Leżałam w oknie dość dużego budynku, na granicach miasta. Godzina szósta, piękny poranek a ja obserwuje teren przez lunetę. Nie, nie, czas z tym skończyć. Koczowałam tutaj całą noc zestrzelając wszystko co się poruszyło i nie było człowiekiem ale bo dziesięciu godzinach, to zaczyna denerwować. Wstałam szybko na równe nogi, by po chwili przygotować się do wyjścia. Zbiegłam po schodach na sam dół i z impetem wyszłam na łono natury. W oddali ujrzałam postać o białych włosach. Siedziała do mnie tyłem, więc nawet mnie nie widziała. Cichym krokiem zbliżyłam się, jak to po paru krokach okazało się, przybyszki i położyłam jej rękę na ramieniu.
- Hej - powiedziałam spokojnie.
<El?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz