- Mamy przerąbane, czy mamy przerąbane? - zapytałam. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu czegoś co mogłoby nas w tej chwili uratować.
- Ale masz plan, nie? - James popatrzył na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że mam - no oczywiście, że nie mam. Ale chciałam go uspokoić. Nagle zauważyłam kawałek od nas wielkie ognisko. Zaraz obok niego spał oswojony przez nich, jak mi się zdawało, Jeleniołak. Podniosłam duży kamień i rzuciłam w ognisko wywołując deszcz iskier. Zdezorientowane zwierzę zaatakowało jednego z dzikusów, wywołując niemałe zamieszanie. To była nasza szansa. Rzuciliśmy się do biegu i po chwili byliśmy już w lesie. Ciemnym lesie. Moje oczy już od dawna przyzwyczajane do ciemności, dawały sobie radę ale James potknął się już chyba czwarty raz. Zatrzymałam się. Już ruszyli za nami w pogoń. Przewróciłam oczami i złapałam Jamesa za rękę.
- Zaufaj mi - rzuciłam szybko i zaczęłam biec ciągnąc chłopaka za sobą. Za nami biegli ludzie z pochodniami i kamiennymi nożami. Są uparci, chyba naprawdę się nie poddają.
- Dobra, dzięki, wydaje mi się, że dam radę...
- Uważaj! - przerwałam Jamesowi popychając go, jednocześnie sprawiając, że uniknął on dźgnięcia lecącym nożem.
- ...Iść dalej z tobą za rękę - wznowiliśmy bieg. Po dłuższym czasie jak mięśnie nam już kompletnie wysiadły, zorientowaliśmy się, że dzikusy dały sobie spokój. Westchnęłam z ulgą i puściłam chłopaka.
- No, to kto ma u kogo dług, ja u ciebie, czy ty u mnie? - zaśmiałam się dysząc przy tym od ciągłego biegu.
<James? Sry, że musiałeś znowu tyle czekać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz