Uśmiechnąłem się zadziornie i ruszyłem w stronę kuchni
- Najpierw, zaparzę herbatę - powiedziałem mijając dziewczynę. Wstawiłem wodę na herbatę, a w międzyczasie wyjąłem dwa kubki i wrzuciłem do nich po torebce z zielonymi, aromatycznymi liśćmi. Po przygotowaniu napoju, wróciłem do pokoju i odstawiłem gorące picie na stolik, siadając przy tym na łóżku. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to brak Sakury.
- Sak? - lekko zaniepokojony, co ta dziewczyna mogła zrobić, zacząłem się rozglądać. I co zauważyłem? Sakurę, majstrującą przy barku. Podszedłem cicho i złapałem nagle za ramię, przez co dziewczyna o mało nie wywaliła całej półki z alkoholem, a na dodatek dostała potwornej czkawki. zachichotałem pod nosem, ale stałem z założonymi rękoma z lekko uniesionymi brwiami, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
- No bo ten... *hic* Myślałam, że może zagramy w butelkę, *hic* ale nie znalazłam żadnej pustej, więc trzeba jedną opróżnić - zaśmiała się, lekko zakłopotana, że ją przyłapałem, czkając przy tym niemiłosiernie.
- Ach tak? Niestety, dzisiaj bar zamknięty, w butelkę zagramy kiedy indziej - zamknąłem szafkę i pomogłem dziewczynie wstać - za to mamy inny problem - zrobiłem poważną minę.
- Jaki problem? *hic*
- Twoją czkawkę - wyszczerzyłem białe żeby w szerokim uśmiechu. Czułem, że może być śmiesznie. Oczywiście, jest dużo sposobów na czkawkę; wstrzymanie oddechu, napicie się czegoś, ale najciekawszym na pewno było przestraszenie kogoś.
- Em, zaraz mi przejdzie - uśmiechnęła się nerwowo, przeczuwając, że coś planuje.
- Przejdzie, ale ja w tym pomogę - wyszczerzyłem się szeroko i przeniosłem umysł dziewczyny do swojego wymiaru... Znaleźliśmy się na dużej, oświetlonej polanie. Dookoła płynął cicho strumień, kolorowe ptaki śpiewały pięknie na dużych, rozłożystych gałęziach. Wziąłem głęboki oddech i przymknąłem oczy. Ciekawe kiedy ostatnio się tu przenosiłem... Lubiłem mieć tą władzę, móc zrobić cokolwiek zechcę...Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na Sakurę. Rozglądała się dookoła z wielkimi oczami. Ciekawe czy jej się podobało... Nie ważne, trzeba pozbyć się tej jej czkawki, bo jak usłyszę choćby jeszcze jedno czknięcie, to wpadnę w szał.
- Wypadałoby zrobić jakiś straszny nastrój... Co powiesz na dom strachów? - Nie czekając na odpowiedź, pstryknąłem palcami a na miejscu polany, pojawił się ogromny, zniszczony pałac. Wokół było bardzo ciemno, z drzew spadły wszystkie liście i teraz wyglądały niczym martwe. Niebo oświetlone było tylko okrągłym księżycem, nie było ani jednej gwiazdy. Wokół latały nietoperze, piszcząc cicho do siebie. Złapałem Sakurę za rękę i pociągnąłem w stronę domu. Gdy tylko przekroczyliśmy szerokie, dębowe drzwi, zmieniłem się w kota i pobiegłem po schodach, znikając w ciemnościach.
- W miejscu, w którym jesteśmy, nie ma żadnych ograniczeń, jednak dam ci kilka ważnych wskazówek. Po pierwsze, od teraz, gdy zaczkniesz, będzie to oznaczać, że coś się zbliża. Po drugie, pamiętaj, że mimo, że to wszystko nie dzieje się na prawdę i twoje prawdziwemu ciału nic się nie staniesz, to tu jednak będziesz odczuwać ból. I po trzecie, najważniejsze, gra skończy się gdy uda ci się wydostać z domu - w tym momencie zamknęły się wszystkie okna i drzwi. A ja patrzyłem rozbawiony na dziewczynę. Może to co teraz robiłem mijało się trochę z poprzednim celem - aby dziewczyna przestała czkać, ale w każdym razie jest strasznie, więc jakiś tam sens pozostał.
- A teraz, czas zacząć zabawę! - zachichotałem i spojrzałem złotymi ślepiami na dziewczynę.
< Sakura? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz