Zawtórowałem jej cichym śmiechem, a raczej czymś, co miało nim być. No może niebyt mi tym razem wyszło... Wedle jej życzenia przywołałem banana na twarz, chociaż to raczej było spowodowane widokiem jej ciemnych oczu. Eh... Stop, czas wyłączyć tryb romantyka. I tak nie znałem jej za długo i raczej nie wiedziałem wielu rzeczy związanych z jej osobą, więc podbijanie byłoby równoznaczne z byciem szalonym. Westchnąłem cicho, siląc się na odpowiedź.
- No ale mogę cię tak przypadkiem zgnieść...- jęknąłem- No bo jestem taaki groźny!
Mówiąc to rozpostarłem ręce, pokazując ogrom niebezpieczeństwa związanego z przebywaniem w moim towarzystwie. No może troszkę przesadziłem... albo i nie. Po kilku sekundach parsknąłem śmiechem. Moja głupota czasami dobijała mnie samego, naprawdę.
<Kath?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz