To, że cały dzień od samego rana był dla mnie beznadziejny jest prawie codziennością. Dzisiaj jednak przekracza to wszelkie granice. Poszukiwania mi nie wyszły i pewnie dostane trzy dni w zmywaku za takie coś. Miałam się pojawić dzisiaj u Alphy z więźniem a przyjdę z pustymi rękoma. Nie moja wina, że zniknął i nie ma po nim śladów. Trudno raz się żyję. Wstałam z własnego posłania i dość szybkim krokiem wyszłam ze swojego namiotu. Wiedziałam dokładnie gdzie mam iść... Mijałam kolejne "pokoje" w poszukiwaniu naszego dowódcy. Wejście do jego lokum znajdowało się w samym środku naszej "twierdzy". Zapukałam delikatnie. Usłyszałam odgłos ciężkich butów i otwierania drzwi. Moim oczom ukazał się bardzo wysoki mężczyzna.
- Czego ? - zapytał.
- Ja miałam się stawić dzisiaj - powiedziałam w miarę pewnym tonem.
< Zero? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz