piątek, 25 marca 2016

Od Jeff'a cd. Sakura


Chwilę trwało zanim zrozumiałem prawdziwe znaczenie tych słów. Ona... martwiła się o mnie? Nie, to niedorzeczne, o czym ty myślisz Jeff. Poza tym, co ona sobie myśli, przecież się nie zabije, nie jestem tak słaby. Prychnąłem cicho pod nosem i mruknąłem coś w stylu ,, spoko " i szturchnąłem lekko jej rękę, będącą aktualnie na moim ramieniu, dając do zrozumienia, że nic mi nie jest i nie musi mnie pocieszać. Wstałem powoli i spojrzałem w niebo. Zaczęło padać. Zimne krople deszczu spadały mi na twarz i spływały z niej leniwie, dając dziwne uczucie samotności. Byłem jak ta kropla. Najpierw leciałem wśród chmur, wolny, szczęśliwy, by po chwili zderzyć się z brutalną rzeczywistością i rozpryskać o najbliższy kamień. Życie. Czym jest życie? Mnóstwem cierpienia i żalu. Więc po co to ciągnąć? Czemu nie skorzystać ze skrótów? Wystarczy żyletka lub trochę tabletek. Ja już znalazłem odpowiedź. Dla tych krótkich, szczęśliwych chwil warto żyć. Spojrzałem na dziewczynę kątem oka. Nawet dla jej uśmiechu, warto się starać i iść przed siebie. Nigdy bym nie pomyślał, że mogę znowu kogoś polubić. Dziwne uczucie... Ale żeby nie było, przecież nie mogłem tego okazać. Gdy Sakura wstała, ruszyliśmy znowu w drogę. Oczywiście, deszcz znacznie nam to utrudniał, jednak nie przeszkadzało mi to. Z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos dziewczyny.
- Może zatrzymamy się tutaj - wskazała na jaskinię, w której spędziliśmy wcześniej noc. No cóż, nie mam pojęcia jak się tu znaleźliśmy, jednak miałem nadzieję, że i tym razem nikt tam nie zamieszkał. Wszedłem pewnym krokiem w egipskie ciemności i jakie było moje zdziwienie, gdy natrafiłem na szorstkie, włochate coś. No, jak myślicie, co to kufa mogło być? Nie, nie żaden jelonek czy króliczek, to był niedźwiedź. Największy jakiego widziałem i patrzył właśnie na mnie swoimi wielkimi, złotymi ślepiami. Z pyska toczyła mu się piana a ogon, z tego co zauważyłem, zaopatrzony był w wielki kolec jadowy. Genialnie. Co więc można zrobić w owej sytuacji? Oczywiście, brać nogi za pas i wiać gdzie pieprz rośnie. Podczas gdy wybiegałem, a raczej wylatywałem z jaskini, wziąłem za rękę Sakurę i bez zbędnych wyjaśnień pociągnąłem za sobą. Usłyszałem za sobą tylko dziki ryk i uderzanie ciężkich łap o podłoże. Było źle, było naprawdę źle. Już wolałem towarzystwo dzikusów. No i wykrakałem... Gdy wybiegliśmy zza kamiennego muru, o mało nie zderzyliśmy się z dzikusami. A może... To nie taki zły pomysł... Wbiegłem w nich, taranując słabsze osoby i wprowadzając nie mały zamęt. Teraz wystarczy się gdzieś ukryć i niech oni przejmują się zwierzęciem. Plan idealny.
< Sakura? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz