Westchnęłam cicho, odstawiając whiskey na stół. Po tym jak parę osób z Góry zobaczyło jak moja drużyna wyśmiewa się ze mnie i mną pomiata, postanowili zrobić małe przedstawienie. Minęłam Jeffa po czym zatrzymałam się na chwile, zduszając łzy które tak nagle napłynęły mi do oczu.
- Góra kazała zaprosić wszystkich na jutrzejsze przedstawienie o siódmej - powiedziałam cicho.
- Jakie przedstawienie? - zapytał zmieszany.
- Dowiesz się jutro...
Wybiegłam z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie miałam siły na to co ma się jutro wydarzyć, lecz to co zobaczyłam pod moimi drzwiami przeraziło mnie jeszcze bardziej. Marszałek stał dumnie wpatrując się we mnie, z ty podłym uśmieszkiem. Czarne włosy, potężna postura, odstraszała nawet najodważniejszych. Ustałam przed nim salutując, lecz ten od razu zmienił wyraz twarzy. Znałam go tyle lat, ze szkoleń, zawsze miał do nas twardą i nawet na ziemi podlegałam jego rozkazom.
- Co to miało być?! - ryknął.
- Ja się wytłumaczę - odparłam spokojnie.
- Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiłaś! Nie panujesz nad swoimi i to jest problem!
- Radzę sobie! -postawiłam się.
W tym momencie uderzył mnie w twarz batem, który aktualnie spoczywał w jego dłoni. Siła uderzenia sprawiła, że upadłam na ziemię, przy czym poczułam gorącą krew spływającą po moim policzku. Położył nogę na mojej miednicy, zmuszając do tego żebym przekręciła się na plecy i popatrzyła na niego.
- Czego cię uczyłem?! Mocna ręka! Wszystko ma być idealnie! Jak nie to powstrzymywać siłą!
W tym momencie zobaczyłam za zakrętem Jeffa. Popatrzyłam na niego, z takim wyrazem twarzy który mówił, żeby się nie zbliżał.
- Kto cię tak urządził?! - ryknął wyższy ode mnie rangą mężczyzn, przystawiając mi bat do twarzy.
Odwróciłam wzrok od Jeffa i przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć.
- Nie pamiętam - odparłam pewnie.
Zza znajomego mi chłopaka wyszło dwóch uzbrojonych żołnierzy. Złapali mnie za ramiona i wrzucili do pokoju. Usłyszałam jedynie klucz zamykający drzwi i krzyk Marszałka. Złapałam się za bolący policzek i syknęłam cicho, nie miałam jednak siły by wstać. Opadłam swobodnie na ziemię zamykając oczy.
Obudziło mnie mocne szarpnięcie i ciche pytanie nieznanej mi persony.
- Oj gotowa chyba?!
Nie odpowiedziałam nic tylko spuściłam głowę i pozwoliłam się wynieść. Przed budynkiem stała cała drużyna, łącznie z Jeffem. Popatrzyłam na niego przelotnie, lecz od razu spuściłam głowę. Wyrzucono mnie na środek placu tuż przy nogach Marszałka. Ten złapał mnie za kark i popatrzył w oczy.
- Niech to piętno na plecach przypomina ci do kogo należysz! Kogo słuchasz! - syknął jadowicie.
Rzucił mną o ziemię sprawiając, że rana sprzed paru dni odezwała się ponownie. Z tłumu po chwili wyszedł dość wysoki mężczyzna trzymający coś rozżarzonego w ręce. Wtedy przeniosłam wzrok na Jeffa. Wolałam patrzeć na niego, niż na ten cały precedens. Chciał przejść do przodu, lecz przecząco pokręciłam głową. Z czasem ujrzałam oficerki tuż przy moich rękach, w tamtym momencie starałam się zdusić łzy i nie spuszczać wzroku ze znajomego mi bruneta.
< Jeff? Zabawy źle się kończą w tym świecie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz