Zaczęłam się podniecać umiejętnościami kogoś innego... To było nietypowe dla mojej osoby, więc przemęczenie pewnie zaczęło już oddziaływać na mój organizm. Powinnam wrócić do mojej, bądź co bądź bezpiecznej, tymczasowej siedziby. Było to o tyle łatwe, że Wilki straciły trop, więc Pustkowia ziały... pustką. Ot takie masło maślane. Gwizdnęłam cicho, przywołując do siebie swojego "groźnego" zwierza. Jedna sekunda, potem dwie i trzy, i... nic. Kompletne zero. Wcięło mi gdzieś psa, niech to szlag! Wszystko się sypało... Wolnym krokiem ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku, przy okazji strzepując listki i gałązki, które uczepiły się mojego ubrania. Gdyby nie on, to może sama dałabym sobie wtedy radę, ale nie. Zabawił się w superbohatera i wepchnął mnie do krzaków! A teraz wyglądałam jak taka choinka.
- Ej! Gdzie idziesz?!- usłyszałam jego głos
- Do kościoła- burknęłam na pożegnanie.
- Kościoła?
Szybko znalazł się obok mnie. Normalnie jak jakiś rzep. Ech...
- Takie miejsce, w którym się kiedyś modliło. Wiesz, msze, krzyże, złożone rączki, koleś w sukience i te sprawy- tłumaczyłam matowym tonem.
<Cookie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz