Przejrzeć myśli? Że niby moje myśli? Ha ha, aż tak głupi nie jestem, żeby dawać sobie grzebać w głowie. Mimo, że straciłem pamięć, to wiem, że są rzeczy w mojej głowie, które nie powinny wyjść na jaw NIGDY. Odsunąłem się od dziewczyny, tym samym zrzucając z siebie jej rękę. Wyprostowałem się i zmrużyłem nieco oczy.
- Nie mam powodu, żeby ci wierzyć, tym bardziej nie mam powodu, żeby dawać sobie grzebać w głowie - warknąłem - Jeśli chcesz pomóc, to opowiedz mi jakie rośliny powodują... na przykład zanik pamięci... i jakie jest na to lekarstwo - wyjąłem sztylet i jednym sprawnym ruchem przyłożyłem go do gardła dziewczyny. Niby otworzyła nieco szerzej oczy, jednak nie wydawała się tym zbytnio przejęta czy też zaskoczona. Zaczęła mi tłumaczyć które rośliny co powodują, ale najbardziej zapadła mi w pamięci roślina o nazwie: koconius, i to na niej najbardziej się skupiłem.
- ... jeśli jej dotknąłeś, to jedyną rzeczą którą możesz zrobić, aby odzyskać pamięć to, znaleźć jajko pewnego błękitnego ptaka i wypić jego białko - Tylko tyle? Nie wydaje to nie wydaje się trudne.
- Gdzie je znajdę?
- tam - dziewczyna wskazała na najwyższą górę przed nami, z której wydobywały się góry dymu. Wulkan? Nie powiem, ptak wybrał sobie idealne miejsce na złożenie jaj...
- A, zapomniałabym, masz 48 godzin od dotknięcia rośliny na zjedzenie białka, inaczej stracisz pamięć na zawsze - zaśmiała się. No rzesz bardzo, kufa śmieszne. Wziąłem nóż z gardła dziewczyny i poszedłem przed siebie, nie bacząc na jej upierdliwy chichot. Do wulkanu dostałem się nie bez przeszkód, ale ominę opisywanie ich. W każdym razie, w końcu dotarłem pod wielką górę, od której już czułem przerażające ciepło. Na skalistych zboczach, co jakiś czasy przebiegała jaszczurka lub inne mniejsze zwierze. Na samym początku nie było źle, można powiedzieć, że nawet przyjemnie. Szedłem powoli, szukając jak najlepszego sposobu na bezpieczne dotarcie na szczyt w jednym kawałku. Im dłużej się jednak wspinałem, tym kruchsze stawały się kamienie, i rzadsze robiło powietrze. Poza tym, wokół mnie było pełno dymu, niesamowicie gryzącego mnie w płuca. Gdy już prawie się poddałem i chciałem zacząć schodzić, zauważyłem to czego szukałem. Dwa błękitne jaja, pozostawione bez opieki. Wspiąłem się jeszcze wyżej i stanąłem na skalnej półce. Wtedy to poczułem. Gorące, nie, parzące powietrze wydostające się z wielkiego komina. Zasłoniłem twarz rękawem i wziąłem jedno jajko. Rozbiłem je lekko i wypiłem duszkiem jej zawartość. Nie poczułem się jakoś inaczej. Nie spodziewałem się tylko jednego - matki tych dzieci. Była ogromna! Wyposażona w szereg ostrych kłów, ogromne szpony i ostre pióra. Zacząłem machać rękoma, próbując odgonić zrozpaczone utratą dziecka zwierze. Po długiej walce, nie zauważyłem wystającego kamienia i jak długi runąłem do ogromnego krateru. I wtedy się ocknąłem. Stałem pod ścianą jednego z budynków. Sakura krzyczała coś do mnie, jednak dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa. Drgnąłem, na co dziewczyna nieco się uspokoiła. Okazało się, że nagle stanąłem i nie dawałem żadnych oznak życia. Po prostu stałem i wpatrywałem się w jeden martwy punkt. Próbowała mnie obudzić już od dobrych 30 minut.
- ... wracajmy - mruknąłem i poszedłem przed siebie, obóz było już widać w oddali. Dziewczyna przez chwile stała, nie wiedząc co zrobić, ale po chwili podreptała za mną. Czemu tak się zamyśliłem? To było bynajmniej... dziwne. Spojrzałem w stronę, gdzie powinna być góra, jednak nie było jej tam. Ciekawe co jeszcze może się wydarzyć tego dnia.
< Sakura? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz