Nagle otworzyłam oczy, powracając do normalnego świata. Usłyszałam ciche pomrukiwanie kota i coś w rodzaju delikatnego ugryzienia. Jeffa nie było, co on zrobił?! Nie wierzę.... Nie, nie, nie... Dlaczego on się im tak oddał?! Emocje targały mną od środka, przez chwilę nie wiedziałam co teraz począć. Złapałam kotka i posadziłam go sobie na ramieniu, po czym zeskoczyłam z drzewa. Do obozu trafiłam szybciej niż w godzinę, dzięki czemu mogłam w spokoju obserwować co się dzieję. Delikatna dłoń która spoczęła na moim ramieniu, była mi znajoma. Nif zawsze wiedziała gdzie mnie znaleźć.
- Stało się coś? - zapytałam cicho.
- List od góry dość ważny - wytłumaczyła się.
- Jestem zajęta...- odparłam mrużąc oczy.
- To może go uratować.
Gdy usłyszałam te słowa wstałam i złapałam ją za ramię.
- Kiedy? - palnęłam bez sensu.
- Co kiedy?
- Emmm. Ten list był dostarczony...
- Przed godziną bodajże.
- Chodź! - krzyknęłam ciągnąc ją za rękę.
Dziewczyna w ostatniej chwili złapała swoją broń i ruszyła za mną. Pokonywanie schodów nie było dla mnie problemem, mimo, że mój pokój znajdował się w górnej partii ośrodka. Z impetem otworzyłam drzwi, po czym podbiegłam do biurka. Piękna koperta spoczywała na jego krańcu, dzięki czemu złapałam ją z marszu. Bez zastanowienia otworzyłam list i zaczęłam błądzić po nim wzrokiem.
- Sak przeczytaj to na głos - poprosiła Katherine.
- A no tak już już... " Szanowna Sakuro. Zwracamy się do ciebie ze sprawą najwyższej wagi. Najpewniej na twoich terenach przebywa znany ci Marszałek Lorrine. Niedawno został on zwolniony ze służby, z powodu terroru jaki wprowadzał wśród oddziałów naziemnych. Dowiedzieliśmy się również o jego bezwzględności podczas Szkoleń i tym podobnych lekcji. Z tego powodu został zdegradowany i postawiony przed sądem. Udało mu się zbiec i właśnie dlatego zwracamy się do ciebie. Twoim zadaniem jest uziemienie go i doprowadzenie do nas w stanie zdolnym do oddychania - w tym momencie zaśmiałam się pod nosem razem z Kath - Chcemy również za wszystkie krzywdy jakie pochodziły od jego persony. Z poważaniem Minister Góry"
Odłożyłam list na biurko i jęknęłam cicho. Wiedziałam co to znaczy, bałam się i nie wiedziałam czy to jest możliwe. Jedynym co mnie motywowało było to, że odzyskam osobę na której zależy mi jak na nikim innym, a mianowicie na Jeffie. Kath podeszła do mnie i ponownie położyła rękę na moim ramieniu.
- Będę cię osłaniać - stwierdziła.
- Dzięki...
Przytuliłam ją delikatnie i podeszłam do dość pojemnej szafki, kładąc przy tym czarnego kocurka na łóżku.Otworzyłam ją z impetem i popatrzyłam na zawartość. Jak zawsze była pełna, dzięki czemu mogłam zabrać swój drobny arsenał. Odwróciłam się do dziewczyny i uśmiechnęłam nieznacznie,rzucając w jej stronę słuchawkę.
- Jeden cynk - zaśmiała się.
- Żebyś się nie zdziwiła - odparłam i kopnęłam ją delikatnie w udo na odchodne.
Sama wyszłam z pokoju zamykając drzwi, po czym ruszyłam na drugie piętro wieżowca.Szłam dość spokojnym krokiem, a raczej takim, żeby nikt mnie nie usłyszał. Był tam tylko jeden pokój, służył on do przesłuchań i był chyba najrzadziej odwiedzany. Chwyciłam za klamkę i przekręciłam ją jak najmocniej się dało. Drzwi same ustąpiły, a moim oczom ukazał się, leżący na ziemi Jeff. Podbiegłam do niego i chwyciłam delikatnie za ramię. Gdy ujrzałam jego zmasakrowane plecy, do moich oczu napłynęły łzy.
- Jeff...- jęknęłam.
Nie odezwał się ani słowem, a wręcz przeciwnie, zachowywał się jakby zemdlał. W tamtej chwili byłam zdesperowana i nie wiedziałam co robić. Nie sądziłam, że taki obraz może mnie tak rozczulić, co dopiero mówiąc o tym co czułam... Pociągnęłam go za ramię i starałam się podnieść.
- Obudź się błagam....
W tamtym momencie usłyszałam diabelski śmiech i poczułam zimną dłoń na karku.
- Jaki uroczy obrazek kto by pomyślał - zaśmiał się Marszałek.
W jednej chwili się wyrwałam i kopnęłam go w brzuch, dzięki czemu udało mi się wstać i osłonić ciało chłopaka. Mężczyzna trzymał w dłoni zakrwawiony bat i nóż, właśnie wtedy zrozumiałam co się stało. Zacisnęłam pięść i starałam się nie spuszczać z niego wzroku.
- Miałem nadzieję, że się obudzi, gdyż chciałem kontynuować.
- Odsuń się od niego dobrze ci raczę - syknęłam jadowicie.
- Ohhh bo co ty mi zrobisz?
- Nie jesteś na stanowisku, nie jesteś u siebie, mam prawo do wszystkiego - szepnęłam.
- Słucham?!
- Uderz mnie! - krzyknęłam.
Mężczyzna nawet się nie zawahał, w jednej chwili usłyszałam świst bata obok swojego ciała ale w odpowiedniej chwili udało mi się złapać jego koniec i mocno pociągnąć w swoją stronę. Bolało. lecz adrenalina idealnie to maskowała. Narzędzie tortur wyleciało mu z ręki, lądując daleko od jego osoby. Złapałam za dwa sztylety i przygotowałam się na atak, lecz przed tym padło jedno zdanie.
- Nie zabijesz mnie!
- Bo nie mam zamiaru - odpowiedziałam w myślach.
Cielsko wysokiego bruneta napierało na mnie jak nigdy przedtem. Jednym sprawnym ruchem znalazłam się za nim i przejechałam sztyletem po kręgosłupie. Ten tylko ryknął z bólu i oddał mi kopniakiem w brzuch. Przez co upadłam na ziemię, a jemu udało się dość mocno zranić mnie w ramię. Syknęłam cicho i przypomniałam sobie o snajperze.
- Nif teraz!
W tym momencie padł strzał, a Lorrine upadł na ziemię ze zmasakrowanym kolanem. Wstałam szybko i przyłożyłam mu nóż do gardła.
- Po co to było? - zapytałam.
- Satysfakcja - zaśmiał się szyderczo i plunął mi w twarz.
Uniosłam jedną dłoń i uderzyłam go w twarz jak najmocniej umiem. Na szczęście w tamtym momencie do sali wpadł Leo i zajął się brunetem, jeszcze chwile a nie zawahałabym się z zabiciem go. Odsunęłam się nieznacznie i otarłam twarz ze śliny. Schowałam broń i podeszłam do Jeffa. Starałam się go podnieść ale był dla mnie za ciężki. Byłam po prostu bezsilna. Jedynie może usłyszy mnie ktoś z grupy....
- Pomocy! - krzyknęłam.
W tamtej sekundzie zobaczyłam, jak chłopak otwiera. Łzy same napłynęły mi do oczu, na samą myśl o tym, że żyje. Sama nie wiedziałam dlaczego tak się zachowywałam ale wiedziałam, że zależało mi na nim jak na nikim innym. Wplotłam palce w jego włosy i popatrzyłam w oczy.
- Jeff... - powiedziałam cicho.
- Co..? On tu jest... Uciekaj...
- Nie ma go tutaj, jesteś bezpieczny...
- Ale...On..
- Nie dam cię skrzywdzić rozumiesz? Nie chce cię stracić.... - jęknęłam łapiąc go za rękę.
< Jeff?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz