- Jeff - powiedziałam.
- No co?
- Zmywajmy się stąd...
Ten popatrzył na mnie pytająco, jakby zupełnie nie rozumiał o co mi chodzi. Podeszłam do chłopaka i opierając ręce na jego torsie, zaczęłam pchać go w zupełnie innym kierunku, niż był zwrócony. Wiem, na pewno to głupio wyglądało ale wolałam nie ryzykować życia, a zwłaszcza jego. Ten niezłomnie stał w miejscu.
- Jeff...
Nie zwracał na mnie uwagi, tak jak podczas tej dziwnej hipnozy. Nie potrafiłam zrozumieć... Nagle zza rogu wybiegła banda mężczyzn a jeden z nich wpatrywał się w bruneta. Tak! To jest wina tych dziwnych zachowań ale... W tym momencie myślenie, przerwało mi silne szarpnięcie za ramię. Czwórka rosłych facetów przygniotła mnie do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Trzy mocne uderzenia w twarz, zdjęły moją maskę odporności.
- Jeff! - krzyknęłam.
Teraz tylko w nim moja nadzieja. Krzyczałam jakbym miała nadzieję, że mi pomoże, lecz nic z tego. Popatrzyłam na jednego z blondynów, właśnie na tego co wpływał na umysł mojego towarzysza i wdarłam się do jego mózgu. Po dwóch sekundach upadł z hukiem na ziemię, ostatni raz oddychając. Szarpnałam z całej siły ale kolejnych dwóch złapało mnie za nogi. Jedno kopnięcie mnie w niezagojony brzuch, wywołało u mnie ogromny ból i pisk. Właśnie w tamtym momencie, znajomy mi brunet popatrzył w moją stronę zestresowany. Usłyszałam głośne krzyki dochodzące z sąsiedniej ulicy, a po chwilu ujrzałam grupkę dzikusów. Czyli porwanie tak... Ale Jeff? Jemu nie może się nic stać, na pewno kiedy ja jestem jeszcze przy życiu! Może zginę, może będą mnie torturować? Wytrzymam. Ból narastał a do moich oczu napływały łzy.
- Uciekaj... - jęknęłam.
<Jeff?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz