W odpowiedzi na jej pytanie, podniosłem się, jednocześnie wyswabadzając ją od ciężaru mojego ciała. Ile dałbym za jeszcze minutę, może dwie takiego leżenia... Ale spacer mógłby być lepszy. Rzuciłem okiem na ścienny zegar, który wskazywał dochodzącą godzinę dwudziestą drugą. Wartownicy już pewnie obchodzili teren, uniemożliwiając swobodne przemieszczanie się pomiędzy terenem byłego więzienia stanowego, a resztą terenów. Cóż... Sam byłem temu winien, bowiem to ja już jakiś czas temu wprowadziłem obowiązek strzeżenia okolicy po zmroku. Wcześniej wszelkie, radioaktywne mniej lub bardziej, stworzenia wtargały tu, niszcząc uczucie bezpieczeństwa moich ludzi.
- Możemy iść- odpowiedziałem
Wstałem z łózka, by zaraz znaleźć się przy mosiężnych drzwiach, jakich były w tym skrzydle dziesiątki. Przekręciłem znajdujący się w nich klucz do momentu, kiedy wrota same się otworzyły. Kim puściłem przodem, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zechciał powęszyć co się działo. Będąc już na dworze, złapałem ją i zaciągnąłem w cień.
- Strażnicy. Ja ich zagaduję, ty w tym czasie wychodzisz, jasne?- wyszeptałem stanowczym tonem- Inaczej oboje możemy mieć kłopoty.
Ta jedynie pokiwała twierdząco głową, więc ja udałem się do dwóch (sporo mniejszych ode mnie) mężczyzn. Jeden z nich popatrzył na mnie tak, jakby zobaczył ducha i pobladł... Eh...
- Dowódco?
- Przepuścić mnie- powiedziałem tonem ostrym i stanowczym, takim, jakim obdarzałem praktycznie wszystkich
- Ni...
- To rozkaz!- huknąłem, widząc jasną czuprynę umykającą gdzieś w mrok
Podziałało, jak zawsze. Przeszedłem pomiędzy osobnikami, wzrokiem szukając dziewczyny. Jest taka jasna, a jednak ciągle znika...
- Kim?- zapytałem cicho
<Kim?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz