Wstałem z zimnej ziemi, na której o dziwie leżałem. Naokoło mnie było widać ukrwawione liście. Dlaczego? Co tutaj zaszło? Kim ja właściwie jestem? Rozejrzałem się wkoło. Byłem sam w lesie. Obok mnie stało niedogaszone ognisko na którym węglił się kawałek mięsa. Bolała mnie głowa, ale to nie było teraz najważniejsze. Nic nie pamiętałem. Imienia, wieku, miejsca gdzie się teraz znajduję.. Zacząłem przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu czegoś co może mi pomóc. W spodniach odnalazłem szklaną kulkę. Była mniejsza od pięści i wyglądała jak miniaturowy globus. Ale aktualnie ten przedmiot mi się nie przyda. W kieszeni od koszuli odnalazłem coś ciekawszego. Kartka papieru zapisana atramentem z krwi. Widać było, że jest brutalnie wyrwana z jakiegoś zeszytu lub książki. Zacząłem ją rozwijać. Już po pierwszych słowach wiedziałem, że jednak pomysł z przeszukaniem swoich kieszeni był dobry.
"To już setny dzień, gdy wyruszyliśmy w tę podróż. Z tej strony jak zwykle James. Od kiedy jestem sam muszę więcej czasu poświęcać na odnawianie bazy, ale muszę też polować. W zachodniej części lasu jest dobre miejsce na założenie pułapek. Muszę się tam niezwłocznie wybrać rano. Noc nadchodzi szybciej niż mi się wydaje..."
Dalsze słowa były przekreślone niedbale, więc nie dałem rady ich doczytać. Wnioskując z listu prawdopodobnie nazywam się James. Po drugiej strony wpisu znalazłem rysunek jakiegoś domku u podnóża gór. Czyżby to mój dom? Nie jestem pewny, ale na to wygląda. Muszę się tam niezwłocznie dostać. Tylko jak..? Wstałem z ziemi i poczułem, że mam coś na plecach. Pusta pochwa po mieczu.. A więc gdzieś w pobliżu będzie mój miecz... Nagle usłyszałem za sobą jakiś szelest... Niedobrze... Bez większego namysłu wspiąłem się na drzewo i zacząłem zwisać z drzewa jak leniwiec - głową w dół. Zamknąłem oczy i czekałem, aż to coś sobie pójdzie. Pode mną pojawiło się coś przypominające królika... "Odejdź, odejdź..." Nie miałem czym walczyć. Nagle spostrzegłem coś nad sobą. Błyszczało w promieniach zachodzącego słońca... W pień przy czubku drzewa wbity był miecz. Sięgnąłem po niego. Ta zajęcza kreatura zaczęła dobierać się do mojego zwęglonego mięsa, którego nadal nie zdjąłem z ogniska. Zeskoczyłem z drzewa ubić to stworzenie. Kontratak nastąpił szybko. Jednak ja byłem szybszy i odciąłem zwierzęciu ucho. Krew rozbryznęła się naokoło. Byłem gotowy na kolejny atak, jednak zając wzdrygnął się i uciekł. O co chodzi? Poczułem na sobie czyjś oddech. Za mną stało coś przypominające żyrafę czy wielbłąda...Z tym już chyba tak łatwo mi nie pójdzie. Wzdrygnąłem się jak zwierzę jak podeszło bliżej. Zrobiłem zamaszysty ruch ręką, a na ziemi pojawiły się lodowe kolce, które odgradzały przeciwnikowi drogę do mnie. Potwór uciekł w pośpiechu. Podszedłem to tego co właśnie stworzyłem. Dotknąłem to lekko, a to coś zniknęło tworząc jasne płomyczki, które po jakimś czasie zmniejszyły się i także zniknęły. "To była tylko iluzja?" Uśmiechnąłem się do siebie. Noc nadchodziła szybko. Spędzenie jej na ziemi nie było by zbyt bezpieczne. Wszedłem na drzewo i dowiązałem się do jednej z gałęzi.
Obudziło mnie wstające słońce. Odwiązałem linę i przypomniałem sobie o pułapach, jakie miałem tworzyć przed utratą pamięci. Nie było to zbyt ciężkie, tak jakbym robił to od urodzenia.
- Skończyłem - uśmiechnąłem sie do siebie patrząc na ukryte plątaniny lin.
Teraz wystarczyło się trochę rozejrzeć i wrócić później. Nagle usłyszałem za sobą szmer. Z zarośli nic jednak nie wyszło. Wyjąłem miecz i cofnąłem się, jednak moją uwagę skupił dziwny dźwięk..Czy to pękanie liny? Pękanie liny! Wszedłem we własną pułapkę! Odskoczyłem by nie dostać kawałkiem gałęzi, ale przy okazji wdepnąłem w inną pułapkę. Lina zacisnęła mi się przy kostce wystrzelając ku górze. Podczas lotu upuściłem miecz i próbowałem złapać innych lin. Jednak to tylko pogorszyło moją sytuację i oplątałem się całkowicie. No prócz jednej ręki, która złapała szklany globus. No i wisiałem około dwa metry nad ziemią z wyciągniętą prawą ręką, która trzymała kulkę. To miecza nie dosięgnę, tym bardziej sam się nie wydostanę. Dlaczego to musiało się przytrafić akurat mnie?! Jak przyjdzie tu coś wrogiego to nie mam szans. Opuściłem głowę i myślałem co zrobić. W tak beznadziejnej sytuacji mogłem znaleźć się tylko ja. Nagle usłyszałem ludzki śmiech. Ktoś tu jest?
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz