-Ty? - zapytałam z lekkim uśmiechem- chodź ze mną.
Podeszłam powoli do dziewczyny, lecz po trzech krokach ktoś położył mi ręce na barkach. Odwróciłam się na pięcie, by spojrzeć na szyję jakiegoś mężczyzny. Biała czupryna, szeroki uśmiech. Czyżby brat zastanawiał się, co ma zrobić.
- Hej Leo - przywitałam się, unosząc głowę.
- Sis, no nie mów, że nie przydzielisz mi jakieś fajnej misyjki.
- Bedzie taka, o którą zawsze prosiłeś - rzekłam tajemniczo.
Na twarzy, tego jakże wysokiego blondyna, zawitał uśmiech wdzięczności. Bez namysłu odwrócił się i szybkim krokiem podszedł do Nifenye. Tak. Oni muszą walczyć razem. Snajper osłaniający wybornego wojownika i mistrz miecza, niedopuszczający przeciwnika do naszego "Orlego Oka". Uśmiech zagościł na mojej twarzy, na wspomnienie tej dwójki. Ponownie odwróciłam się do dziewczyny.
- O czym ja mówiłam? - zaśmiałam się.
- Co mam do roboty? - przypomniała mi.
- A no właśnie! Obchodzimy mutanty z grupką wojowników - objaśniłam.
- Tak po prostu? - zapytała zdziwiona.
- Nie. Wychodzimy za miasto i obchodzimy je, gdy Nif powie nam, iż żaden z mutantów nie znajduje się na otwartym terenie.
- Tylko tyle? Przecież one nie są aż tak głupie...
- Shadow żyją mottem "Zabij cicho i zbiegnij", puki ja stosuję taką taktykę, radze się nim kierować.
Dziewczyna uśmiechnęła się pewnie i popatrzyła na mnie pytająco.
- Idziemy? - zapytałam.
<Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz