiem sił, przytrzymałem się go i wdrapałem na brzeg. Dopiero teraz postrzegłem, że nadal trzymam dziewczynę za rękę. Gdy i ona wdrapała się na skalisty brzeg, puściłem ją i odetchnąłem głęboko.
- Uratowani - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej i pozwoliłem, aby woda ciekła mi po twarzy. Rozejrzałem się dookoła i zmrużyłem nieco oczy i spojrzałem na Sakurę.
- Przynosisz mi pecha, księżniczko - dziewczyna najpierw spojrzała na mnie, jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi, a następnie uśmiechnęła się lekko pod nosem. Wycisnąłem z bluzy resztę wody i zacząłem iść przed siebie nie czekając na nią. Spojrzałem na słońce, było wysoko nad nami, co oznaczało, że było coś około południa. Jeszcze dużo czasu do zapadnięcia zmroku. Wyjąłem jeden z noży i zacząłem szukać jakieś małej, zjadliwej zwierzyny. Po chwili znalazłem świeży trop wielbontery. Powinno pójść szybko i gładko. Poszukałem jeszcze chwilę i po chwili znalazłem to czego szukałem. Samiec stał na łące zajadając się czymś. Schowałem się w krzakach i przygotowałem broń. Wychyliłem się i rzuciłem nożem, celując między oczy. Na szczęście nie chybiłem i już po chwili mogłem dobić zwierze. Dziewczyna cały czas mi się przyglądała, co zaczynało być nieco irytujące, ale postanowiłem nie zwracać na nią uwagi. Wycinałem poszczególne części zwierzęcia, nadające się do jedzenia, po upieczeniu oczywiście. Wziąłem w końcu to co się przyda i podreptałem do sakury.
- Głodna?
- Trochę - przyznała
- To se upoluj - Z szerokim uśmiechem podreptałem przed siebie i zacząłem szukać dobrego miejsca na ognisko.
< Sakura? >
- Uratowani - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej i pozwoliłem, aby woda ciekła mi po twarzy. Rozejrzałem się dookoła i zmrużyłem nieco oczy i spojrzałem na Sakurę.
- Przynosisz mi pecha, księżniczko - dziewczyna najpierw spojrzała na mnie, jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi, a następnie uśmiechnęła się lekko pod nosem. Wycisnąłem z bluzy resztę wody i zacząłem iść przed siebie nie czekając na nią. Spojrzałem na słońce, było wysoko nad nami, co oznaczało, że było coś około południa. Jeszcze dużo czasu do zapadnięcia zmroku. Wyjąłem jeden z noży i zacząłem szukać jakieś małej, zjadliwej zwierzyny. Po chwili znalazłem świeży trop wielbontery. Powinno pójść szybko i gładko. Poszukałem jeszcze chwilę i po chwili znalazłem to czego szukałem. Samiec stał na łące zajadając się czymś. Schowałem się w krzakach i przygotowałem broń. Wychyliłem się i rzuciłem nożem, celując między oczy. Na szczęście nie chybiłem i już po chwili mogłem dobić zwierze. Dziewczyna cały czas mi się przyglądała, co zaczynało być nieco irytujące, ale postanowiłem nie zwracać na nią uwagi. Wycinałem poszczególne części zwierzęcia, nadające się do jedzenia, po upieczeniu oczywiście. Wziąłem w końcu to co się przyda i podreptałem do sakury.
- Głodna?
- Trochę - przyznała
- To se upoluj - Z szerokim uśmiechem podreptałem przed siebie i zacząłem szukać dobrego miejsca na ognisko.
< Sakura? >
Od Sakury Cd Jeff
Byłam zbyt oszołomiona wydarzeniami sprzed paru sekund, przez co nie zauważyłam przewróconego drzewa, lecz widząc przebiegającego przez nie Jeff'a, postanowiłam postąpić tak samo. Wbiegłam na konar i w czterech krokach znalazłam się na jego drugim końcu. Zeskoczyłam na ziemię w momencie, gdy roślina stanęła w płomieniach. Wiedziałam, że na pewno nie obejdzie się bez problemów podczas ucieczki. Podbiegłam do towarzysza i razem z nim schowałam się za drzewami.
- I co? - zapytał szeptem.
Wychyliłam delikatnie głowę, by zobaczyć czy ktoś już się zorientował, że udało nam się zbiec. Niestety moje obawy musiały się spełnić, grupka rosłych mężczyzn uważnie obserwowała teren dookoła. Gdy oczy jednego padły na miejsce w którym się znajdowaliśmy, schowałam się i popatrzyłam na Jeffa. Gestem ręki wskazałam żeby był cicho, jedno słowo mogłoby zdradzić naszą pozycję. Staliśmy tak przez chwilę wsłuchując się w odgłosy ognia, lecz zaniepokoiły mnie czyjeś kroki.
- Padnij! - krzyknął znajomy mi brunet.
Zrobiłam szybki przewrót w przód, tak jak kazał mi chłopak i położyłam się na ziemi. Usłyszałam czyiś jęk i odgłos upadającego ciała, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Obok mnie leżał blondyn z nożem w klatce piersiowej. Miał przy sobie moje sztylety i parę noży. Zabrałam to co moje i popatrzyłam na Jeffa. Niezły cel nie powiem! Podbiegłam do niego, po czym wepchnęłam mu parę noży do ręki. Wiedział co robi i na prawdę władał nimi znakomicie. Tuż za jego plecami zobaczyłam kolejnego dzikusa. Odepchnęłam bruneta na bok, dzięki czemu udało mi się kopnięciem odepchnąć przeciwnika. Wyciągnęłam dwa sztylety i rzuciłam się na niego, jednym ruchem podrzynając mu gardło. Mimo wszystko nie byli sami, całe plemię zbliżało się w naszą stronę. Jeff stał wpatrzony w przeciwników, jakby tylko czekał aż przybędą, lecz było ich po prostu za dużo. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Biegliśmy przed siebie omijając kolejne drzewa i unikając strzał przeciwników. Wiedziałam gdzie biegnę ale nie myślałam, że dotrzemy tam tak szybko. Wybiegliśmy na polanę na której skraju znajdowało się urwisko. Nie zatrzymując się chciałam skoczyć ale Jeff powstrzymał mnie szybkim szarpnięciem za rękę. Odwróciłam się w jego stronę zdezorientowana. Staliśmy nad klifem a wokół nas znajdowało się całe plemię dziwnego szczepu ludzi. Skoczenie było jedyną drogą ratunku, gdyż wpadlibyśmy do rzeki. Popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Mogłabym zginąć z nim w walce ale to jeszcze za wcześnie. Nie chce żebyśmy umarli, żeby on umarł. Gdyby nie Jeff najpewniej teraz bym umierała albo co gorzej, byłabym torturowana. Dzięki niemu jeszcze żyję i będę mu za to wdzięczna do końca życia. Przybliżyłam się o krok, tak by tylko on słyszał to co mówię. Tak, byłam od niego niższa ale udało mi się, wyszeptać mu na ucho parę słów:
- Zaufaj mi - powiedziałam ściskając mocniej jego dłoń.
<Jeff?>
Od Jeff'a cd. Sakura
Moje zmysły nagle się stępiły, jakby ktoś nałożył na mój umysł blokadę. Nic nie kojarzyłem od razu, mój mózg pracował w o wiele zwolnionym tempie. Kiedy odzyskałem pełną świadomość, usłyszałem potworny krzyk. Spojrzałem w stronę wydobywającego się głosu i zobaczyłem Sakurę, w zapłakanym stanie. Ostatnim słowem, które wypowiedziała było ,,uciekaj". Wiedziałem, że nie mam wiele czasu na myślenie, póki wszyscy zwróceni byli w stronę dziewczyny, ja miałem szanse uciec. Co dziwne, pierwszy raz poczułem, że nie powinienem jej zostawiać. Dla czego? Zawsze przecież zostawałem kompanów na polu walki, sam ratując się ucieczką - gdy tylko była taka możliwość, nie zastanawiałem się nawet nad tym, ratowałem siebie nie myśląc o innych. Czemu więc nagle zaczął obchodzić mnie los dziewczyny? To zupełnie nie zgadzało się z moimi wcześniejszymi "zasadami". Jeff, ogarnij się, rusz dupę i uciekaj póki jeszcze możesz! - krzyczał głos w mojej głowie. Może ma rację? Po woli, po cichu zacząłem wycofywać się z pola bitwy. Ukryłem się na jednym z większych drzew i czekałem. Nie wiem na co, przecież mogłem już dawno uciec, jednak wytrwale leżałem w bezruchu, czekając aż zacznie się ściemniać. Dziewczynę przeniesiono do jednego z rozstawionych niedaleko namiotów. Gdy w końcu zaszły ostatnie promienie słońca, a wysoko na niebie pojawił się księżyc, zszedłem powoli z drzewa. Dzięki mojemu wrodzonemu sprytowi, udało mi się przedostać na teren dzikusów niezauważonym, a następnie dotarłem do namiotu gdzie przebywała dziewczyna. Wszedłem po cichu, było tam niesamowicie ciemno i cicho. I znowu naszły mnie myśli, co ja tu właściwie robię. Chcę być jakimś bohaterem czy co? Śmiechu warte, ratować dziewczyn mi się zachciało. Wymacałem w końcu coś, co przypominało kształtem latarkę i zapaliłem ją. Urządzenie dawało na szczęście niewiele światła, dzięki czemu na pewno nie było tego widać na zewnątrz, jednak na tyle dużo, abym mógł się w spokoju rozejrzeć. Na końcu namiotu, stała klatka z czymś w środku - jak się później okazało, była to Sakura. Zabezpieczenia nie były jakieś bardzo solidne, więc bez problemu udało mi się po chwili otworzyć kłódkę. Dziewczyna leżała nieprzytomna dygocząc z zimna. Spróbowałem ją obudzić, jednak gdy to nic nie dało, wziąłem ją na ręce i wyszedłem z namiotu. Biegłem w cieniu namiotów, uważając żeby przypadkiem na kogoś nie waść. Na razie wszystko szło po mojej myśli i nawet nie spostrzegłem gdy skończyło się pole namiotowe i zacząłem przemierzać leśną ścieżkę. Niestety, zbyt szybko straciłem czujność. Gdy stwierdziłem, że oddaliliśmy się wystarczająco daleko, położyłem dziewczynę pod drzewem, a sam usiadłem po jego drugiej stronie. Wsłuchiwałem się w szum drzew i napinałem ze zdenerwowania mięśnie gdy tylko usłyszałem jakiś, nawet najcichszy szelest w okolicy. Dziewczyna powoli odzyskiwała przytomność.
- Pobudka księżniczko - Mruknąłem, gdy tylko otworzyła oczy. Spojrzała na mnie zdezorientowana i zaczęła rozglądać się dookoła.
- Gdzie je... - Nie dokończyła, bo uciszyłem ją gestem ręki. To nie był czas ani miejsce na rozmowy, tym bardziej, że przez ułamek sekundy dostrzegłem czyjąś postać w oddali. Wstałem powoli i wyciągnąłem dwa noże, które mi zostały. Poczułem swąd dymu i nim zdążyłem się zorientować, wszędzie wokół było pełno ludzi z pochodniami. Po co im pochodnie w środku dnia? Nie musiałem długo czekać, aby poznać odpowiedź. Wszyscy na rozkaz, puścili pochodnie i puścili się pędem - jak przypuszczałem - do namiotów. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Ogień szybko się rozprzestrzeniał, znów musiałem działać pod presją czasu. Sakura zaczęła gasić ogień dużą gałęzią, ale widząc, że nic tym nie wskóra załamała ręce. I wtedy zdarzyło się coś, dzięki czemu mieliśmy szanse przeżyć. Spalone u dołu drzewo przewaliło się, gasząc nieco z jednej strony płomienie. Złapałem dziewczynę a rękę i puściłem się pędem na przewalony pień. Wiedziałem, że drzewo nie utrzyma jednak ciężaru nas obojga, więc bez zbędnego gadania puściłem dziewczynę i sam przebiegłem przez pień. Teraz wystarczyło poczekać, aż przybiegnie Sakura.
< Sakura? >
Od Echo CD James
Zacięłam się na chwilę. Co odpowiedzieć? Zostać, czy odejść? Rozważałam obie opcje. Jednocześnie nie mam tu czego szukać, i jednocześnie nie mam innego domu. Siedziałam w ciszy nie wiedząc zbytnio jak teraz postąpić.
- Idę się przejść, powiem ci jak wrócę - powiedziałam wstając. Wzięłam łuk i z rękoma w kieszeniach ruszyłam w stronę lasu. Łaziłam po nim dość długo, zaczynało się ściemniać. A ja przecież mówiłam, że wrócę. Tak też zamierzałam, nie jestem kłamcą. Jeszcze chwila, i James pomyśli, że nawiałam. Spojrzałam w niebo. Mam jeszcze chwilę czasu zanim zrobi się ciemno. Zmieniłam więc kierunek marszu i ruszyłam w stronę miejsca z którego przyszłam. Trzeba się będzie wytłumaczyć czemu nie wracałam tak długo. Nagle moje rozmyślanie zostało przerwane mocnym uderzeniem w plecy, a potem podobnym w głowę. Upadłam na ziemię, ostatnie co zobaczyłam, to rozmazany obraz nieznanego mi człowieka. Po tym straciłam przytomność.
<James? Help, dzikusy! XD>
Od Jamesa c.d Echo
- Echo... - spojrzałem na dziewczynę - Zaczekaj...
Dziewczyna zatrzymała się w drzwiach.
- Dlaczego chcesz odejść? - niepewnie zacząłem rozglądać się na boki
- A dlaczego miałabym zostać? - odpowiedziała dziewczyna - Zaprowadziłam cię tutaj, więc nic mnie już nie trzyma w tym miejscu.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Niby miała racje, jednak ciężko będzie mi się z nią pożegnać. Od tego momentu dałbym radę sam sobie poradzić, ale jestem przyzwyczajony, że ktoś mi pomaga.
- Jestem ci na prawdę wdzięczny za wszytko - przerwałem krótką ciszę - Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć, ale jak odejdziesz nie będę miał okazji.
Echo odwróciła się do mnie plecami i spojrzała na las. Westchnęła głęboko i chciała zrobić krok w przód.
- No to może zostaniesz tylko na śniadanie? - zatrzymałem ją jeszcze raz.
Echo najwyraźniej wiedziała, że jej nie odpuszczę. Więc odwróciła się do mnie i kiwnęła głową. Siedliśmy przy stoliku w "kuchni". Jedliśmy w ciszy to co zostało w magazynie.
- A ty co masz zamiar robić? - zapytała nagle dziewczyna
Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi, jednak po chwili załapałem.
- Zostaję tutaj - mruknąłem stanowczo - I na prawdę chciałbym, żebyś została tutaj ze mną.
<Echo? To jak? XD>
Dziewczyna zatrzymała się w drzwiach.
- Dlaczego chcesz odejść? - niepewnie zacząłem rozglądać się na boki
- A dlaczego miałabym zostać? - odpowiedziała dziewczyna - Zaprowadziłam cię tutaj, więc nic mnie już nie trzyma w tym miejscu.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Niby miała racje, jednak ciężko będzie mi się z nią pożegnać. Od tego momentu dałbym radę sam sobie poradzić, ale jestem przyzwyczajony, że ktoś mi pomaga.
- Jestem ci na prawdę wdzięczny za wszytko - przerwałem krótką ciszę - Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć, ale jak odejdziesz nie będę miał okazji.
Echo odwróciła się do mnie plecami i spojrzała na las. Westchnęła głęboko i chciała zrobić krok w przód.
- No to może zostaniesz tylko na śniadanie? - zatrzymałem ją jeszcze raz.
Echo najwyraźniej wiedziała, że jej nie odpuszczę. Więc odwróciła się do mnie i kiwnęła głową. Siedliśmy przy stoliku w "kuchni". Jedliśmy w ciszy to co zostało w magazynie.
- A ty co masz zamiar robić? - zapytała nagle dziewczyna
Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi, jednak po chwili załapałem.
- Zostaję tutaj - mruknąłem stanowczo - I na prawdę chciałbym, żebyś została tutaj ze mną.
<Echo? To jak? XD>
środa, 23 marca 2016
Od Sakury - Cd. Jeffa
Kolejna sytuacja, zachowanie którego nie potrafię zrozumieć. Myślałam już, że ten dzień niczym mnie nie zaskoczy ale myliłam się. Doszliśmy do bazy w dość krótkim czasie, lecz nie tego się spodziewałam. Było tam zupełnie pusto, jakby coś nadało inny wygląd temu miejscu. Podeszłam do jednej ze skrzyń i położyłam na niej dłoń. To był nałożony obraz, gdyż tekstura poruszała się w dość nieczysty sposób. Coś a raczej ktoś się tutaj czaił.
- Jeff - powiedziałam.
- No co?
- Zmywajmy się stąd...
Ten popatrzył na mnie pytająco, jakby zupełnie nie rozumiał o co mi chodzi. Podeszłam do chłopaka i opierając ręce na jego torsie, zaczęłam pchać go w zupełnie innym kierunku, niż był zwrócony. Wiem, na pewno to głupio wyglądało ale wolałam nie ryzykować życia, a zwłaszcza jego. Ten niezłomnie stał w miejscu.
- Jeff...
Nie zwracał na mnie uwagi, tak jak podczas tej dziwnej hipnozy. Nie potrafiłam zrozumieć... Nagle zza rogu wybiegła banda mężczyzn a jeden z nich wpatrywał się w bruneta. Tak! To jest wina tych dziwnych zachowań ale... W tym momencie myślenie, przerwało mi silne szarpnięcie za ramię. Czwórka rosłych facetów przygniotła mnie do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Trzy mocne uderzenia w twarz, zdjęły moją maskę odporności.
- Jeff! - krzyknęłam.
Teraz tylko w nim moja nadzieja. Krzyczałam jakbym miała nadzieję, że mi pomoże, lecz nic z tego. Popatrzyłam na jednego z blondynów, właśnie na tego co wpływał na umysł mojego towarzysza i wdarłam się do jego mózgu. Po dwóch sekundach upadł z hukiem na ziemię, ostatni raz oddychając. Szarpnałam z całej siły ale kolejnych dwóch złapało mnie za nogi. Jedno kopnięcie mnie w niezagojony brzuch, wywołało u mnie ogromny ból i pisk. Właśnie w tamtym momencie, znajomy mi brunet popatrzył w moją stronę zestresowany. Usłyszałam głośne krzyki dochodzące z sąsiedniej ulicy, a po chwilu ujrzałam grupkę dzikusów. Czyli porwanie tak... Ale Jeff? Jemu nie może się nic stać, na pewno kiedy ja jestem jeszcze przy życiu! Może zginę, może będą mnie torturować? Wytrzymam. Ból narastał a do moich oczu napływały łzy.
- Uciekaj... - jęknęłam.
<Jeff?>
- Jeff - powiedziałam.
- No co?
- Zmywajmy się stąd...
Ten popatrzył na mnie pytająco, jakby zupełnie nie rozumiał o co mi chodzi. Podeszłam do chłopaka i opierając ręce na jego torsie, zaczęłam pchać go w zupełnie innym kierunku, niż był zwrócony. Wiem, na pewno to głupio wyglądało ale wolałam nie ryzykować życia, a zwłaszcza jego. Ten niezłomnie stał w miejscu.
- Jeff...
Nie zwracał na mnie uwagi, tak jak podczas tej dziwnej hipnozy. Nie potrafiłam zrozumieć... Nagle zza rogu wybiegła banda mężczyzn a jeden z nich wpatrywał się w bruneta. Tak! To jest wina tych dziwnych zachowań ale... W tym momencie myślenie, przerwało mi silne szarpnięcie za ramię. Czwórka rosłych facetów przygniotła mnie do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Trzy mocne uderzenia w twarz, zdjęły moją maskę odporności.
- Jeff! - krzyknęłam.
Teraz tylko w nim moja nadzieja. Krzyczałam jakbym miała nadzieję, że mi pomoże, lecz nic z tego. Popatrzyłam na jednego z blondynów, właśnie na tego co wpływał na umysł mojego towarzysza i wdarłam się do jego mózgu. Po dwóch sekundach upadł z hukiem na ziemię, ostatni raz oddychając. Szarpnałam z całej siły ale kolejnych dwóch złapało mnie za nogi. Jedno kopnięcie mnie w niezagojony brzuch, wywołało u mnie ogromny ból i pisk. Właśnie w tamtym momencie, znajomy mi brunet popatrzył w moją stronę zestresowany. Usłyszałam głośne krzyki dochodzące z sąsiedniej ulicy, a po chwilu ujrzałam grupkę dzikusów. Czyli porwanie tak... Ale Jeff? Jemu nie może się nic stać, na pewno kiedy ja jestem jeszcze przy życiu! Może zginę, może będą mnie torturować? Wytrzymam. Ból narastał a do moich oczu napływały łzy.
- Uciekaj... - jęknęłam.
<Jeff?>
Od Jeff'a cd. Sakura
Przejrzeć myśli? Że niby moje myśli? Ha ha, aż tak głupi nie jestem, żeby dawać sobie grzebać w głowie. Mimo, że straciłem pamięć, to wiem, że są rzeczy w mojej głowie, które nie powinny wyjść na jaw NIGDY. Odsunąłem się od dziewczyny, tym samym zrzucając z siebie jej rękę. Wyprostowałem się i zmrużyłem nieco oczy.
- Nie mam powodu, żeby ci wierzyć, tym bardziej nie mam powodu, żeby dawać sobie grzebać w głowie - warknąłem - Jeśli chcesz pomóc, to opowiedz mi jakie rośliny powodują... na przykład zanik pamięci... i jakie jest na to lekarstwo - wyjąłem sztylet i jednym sprawnym ruchem przyłożyłem go do gardła dziewczyny. Niby otworzyła nieco szerzej oczy, jednak nie wydawała się tym zbytnio przejęta czy też zaskoczona. Zaczęła mi tłumaczyć które rośliny co powodują, ale najbardziej zapadła mi w pamięci roślina o nazwie: koconius, i to na niej najbardziej się skupiłem.
- ... jeśli jej dotknąłeś, to jedyną rzeczą którą możesz zrobić, aby odzyskać pamięć to, znaleźć jajko pewnego błękitnego ptaka i wypić jego białko - Tylko tyle? Nie wydaje to nie wydaje się trudne.
- Gdzie je znajdę?
- tam - dziewczyna wskazała na najwyższą górę przed nami, z której wydobywały się góry dymu. Wulkan? Nie powiem, ptak wybrał sobie idealne miejsce na złożenie jaj...
- A, zapomniałabym, masz 48 godzin od dotknięcia rośliny na zjedzenie białka, inaczej stracisz pamięć na zawsze - zaśmiała się. No rzesz bardzo, kufa śmieszne. Wziąłem nóż z gardła dziewczyny i poszedłem przed siebie, nie bacząc na jej upierdliwy chichot. Do wulkanu dostałem się nie bez przeszkód, ale ominę opisywanie ich. W każdym razie, w końcu dotarłem pod wielką górę, od której już czułem przerażające ciepło. Na skalistych zboczach, co jakiś czasy przebiegała jaszczurka lub inne mniejsze zwierze. Na samym początku nie było źle, można powiedzieć, że nawet przyjemnie. Szedłem powoli, szukając jak najlepszego sposobu na bezpieczne dotarcie na szczyt w jednym kawałku. Im dłużej się jednak wspinałem, tym kruchsze stawały się kamienie, i rzadsze robiło powietrze. Poza tym, wokół mnie było pełno dymu, niesamowicie gryzącego mnie w płuca. Gdy już prawie się poddałem i chciałem zacząć schodzić, zauważyłem to czego szukałem. Dwa błękitne jaja, pozostawione bez opieki. Wspiąłem się jeszcze wyżej i stanąłem na skalnej półce. Wtedy to poczułem. Gorące, nie, parzące powietrze wydostające się z wielkiego komina. Zasłoniłem twarz rękawem i wziąłem jedno jajko. Rozbiłem je lekko i wypiłem duszkiem jej zawartość. Nie poczułem się jakoś inaczej. Nie spodziewałem się tylko jednego - matki tych dzieci. Była ogromna! Wyposażona w szereg ostrych kłów, ogromne szpony i ostre pióra. Zacząłem machać rękoma, próbując odgonić zrozpaczone utratą dziecka zwierze. Po długiej walce, nie zauważyłem wystającego kamienia i jak długi runąłem do ogromnego krateru. I wtedy się ocknąłem. Stałem pod ścianą jednego z budynków. Sakura krzyczała coś do mnie, jednak dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa. Drgnąłem, na co dziewczyna nieco się uspokoiła. Okazało się, że nagle stanąłem i nie dawałem żadnych oznak życia. Po prostu stałem i wpatrywałem się w jeden martwy punkt. Próbowała mnie obudzić już od dobrych 30 minut.
- ... wracajmy - mruknąłem i poszedłem przed siebie, obóz było już widać w oddali. Dziewczyna przez chwile stała, nie wiedząc co zrobić, ale po chwili podreptała za mną. Czemu tak się zamyśliłem? To było bynajmniej... dziwne. Spojrzałem w stronę, gdzie powinna być góra, jednak nie było jej tam. Ciekawe co jeszcze może się wydarzyć tego dnia.
< Sakura? >
- Nie mam powodu, żeby ci wierzyć, tym bardziej nie mam powodu, żeby dawać sobie grzebać w głowie - warknąłem - Jeśli chcesz pomóc, to opowiedz mi jakie rośliny powodują... na przykład zanik pamięci... i jakie jest na to lekarstwo - wyjąłem sztylet i jednym sprawnym ruchem przyłożyłem go do gardła dziewczyny. Niby otworzyła nieco szerzej oczy, jednak nie wydawała się tym zbytnio przejęta czy też zaskoczona. Zaczęła mi tłumaczyć które rośliny co powodują, ale najbardziej zapadła mi w pamięci roślina o nazwie: koconius, i to na niej najbardziej się skupiłem.
- ... jeśli jej dotknąłeś, to jedyną rzeczą którą możesz zrobić, aby odzyskać pamięć to, znaleźć jajko pewnego błękitnego ptaka i wypić jego białko - Tylko tyle? Nie wydaje to nie wydaje się trudne.
- Gdzie je znajdę?
- tam - dziewczyna wskazała na najwyższą górę przed nami, z której wydobywały się góry dymu. Wulkan? Nie powiem, ptak wybrał sobie idealne miejsce na złożenie jaj...
- A, zapomniałabym, masz 48 godzin od dotknięcia rośliny na zjedzenie białka, inaczej stracisz pamięć na zawsze - zaśmiała się. No rzesz bardzo, kufa śmieszne. Wziąłem nóż z gardła dziewczyny i poszedłem przed siebie, nie bacząc na jej upierdliwy chichot. Do wulkanu dostałem się nie bez przeszkód, ale ominę opisywanie ich. W każdym razie, w końcu dotarłem pod wielką górę, od której już czułem przerażające ciepło. Na skalistych zboczach, co jakiś czasy przebiegała jaszczurka lub inne mniejsze zwierze. Na samym początku nie było źle, można powiedzieć, że nawet przyjemnie. Szedłem powoli, szukając jak najlepszego sposobu na bezpieczne dotarcie na szczyt w jednym kawałku. Im dłużej się jednak wspinałem, tym kruchsze stawały się kamienie, i rzadsze robiło powietrze. Poza tym, wokół mnie było pełno dymu, niesamowicie gryzącego mnie w płuca. Gdy już prawie się poddałem i chciałem zacząć schodzić, zauważyłem to czego szukałem. Dwa błękitne jaja, pozostawione bez opieki. Wspiąłem się jeszcze wyżej i stanąłem na skalnej półce. Wtedy to poczułem. Gorące, nie, parzące powietrze wydostające się z wielkiego komina. Zasłoniłem twarz rękawem i wziąłem jedno jajko. Rozbiłem je lekko i wypiłem duszkiem jej zawartość. Nie poczułem się jakoś inaczej. Nie spodziewałem się tylko jednego - matki tych dzieci. Była ogromna! Wyposażona w szereg ostrych kłów, ogromne szpony i ostre pióra. Zacząłem machać rękoma, próbując odgonić zrozpaczone utratą dziecka zwierze. Po długiej walce, nie zauważyłem wystającego kamienia i jak długi runąłem do ogromnego krateru. I wtedy się ocknąłem. Stałem pod ścianą jednego z budynków. Sakura krzyczała coś do mnie, jednak dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa. Drgnąłem, na co dziewczyna nieco się uspokoiła. Okazało się, że nagle stanąłem i nie dawałem żadnych oznak życia. Po prostu stałem i wpatrywałem się w jeden martwy punkt. Próbowała mnie obudzić już od dobrych 30 minut.
- ... wracajmy - mruknąłem i poszedłem przed siebie, obóz było już widać w oddali. Dziewczyna przez chwile stała, nie wiedząc co zrobić, ale po chwili podreptała za mną. Czemu tak się zamyśliłem? To było bynajmniej... dziwne. Spojrzałem w stronę, gdzie powinna być góra, jednak nie było jej tam. Ciekawe co jeszcze może się wydarzyć tego dnia.
< Sakura? >
Od Echo CD James
- Dobra, dobra. Miałeś rację Ośle - zaśmiałam się pod nosem. Wieczór minął dość szybko, zjedliśmy kolację, później James zaczął ślęczeć nad książką. Nie mogłam zasnąć. W końcu, rano wychodzę. Tak, teraz odejdę. Przemyślałam to już w połowie drogi. Przyprowadziłam go tu, dostał co chciał, ja już tu więcej nie zabawię. Jakby o tym pomyśleć, mam swoje sprawy. Takie jak... Co ja gadam, jestem sama na tym doszczętnie zniszczonym świecie, nawet własnych spraw mnie mam. Jedyne co robię to chodzę po świecie desperacko próbując nie zginąć. Nie idzie mi to za dobrze, ale jakoś się trzymam. Błądząc po bezkresie postapokaliptycznej pustyni, wmawiając sobie co dnia, że jednak jestem komukolwiek potrzebna. Udając, że gdzieś tam, jest ktoś, kto choć trochę się mną przejmuje. Ktoś, kto martwi się, gdy długo nie wracam do domu. Kto śmieje się ze mną, a nie ze mnie. Taki właśnie, był mój brat. Dawno temu pogodziłam się z tym, że nigdy go już nie zobaczę. Ale więź została, i wyżłobiła głęboką dziurę w mojej duszy, której nikomu dotychczas nie udało się załatać.
*********
Wstałam wcześnie rano. Poruszałam się po domku bezszelestnie, tworząc zapasy na najbliższe dni z tego co tu znalazłam. Wiem, że to kradzież, jednak w tych czasach prawo już nie istnieje, a konsekwencje to tylko nic nie znaczące pojęcie. Wszystko spakowałam do małego plecaka i wyszłam na dwór. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Miałam już po kilku krokach ochotę zawrócić, pożegnać się z Jamesem. Dawno temu zapomniane przeze mnie uczucie, jakim darzyłam chłopaka, nie pozwalało mi odejść. Jednak będąc z natury upartą, postawiłam na swoim i wznowiłam marsz. Jednak już po drugim kroku, poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się.
<James? Możesz spróbować mnie zatrzymać xd >
*********
Wstałam wcześnie rano. Poruszałam się po domku bezszelestnie, tworząc zapasy na najbliższe dni z tego co tu znalazłam. Wiem, że to kradzież, jednak w tych czasach prawo już nie istnieje, a konsekwencje to tylko nic nie znaczące pojęcie. Wszystko spakowałam do małego plecaka i wyszłam na dwór. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Miałam już po kilku krokach ochotę zawrócić, pożegnać się z Jamesem. Dawno temu zapomniane przeze mnie uczucie, jakim darzyłam chłopaka, nie pozwalało mi odejść. Jednak będąc z natury upartą, postawiłam na swoim i wznowiłam marsz. Jednak już po drugim kroku, poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się.
<James? Możesz spróbować mnie zatrzymać xd >
wtorek, 22 marca 2016
Od Jamesa c.d Echo
- Tak! - uśmiechnąłem się wesoło. Już jesteśmy tak blisko. Góra jest na wyciągnięcie ręki. Ruszyliśmy przed siebie. Byłem bardzo wdzięczny Echo. Straciła tyle czasu, by męczyć się ze mną. Kiedyś się jej jakoś odwdzięczę. Szliśmy już około godziny przez jakiś las. Gdzie nie gdzie wisiały martwe, rozkładające się już zwierzęta. Wisiały na linach, po węzłach poznałem, że to moja robota.
- Jesteśmy już blisko! - powiedziałem entuzjastycznie uderzając jedno z martwe zwierzę mieczem.
- Widzę, widzę. Mam nadzieję, że to naprawdę będzie coś warte.
Nie odpowiedziałem, tyko uśmiechnąłem się niewinnie. Wyszliśmy na jakąś polanę przy górze. Było to miejsce na które czekałem. Do jednej ze "ścian" wniesienia była chatka. Ruszyłem w tamtą stronę szybkim krokiem, Echo pobiegła za mną. W końcu kres naszej podróży. Często starałem sobie wyobrazić jak to będzie wyglądało, ale tak pięknego miejsca się nie spodziewałem. Stanąłem przed drewnianymi drzwiami. Był mocno przymocowane do drewnianej ściany. Przejechałem po nich ręką.
- Będziesz tak stał, czy wchodzisz? - zapytała Echo stając obok mnie.
Kiwnąłem głową i otwierając drzwi wszedłem do pomieszczenia. Z zewnątrz domek wyglądał na mniejszy, ale w środku było dużo wolnej przestrzeni. Po prawej stronie od wejścia była kuchnia - palenisko, a wokół wisiały zioła. Po przeciwnej ścianie były kolejne drzwi, a po ich prawej stronie różne biblioteczki z książkami. Przy nich stało biurko, na którym leżała duża książka. Przy drzwiach wisiało sześć tabliczek. Tylko jedna miała napis "James", reszta była przekreślona, chociaż jedna prócz zamazania miała znak zapytania "?". Staliśmy z Echo w ciszy. Te tabliczki prawdopodobnie były zapisane imionami mieszkańców chatki, jednak zostałem tylko ja. Ruszyliśmy w stronę kolejnego pokoiku. Była to sypialnia wykuta w środku góry. Sześć łóżek, tylko jedno niedbale posłane (Prawdopodobnie moje). Na przeciwległej ścianie wisiały narzędzia, takie jak miecze, motyki czy nożyce. Były też jeszcze jedne drzwi. Okazało się, że za nimi jest magazyn - zioła, suszone owoce i dobrze zakonserwowane mięso.
- Nieźle się urządziłem - przyznałem, jednak trochę zawiedziony. Właściwie to niczego się nie dowiedzieliśmy. - Zbliża się noc, raczej tu zostajemy, nie?
Echo kiwnęła głową.
- Zrobię kolacje, dzisiaj zaszalejemy - uśmiechnęła się. Po jej minie też widziałem, że jest mało zadowolona. Wróciliśmy do pierwszego pomieszczenia. Zacząłem trochę szperać, coś musi tu być, czuję to. Zajrzałem do wielkiej książki na biurku. To było to czego szukałem - dziennik!
- Echo! Zobacz! - zawołałem dziewczynę. W "pamiętniku" był opisany każdy dzień jaki spędziłem, to znaczy spędziliśmy tutaj. Było nasz sześciu. Uciekliśmy z jakiegoś miejsca i osiedliliśmy się tutaj. Jednak nie było nam długo być razem - pięciu z moich towarzyszy zginął, a jeden pewnego dnia po prostu zniknął. Dziennik opisywał także zwierzęta, rośliny i inne zagrożenia.
- Z tego co wynika muszę przeczytać to wszystko... - spojrzałem na księgę. - Mówiłem, że tutaj coś znajdziemy.
<Echo?>
- Jesteśmy już blisko! - powiedziałem entuzjastycznie uderzając jedno z martwe zwierzę mieczem.
- Widzę, widzę. Mam nadzieję, że to naprawdę będzie coś warte.
Nie odpowiedziałem, tyko uśmiechnąłem się niewinnie. Wyszliśmy na jakąś polanę przy górze. Było to miejsce na które czekałem. Do jednej ze "ścian" wniesienia była chatka. Ruszyłem w tamtą stronę szybkim krokiem, Echo pobiegła za mną. W końcu kres naszej podróży. Często starałem sobie wyobrazić jak to będzie wyglądało, ale tak pięknego miejsca się nie spodziewałem. Stanąłem przed drewnianymi drzwiami. Był mocno przymocowane do drewnianej ściany. Przejechałem po nich ręką.
- Będziesz tak stał, czy wchodzisz? - zapytała Echo stając obok mnie.
Kiwnąłem głową i otwierając drzwi wszedłem do pomieszczenia. Z zewnątrz domek wyglądał na mniejszy, ale w środku było dużo wolnej przestrzeni. Po prawej stronie od wejścia była kuchnia - palenisko, a wokół wisiały zioła. Po przeciwnej ścianie były kolejne drzwi, a po ich prawej stronie różne biblioteczki z książkami. Przy nich stało biurko, na którym leżała duża książka. Przy drzwiach wisiało sześć tabliczek. Tylko jedna miała napis "James", reszta była przekreślona, chociaż jedna prócz zamazania miała znak zapytania "?". Staliśmy z Echo w ciszy. Te tabliczki prawdopodobnie były zapisane imionami mieszkańców chatki, jednak zostałem tylko ja. Ruszyliśmy w stronę kolejnego pokoiku. Była to sypialnia wykuta w środku góry. Sześć łóżek, tylko jedno niedbale posłane (Prawdopodobnie moje). Na przeciwległej ścianie wisiały narzędzia, takie jak miecze, motyki czy nożyce. Były też jeszcze jedne drzwi. Okazało się, że za nimi jest magazyn - zioła, suszone owoce i dobrze zakonserwowane mięso.
- Nieźle się urządziłem - przyznałem, jednak trochę zawiedziony. Właściwie to niczego się nie dowiedzieliśmy. - Zbliża się noc, raczej tu zostajemy, nie?
Echo kiwnęła głową.
- Zrobię kolacje, dzisiaj zaszalejemy - uśmiechnęła się. Po jej minie też widziałem, że jest mało zadowolona. Wróciliśmy do pierwszego pomieszczenia. Zacząłem trochę szperać, coś musi tu być, czuję to. Zajrzałem do wielkiej książki na biurku. To było to czego szukałem - dziennik!
- Echo! Zobacz! - zawołałem dziewczynę. W "pamiętniku" był opisany każdy dzień jaki spędziłem, to znaczy spędziliśmy tutaj. Było nasz sześciu. Uciekliśmy z jakiegoś miejsca i osiedliliśmy się tutaj. Jednak nie było nam długo być razem - pięciu z moich towarzyszy zginął, a jeden pewnego dnia po prostu zniknął. Dziennik opisywał także zwierzęta, rośliny i inne zagrożenia.
- Z tego co wynika muszę przeczytać to wszystko... - spojrzałem na księgę. - Mówiłem, że tutaj coś znajdziemy.
<Echo?>
poniedziałek, 21 marca 2016
Od Sakury Cd Jeff
Odpowiedź była zbyt krótka jak na tego chłopaka. Zawsze odpowiadał mi z arogancją w głosie, lecz teraz, jak gdyby nigdy nic wyjeżdża mi z tak prostym zdaniem? To nie było normalne!
- Coś w to wątpie - powiedziałam cicho.
- Co? - zapytał dziwnym głosem.
Znowu nie rozumiem! Jak można tak szybko się zmienić?! Albo jest coś nie tak, albo mu się Bóg objawił. Niestety problemem okazało się to pierwsze. Gdy mijaliśmy jeden z budynków, chłopak razem ze mną się o niego oparł, przez co mogłam bo uważnie obserwować. Na jego dłoni, pojawiło się coś w rodzaju, jakieś fioletowej infekcji. Trzymając się za jeszcze obolały brzuch, podeszłam do Jeffa i złapałam go za ramię. Ten automatycznie wyrwał rękę i odsunął sie dwa kroki. Mimo wszystko podeszłam bliżej, po czym spojrzałam mu w oczy.
- Skąd to Ci się wzięło? - zapytałam spokojnie.
Nie uzyskałam odpowiedzi, jedyne co zauważyłam to uciekanie wzrokiem i jąkanie się. Złapałam się za głowę starając się skupić. Skąd? Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?! Skarciłam samą siebie w myślach, starając się uzyskać odpowiedź na nurtujące pytanie. Po chwili przypomniałam sobie wszystko. Jest parę roślin które niby wywołują coś takiego! Ale przecież przy nich też zanika pamięć... Nie znam się na tym ale to jeszcze pamiętam. Postaram mu się pomóc ile będę w stanie... Na ile mi pozwoli. Złapałam Jeffa delikatnie za ramię i popatrzyłam jeszcze raz.
- Nie jestem wrogiem - powiedziałam - muszę wiedzieć skąd to masz. Pozwól mi przejrzeć myśli...
<Jeff?>
- Coś w to wątpie - powiedziałam cicho.
- Co? - zapytał dziwnym głosem.
Znowu nie rozumiem! Jak można tak szybko się zmienić?! Albo jest coś nie tak, albo mu się Bóg objawił. Niestety problemem okazało się to pierwsze. Gdy mijaliśmy jeden z budynków, chłopak razem ze mną się o niego oparł, przez co mogłam bo uważnie obserwować. Na jego dłoni, pojawiło się coś w rodzaju, jakieś fioletowej infekcji. Trzymając się za jeszcze obolały brzuch, podeszłam do Jeffa i złapałam go za ramię. Ten automatycznie wyrwał rękę i odsunął sie dwa kroki. Mimo wszystko podeszłam bliżej, po czym spojrzałam mu w oczy.
- Skąd to Ci się wzięło? - zapytałam spokojnie.
Nie uzyskałam odpowiedzi, jedyne co zauważyłam to uciekanie wzrokiem i jąkanie się. Złapałam się za głowę starając się skupić. Skąd? Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?! Skarciłam samą siebie w myślach, starając się uzyskać odpowiedź na nurtujące pytanie. Po chwili przypomniałam sobie wszystko. Jest parę roślin które niby wywołują coś takiego! Ale przecież przy nich też zanika pamięć... Nie znam się na tym ale to jeszcze pamiętam. Postaram mu się pomóc ile będę w stanie... Na ile mi pozwoli. Złapałam Jeffa delikatnie za ramię i popatrzyłam jeszcze raz.
- Nie jestem wrogiem - powiedziałam - muszę wiedzieć skąd to masz. Pozwól mi przejrzeć myśli...
<Jeff?>
Od Jeff'a cd. Sakura
Prychnąłem cicho i spojrzałem na dziewczynę spod zmrużonych powiek. Za co ona mi niby dziękowała? Zrobiłem co zrobiłem, ale tylko dla tego, że nie było żadnego zwierzęcia, inaczej równie dobrze mogłaby teraz leżeć gdzieś tutaj z rozszarpanym brzuchem i wylatującymi wnętrznościami.
- Nie dziękuj, powinnaś bardziej cieszyć się ze swojego szczęścia i tego, że nie było blisko żadnych niebezpiecznych zwierząt - Mruknąłem pod nosem i skierowałem wzrok na wyjście z jaskini. Dziewczyna milczała dłuższą chwilę ale po chwili zaczęła zabierać się do wyjścia. No tak, przecież nie będziemy siedzieć tu wieczność. Wstałem nieco zbyt gwałtownie, bo obolałe mięśnie po nieprzespanej nocy w jednej pozycji, zaczęły boleć niemiłosiernie. Świat zawirował mi przed oczyma, jednak podtrzymując się szorstkiej ściany, udało mi się nie upaść. Sakura, widocznie chciała mi pomóc, jednak nie zniósł bym czegoś tak poniżającego, więc podniosłem rękę na znak, że nic mi nie jest. Dziwiło mnie to, zdarzało mi się nie przespać nocy, jednak nigdy nic podobnego się nie działo. Gdy nieco się uspokoiłem, wyszliśmy z jaskini. Nie znałem tutejszych terenów, więc zdałem się na dziewczynę. Szliśmy przez różne zarośnięte drogi, co rusz napotykając drapóliki lub jaszczurośmiornice. W pewnym momencie weszliśmy na teren jakiegoś miasta. Oczywiście opuszczone, wyglądające jak siedem nieszczęść.
- Wystarczy, że przez to przejdziemy i jesteśmy w domu - Sakura wydawała się dobrze wiedzieć, gdzie jesteśmy, więc nie miałem wątpliwości w prawdziwość jej słów. Chociaż właściwie, gdyby tylko chciała, mogłaby mnie wpędzić w maliny, tak jak ja wcześniej nasłałem na nią myszoczłeki. Od jakiegoś czasu bolała mnie głowa, a pamięć jakby chciała zrobić mi psikusa i gdy próbowałem przypomnieć sobie jakieś konkretne zdarzenie z dawnych lat, widziałem tylko skrawki rozmów lub rozmazane widoki. w pewnym momencie, zatrzymałem się. Kim była dziewczyna stojąca przede mną, czerwonych włosach? Wróg? a może przyjaciel? Nic sobie nie przypominałem. Co tutaj robię? Kojarzyłem tylko najważniejszy fakty - mam na imię Jeff, mam 19 lat i... Pamiętałem jeszcze tylko jakieś dawne wydarzenie - rodzina, szkoła i takie tam. Chwila, chwila muszę myśleć logicznie. Nabrałem w płuca powietrze i wypuściłem je ze świstem. Po pierwsze - dziewczyna nie może wiedzieć, że straciłem pamięć. Nie wiem kim jest, możliwe, że moim sprzymierzeńcem, ale możliwe też, że wrogiem. Nie mogę pokazać jej swoich słabości.
- Nic ci nie jest? - Spytała.
- Nic - starałem odpowiadać szybko, zwięźle i na temat. Miałem nadzieję, że kiedyś też tak odpowiadałem i dziewczyna nie zauważy różnicy. Teraz tylko wystarczy zastanowić się, jakie znałem gatunki zwierząt/roślin powodujących amnezje. Może, idąc dotknąłem czegoś? No i klops. Nie znałem żadnego, pewnie przez mój stosunek do szkoły.
< Sakura? >
- Nie dziękuj, powinnaś bardziej cieszyć się ze swojego szczęścia i tego, że nie było blisko żadnych niebezpiecznych zwierząt - Mruknąłem pod nosem i skierowałem wzrok na wyjście z jaskini. Dziewczyna milczała dłuższą chwilę ale po chwili zaczęła zabierać się do wyjścia. No tak, przecież nie będziemy siedzieć tu wieczność. Wstałem nieco zbyt gwałtownie, bo obolałe mięśnie po nieprzespanej nocy w jednej pozycji, zaczęły boleć niemiłosiernie. Świat zawirował mi przed oczyma, jednak podtrzymując się szorstkiej ściany, udało mi się nie upaść. Sakura, widocznie chciała mi pomóc, jednak nie zniósł bym czegoś tak poniżającego, więc podniosłem rękę na znak, że nic mi nie jest. Dziwiło mnie to, zdarzało mi się nie przespać nocy, jednak nigdy nic podobnego się nie działo. Gdy nieco się uspokoiłem, wyszliśmy z jaskini. Nie znałem tutejszych terenów, więc zdałem się na dziewczynę. Szliśmy przez różne zarośnięte drogi, co rusz napotykając drapóliki lub jaszczurośmiornice. W pewnym momencie weszliśmy na teren jakiegoś miasta. Oczywiście opuszczone, wyglądające jak siedem nieszczęść.
- Wystarczy, że przez to przejdziemy i jesteśmy w domu - Sakura wydawała się dobrze wiedzieć, gdzie jesteśmy, więc nie miałem wątpliwości w prawdziwość jej słów. Chociaż właściwie, gdyby tylko chciała, mogłaby mnie wpędzić w maliny, tak jak ja wcześniej nasłałem na nią myszoczłeki. Od jakiegoś czasu bolała mnie głowa, a pamięć jakby chciała zrobić mi psikusa i gdy próbowałem przypomnieć sobie jakieś konkretne zdarzenie z dawnych lat, widziałem tylko skrawki rozmów lub rozmazane widoki. w pewnym momencie, zatrzymałem się. Kim była dziewczyna stojąca przede mną, czerwonych włosach? Wróg? a może przyjaciel? Nic sobie nie przypominałem. Co tutaj robię? Kojarzyłem tylko najważniejszy fakty - mam na imię Jeff, mam 19 lat i... Pamiętałem jeszcze tylko jakieś dawne wydarzenie - rodzina, szkoła i takie tam. Chwila, chwila muszę myśleć logicznie. Nabrałem w płuca powietrze i wypuściłem je ze świstem. Po pierwsze - dziewczyna nie może wiedzieć, że straciłem pamięć. Nie wiem kim jest, możliwe, że moim sprzymierzeńcem, ale możliwe też, że wrogiem. Nie mogę pokazać jej swoich słabości.
- Nic ci nie jest? - Spytała.
- Nic - starałem odpowiadać szybko, zwięźle i na temat. Miałem nadzieję, że kiedyś też tak odpowiadałem i dziewczyna nie zauważy różnicy. Teraz tylko wystarczy zastanowić się, jakie znałem gatunki zwierząt/roślin powodujących amnezje. Może, idąc dotknąłem czegoś? No i klops. Nie znałem żadnego, pewnie przez mój stosunek do szkoły.
< Sakura? >
Od Echo CD James
Niedługo będziemy musieli zatrzymać się i rozbić obóz. Ale chciałam dojść jak najdalej. Jeśli przejdziemy jeszcze kawałek to jutro dotrzemy tam na bank.
- Echo, zwolnij - powiedział James. Nawet nie zauważyłam, że przyspieszyłam kroku.
- A tak, sorki - powiedziałam zwalniając do poprzedniego tempa. To już tak blisko. Po jeszcze około połowie godziny marszu zatrzymaliśmy się i robiliśmy obóz. W tych terenach było pięknie. Nie to co w mieście. Rozpaliłam ognisko i poszłam zapolować. Wróciłam z kilkoma ptakami. Zaczęłam przygotowywać posiłek.
- Masz w ogóle pewność, że w tym domku coś będzie? - zapytałam.
- Nie do końca, ale czuje, że to musi mieć jakiś związek ze mną...
Westchnęłam. Nie lubię takich sytuacji. To jakby loteria, może coś będzie, może nie. A jeśli nie to co? Cała droga na marne. Ale teraz to nie było ważne, w końcu przekonamy się jak tam dotrzemy.
*******
Było wcześnie rano. Obudziłam się gdy słońce zaczęło razić mnie w oczy. Byłam przywiązania do gałęzi drzewa, jak zwykle. Rozglądając się zdziwiłam, James już nie spał. Pomachał do mnie z dołu i zawołał:
- Rusz się! Nie mamy całego dnia!
Zaśmiałam się pod nosem. Odwiązałam się od drzewa i zeskoczyłam z niego. No dobra, trzeba ruszać.
<James? Dojdźmy tam w końcu xd>
- Echo, zwolnij - powiedział James. Nawet nie zauważyłam, że przyspieszyłam kroku.
- A tak, sorki - powiedziałam zwalniając do poprzedniego tempa. To już tak blisko. Po jeszcze około połowie godziny marszu zatrzymaliśmy się i robiliśmy obóz. W tych terenach było pięknie. Nie to co w mieście. Rozpaliłam ognisko i poszłam zapolować. Wróciłam z kilkoma ptakami. Zaczęłam przygotowywać posiłek.
- Masz w ogóle pewność, że w tym domku coś będzie? - zapytałam.
- Nie do końca, ale czuje, że to musi mieć jakiś związek ze mną...
Westchnęłam. Nie lubię takich sytuacji. To jakby loteria, może coś będzie, może nie. A jeśli nie to co? Cała droga na marne. Ale teraz to nie było ważne, w końcu przekonamy się jak tam dotrzemy.
*******
Było wcześnie rano. Obudziłam się gdy słońce zaczęło razić mnie w oczy. Byłam przywiązania do gałęzi drzewa, jak zwykle. Rozglądając się zdziwiłam, James już nie spał. Pomachał do mnie z dołu i zawołał:
- Rusz się! Nie mamy całego dnia!
Zaśmiałam się pod nosem. Odwiązałam się od drzewa i zeskoczyłam z niego. No dobra, trzeba ruszać.
<James? Dojdźmy tam w końcu xd>
Od Jamesa c.d Echo
- Będzie tego warta, zobaczysz... - mruknąłem do siebie
- Coś mówiłeś?
- Nie, nie.. - uśmiechnąłem się jak zwykle. Wspięliśmy się na najwyższe drzewo w okolicy. "Nie chciał bym z niego spaść" Myślałem spoglądając w dół. Dowiązałem się do gałęzi. Myślałem, że usnę szybko, jednak myliłem się... Zimny wiatr oraz poczucie, że niedługo dotrzemy do mojego domu. Zacząłem się nieznacznie wiercić i przekręcać na boki. Bardzo chciałem, by był już ranek i żebyśmy ruszyli. Długo jednak moje myśli nie trwały. Usnąłem. Rankiem promienie słońca zbudziły mnie, a ja radośnie zszedłem z drzewa. Echo już nie spała i przygotowywała śniadanie.
- Cześć, Echo! - entuzjazm był w każdym moim słowie, ignorowałem ból spowodowany walką z mutantem.
- No witaj, Śpiąca Królewno - odwróciła się w moją stronę podając posiłek. - Myślałam, że już nie wstaniesz.
- Ty było mnie obudzić - mówiłem z pełnymi ustami. Szybko połknąłem śniadanie i zacząłem się szykować do drogi. Gotowi ruszyliśmy dalej. Zaplotłem ręce na karku i szedłem obok dziewczyny. Znowu się nie odzywała, to zaczynało być nudne. Spojrzałem w stronę góry. Była już tak blisko...
- Dotrzemy tam jutro, nie? - przerwałem ciszę
- Zapewne tak, przed południem będziemy na miejscu, ale najpierw gdzieś w pobliżu będzie trzeba zrobić obóz...
- Ale my dopiero wyruszyliśmy! - przerwałem jej - Cieszmy się chwilą. Zobacz jak tutaj jest pięknie!
Spacerowaliśmy przez łąkę, była dosyć duża. Wyszliśmy właśnie z lasu, ale po przejściu tej równiny kolejny gąszcz i góra! Było ją teraz pięknie widać. Duże szczyty tnące chmury. Uśmiechnąłem się do Echo, której najwyraźniej też się tutaj podobało. Szliśmy już dosyć długo, niedługo na prawdę trzeba będzie założyć obóz, jednak noc tutaj może być niebezpieczna.
<Echo? Już blisko! ^^>
- Coś mówiłeś?
- Nie, nie.. - uśmiechnąłem się jak zwykle. Wspięliśmy się na najwyższe drzewo w okolicy. "Nie chciał bym z niego spaść" Myślałem spoglądając w dół. Dowiązałem się do gałęzi. Myślałem, że usnę szybko, jednak myliłem się... Zimny wiatr oraz poczucie, że niedługo dotrzemy do mojego domu. Zacząłem się nieznacznie wiercić i przekręcać na boki. Bardzo chciałem, by był już ranek i żebyśmy ruszyli. Długo jednak moje myśli nie trwały. Usnąłem. Rankiem promienie słońca zbudziły mnie, a ja radośnie zszedłem z drzewa. Echo już nie spała i przygotowywała śniadanie.
- Cześć, Echo! - entuzjazm był w każdym moim słowie, ignorowałem ból spowodowany walką z mutantem.
- No witaj, Śpiąca Królewno - odwróciła się w moją stronę podając posiłek. - Myślałam, że już nie wstaniesz.
- Ty było mnie obudzić - mówiłem z pełnymi ustami. Szybko połknąłem śniadanie i zacząłem się szykować do drogi. Gotowi ruszyliśmy dalej. Zaplotłem ręce na karku i szedłem obok dziewczyny. Znowu się nie odzywała, to zaczynało być nudne. Spojrzałem w stronę góry. Była już tak blisko...
- Dotrzemy tam jutro, nie? - przerwałem ciszę
- Zapewne tak, przed południem będziemy na miejscu, ale najpierw gdzieś w pobliżu będzie trzeba zrobić obóz...
- Ale my dopiero wyruszyliśmy! - przerwałem jej - Cieszmy się chwilą. Zobacz jak tutaj jest pięknie!
Spacerowaliśmy przez łąkę, była dosyć duża. Wyszliśmy właśnie z lasu, ale po przejściu tej równiny kolejny gąszcz i góra! Było ją teraz pięknie widać. Duże szczyty tnące chmury. Uśmiechnąłem się do Echo, której najwyraźniej też się tutaj podobało. Szliśmy już dosyć długo, niedługo na prawdę trzeba będzie założyć obóz, jednak noc tutaj może być niebezpieczna.
<Echo? Już blisko! ^^>
niedziela, 20 marca 2016
Od Cookie C.D Laura
Chwyciłem szybko ją za rękę. Wiedziałem co w takiej sytuacji zrobić. Lecz nie mogę robić tego często. To jest sytuacja awaryjna! Więc pobiegłem koło lasu, lecz nie wbiegłem do niego... Biegliśmy dalej, a oni dalej nas ścigali! Kiedy zobaczyłem zakręt, szybko pobiegłem. (Za zakrętem) Wepchałem ją do krzaków, a sam stanąłem przed drzewem z uśmiechem. Moje oczy zmieniły się na żółte. Zapytała się mnie szeptem:
-Co ty robisz?! Przecież cię zobaczą!
-Nie bój się. Ukryj się dobrze w krzakach.
Posłuchała mnie i się ukryła. A ja stałem. Po prostu. gdy oni wbiegli na zakręt przebiegli koło mnie i biegli dalej, myśląc, że my też biegniemy. Laura wyszła z krzaków i zapytała:
-Jak ty to zrobiłeś? Przecież na pewno cię widzieli, ponieważ ja sama ciebie widziałam z krzaków!?
-No właśnie tylko ty.
-Ale jak to?
-Po prostu mam tak zbudowane ciało. Specjalnie zrobiłem tak, aby inni mnie nie widzieli, a ty mogłaś mnie zobaczyć w akcji.
-Wow. Nie spodziewałam się tego po ciebie. - uśmiechnęła się.
Gdy wilki już pobiegły dalej, wyruszyliśmy w inną stronę niż oni...
<Laura ?>
Od Echo CD James
Stałam nad podnoszącym się z ziemi chłopakiem. Miał kilka ran, widocznie przytrafiła mu się podobna sytuacja jak mnie. Podniósł wzrok na mnie. Miałam ranę na policzku z której wciąż kapała krew i kilka ugryzień i zadrapań. James chyba dopiero teraz to zauważył, kiedy staliśmy już w świetle ogniska.
- Siadaj - westchnęłam lekko siadając przy ognisku. Chłopak zrobił to samo.
- No więc - zaczęłam - poszłam po ptaka, który okazał się być dość sporą sową. Jednak nie tylko ja się nią zainteresowałam. Na miejscu natknęłam się na Jeleniołaka. Zaczęłam walkę, ale z widzącym w ciemnościach mutantem nie miałam szans, więc uciekłam z zestrzelonym ptakiem. Gonił mnie dłuższy czas, jednak widząc światło ogniska wycofał się. Zdążyłam tylko wyciągnąć z ptaka strzałę i wrzucić na ognisko, po tym przyszedłeś ty.
Odwróciłam wzrok od ogniska w które cały ten czas byłam wgapiona i spojrzałam na chłopaka. Nastała cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Jest ich tu za dużo, musimy dziś spać na jakimś wyższym drzewie, a z samego rana idziemy dalej. Oby ten twój domek był tego warty...
- ...Ośle - dodałam po chwili. Chłopak spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się najcieplej jak potrafiłam.
<James?>
Od Kimberly Cd Zero
Nie liczyłam ile czasu Zero spędził w łazience ale w porównaniu do walki, okres ten był niezauważalny. W pewnym momencie, drzwi uchyliły się a w nich ukazał się znana mi osoba. Podeszłam do niego powoli i przytuliłam delikatnie. Poczułam jednak, że mężczyzna podtyka mi coś pod nos. Odsunęłam się trochę i ujrzałam w jego rękach bluzkę.
- Chyba teraz twoja kolej co? - zaśmiał się.
Chwyciłam delikatnie za ubranie i uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję - odparłam, całując go w policzek.
Wyminęłam go szybko i zniknęłam w łazience. Cały ten stres dzisiejszego dnia, spłynął razem ze spokojnym strumieniem wody spod prysznica. Nie wiedziałam co czeka nas jutro, lecz zupełnie się tym nie przejmowałam. Ustałam przed lustrem, po czym popatrzyłam na siebie uważnie. Ta sama twarz, te same włosy, tylko teraz jestem szczęśliwa, mam dla kogo żyć... Otworzyłam drzwi, zgaszając przy tym światło. Rozejrzałam się po sypialni, starając się odnaleźć obiekt moich uczuć. Zero leżał już pod kołdrą z zamkniętymi oczami. Wyglądał tak łagodnie... Podeszłam powolnym krokiem, po czym usiadłam na skrawku łóżka. Sekundę później poczułam, że chłopak obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc się obok ukochanego. Wplotłam delikatnie palce w jego mokre włosy, skupiając się na jego spokojnym oddechu. Uniosłam głowę nieco wyżej, by ujrzeć jego oczy. Patrzył na mnie ze spokojem, jakimś uczuciem... Gdybym go straciła... W tej bitwie... Gdyby mnie zostawił... Gdyby zniknął, nie udałoby mi się pozbierać...
- Zero... - szepnęłam.
- Tak?
- Dziękuję...Za wszystko... Za to, że jesteś...- jęknęłam opierając swoje czoło o jego.
<Zero?>
- Chyba teraz twoja kolej co? - zaśmiał się.
Chwyciłam delikatnie za ubranie i uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję - odparłam, całując go w policzek.
Wyminęłam go szybko i zniknęłam w łazience. Cały ten stres dzisiejszego dnia, spłynął razem ze spokojnym strumieniem wody spod prysznica. Nie wiedziałam co czeka nas jutro, lecz zupełnie się tym nie przejmowałam. Ustałam przed lustrem, po czym popatrzyłam na siebie uważnie. Ta sama twarz, te same włosy, tylko teraz jestem szczęśliwa, mam dla kogo żyć... Otworzyłam drzwi, zgaszając przy tym światło. Rozejrzałam się po sypialni, starając się odnaleźć obiekt moich uczuć. Zero leżał już pod kołdrą z zamkniętymi oczami. Wyglądał tak łagodnie... Podeszłam powolnym krokiem, po czym usiadłam na skrawku łóżka. Sekundę później poczułam, że chłopak obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc się obok ukochanego. Wplotłam delikatnie palce w jego mokre włosy, skupiając się na jego spokojnym oddechu. Uniosłam głowę nieco wyżej, by ujrzeć jego oczy. Patrzył na mnie ze spokojem, jakimś uczuciem... Gdybym go straciła... W tej bitwie... Gdyby mnie zostawił... Gdyby zniknął, nie udałoby mi się pozbierać...
- Zero... - szepnęłam.
- Tak?
- Dziękuję...Za wszystko... Za to, że jesteś...- jęknęłam opierając swoje czoło o jego.
<Zero?>
Od Sakury - Cd. Jeff
Popatrzyłam na prowizorycznie opatrzony brzuch, przez co zauważyłam zieloną roślinę, pod skrawkiem materiału. Znałam to ziele, lecznicze, skąd on je znał, jak? Nie rozumiałam jego zachowania. Nie mogłam go rozgryźć. Najpierw porzuca mnie na pastwę Mutantów a teraz leczy?
- Spokojnie rozumiem przecież - powiedziałam cicho - skąd znasz to ziele?
- A czy to ważne?
Uśmiechnęłam się delikatnie, by minimalnie przekonać go do mojej osoby, chociaż wiem, że to może być na prawdę duży wyczyn.
- Doświadczenie - odparł po chwili ciszy.
Szczerze? Może mnie nienawidzić, może mną gardzić ale nic nie opisze teraz mojej wdzięczności. Tak zostawił mnie na pastwę tych zmutowanych zwierząt ale ni zrobił tego ponownie. Właśnie za to byłam mu wdzięczna, za to, że mnie nie zostawił, lecz podejrzewam, że bardzo chętnie by to zrobił. Liczy się gest... To, że uratował mi życie chociaż mógł sobie po prostu pójść.
- Ja..- jęknęłam cicho.
Chłopak zwrócił wtedy głowę w moją stronę i popatrzył pytająco. Nie sądziłam, że dojdzie do takiej sytuacji... Walki o życie...
- Chciałabym ci podziękować... Sakura jestem...
< Jeff? >
Od Jamesa c.d Echo
- Oczywiście - uśmiechając się zabrałem się do roboty. Ogień potrafiłem już rozpalić, a pułapki do mój "talent". Chociaż większym talentem będzie w nie wpadanie. Podchodziłem do drzew i krzaków pętając je linami. Pułapki zastawione, ogień wesoło tańczy w palenisku, teraz wystarczy czekać na Echo, która już dosyć długo nie wraca. Usiadłem na ziemi i oparłem się plecami o pobliskie drzewo. Ogień widziałem trochę zza moich butów. Mruknąłem z zadowolenia. Było przyjemnie ciepło, ale miłą atmosferę przerwało burczenie w moim brzuchu.
- Gdzie ona się szlaja? - mruknąłem do siebie wstawiając z pozycji leżącej. Po cichym westchnięciu, założyłem pochwę z mieczem i postanowiłem iść poszukać Echo. Nie wiem czy to było dobre wyjście, ale nie mogę siedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Oddalając się trochę od obozu (Na tyle, bym jeszcze widział płomienie ognia) zacząłem wołać dziewczynę. Odpowiadała mi tylko głucha cisza.
- Echo... To nie jest śmieszne, chodź... - powiedziałem słysząc w krzakach szelest. Odwróciłem się, ale nie ujrzałem sylwetki dziewczyny. Nawet jasne światło płomieni gdzieś mi zniknęło. Zgubiłem się dosyć szybko. Zacząłem iść drogą, którą przyszedłem. Nagle poczułem za sobą czyjś oddech. Zapaliłem zapalniczkę (Znalazłem ją niedawno w swoim bucie. Kto normalny chowa tam zapalniczki?!) a za mną stał...No kto inny jak jakiś mutant. Czekała mnie dosyć ciekawa walka w ciemności, bo skończyło się paliwo zasilające moją zapalniczkę. Wyciągnąłem miecz, ale czułem, że ta walka będzie ciężka. Jeżeli odwrócę jego uwagę to może uda mi się uciec? Nie zdążyłem dokończyć myśli, a potwór przywalił mi, a ja wpadłem na drzewo. Opadłem ciężko na ziemię. W ciemności ciężko będzie się poruszać, ale pozostaje mi bieganie na oślep. Od razu rzuciłem się do ucieczki. Po kilku minutach biegu ujrzałem w oddali światło. Nasz obóz. Omijając pułapki przedarłem się przez krzaki. Wpadłem do obozu przewracając się i upadając.
- James? Gdzie byłeś? - usłyszałem głoś Echo
- Nie chcesz wiedzieć... - wstałem otrzepując się z ziemi. Wszystko mnie bolało i trochę krwawiłem. - Gdzie byłaś tak długo? Trochę się martwiłem...
<Echo?>
- Gdzie ona się szlaja? - mruknąłem do siebie wstawiając z pozycji leżącej. Po cichym westchnięciu, założyłem pochwę z mieczem i postanowiłem iść poszukać Echo. Nie wiem czy to było dobre wyjście, ale nie mogę siedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Oddalając się trochę od obozu (Na tyle, bym jeszcze widział płomienie ognia) zacząłem wołać dziewczynę. Odpowiadała mi tylko głucha cisza.
- Echo... To nie jest śmieszne, chodź... - powiedziałem słysząc w krzakach szelest. Odwróciłem się, ale nie ujrzałem sylwetki dziewczyny. Nawet jasne światło płomieni gdzieś mi zniknęło. Zgubiłem się dosyć szybko. Zacząłem iść drogą, którą przyszedłem. Nagle poczułem za sobą czyjś oddech. Zapaliłem zapalniczkę (Znalazłem ją niedawno w swoim bucie. Kto normalny chowa tam zapalniczki?!) a za mną stał...No kto inny jak jakiś mutant. Czekała mnie dosyć ciekawa walka w ciemności, bo skończyło się paliwo zasilające moją zapalniczkę. Wyciągnąłem miecz, ale czułem, że ta walka będzie ciężka. Jeżeli odwrócę jego uwagę to może uda mi się uciec? Nie zdążyłem dokończyć myśli, a potwór przywalił mi, a ja wpadłem na drzewo. Opadłem ciężko na ziemię. W ciemności ciężko będzie się poruszać, ale pozostaje mi bieganie na oślep. Od razu rzuciłem się do ucieczki. Po kilku minutach biegu ujrzałem w oddali światło. Nasz obóz. Omijając pułapki przedarłem się przez krzaki. Wpadłem do obozu przewracając się i upadając.
- James? Gdzie byłeś? - usłyszałem głoś Echo
- Nie chcesz wiedzieć... - wstałem otrzepując się z ziemi. Wszystko mnie bolało i trochę krwawiłem. - Gdzie byłaś tak długo? Trochę się martwiłem...
<Echo?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)