czwartek, 24 marca 2016

Od Sakury Cd Jeff

Byłam zbyt oszołomiona wydarzeniami sprzed paru sekund, przez co nie zauważyłam przewróconego drzewa, lecz widząc przebiegającego przez nie Jeff'a, postanowiłam postąpić tak samo. Wbiegłam na konar i w czterech krokach znalazłam się na jego drugim końcu. Zeskoczyłam na ziemię w momencie, gdy roślina stanęła w płomieniach. Wiedziałam, że na pewno nie obejdzie się bez problemów podczas ucieczki. Podbiegłam do towarzysza i razem z nim schowałam się za drzewami. 
- I co? - zapytał szeptem.
Wychyliłam delikatnie głowę, by zobaczyć czy ktoś już się zorientował, że udało nam się zbiec. Niestety moje obawy musiały się spełnić, grupka rosłych mężczyzn uważnie obserwowała teren dookoła. Gdy oczy jednego padły na miejsce w którym się znajdowaliśmy, schowałam się i popatrzyłam na Jeffa.  Gestem ręki wskazałam żeby był cicho, jedno słowo mogłoby zdradzić naszą pozycję. Staliśmy tak przez chwilę wsłuchując się w odgłosy ognia, lecz zaniepokoiły mnie czyjeś kroki. 
- Padnij! - krzyknął znajomy mi brunet.
Zrobiłam szybki przewrót w przód, tak jak kazał mi chłopak i położyłam się na ziemi. Usłyszałam czyiś jęk i odgłos upadającego ciała, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Obok mnie leżał blondyn z nożem w klatce piersiowej. Miał przy sobie moje sztylety i parę noży. Zabrałam to co moje i popatrzyłam na Jeffa. Niezły cel nie powiem! Podbiegłam do niego, po czym wepchnęłam mu parę noży do ręki. Wiedział co robi i na prawdę władał nimi znakomicie. Tuż za jego plecami zobaczyłam kolejnego dzikusa. Odepchnęłam bruneta na bok, dzięki czemu udało mi się kopnięciem odepchnąć przeciwnika. Wyciągnęłam dwa sztylety i rzuciłam się na niego, jednym ruchem podrzynając mu gardło. Mimo wszystko nie byli sami, całe plemię zbliżało się w naszą stronę. Jeff stał wpatrzony w przeciwników, jakby tylko czekał aż przybędą, lecz było ich po prostu za dużo. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Biegliśmy przed siebie omijając kolejne drzewa i unikając strzał przeciwników. Wiedziałam gdzie biegnę ale nie myślałam, że dotrzemy tam tak szybko. Wybiegliśmy na polanę na której skraju znajdowało się urwisko. Nie zatrzymując się chciałam skoczyć ale Jeff powstrzymał mnie szybkim szarpnięciem za rękę. Odwróciłam się w jego stronę zdezorientowana. Staliśmy nad klifem a wokół nas znajdowało się całe plemię dziwnego szczepu ludzi. Skoczenie było jedyną drogą ratunku, gdyż wpadlibyśmy do rzeki. Popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Mogłabym zginąć z nim w walce ale to jeszcze za wcześnie. Nie chce żebyśmy umarli, żeby on umarł. Gdyby nie Jeff najpewniej teraz bym umierała albo co gorzej, byłabym torturowana. Dzięki niemu jeszcze żyję i będę mu za to wdzięczna do końca życia.  Przybliżyłam się o krok, tak by tylko on słyszał to co mówię. Tak, byłam od niego niższa ale udało mi się, wyszeptać mu na ucho parę słów:
- Zaufaj mi - powiedziałam ściskając mocniej jego dłoń.
<Jeff?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz