Niedługo będziemy musieli zatrzymać się i rozbić obóz. Ale chciałam dojść jak najdalej. Jeśli przejdziemy jeszcze kawałek to jutro dotrzemy tam na bank.
- Echo, zwolnij - powiedział James. Nawet nie zauważyłam, że przyspieszyłam kroku.
- A tak, sorki - powiedziałam zwalniając do poprzedniego tempa. To już tak blisko. Po jeszcze około połowie godziny marszu zatrzymaliśmy się i robiliśmy obóz. W tych terenach było pięknie. Nie to co w mieście. Rozpaliłam ognisko i poszłam zapolować. Wróciłam z kilkoma ptakami. Zaczęłam przygotowywać posiłek.
- Masz w ogóle pewność, że w tym domku coś będzie? - zapytałam.
- Nie do końca, ale czuje, że to musi mieć jakiś związek ze mną...
Westchnęłam. Nie lubię takich sytuacji. To jakby loteria, może coś będzie, może nie. A jeśli nie to co? Cała droga na marne. Ale teraz to nie było ważne, w końcu przekonamy się jak tam dotrzemy.
*******
Było wcześnie rano. Obudziłam się gdy słońce zaczęło razić mnie w oczy. Byłam przywiązania do gałęzi drzewa, jak zwykle. Rozglądając się zdziwiłam, James już nie spał. Pomachał do mnie z dołu i zawołał:
- Rusz się! Nie mamy całego dnia!
Zaśmiałam się pod nosem. Odwiązałam się od drzewa i zeskoczyłam z niego. No dobra, trzeba ruszać.
<James? Dojdźmy tam w końcu xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz