piątek, 8 kwietnia 2016

Od Zera - Cd. Kimberly

Nie miałem ochoty puszczać ją samą na drugi koniec budynku, do skrzydła żeńskiego, zwłaszcza, że ten młodociany zboczeniec pewnie gdzieś tam się pałętał. Ale sam też musiałem przygotować się do wyjścia, no i nie mogłem się spóźnić. To by źle świadczyło o mnie jako personie i dowódcy. Jako ten drugi niestety musiałem być nieskazitelny, bez skaz, inaczej dałbym niektórym osobom powód do wszczynania buntu oraz dążenia do zmian w hierarchii grupy. Ani tego pierwszego, ani drugiego nie chciałem, choćby ze względu na wcześniejszego Alphę.  Pomimo wewnętrznych oporów, odprowadziłem Kimberly do wyjścia, szybko wracając do pokoju.
~*~
Ubrawszy swój codzienny "służbowy" strój, w którego skład wchodziły ciężkie buty, ciemne spodnie, szarawa koszulka oraz płaszcz wpadający w głęboką czerń, wyszedłem na spotkanie pani swego serca. Przeklęty podział kwatery, Helevorn powinien go najpierw przemyśleć, a później wprowadzić w życie. Ale wtedy jeszcze nikt nie myślał o wplataniu się w sieci wszelakich romansów. Ani się obejrzałem, a z wolnego chodu przeszedłem na trucht, tym samym zwracając uwagę gapiów.
- Co się stało?- szeptali do siebie mijani ludzie
Prychnąłem pod nosem na samą myśl o ich wścibstwie. Nienawidziłem tego, że większość z tych osób żywiła się życiem osób o wyższym stanowisku, niż oni sami posiadali. Żałosne, tylko tyle można powiedzieć na tego typu zachowanie. W ostatniej chwili zatrzymałem się przed otwieranymi przez kogoś drzwiami.
- Zero? Nic ci nie jest?!- usłyszałem delikatny głosik
- Nie, nic, spokojnie- uśmiechnąłem się do drobnej istotki.- To co, idziemy na śniadanie?
Wypowiadając ostatnie zdanie, złapałem Kim za dłoń.

<Kim? Ot takie bez sensu z lekka :')>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz