poniedziałek, 14 marca 2016

Od Colette

Jak zwykle, po odwaleniu swoich codziennych obowiązków, siedziałam w domu. Zbliżał się wieczór. Czytałam jakąś książkę, którą niedawno znalazłam na dwudziestej trzeciej przecznicy. Dzień jak, co dzień, choć nie do końca. Wszytko tylko wydawało się być rutyną, kiedy usłyszałam czyjeś kroki i kaszlnięcie. "O chol.era" - pomyślałam. Naprawdę nie lubię mieć do czynienia z plugastwem tego świata w czasie wolnym.
Wyjrzałam przez okno, jak gdyby nigdy nic. Z mojego fotela miałam dobry widok na ulicę. Ktoś tam szedł. Na dwóch nogach. Niedobrze. Osoba ta nie poruszała się jak poparzeniec. W przeciwieństwie do poparzeńców, ruchy tego ktosia były płynne. Mała ulga, ale nie do końca. To musiał być człowiek.
Udając, że nic się nie dzieje zajęłam się lekturą, coby się nie rzucać w oczy. Zwykła procedura: "człowiek".
Nagle usłyszałam szczekanie.
- Chol.era jasna! - tym razem powiedziałam to na głos.
Jest tylko jedno szczekające coś w okolicy i tylko jedno coś na co takie szczekające coś mogłoby szczekać. Słowem mówiąc, Adel zaczął szarżować na przechodnia.
Szybko wybiegłam przez ogród na ulicę. Nie miałam, żadnego planu.
- Adel! - zaczęłam krzyczeć do jeleniołaka. Przechodzień dopiero teraz mnie zauważył. Nie przejęłam się tym tak od razu i w kółko wołałam zwierzę, bądź co bądź to mój jedyny przyjaciel, z którym rozmawiam. Bez niego zwariuję.
Adel dopiero za dziesiątym zawołaniem stracił zainteresowanie człowiekiem i wrócił do mnie. Dopiero teraz do mnie dotarło, że znajduję się w ciemnej dupie, bez broni, całkowicie odsłonięta.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz