Pomimo nowych technologii szum silników był słyszalny w każdym zakątku statku. Kilka minut temu po raz kolejny widać byłko kilkuosobową grupę zmierzającą na ziemię, jednak nie w tym był sens mojego życia. Po raz kolejny od dwóch lat wpatrywałem się rozmarzony w chłopaka, którego imienia nawet nie znałem. Jednak wszystko przerwała biegnąca do mnie Vasilica. Westchnąłem rozdrażniony i wstałem powoli wycofując się w odludnione miejsce.
- Czego chcesz Vas? - mruknąłem patrząc z zaintereswaniem w swoje trampki. - Może i jesteś młoda, ale nigdy nie przychodzisz bez powodu.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła ostrożnie i podeszła do mnie jeszcze bliżej.
- Kwatera główna jest dzisiaj pusta. Możemy tam dzisiaj wpaść - wyszeptała, po raz kolejny skanując teren. Warknąłem pod nosem wściekając się, bo ile razy mam powtarzać, że nie będę słuchał 3 lata młodszej siostry.
- Costin, nie bądź taki proszę. Tylko ten jeden raz. Nie jesteś ciekawy co oni tam mają? Dlaczego wysyłają pojedyncze jednostki na ziemię, gdy mamy tutaj tak dobrze?
- Może dlatego, że ludzie od zawsze żyli na ziemi, a statek kosmiczny miał służyć za ratunek? - odpowiedziałem oschle, ale pokiwałem głową. Vasilica uśmiechnęła się szeroko i pokierowała w stronę kwatery głównej. Weszliśmy tam bez najmniejszych przeszkud i dziewczyna od razu zaczęła przeszukiwać komputery z danymi. Natomiast ja wyjąłem telefon z kieszeni i znudzony zacząłem przeglądać pliki. W ułamku sekundy wszystko zaczęło się walić. Do pomieszczenia wparowało pięć uzbrojonych osób. Przyparli naszą dwójkę do ściany pokładu i wszczepiając nam jakieś płyny w szyję, usypiają. Kiedy się obudziłem byłem na stole operacyjnym, a w moim lewym ramieniu czułem okropny ból. Zerknąłem w tamtą stronę i z przerażeniem stwierdziłem, że ta jest właśnie amputowana. Zacząłem krzyczeć w akcie protestu, lecz także i bólu. Uciszono mnie ogromną dłonią naciskającą na moje usta. Poczułem strumień łez spływających po moim policzku. Gdy obudziłem się z powrotem, nic nie było takie same. Przede wszystkim lewa ręka nie była już więcej z krwi i kości, a zniezinterpretowanym przeze mnie metalu. Jeden z chirurgów wszedł do pokoju trzymając plik kartek.
- Costin Simonson, siostra Vasilica Simonson, rodzice Maddison i Ashtona Simonson? - zapytał powarznym, ale i znudzonym tonem. Skinąłem głową, mierząc go od góry do dołu. - Od teraz nazywasz się Gavril Staviz, a twoja siostra Insomnia Staviz. Jesteście uwarzani za dzieci rebelii, dlatego w późniejszych latach zostaniecie wysłani na planetę Ziemię - mężczyzna schował plik kartek pod pachę i już miał wychodzić, lecz jego szyja została zmiarzdżona przez metalową dłoń.
***
Obudziłem się z wrzaskiem, cały spocony. Odkryłem się gwałtownie i wyszedłem z prowizorycznego łóżka. Włożyłem spodnie w ekspresowym tempie i wyszedłem z bazy, sięgając po broń. Patrol. To dobrze mi zrobi. Po kilku minutach usiadłem na jakimś pagórku i zacząłem przysypiać.
- Miło widzieć swojego brata po sześciu latach i razem przeżytej wojnie - usłyszałem znajomy głos gadającego komputera. Vasilica. Odwróciłem głowę by zobaczyć charakterystyczny pukiel brązowych loków.
- Ile słów? - zapytałem, od razu widząc że coś hamuje jej sen. Brunetka pokazała mi dwa palce i usiadła obok.
- Koszmary? - napisała na wyświetlaczu urządzenia, a ja skinąłem głową. Siedzieliśmy w ciszy przez następne pół godziny, aż w końcu postanowiłem się podnieść.
- Dobra, spadam. Do zobaczenia - cmoknąłem ją w czoło i zacząłem odchodzić.
- Żegnaj Costin - jej zachrypnięty głos rozbrzmiał na kilka sekund, a licznik na ręce zaczął pikać. Uśmiechnąłem się do niej smutno i wróciłem do bazy.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz