Kolejny dzień, niby jak każdy inny, lecz nie do końca. Kolejny miesiąc, kolejni rekruci, kolejne szkolenia bojowe. Przechodziłam ciemnymi korytarzami w siedzibie, szukając kogoś do pomocy. Od tak dawna nie widziałam tu żadnej twarzy, że marzyłam tylko o ujrzeniu kogoś, byleby znajomego. Ciężkie buty, przy każdym kroku wydawały odgłos, zwiastujący moje przybycie. Otwierając kolejne drzwi, zauważyłam osobę na końcu pomieszczenia. Przyśpieszyłam kroku, w tym samym momencie gdy mężczyzna odwrócił się w moją stronę. Znałam go, ta metalowa ręka, ciemne włosy, zwiastowały tylko jedną personę.
- Gavril - powiedziałam głośno, ciągnąc go w stronę wyjściowych drzwi.
- Tak to ja.
- Musisz mi pomóc - stwierdziłam
Ten popatrzył na mnie jak na wariatkę, przez co przewróciłam oczami. Gdy tylko znaleźliśmy się na dworzu, do naszych uszu dobiegł odgłos lądującego statku. Pokazałam na niego ręką, uśmiechając się serdecznie do starszego ode mnie chłopaka. Wiedziałam, że przekonanie go nie będzie takie łatwe, ale mam już na niego sposób od parę lat - mianowicie mały szantaż:
- Pomagasz mi przy szkoleniu i ogłoszeniach, czy wolisz iść przerzucać resztki zgniłego jedzenia. Bo to propozycja raz na milion - zaśmiałam się - poza tym później dostaniesz trochę wolnego.
<Gavril? Ona jest bardzo miła xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz