Jeden moment wystarczył, bym odrzucił maskę tyrana gdzieś w kąt, ukazując to, jaki byłem naprawdę. Pragnąłem bliskości, ciepła... Chciałem zatrzymać dziewczynę przy sobie. Na zawsze. W głębi serca coś szeptało, że tak właśnie powinno być, że ta chwila była mi i jej potrzebna. Już nawet nie wstydziłem się tego, że płakałem. Musiałem. Zacisnąłem usta, zduszając łkanie, które chciało wydostać się na świat i oznajmić, że oto ten nieugięty dowódca ot tak rozkleił się i to przy kimś, kogo tak naprawdę nie znał. Pozostawiłem jej wypowiedź bez komentarzy, słowa teraz stawały się zbędnym balastem. Powoli, niechętnie wyswobodziłem się z objęć Kimberly, by zamknąć drzwi na klucz. Mimo wszystko nie chciałem, żeby ktoś zobaczył mnie w takim stanie, w jakim aktualnie się znajdowałem. Nawet taka błahostka mogła stać się powodem do buntu ze strony członków łasych na ciepłą posadkę Alphy. Opuściłem ciężką roletę, całkowicie odcinając nas oboje od świata zewnętrznego. Miałem gdzieś to, że takie zachowanie z mojej strony było idealnym tematem do plotek. W półmroku odnalazłem delikatną istotkę i powróciłem do przerwanej czynności. Można powiedzieć, że pragnąłem jej bliskości...
<Kim?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz